Kroniki Amberu. Tom 2 - Roger Zelazny

Autor: Bartosz 'Zicocu' Szczyżański

Kroniki Amberu. Tom 2 - Roger Zelazny
Zbliża się 30 kwietnia. Merle Corey wie, że musi dobrze przygotować się na ten dzień. Zresztą tak, jak robi to co roku; jakiś nieznajomy szaleniec upatrzył sobie tę datę i z maniakalną skrupulatnością podejmuje kolejne próby zabicia naszego bohatera. Tym razem jednak dojdzie do wydarzeń dużo bardziej spektakularnych niż banalny zamach na Merlina – potężne siły zaczną się mieszać do jego życia, bo wszystko wskazuje na to, że zbliża się ostateczna rozgrywka między Logrusem i Wzorcem, między Wężem i Jednorożcem. A zwycięzcą będzie ten, komu do swoich racji uda się przekonać głównego bohatera – syna Corwina i Dary, dziecko Amberu i Chaosu.

Warto podkreślić, że w porównaniu z pierwszym tomem, druga odsłona wznowienia Kronik Amberu opatrzona została dużo lepszą okładką. Barwy już nie kłują w oczy, ilustracja wygląda mniej infantylnie (choć i tak można jej wiele zarzucić); nikt raczej nie będzie wstydził się postawić na swej półce pięciu kolejnych powieści z jednego z najsłynniejszych i najlepszych cykli w historii literatury fantastycznej. Zaskoczył mnie natomiast mocno brak wielkich "z" w niektórych fragmentach tekstu, ale to bodaj najpoważniejsza wada wydania. Nie ma co ukrywać jednak – Kroniki Amberu kupuje się dla treści, nie dla oprawy.

Trzeba jednak zwrócić uwagę na kilka cech, które dosyć wyraźnie rozgraniczają pierwsze i drugie pięć ksiąg serii. Przede wszystkim zmienia się kompozycja utworu: można uznać że w Dziewięciu książętach Amberu i kolejnych opowieściach o losach Corwina, narracja i główne wydarzenia skupione są przede wszystkim na postaciach, członkach królewskiego rodu. Autor najwięcej miejsca poświęca w nich intrygom politycznym, sojuszom i wojnom między dziećmi Oberona, dążącymi do władzy nad Amberem. W Kronikach Merlina natomiast wszystko obraca się wokół walki między Logrusem i Wzorcem. Zelazny skupił się tym razem na metafizyce, mnóstwo miejsca poświęcając rozmyślaniom na temat ciągłej konkurencji chaosu i porządku. Losy naszego bohatera przypominają ścieżkę, którą pisarz zręcznie wytyczył między kolejnymi przystankami, za jakie można uznać wydarzenia ważne dla wszechświatowych potęg z uniwersum Amberu i ich kolejne starcia.

Zarzucić można natomiast Zelaznemu to, że niepotrzebnie rozszerza tak bardzo zestaw dramatis personae. W drugim tomie Kronik Amberu pojawiają się kolejni potomkowie Oberona, następni arystokraci z Dworców Chaosu i bękarty wcześniej znanych nam postaci. Wydaje się, że pisarz zbyt mocno odciął się od tego, co wykreował w pierwszych pięciu tomach Kronik: stworzył historię tak spójną, że niesamowicie trudno było umieścić jej bohaterów w niejako nowej opowieści. Dlatego też w losach Merlina mniej czasu spędzimy z dobrze znanymi nam Randomem, Gerardem czy Benedyktem, zamieniając ich na Rinalda, Dalta i Jasrę. Geniusz kreacyjny Zelaznego jednak objawił się i w Atutach zguby – to w nich poznajemy Ghostwheela. Ten mechaniczny twór staje się jednym z najważniejszych bohaterów całego cyklu – jest symbolem kolejnej wszechświatowej potęgi: działań człowieka. Pisarz do filozoficznych pytań o wyższość porządku nad chaosem (czy też chaosu nad porządkiem) zręcznie dodaje trzecią siłę, czyniąc z Kronik Amberu (a z Kronik Merlina w szczególności) dzieło stricte humanistyczne.

Nie wydaje mi się, abym musiał kogokolwiek zachęcać do lektury kontynuacji Kronik Amberu. Jeśli przeczytaliście pierwszy tom, zapewne wsiąkliście w świat Rogera Zelaznego do cna i, tak jak niżej podpisany, długo nie będziecie w stanie wyzwolić się z Cienia. Jeżeli natomiast nie mieliście okazji zetknąć się z tym wspaniałym dziełem, polecam zrobić to bezzwłocznie – naprawcie swój błąd jak najszybciej.