» Blog » Król jest nagi. Przebudzenie publiczności
27-01-2023 20:38

Król jest nagi. Przebudzenie publiczności

W działach: filmy, seriale, Netflix | Odsłony: 167

Król jest nagi. Przebudzenie publiczności
Widzów coraz bardziej irytuje pasożytnictwo kulturowe.

Nieco ponad 3 lata temu na platformę Netflix zawitał długo wyczekiwany Wiedźmin, który zyskał ogromną popularność dzięki serii gier wideo (i w mniejszym stopniu dzięki literackiemu pierwowzorowi Andrzeja Sapkowskiego, o co on są miał ogromny ból d*py).

Produkcja została przyjęta ciepło, wręcz entuzjastycznie. Mało kto przejmował się, że adaptacja Netfliksa jest chaotyczna i w wielu kwestiach bardzo mocno rozjeżdża z książkowym (i growym) materiałem źródłowym. Ewentualnie głosy krytyki uciszano oskarżeniami o rasizm (aktorka grająca Fringillę zagrała bardzo dobrze, a nie podoba ci się, bo jesteś rasistowską świnią; Yennefer nie jest żenującą Mary Sue, tylko ty jesteś chędożonym mizoginem), zwłaszcza na naszym krajowym podwórku.

W zasadzie taka kreacja tej postaci jest rasistowska. Wstydź się Netfliksie!

W istocie fandom kubeł netfliksowych ekskrementów wymieszany z oddanym sprawie aktorem grającym Geralta pląsającym w rytm wpadającej w ucho pioseneczki, przyjął euforycznie i dopraszał się o dokładkę. Zatem nic dziwnego, że streamingowy gigant poszedł za ciosem i dwa lata później wypuścił kontynuację tego gniota. Jednak tym razem fani nie byli już tak pozytywnie nastawieni do radosnej grafomanii showrunnerki Lauren Schmidt Hissrich i jej równie niekompetentnej hałastry. Oliwy do ognia dodał też Tomasz Bagiński próbujący zrobić z widowni głupków dla których sens i logika w serialu są nieistotne, bo przecież liczą się tylko emocje jak lubianych tik-tokowych migawkach. Jak widać Pan Tomek jest tylko krótkodystansowcem i umie tylko into animacje krótkometrażowe, bo serialowe produkcje wyraźnie go przerastają (a ostatnio stanowczo odżegnywał się od Rodowodu Krwi, któremu jeszcze poświęcę trochę miejsca, pomimo tego, że w napisach widnieje jako jeden z producent wykonawczy).

W międzyczasie Amazon zainwestował rekordowy budżet w Pierścienie Władzy, na serial osadzony w tolkienowskim uniwersum Władcy Pierścieni i wyszło średnio, głównie dzięki... blokowaniu niepochlebnych recenzji i opinii na IMDB oraz wyzywaniu krytyków od rasistów. O dziwo podobnych problemów nie miał prequel Gry o Tron - Ród Smoka. O ile w polskich mediach głównego nurtu zachwycano się Rodem, o tyle Pierścienie zostały praktycznie przemilczane. Ciekawe dlaczego?

Pierścienie Władzy: Zemsta Księgowych

Jednak przełom roku roku to istny wyścig o tytuł najgorszego g*wna serialu. Willow od Disneya, Rodowód Krwi od Netfliksa (do czasu premiery wykorzystany do promocji kablówek mających w ofercie Netfliksa) oraz Velma od HBO MAX. W przypadku produkcji Disneya można tłumaczyć niskie noty tym że produkcja odbiła się od oczekiwań "starej" publiczności pamiętającej film z 1988 roku, a młodsi nie byli zainteresowani tym serialem, a Rodowód Krwi został zbombardowany przez fanki Henry'ego Cavilla, który opuścił tonący okręt obsadę jeszcze przed premierą 3. sezonu Wiedźmina i z uwagi na przecieki obnażające rażąco negatywny stosunek scenarzystów do materiału źródłowego.

Jednak twórcy Velmy przeszli sami siebie. Z kultowej kreskówki dla dzieci zrobili wulgarną animację dla dorosłych, wcięli ikonicznego Scoobiego, ale i tak poprawne politycznie bojówki twierdzą, że niskie noty to wina homofobicznych i rasistowskich ataków, bo Velma i Kudłaty (postać dostała nowe imię) mają ciemniejszą karnację niż w pierwowzorze, a dodatkowo tytułowa bohaterka ma lesbijskie skłonności. Efekt? Na Rotten Tomatoes recenzje od widzów (6%) niższe niż nasz rodzimy faworyt do Złotych Malin – 365 dni (36%), wspomniany wcześniej Rodowód Krwi (13%), a nawet propagandowy Smoleńsk (10%) xD Czy ktoś jest w stanie to przebić?

Od kilku(nastu?) mówi się o cancel culture, zjawisku wykluczania twórców i produkcji o wydźwięku ksenofobicznym, antysemickim, rasistowskim, homofobicznym, mizoginistycznym, etc. Na pierwszy rzut oka wypadałoby przyklasnąć takiemu podejściu, bo tworzenie toksycznych treści nie przynosi społeczeństwu korzyści. Niemniej ostatnio to zjawisko zmutowało i zaczęło przekraczać wszelkie granice szeroko rozumianego absurdu, a nowe produkcje często powielają w kółko te same schematy: silna i niezależna postać kobieca (najlepiej główna protagonistka) na pierwszym planie plus pozytywny wątek nawiązujący do mniejszości seksualnych lub/i etnicznych (zwłaszcza ciemnoskórych), których broń Boże nie można ukazać w negatywnym świetle – negatywne wątki są zarezerwowane dla białych heteroseksualnych mężczyzn.

Spko jeśli powyższe zostaje w miarę sensowy sposób wyjaśnione fabularnie. Gorzej jak prowadzi do sprzeczności historycznych (wciskanie ciemnoskórego aktora do roli historycznej białej postaci), czy kłujących w oczy sprzeczności z pierwowzorami. W tym przypadku można mówić nie o cancel culture, lecz o pasożytnictwie kulturowym – zawłaszczaniu i przerabianiu (wypaczaniu?) do standardów inkluzywności klasycznych tytułów, licząc na sukces odpowiadający pierwowzorowi ( takie "odcinanie kuponów" jak w przypadku filmowych lub serialowych tasiemców, które na początku podbiły serca fanów, po to by z każdą kolejną częścią stawać się coraz bardziej miałkie lub absurdalne). Ostatnie miesiące pokazały, że które pasożytnictwo kulturowe irytuje widzów znacznie bardziej niż wymuszona poprawność polityczna wałkowana według jednego (opisanego wyżej) schematu. Wszakże nikt nie lubi jak mu chciwe korporacje psują bezcenne wspomnienia z dzieciństwa, a publiczność naprawdę nie ma problemu z silnymi postaciami kobiecymi, czy mniejszościami lub etnicznymi, ale jest coraz bardziej zmęczona wylewającą się zewsząd poprawnością polityczną, czy też szerzącym się pasożytnictwem kulturowym.

Dlatego platformy streamingowe i producenci filmowi powinni dwa razy zastanowić się zanim znów zaczną na siłę tworzyć inkluzywne (i jednocześnie wtórne) dzieła oraz jednocześnie powoływać się na żenującą linię obrony odwołującą się do poprawności politycznej dla kiepskiego scenariusza, sztucznej gry aktorskiej, czy też słabej scenografii i efektów specjalnych.

My Struggle by Netflix

1
Notka polecana przez: Exar
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Exar
   
Ocena:
0

Nie do końca wiem o czym piszesz, nie oglądałem żadnej z tych produkcji. Ale mam pewną obserwację, trochę podobną - mianowicie temat Żydów, Polaków, Niemców. Taki Pianista - dostał 1000000 oskarów, niby film dobry, niby mocny, ale obraz jest mniej więcej taki: wpadają naziści, zamykają ludzi, etc. Potem ktoś tam chowa bohatera a potem się zaczyna: POLACY go okradają, POLACY donoszą na niego, i na koniec DOBRY NAZISTA mu pomaga. I co sobie myśli taki prosty, niewykształcony historycznie widz?

28-01-2023 07:05
Aesthevizzt
   
Ocena:
0
Sek w tym ze scenariusz jest oparty o biografie Szpillmana. Wedlug obecnych standardow (do ktorych nawiazuje) pianistą bylaby kobieta (nazywalaby sie Playgirl) uwiklana w lesbijski romans z corka niemieckiego oficera ktory ja pozniej uratowal (a na koniec ona sama odbilaby go z sowieckiej niewoli z Mauserem w reku), a gettcie wielu Zydow byloby czarnych.
28-01-2023 12:09
Exar
   
Ocena:
0

Sek w tym ze scenariusz jest oparty o biografie Szpillmana.

Tak, ale pytanie na co jest położony nacisk i skąd się bierze taka a nie inna motywacja danych zachowań. Przykładowo, Figura, jak dobrze pamiętam, zaczęła krzyczeć coś w stylu Żyd, Żyd, ale czemu tak zrobiła? Ze zwykłej ludzkiej nienawiści, czy może mogła za donos dostać trochę chleba dla ledwo żywych z głodu dzieci (a czemu dzieci nie mają chleba - bo Polska została najechana przez Niemców)? Albo dzień wcześniej Niemcy rozstrzelali jej męża, bo widział ukrywyającego się Żyda i nic nie powiedział? 

Trochę się czepiam tego filmu, ale coraz częściej widzę takie jednostronne pokazywanie tematów, które bez zrozumienia kontekstu mogą być zupełnie źle zrozumiane.

A jak by ktoś oglądał Pianistę, to mam prośbę - policzcie ile razy pada słowo Polak, Niemiec i Nazista/Faszysta/Hitlerowiec. Ciekaw jestem jakie będą proporcję.

28-01-2023 13:20
Aesthevizzt
   
Ocena:
0
Wydaje mi sie ze film wlasnie mial byc jednostronny - przedstawiac perspektywe Szpillmana.
28-01-2023 14:42
Kaworu92
   
Ocena:
0
Hm... Dawno temu był film w TV, mało z niego pamiętam (chyba dzieckiem wtedy byłem?).
28-01-2023 16:00
Kaworu92
   
Ocena:
0
Dobra, film z 2002, 10 lat wtedy miałem xD nie dziwota, że pamiętam jak przez mgle xD
28-01-2023 16:02
Aesthevizzt
   
Ocena:
0

Pianistę widziałem dopiero kilka lat po premierze (razem z Listą Schindlera), czyli kilkanaście lat temu mniej więcej w okolicach premiery kontrowersyjnego Oporu z Craigiem, któremu - z tego co czytałem - niedaleko do Bękartów Wojny. W każdym razie w wolnej chwili warto byłoby odświeżyć zarówno Pianistę, jak i Listę. I na pewno byłaby lepsza inwestycja czasu niż streamingowe potworki takie jak Velma ;)

28-01-2023 20:10

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.