» Recenzje » Kriss de Valnor #04: Sojusze

Kriss de Valnor #04: Sojusze


wersja do druku

Gdzie stare spotyka się z nowym

Redakcja: Camillo, Mały Dan

Kriss de Valnor #04: Sojusze
Sojusze to już czwarta część spin-offu Thorgala, który z jednej strony rozwija wątki dotyczące Kriss de Valnor, a z drugiej stara się czerpać pełnymi garściami z dorobku serii głównej.

Fabularnie Sojusze bezpośrednio kontynuują historię opowiedzianą w Czynie godnym królowej. Kriss, zdobywszy królewski tron, musi stawić czoła pierwszym wyzwaniom. Jej władza tylko z pozoru jest stabilna. Wojska cesarza Magnusa nieuchronnie zbliżają się do granic, Król Uzdrowiciel podkopuje jej autorytet, pragnąc zjednoczyć wikingów pod swoim berłem, a i lokalni możnowładcy kwestionują jej prawa do tronu. O ile lokalną opozycję Kriss z właściwym sobie wdziękiem potrafi spacyfikować, o tyle zarówno Taljar Sologhonn, jak i Magnus, stanowią śmiertelne zagrożenie. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności Taljar także zdaje sobie sprawę z własnej słabości militarnej w konfrontacji z wyznawcami Javhusa. Kriss i Król Uzdrowiciel wiedzą, iż tylko zjednoczona północ będzie w stanie oprzeć się inwazji. To zbliża do siebie niedawnych oponentów, a Kriss odkrywa tożsamość Taljara.

Choć Sojusze rozwijają wątki z poprzedniego tomu, to podobnie jak w Wyroku Walkirii gros fabuły stanowią odniesienia do serii głównej Thorgala, a zwłaszcza kilku ostatnich zeszytów. I chyba właśnie kohabitacja obu równoległych serii stanowi o ich największym uroku. Wzajemne przenikanie motywów niewątpliwie urozmaica lekturę serii poświęconej Kriss, bo wątek główny w żadnym wypadku nie powala na kolana. Głównym problemem Sente jest bowiem całkowity brak umiejętności budowania postaci oraz nadania im głębi psychologicznej. Wiadomo, że źli bohaterowie są źli, a dobrzy są dobrzy, natomiast Kriss postępuje w znany wszystkim czytelnikom sposób. Taljar zresztą też jest przewidywalny do bólu. Dialogi są jak zwykle drewniane i gdzieniegdzie przesączone niepotrzebnym patosem. Mamy więc do czynienia z efektem "otwierających się nożyc". Z jednej strony ciekawie wykorzystane wątki z dawnych części Thorgala, z drugiej brak umiejętności poprowadzenia bieżącej fabuły. I niestety, nie ma żadnych przesłanek, aby ta sytuacja uległa zmianie.

Pod względem ilustratorskim de Vita kontynuuje obraną ścieżkę. Jego rysunki nie drażnią, ale i nie wzbudzają żadnych zachwytów. Dorosła Kriss niby graficznie przypomina tę "dawną", ale jednocześnie wyraźnie od niej różni się. Jako czytelnik wychowany na pierwszych edycjach Thorgala, zdecydowanie optuję za kreską Rosińskiego: zarówno starą, jak i tą prezentowaną w ostatnich przygodach Wikinga.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Podsumowując Sojusze należy jasno postawić sprawę: spin-off ewidentnie kierowany jest do fanów Thorgala. Wzbogaca świat o nowe fakty i wydarzenia i to jest jego niewątpliwy plus. Jednakże jego twórcy w żadnym wypadku nie zastąpią nam oryginalnego duetu autorskiego. Osobiście za rok zapewne sięgnę po kolejny zeszyt i najprawdopodobniej będę narzekał, podobnie jak dziś to czynię. W końcu ćwierć wieku z wikingiem zobowiązuje.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


6.5
Ocena recenzenta
6.12
Ocena użytkowników
Średnia z 4 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 4
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Kriss de Valnor #04: Sojusze (Alliances)
Scenariusz: Yves Sente
Rysunki: Giulio De Vita
Wydawca: Egmont Polska
Data wydania: listopad 2013
Format: A4
Oprawa: miękka
Druk: kolorowy
ISBN: 9788323761792
Cena: 22,99 zł
Wydawca oryginału: Le Lombard



Czytaj również

Kriss de Valnor #5: Czerwona jak Raheborg
Tylko dla zatwardziałych fanów
- recenzja
Kriss de Valnor #03: Czyn godny królowej
Król jest nagi
- recenzja
Thorgal. Młodzieńcze lata #1: Trzy siostry Minkelsönn
I znowu seria poboczna...
- recenzja
Thorgal #34: Kah-Aniel
Wiking pod słońcem pustyni
- recenzja
Thorgal #32: Bitwa o Asgard
Bitwa o honor
- recenzja
Thorgal #31: Tarcza Thora
Thorgalu, ratuj… siebie!
- recenzja

Komentarze


Repek
   
Ocena:
0

Żenująco zły komiks. Scenariuszowo już do tego można przywyknąć, ale żeby na tych czterdziestu paru stronach nie było choć jednego zapadającego w pamięć rysunku? To już pukanie w dno od spodu.

Pzdr.

07-02-2014 18:10
Fenris

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

@repek, śmiem twierdzić, że "Sojusze" i tak stoją dwa poziomy wyżej niż dwa ostatnie tomy serii właściwej.

07-02-2014 19:49
Repek
   
Ocena:
0

@Fenris

No to do wysokiej poprzeczki przymierasz, Arturze Partyko. :P

Pozdro

07-02-2014 19:54
balint
   
Ocena:
0

Hmmm... a mi graficznie nie przeszkadzało zbytnio.

Dla mnie cała drętwota, to płytkość postaci. Są przewidywalne i papierowe do bólu.

07-02-2014 20:22
Repek
   
Ocena:
+1

@balint

Nie chodzi o to, że rysunki są złe technicznie czy coś, bez przesady. To solidna ekipa, słabych by pewnie Rosiński nie wybrał.

Chodzi o to, że te rysunki są bez polotu. Gdzie jakiś pełnostronicowy obrazek? Jakaś efektowna walka czy coś w ten deseń? Van Hamme pisał świetne scenariusze [kiedyś], ale bez Rosińskiego ten tytuł nawet nie otarłby się o kultowość. Tym większa szkoda, że nowi rysownicy nie potrafią trochę poszaleć...

Pozdro

07-02-2014 23:56

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.