» Recenzje » Krew zombie - Nate Kenyon

Krew zombie - Nate Kenyon

Krew zombie - Nate Kenyon
Billy Smith ledwo uszedł z życiem z katastrofy drogowej, którą spowodował pod wpływem alkoholu. Spędził dziesięć lat w więzieniu – po tak długim czasie na refleksję doszedł do wniosku, że pora coś zmienić. Jak się jednak okazało, los nie bardzo chciał mu na to pozwolić. Billy'ego zaczęły nawiedzać przerażające sny, przypominające o błędach z przeszłości. W końcu szalone głosy, które pojawiły się w koszmarach, przejeły władzę nad jego życiem – Smith porwał wskazywaną przez obłąkańcze wizje kobietę i uciekł do stanu Maine. Ostatecznie trafił do White Falls, miejsca, gdzie nic nie było takie, jak w innych małych miasteczkach.

Tym, co może się podobać po przeczytaniu całej książki, jest chirurgiczna precyzja, z jaką Nate Kenyon wykreował świat przedstawiony. W Krwi zombie wszystko jest na swoim miejscu, każdy szczegół ma z góry przypisaną rolę, nic nie dzieje się z woli przypadku. Da się wyraźnie wyczuć, że autor od początku wiedział, co chce napisać i przekazać w swej powieści. Widać to zwłaszcza na przykładzie wątków powiązanych ściśle z konkretnymi bohaterami – nie liczcie na to, że spotkana niby przypadkiem postać powie jedno zdanie i zniknie, bo najprawdopodobniej odegra jeszcze w opowieści jakąś złowieszczą rolę. Można by narzekać, że przez oparcie książki na bardzo szczegółowym planie wydarzeń powieść traci naturalność, że staje się sztuczna. Ale to nieprawda: dokładność, z jaką pisze Kenyon, daje się wyczuć dopiero w kontekście całego utworu, kiedy zna się następstwa kolejnych wydarzeń i podsumowanie całej historii – i wywołuje ona tylko podziw.

Podkreślić należy także konsekwencję pisarza w kwestii kreowania atmosfery tekstu. Założenia są proste: mamy w Krwi zombie bohatera uciekającego przed trudną przeszłością, który trafia do małego miasteczka na wschodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych – pozornie najzwyklejszego na świecie (ileż horrorów zaczynało się w ten sposób?). Ale Kenyon nie sili się na sztuczną oryginalność. Podjął decyzję o stworzeniu powieści o określonym klimacie i tą drogą stąpa od początku do końca. Od pierwszych chwil w White Falls czułem się zaszczuty, mimo że mieszkańcy wydawali się świetnymi kandydatami na przyjaciół. Im dalej brnąłem w tekst, im więcej Kenyon przemycał szalonych wizji, obłąkańczych snów, im mroczniejsze wydawało się miasto, tym bardziej niecierpliwie czytałem. Niestety, nie udało się pisarzowi przeskoczyć bardzo wysoko postawionej poprzeczki – w chwili, w której pojawiają się tytułowe zombie, część uroku powieści pryska. Zaszczucie, tak bardzo naturalne, próbuje autor zmienić w sztuczne przerażenie – to niezbyt fortunny zabieg. Na szczęście nawet wtedy pozostaje coś, co wywołuje dreszcze: doskonałe odwołania do Biblii (dzięki którym Krew zombie wydaje się mocno zakorzeniona w naszej rzeczywistości) i świetne cytaty z dziennika osiemnastowiecznego osadnika.

Spory zawód natomiast wywołał we mnie język Kenyona. Po Orbitowskim, Kainie czy Małeckim przyzwyczaiłem się do tego, że autorzy horrorów zaskakują mnie stylem. Zwykle jestem zafascynowany mocnym piórem, trochę szalonymi, perwersyjnymi metaforami i opisami brutalnych scen, a tymczasem w Krwi zombie nie widać chęci Kenyona do pełnej personalizacji tekstu, do uczynienia go wyjątkowym, nasycenia go niezwykłością. Dostajemy powieść pod względem stylistycznym poprawną, ale nic więcej. Pisarz niezgorzej operuje piórem, opisy zawsze są dynamiczne, sceny wizji wywołują trochę szybsze bicie serca – to wszystko, co oferuje w kwestii stylu Krew zombie. Nie zapamiętam z powieści żadnych interesujących porównań, żadnych typowych dla Kenyona zwrotów. Przywołując dyskusję, która przetoczyła się przez fandom, można powiedzieć, że styl autora jest jak szkło, dokładnie odbijające rzeczywistość, ale nie nadające jej żadnych intrygujących odcieni.

Krew zombie to horror doskonały na dwa czy trzy letnie wieczory – nie wymaga ogromnego skupienia, a oferuje całkiem niezłą rozrywkę. Ma wady, ale są na tyle drobne, że nie będą przeszkadzały nikomu, kto chce tylko miło spędzić kilka godzin.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
7.5
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 2
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Krew zombie (Bloodstone)
Autor: Nate Kenyon
Wydawca: AMBER
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 27 maja 2010
Liczba stron: 304
Oprawa: miękka
Format: 145 × 205 mm
ISBN-13: 978-83-241-3677-3
Cena: 32,80 zł



Czytaj również

Diablo III: Zakon - Nate Kenyon
Zostań na chwilę i posłuchaj
- recenzja
Diablo III: Zakon
Prolog. Wspomnienia

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.