» Artykuły » Uniwersum » Krasnoludzcy Zabójcy

Krasnoludzcy Zabójcy


wersja do druku
Krasnoludzcy Zabójcy
Hjalmar Guthlafsson mieszkał w wiosce położonej wysoko w Górach Krańca Świata, niedaleko rubieży państw zamieszkiwanych przez ludzi. Była to niewielka osada: w ciasno skupionych zabudowaniach mieszkało około trzydziestu krasnoludów wraz z kobietami i dziećmi. Wiedli spokojny żywot, odcięci od problemów wielkiego świata całymi milami nieprzebytych górskich ostępów. Strome zbocza i groźne urwiska odcinały małą społeczność od wszelkich zagrożeń i problemów tamtego, obcego świata. Krasnoludy żyły od zawsze tym samym rytmem, wyznaczonym przez odwieczny cykl przyrody. Utrzymywały się z hodowli owiec i choć skromne wiodły życie, niczego jednak im nie brakowało. Jedyny zamęt i niepokój w ten niezmąconym nurtem biegnący ład wnosił właśnie młody Hjalmar.

Hjalmar był myśliwym i uwielbiał swoje zajęcie. Tropił z pasją śnieżne pantery wysoko w górach, polował też na wilki i niedźwiedzie; smutnym wzrokiem wodził za ogromnym gryfem, który gniazdo swe uwił zbyt daleko by nań zapolować, i zbyt blisko, by o nim nie wiedzieć. Jedyną, poza polowaniami, namiętnością Hjalmara były stare opowieści. Słuchał ich w ciągu długich zimowych wieczorów, kiedy to we Wspólnej Chacie starcy bajali o czynach wielkich bohaterów, wojnach wybuchających z błahych powodów, potworach, które pustoszyły dawny świat. Najbardziej zaś lubił historie o goblinach. Podziemne wojny toczone głęboko w czeluściach kopalń, zaciekłe boje w mrokach i krew spływająca chodnikami... wszystko to sprawiało, że Hjalmar długo w noc nie mógł zasnąć i z przymkniętymi oczyma widział siebie rzucającego się w tłum zielonoskórych wrogów.

Aż do ostatniego lata marzenia Hjalmara pozostawały zamknięte w granicach jego powiek. Ostatniego lata stały się rzeczywistością. Wtedy wszystko się zmieniło. Podczas jednej ze swych długich górskich wypraw Hjalmar natknął się na starą wartownię. Kształt budowli i stare opowieści podpowiedziały mu natychmiast, że oto stoi przed jedną z owych pradawnych budowli, które w czasach wojen z goblinami przechodziły z rąk do rąk. Być może któryś z klanów krwawo okupił utrzymanie warowni, a wreszcie zakończył w niej swe istnienie zmasakrowany przez hordę goblinów? Serce mocniej zabiło w piersi krasnoluda. Postanowił zbadać strażnicę.
Okazała się opuszczona od wielu lat. Solidna robota krasnoludów nie wymagała jednak remontu i Hjalmar miał wrażenie, że po naprawieniu drewnianych odrzwi warowni będzie można zaciągnąć w niej wartę. Szansa na odzyskanie dawnego dziedzictwa przemówiła do jego wyobraźni tak mocno jak nic do tej pory. Przedstawił swój pomysł mieszkańcom wioski na naradzie zwołanej we Wspólnej Chacie. Długo i gorąco zachęcał do przejęcia warowni, dokonania wszelkich koniecznych napraw i zaciągnięcia straży. Przypomniał wszystkie znane sobie zniewagi, jakich krasnoludy doznały ze strony goblinów, opisał również dni dawnej chwały. Z satysfakcją dostrzegł ogień, jaki udało mu się rozpalić w oczach trzech młodych krasnoludów, ich głos jednak niewiele znaczył na radzie. Starszyzna była głucha na entuzjazm Hjalmara i kategorycznie zabroniła komukolwiek nawet zbliżać się do ruin. Starzy górale nie chcieli słyszeć o mrzonkach dawnych dni, czy szansie ożywienia wartowni. Jako niewielka społeczność musieli liczyć się z życiem każdego, unikając zbrojnych awantur. Hjalmar spostrzegł teraz wyraźnie jak nigdy dotąd, że jego pobratymcy to zwykli wieśniacy i choć byli twardzi, żadni z nich bohaterowie czy wojownicy. Dlatego w głębi serca zbuntował się przeciwko zakazowi zbliżania się do opuszczonej fortecy.

Niestety najwyraźniej zły omen zawisł nad opuszczoną warownią. Dwa dni po naradzie ze starszymi Hjalmar potajemnie poprowadził do wieży młodych górali, których serca tak rozpalił swym wystąpieniem we Wspólnej Chacie. Wspólnie marzyli o doprowadzeniu warowni do dawnej świetności i ponownym zaciągnięciu czujnych wart. Straż na wysokiej skalnej przełęczy wydała im się ziszczeniem wszelkich marzeń o chwale i bohaterstwie. Odtąd często wymykali się do górskiej fortecy, która w ich oczach urosła do miana niemal niezdobytego orlego gniazda. Kiedy tylko mogli uzupełniali tam zapasy, rychtowali urządzenia obronne, reperowali to, co naruszył czas i niepogoda. Nieszczęście przyszło niespodziewanie. Oto pewnej nocy młodzieniaszkowie postanowili zostać w warowni, by odbyć pierwszą straż. Hjalmar wrócił do wsi by zwołać wszystkich i pokazać im, że to, co wyśmiali jako ryzykowne i niemożliwe, właśnie zostało wykonane! Chciał widzieć podziw w oczach wszystkich mieszkańców wioski, którzy mieli go za niepoprawnego marzyciela. Chciał udowodnić im, że mogą przypomnieć sobie dni dawnej chwały i może nawet zyskać uznanie w oczach któregoś z wodzów klanu. Wieśniacy, choć wstrząśnięci nieposłuszeństwem młodego myśliwego postanowili jednak sprawdzić, czego wśród górskich ostępów dokonała czwórka upartych młodzików. Gromadnie udano się więc do warowni, zostawiając we wsi tylko niezbędne straże. Po kilkugodzinnej wędrówce wszyscy, z Hjalmarem na czele, dotarli do ukrytej wśród rozpadlin i urwisk wieży. Nikogo w niej jednak nie było. Wszyscy trzej młodzieniaszkowie zaginęli bez wieści. Długo nawoływano ich po górach i dolinach. Wiele dni szukano choćby najmniejszego śladu – bezskutecznie! W końcu przyszło krasnoludom pogodzić się ze stratą.

W poszukiwaniach nie brał udziału jedynie Hjalmar. Związanego i pod strażą, niczym zbira, odprowadzono go w dolinę, gdzie siedzibę miała starszyzna klanu. Odwołano się do osądu wodzów, bowiem krasnoludy z wioski Hjalmara domagały się dla niego śmierci. Oskarżenie było ciężkie: sączenie jadu w młode serca i spowodowanie śmierci współplemieńców. Trzy rodziny, które ucierpiały, żądały zadośćuczynienia i krwawej pomsty. Wieśniacy drżeli z gniewu, gdy oddawali Hjalmara pod sąd. Wodzowie jednak nie podzielali ich emocji. Nie znaleziono wszak żadnych ciał – skąd zatem pewność, że młodzi górale faktycznie zginęli? Jednak, poza tym najcięższym zarzutem, wina Hjalmara była bezsporna. Za potajemne sprzeciwienie się woli starszych wioski skazano nieszczęsnego myśliwego na wygnanie z ziem klanu. Imię jego wypisano czerwonymi znakami na skale hańby obok imion zdrajców i morderców. Cały majątek odebrano na rzecz wioski, pozwolono zabrać tylko nóż i łuk (poczytano to jednak za akt niezasłużonej łaski ze strony wodzów). Odebrano mu wszelką ochronę klanu i prawo odwołania się pod opiekę sądu. Każdy krasnolud mógł więc myśliwego bezkarnie zabić, co było niczym innym jak otwarciem drogi do powzięcia na nim krwawej pomsty. Rodziny zaginionych przecież aż dyszały nienawiścią i gniewem.

Tak ciężką karę ponieść przyszło Hjalmarowi Guthlafssonowi, w pamiętnym roku – kiedy to postanowił trzymać z przyjaciółmi straż na skalnej przełęczy. Potem nigdy go już nie widziano w tamtej okolicy.


W ten sposób może zacząć się historia życia Zabójcy Trolli, jednej z barwniejszych profesji Starego Świata. Wielu zadaje sobie czasem pytanie: czy warto zagrać/poprowadzić postać Zabójcy? Odpowiem za Was – warto! Trzeba tylko nieco się napracować, aby cała zabawa miała sens i była godną miana dobrego RPG. Na początek więc historia postaci (patrz powyżej), obejmująca jej pochodzenie oraz dwie niezwykle ważne dla Zabójcy sprawy: winę, za którą przyszło mu cierpieć oraz słabostkę, która przyczyniła się do zaistnienia winy. Najlepiej, aby przewina przyszłego Zabójcy nie była zbyt jednoznaczna. Oczywiście możecie wprowadzić postać Zabójcy, który był zwykłym zbrodniarzem, uciekł po wykryciu jego uczynków, ale w końcu dopadły go wyrzuty sumienia. Trudniej i ciekawiej będzie jednak stworzyć postać krasnoluda cierpiącego za zbrodnię, w sumie, niezawinioną. Niby sumienie ma czyste, zhańbił się jednak przed swoimi na tyle, że musi uchodzić w niesławie. Z kolei słabostka też nie powinna być czymś jednoznacznie moralnie nagannym – dobrze użyć tu czegoś, co może wydawać się całkiem niewinne, choć w pewnych sytuacjach wywołuje kłopoty. Zabójca może być zatem nieuleczalnym marzycielem (jak Hjalmar), pijaczyną, hazardzistą, lub krasnoludem szaleńczo odważnym (narażającym również wszystkich wokół). Możliwości jest wiele.

O piętnie hańby zadecyduje zawsze jakaś wyższa władza – tylko wariat zdecyduje się na dobrowolne wygnanie! Krasnoludy zresztą nie wymierzają sobie same tego rodzaju kar. Banicja dożywotnia jest karą straszliwą, odbieraną przez ukaranego gorzej niż śmierć, choć z pozoru ma być od śmierci łagodniejsza. Tak poważną karę może nałożyć tylko starszyzna klanu, krasnoludowie mający odpowiednie doświadczenie, cieszący się szacunkiem i mający nieograniczoną władzę sądowniczą na swoim terenie (starszyzna wioski Hjalmara takiej władzy nie miała).
Czas wciąż biegnie. Nasz bohater znalazł własne miejsce i żyje poszukując okazji do... o tym za chwilę.

Hjalmar zbiegł z rodzinnych okolic na południe i szukał schronienia pośród ludzi, na przełęczach dzielących Imperium i Graniczne Księstwa. Najmował się tam do eskortowania podróżnych w górach, w których aż roi się od goblinów. Towarzyszył również tropicielom polującym na te stworzenia. Starał się dowiedzieć o zielonoskórych jak najwięcej, a przy okazji jak najwięcej z nich ubić. Wyróżniał się nieprzeciętną zaciętością, pędem do wiedzy i szaleńczą odwagą – wprost pogardą śmierci. Jego imię wkrótce stało się znane na tym obszarze. Wielu chciało podróżować przez góry w towarzystwie Stoupnira Ponurego.


To dość charakterystyczna sprawa: Zabójca Trolli raczej będzie unikał ziem rdzennie krasnoludzkich, gdyż tam każdy będzie miał świadomość tego, kim jest ów tajemniczy przybysz z niepewną przeszłością. Pamiętajcie, że uciekinierzy nie są lubiani w twardym świecie krasnoludzkich gór. Nie tylko palący wstyd im zagraża. Równie dobrze może im wisieć nad głową krwawa zemsta klanu (jak w wypadku naszego Hjalmara). Zupełnie inaczej wygląda sytuacja wygnańca wśród obcych krasnoludów. Choć początkowo ciała naszego bohatera nie pokrywają tatuaże ani nie stroszy on kolorowego czuba na głowie, każdy wszak domyśla się, co to może być za jeden. Nie pomoże wiele fałszywe imię, pod którym wygnańcy maskują własne, zhańbione miano. Krasnoludowie jednak nie odrzucą takiego nieszczęśnika i choć nie może on liczyć na wsparcie, to nie spotka się również z jawną agresją. Krasnoludzki karczmarz sprzeda mu piwo – jeśli tylko będzie miał czym płacić.

Z kolei sam przyszły Zabójca rzuci się w wir wypadków nie wiedząc, że są na świecie osoby bacznie obserwujące jego wysiłki. Krasnoludzcy wygnańcy przeważnie najmują się do najtrudniejszych i najbardziej niebezpiecznych prac – stąd wzięło się przekonanie, że nie dbają o własne życie. Nie zyskują przez to szacunku w oczach pobratymców, ich frustracja pogłębia się, zżera ich gorycz. Mają jednak za co żyć. Wciąż też trawi ich chęć odzyskania szacunku. Dlatego zwykle ich zajęcia będą oscylować wokół przedmiotu własnej hańby (Hjalmar stara się być "blisko" goblinów, które podejrzewa o zabicie swoich przyjaciół i porwanie ich zwłok). Trudne życie wygnańca, na krawędzi ryzyka przyczynia się do silnego pobudzenia zmysłów i emocji – łatwo ich rozdrażnić, skąd wzięło się przekonanie, że nie dbają również o cudze życie.

Dopóki wygnaniec ma w sobie gorycz podsycaną przez poczucie krzywdy (niesprawiedliwy, surowy wyrok), dopóty jest świetnym materiałem na Zabójcę. Pewnego dnia spotka na swej drodze krasnoluda, który zmieni jego dotychczasową ponurą egzystencję. Być może nasz Zabójca uratuje mu życie lub zdrowie, być może na jego oczach rozprawi się ze straszliwą bestią albo dokona jeszcze innego bohaterskiego czynu. Nastąpi jednak przełom – Zabójca po raz pierwszy ujrzy uznanie w oczach innego krasnoluda i po raz pierwszy usłyszy od niego słowa wypowiedziane w starym, górskim dialekcie: "Zaiste jesteś godzien Ścieżki Zabójców". Krasnolud, który je wypowie, nie będzie Zabójcą, nie będzie też wyróżniał się niczym szczególnym. Nasz bohater jednak będzie pewien, że dostąpił zaszczytu: może podjąć próbę odkupienia własnego imienia.

Hjalmar oczywiście od małego słyszał opowieści o Zabójcach Trolli. Należały do jego ulubionych, choć nie cierpiał w nich jednej rzeczy: niczego o Zabójcach nie wiedziano na pewno. Nikt nie wiedział, jakie znaczenie mają tatuaże na skórze Zabójców, jaką rolę odgrywają ich kolorowe czuby. Wiedziano tylko, że to symbole dla nich święte i ich nadużywanie jest przez nich poczytywane za profanację – a nikt z krasnoludów nie miał wątpliwości, że Zabójcy potrafią wyczuć "farbowańca" na milę! Stąd zawsze otaczała ich nieprzenikniona mgiełka tajemnicy a ich srogie twarze oraz mężne czyny wzbudzały lekki niepokój.

Wszyscy krasnoludowie wiedzą o istnieniu Zabójców Trolli – nie znają jednak szczegółów. Wygnaniec zatem nie będzie raczej ryzykował życia i farbował włosów lub zamawiał tatuaży na własną rękę. Rolą Mistrza Gry jest uświadomienie Graczowi ryzyka płynącego z tak pochopnego postępowania. Jeśli Gracz nie posłucha... no cóż, znajdzie w oczach pobratymców tylko potępienie, zyska opinię wariata a, jeśli spotka prawdziwego Zabójcę, może nawet zginąć.

Wygnaniec, który jest dość przeciętnie wyglądającym krasnoludem, w końcu jednak spotka na swej drodze jednego z tajemniczych wędrowców, który uświadomi mu wszelkie zasady rządzące Drogą Zabójców Trolli. Usłyszy zatem, iż, jeśli waży się wstąpić na tę trudną ścieżkę, zyska szansę wymazania wstydu za cenę własnego życia. Odtąd jego znakiem rozpoznawczym będzie głowa wygolona do skóry, na której ostanie się tylko nieco włosów na samym środku czaszki. Te włosy będzie farbował ochrą na kolor zbliżony do pomarańczowego. Winien je również nosić upięte wysoko (wystarczy je grubo obwiązać rzemieniem, lub wpiąć w nie jakieś igły np. z kości), tak by każdy z daleka widział kim jest właściciel czuba. Winien również wędrować po świecie walcząc z wrogami rasy krasnoludzkiej, gdziekolwiek ich napotka (Hjalmar na pewno zaciekle tropiłby gobliny). Nie wolno mu żądać zapłaty za swoje usługi oddane krasnoludom, nie powinien oczekiwać nawet jedzenia czy opieki w wypadku odniesienia ran. Musi oddać całego siebie ludowi, który go odrzucił, w zamian nie oczekując niczego. Nawet najpodlejszy krasnolud będzie mógł nań splunąć, jemu zaś nic nie wolno będzie uczynić. Zatrzyma się w danej okolicy tylko w dwóch wypadkach: jeśli napotka wroga, do spotkania z którym będzie musiał się przysposobić, lub gdy osiągnie sławę i szacunek w danym miejscu. W pierwszym przypadku, gdy spotka wymagającego przeciwnika, zaczeka tak długo, jak to konieczne, by ruszyć do walki i nie zhańbić się sromotną porażką. Czas poświęci wszelkim koniecznym przygotowaniom, treningowi czy zakupom. Zabójcy Trolli tylko zmuszeni przez okoliczności działają żywiołowo; gdy mają czas, wolą się przygotować. Kiedy z kolei Zabójca osiągnie pewną sławę w jednym miejscu, dzięki bohaterskim czynom, rzecz jasna, wówczas poczeka na wędrowca, który sam go odnajdzie w tej okolicy. Wędrowiec ten wykona na jego ciele tatuaż, który jest niczym innym jak magicznym zapisem dzieła dopiero co ukończonego oraz pozostałością po starożytnych pancerzach, które wojownicy w Dawnych Dniach malowali na ciele, przedkładając je nad wszelką inną zbroję. Z czasem i sam Zabójca przekona się, że tatuaże na jego ciele faktycznie mają jakąś moc ochronną (jak się o tym przekona, to już rola sprawnego MG) i wzgardzi każdym innym pancerzem czy tarczą! Tatuaże pokryją jego ciało w rytualnej, ustalonej od tysięcy lat kolejności: wpierw piersi, potem plecy, ramiona, nogi a w końcu twarz i głowę. Stąd pamiętajcie, że absolutnie nikt nie będzie drażnił Zabójcy, któremu spod rękawa wyglądają błękitne tatuaże, lub który twarz i głowę ma oplecioną magicznymi znakami. Wprawdzie ma on okazywać nieskończoną cierpliwość i pokorę wobec krasnoludów, któż jednak chciałby prowokować tak potężnego zabijakę. Nikt wszak nie chciałby przekonać się na własnej skórze, jak wygląda odstąpienie Zabójcy od jego powołania. Postawa ogółu krasnoludów wobec Zabójcy jest zatem przede wszystkim nacechowana rezerwą. Nie może on liczyć na żadne odruchy serdeczności czy współczucia – chyba, że dokona wielkich czynów na danym terenie, wówczas może zaskarbić sobie zaufanie a nawet serdeczność. Krasnoludy będą się Zabójców przeważnie bać, darząc ich respektem i nieco zabobonnym lękiem (Zabójcy Trolli są wszak żywym reliktem przeszłości, pradawne rytuały mają wyryte na skórze). Zabójca będzie też często wykorzystywany, gdyż krasnoludy wiedzą, że nie może odmówić pomocy pobratymcom w zagrożeniu. Gdy zaś padnie ranny, nie może liczyć na pomoc tych, którzy go posłali w bój. Wieśniacy bez mrugnięcia okiem pozostawią go na pastwę losu – wiedzą, że nie są mu nic winni. Z tego powodu Zabójcy rzadko będą podróżować w towarzystwie innych krasnoludów. Wybiorą prędzej obce rasy, dla których są po prostu jednymi z tych dziwacznych "brodaczy".

Pamiętajcie, że Zabójca będzie inną miarę przykładał do krasnoludów, inną zaś do tzw. reszty świata. Będzie chętnie brał pieniądze (i to duże) za swoje usługi oddane ludziom. Nie zapomni zniewagi (wszak pozostał krasnoludem!), nie daruje publicznej obelgi. Oczywiście nie będzie wdawał się w krwawe burdy albo w przestępstwa, które mogą zaprowadzić go na stryczek (to ryzyko haniebnej śmierci) – chyba, że macie do czynienia z hipokrytą, który uwielbia tylko popisywać się kolorowym czubem. Proponuję dać Graczowi tak prowadzącemu Zabójcę kilka sygnałów ostrzegawczych, a gdy nie posłucha... no cóż, inni Zabójcy z chęcią "wyrwą chwast" z własnych szeregów, a Gracz kilka lat zaczeka, nim dostanie szansę na nową postać Zabójcy! W końcu krasnoludowie sami muszą dbać o to, by opinia o Zabójcach Trolli nie odbiegała znacząco od opinii o wszystkich krasnoludach (tak właśnie wśród ludzi jest – mało ich interesuje folklor krasnoludów, ale za to mają silne stereotypy dotyczące ich mentalności).

Hjalmar porzucił dotychczasowe zajęcie – choć jako znany przewodnik zarabiał już wiele złotych monet i szanowano go po obu stronach przełęczy. Otrzymał jednak nowy cel życia. Wstąpił na drogę, która zawieść go miała aż pod skałę, gdzie wypisano jego imię. Śnił niemal codziennie, jak stoi u podnóża tej Ściany Hańby i zmazuje swe imię własnymi wnętrznościami. Tymczasem jednak, zaopatrzywszy się w ekwipunek konieczny do wyprawy w wysokie góry, przyłączył się do grupy ludzkich myśliwych wyruszających właśnie na wschód. Tamtędy chciał przedzierać się coraz bardziej na północ Górami Krańca Świata, gdzie mógłby tropić i zabijać gobliny – wszak jest ich tam wiele, ich krwi powinno wystarczyć, aby zamazać imię Hjalmara Guthlafssona na skale nieopodal siedzib jego klanu. Wiedział, że będzie musiał przelać morze tej krwi i doznać niejednego upokorzenia – ale zapłata okazała się warta trudów. Całkowite zapomnienie i odkupienie! Przybysz, który wskazał mu tę drogę, wyposażył go również w dodatkową broń na jej przebycie. Nauczył go mianowicie rozpoznawać i przyrządzać niektóre grzyby rosnące wśród skał i w ciemnych jaskiniach. Dawały one niepospolitą moc ciału albo też wzmacniały ducha lub wyostrzały zmysły. Hjalmar dowiedział się również – przyjął to z zimną ironią – że tego rodzaju grzybów chętnie i często używają gobliny zamieszkujące czeluście gór. Ruszył na wrogów stosując ich własną broń.

Zabójcy stale wzmacniają swe ciało i umysł (a czasem ducha) rozmaitymi substancjami. Zależnie od sytuacji i potrzeb będą używać ziół, grzybów, alkoholu, lub produktów zakupionych u alchemików. Chętnie uczą się wszystkiego, co może im w tej dziedzinie pomóc. Oczywiście nie oznacza to, że stale chodzą odurzeni. Jeśli chcecie przyjąć jakiś model używania tego rodzaju środków, wesprzyjcie się raczej przykładem Wiedźmina niż Dzieci z Dworca ZOO.

Po latach tułaczki Hjalmar dotarł w rodzinne strony. Jego życie od czasu, gdy dawno temu został wypędzony z tej ziemi, wypełniły niewyobrażalne okrucieństwa. Masakrował gobliny w głębokich jaskiniach, tropił je wśród zagubionych chodników kopalń. Na szczytach dawno opuszczonych strażnic zatknął setki ich łbów. Ciało jego pokrywały kolejne tatuaże kiedy ratował od zagłady całe wsie zagubione w górach. Imię, które przyjął: Stoupnir Ponury, zyskało sławę po tym jak z garstką towarzyszy Zabójca powstrzymał gromadę orków usiłującą wtargnąć do jednej z dolin zamieszkałych przez krasnoludy.

W rodzinnych stronach mało kto pamiętał o Hjalmarze Guthlafssonie i jego wygnaniu. A już z pewnością nikt nie rozpoznałby tamtego młodego myśliwego w potężnym, pokrytym tatuażami i ranami Zabójcy Trolli. Czas i stoczone boje były bezlitosne: Stoupnir miał twarz oszpeconą goblińskimi szponami, stracił też oko i ucho. Nie był już tym samym wesołym myśliwym, całymi dniami wędrującym po górach. Jedno, co mu zostało z tamtych lat, to umiłowanie legend. Gdy tylko starcy zaczynali swe bajania, w oczach Stoupnira/Hjalmara zapalał się dawny ogień.

Stara wieś Hjalmara opustoszała. W klanie chodziły słuchy o jakiejś bestii, która zagnieździła się w górach nieopodal. Dwóch śmiałków, którzy ruszyli w tamte strony, zaginęło bez wieści – od tej pory postanowiono czekać na jakąś pomoc. Przybycie Stoupnira Ponurego potraktowano zatem jako zapowiedź wyjaśnienia zagadki.

Zabójca wyszedł w góry sam, choć na ziemie klanu przybył z kilkoma towarzyszami – przewodnikiem, medykiem i jakimś tajemniczym uczonym, który wciąż zbierał kamienie, ziemię, wodę. Wieczorem, przed wyruszeniem z siedziby klanu, Stoupnir długo rozmawiał z towarzyszami, rankiem zaś pożegnali się i każdy ruszył w swoją stronę. Ludzie ku dolinom po zachodniej stronie gór, krasnolud ku ośnieżonym szczytom. Nigdy już więcej ich nie widziano.

Kilka tygodni po zaginięciu Stoupnira klanowcy posłali ku opuszczonej wiosce dziesięciu wojowników z psami. Wrócili ciągnąc na saniach truchło wielkiego górskiego trolla, które – jak sami mówili – znaleźli na placu przed Wspólną Chatą w pustej wsi. Znaleźli również ślady obozowiska Zabójcy, jego samego jednak nie było. Wprawdzie jeden z psów ruszył ku wschodowi, jakby podjął trop, tropiciele jednak przywołali go. Na śniegu nie było wszak śladów a iść w tamtą stronę nie było po co: dalej już tylko bezludne góry, a za nimi pustkowia Tajemnej Grozy, o których górale obawiali się nawet wspominać...

I tak wrócono do wioski w górach, która znów rozkwitła życiem, znów hodowano owce, znów pasterze handlowali serem. I pewno rychło zapomniano by o Stoupnirze, gdyby nie dziwne wydarzenie. Otóż równo trzy dni po tym, jak stwierdzono jego zaginięcie, oberwał się kawał Skały Hańby. Nie było żadnego powodu, dla którego akurat tak niewielki ułomek z samego środka ściany miałby runąć. Do tego potrzaskał się na kawałki tak drobne (mimo iż spadł z niewysoka na mchy), że nie sposób było odczytać czyje imię wypisano w tym miejscu – starcy przechowujący w sercach Żal Ludu utrzymywali, iż było to imię Hjalmara Guthlafssona, którego przepędzono dawno temu. Gdy jednak spróbowano odmalować je na skale, farba nijak nie imała się kamienia i spływała po nim niczym krew. Zaniechano w końcu bezskutecznych starań uznając, że bogowie odpuścili dawną przewinę myśliwego. O całej sprawie postanowiono zapomnieć, choć przez te dziwne wypadki wizyta Stoupnira Ponurego na ziemiach klanu zapadła głęboko w pamięć górali. Jeszcze wieki potem opowiadano o tym dziwne i coraz bardziej niesamowite historie, których młódź krasnoludzka słuchała z upodobaniem...


Dla Zabójcy nie ma powrotu ani odkupienia w pełnym znaczeniu tego słowa. Jeśli łaskawa śmierć nie zabierze go do siebie, wówczas pozostaje mu ruszyć ku grozie tak niewyobrażalnej, że przetrwanie w jej obliczu wydaje się niemożliwe. Tu jednak kończy się rola Gracza i Mistrza Gry a zaczyna legenda.

Post scriptum:
Jeśli Mistrz Gry chce pokierować nieco niedoświadczonym Graczem, który nie ma spójnej wizji mentalności postaci (lub sam MG szuka wzorca), moim zdaniem dobrze będzie oprzeć się na przykładzie samurajów. Ich kodeks honorowy nakazywał krwawą zemstę w wypadku hańby, czasem śmierć samobójczą. Samurajowie znani też byli z szaleńczej odwagi w boju i zaciekłości oraz porywczości... no właśnie, że nie! Przynajmniej nie wszystkie z wymienionych czynników w pełni odpowiadają mentalności tych ludzi. Nie byli wszak samuraje stadem psychopatów, których celem była zagłada otaczającego świata i siebie wraz z nim. Uważali, że odejść z honorem to nie znaczy po prostu umrzeć. Nawet rytuał seppuku miał ściśle określoną formułę i jakieś uchybienie (wcale nie wynikające ze strachu przed śmiercią) oznaczało straszliwą hańbę. Odwaga nie oznaczała zaś rzucania się na wszystko co wpadnie pod miecz - taką straceńczą postawę nazywano w Japonii "odwagą psa" i była to postawa wywołująca politowanie. Samuraj był spokojny, opanowany i nie okazywał strachu. Motto, które doskonale opisuje ten stan rzeczy - jakże użyteczne w wypadku Zabójców Trolli - brzmi: "Należy żyć, kiedy żyć się godzi i umrzeć, gdy trzeba umrzeć".
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


CE2AR
    hymmmm...
Ocena:
0
Niczego sobie arcik, jak znajdę coś do czego mażna by się przyczepić to dam znać ;).
04-02-2005 13:30
ram
   
Ocena:
0
Dobrze mi się czytało. Ciekawe podejście i zdaje się w gruncie rzeczy kanoniczne. Wreszcie opisany i uzasadniony the slayer cult (wspomniany zresztą w podstawce).
04-02-2005 13:46
~slepy

Użytkownik niezarejestrowany
    Nooo
Ocena:
0
Jeden z najlepszych artykułów o ZT jakie czytałem, może dlatego, że dokładnie zgadza się z moimi poglądami na ten temat :) Jestem pod wrażeniem
04-02-2005 14:11
~karp

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
miło się czyta, na pewno może się przydać, zwłaszcza osobom, które zabójcę troli postrzegają jako magamucho. natomiast nie trafia do mnie porównanie do samuraja:
1. po pierwsze samuraj zawsze komuś służył i była to jedna osoba, a nie cały naród.
2. po drugie - honor, zabójca go utracił, dla samuraja jego utrata jest raczej równoznaczna z seppuku.
3. jeśli fanowi warhammera nie chce się poczytać o zabócach troli, pewnie nie poczyta i o samurajach, a informacje podawane w filmach, nie zawsze mogą służyć za wzór.
04-02-2005 15:36
~SZaqAL

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
To jest bardzo ładne! Praca idealna, na bardzo wysokim poziomie. Teraz wiem wystarczająco by wprowadzić jakiegoś gracza Zabójcę.

Ale jedna sprawa:

Kiedy Zabójca Trolli staje się Zabójcą Gigantów??? Jak to odegrać?
04-02-2005 18:58
CE2AR
    RE: SZaqAL
Ocena:
0
Może jak zabije trola? ;)
04-02-2005 19:27
Furiath
    RE:Kiedy Zabójca Trolli staje się Zabójcą Gigantów???
Ocena:
0
Jak dla mnie ta chwila nadchodzi, kiedy zabójca trolli jest już tak dobrze wyszkolony, tak dobry, że troll przestaje być dla niego wyzwaniem godnym jego hańby. A oddaje to własnie mechanika - schemat rozwoju. Kiedy troll przestaje być śmiertelnym zagrożeniem, a staje sie zwykłym przeciwnikiem, cóż jest chwalebnego w jego pokonaniu? Czas podjąć nowe wyzwanie - gigantom. Stąd przekleństwo - że pomimo poszukiwania śmierci mogącej zmazać hańbę - nie moze jej znaleźć.
...A wtedy nie pozostaje nic innego jak zostać krasnoludzkim komandosem :P
04-02-2005 19:56
~Chiński Zwiadowca

Użytkownik niezarejestrowany
    RE: karp
Ocena:
0
Gościu moim zdaniem porównanie z samurajami jest bardzo dobre :) do kogo innego mógłbyś porównać Zabójce Trolli? Spróbuj napisać lepszy artykuł to wtedy pogadamy :) Zabójca Trolli nie jest samurajem więc nie czepiaj sie moim zdaniem mają bardzo wiele ze sobą wspólnego choćby honor- jeden go nie chce utracić a drugi chce go odzyskać ale dla obydwu jest śmiertelnie ważny :) jeśli samuraj starci honor jak napisałeś traci życie a ZT jeśli odzyska honor to chyba tylko przez odpowiednią śmierć :)
06-02-2005 18:35
Linka
   
Ocena:
0
Ślicznie! Uwielbiam takie przeplatanie opowieści z wyjąsnieniami. Cudnie się czytało :)
06-02-2005 19:28
~Gath

Użytkownik niezarejestrowany
    Krasnoludzcy Zabójcy
Ocena:
0
Świetne, po latach grania w Młotka i ocenianiu zabójców "po ludzku" pozwoliłeś mi spojrzec na straceńców "po krasnoludzku". Gratuluję.
07-02-2005 09:45
~MATT

Użytkownik niezarejestrowany
    Dlaczego zabijają... :)
Ocena:
0
poszukajcie w sieci art - "why slayers slay" - esej napisany przez twórcę Gotreka Gurnissona :)

Tutaj link
http://www.trollslayer.net/essays/wss.html
07-02-2005 14:31
Gambit
    dobre
Ocena:
0
mnie się bardzo podoba. Fajny pomysł z przejściem do legendy. Zawsze ZT widziałem jako krasnludzkich mięśniaków. Teraz zdaje sobie sprawę z ogromu mojej pomyłki. Jeden z najlepszych artów jakie czytałem.
08-02-2005 11:50
~karp

Użytkownik niezarejestrowany
    boję się
Ocena:
0
napisałem, że fajny tekst, że dobrze się czyta, ale byłem na tyle bezczelny, aby dopisać, że ostatni akapit do mnie nie trafia. nieważna, że piszę wyraźnie, iz chodzi o mie osobiście, iż wyjaśniam dlaczego. potraktowalem autora jak ostatnia świnia, na całe szczęście znalazł się obrońca uciśnionego autora, który uświadomił mnie i ustawił do pionu.
drodzy czytelnicy, poniżej mojego wpisu jest miejsce tylko na miód, jeśli ktoś ma choćby konstruktywne uwagi, niech je sobie... zachowa.
08-02-2005 12:19
~RafiK

Użytkownik niezarejestrowany
    sprostowanie
Ocena:
0
Spokojnie Karp'iu :) Miałeś conieco racji z tymi samurajami. Na prawdę dokleiłem ich niejako "na siłę" - byleby znaleźć jakiekolwiek odniesienie do realnego świata. Nie jest to przykład doskonały. Masz rację! Pozdrawiam i bardzo dziękuję za wszelkie komentarze do artykułu. Warto pisać, jak się wie, że ktoś czyta! DZIĘKUJĘ :)
08-02-2005 21:30
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ładne. Nie trafiło idealnie w mój gust, ale i tak pulchna, wypieczona pochwalą się należy :)
10-02-2005 10:52
~Crowley

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Świetny arytkuł , nic dodać nic ująć. Będe go pokazywał każdemu cwaniakowi który powie że "chce zostać zabójcą trolli". Oby więcej takich artów
22-02-2005 22:05
~karp

Użytkownik niezarejestrowany
    Rafik
Ocena:
0
nie o to chodzi czy mam rację czy nie, czy podzielasz mój punkt widzenia, czy nie... ja po prostu mam prawo do swojej subiektywnej oceny, a jeśli staram się ją uzasadnić, a nie napisać trzy bezsensowne bluzgi, to taki komentarz chyba jest ok.
05-03-2005 10:05
~RafiK

Użytkownik niezarejestrowany
    :)
Ocena:
0
Jak najbardziej liczy się to czy masz rację czy nie - Tobie chyba również nie jest to obojętne ;) Oczywiście liczy się też to, że się z Tobą zgadzam - przynajmniej dla mnie. Oczywiście masz prawo do subiektywnej oceny, a jeśli jeszcze jest uzasadniona to już pięknie! Gdybyś po prostu napisał trzy bezsensowne bluzgi, wówczas bym się do tego nie ustosunkował. Ale skoro napisałeś sensownie i krytycznie to Ci odpowiedziałem. Mam nadzieję, iż odpowiedź była równie sensowna i kulturalna.
Chyba nie ma na tym tle żadnych problemów? Szczerze pozdrawiam i zachęcam do wypowiadania się na temat moich przedstawianych artykułów (niebawem pewno pokaże się kolejny :).
05-03-2005 17:49
Pan Jan
    +
Ocena:
0
Podoba mi się, a ostatni akapit artykułu każę wykuć na blachę każdemu, kto przyniesie do mnie postać Zabójcy Trolli. Dobrze, że zauważyłeś, że przed wkroczeniem na ścieżkę slayera, krasnolud miał jakąś inną profesję. Z czym się nie zgadzam, to ukrywanie bycia ZT - dla mnie ufarbowanie włosów jest symbolicznym gestem wykreśleniem się ze społeczeństwa i od tego zaczyna się kariera Zabójcy Trolli.
08-03-2005 20:41
~RafiK

Użytkownik niezarejestrowany
    Ukrywanie ZT
Ocena:
0
Chodziło mi raczej o to, iż nie każdy krasnolud wie co dokładnie oznacza "bycie Zabójcą Trolli". Otacza ich jednak aura tajemnicy i w sumie każdy brodacz coś tam słyszał, ale nie każdy zna tę ścieżkę życiową ze szczegółami. I o to mi chodziło.
A za miłe słowa dziękuję.
08-03-2005 22:56

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.