» Recenzje » Kraken - China Mieville

Kraken - China Mieville


wersja do druku

Dwie londyńskie apokalipsy

Redakcja: lemon

Kraken - China Mieville
Londyn od dłuższego czasu jest jedną z sił napędowych urban fantasy. Po tym jak Gaiman w swoim Nigdziebądź uczynił to miasto siedliskiem tysięcy magicznych istot, kolejni autorzy próbowali ukazać czytelnikom tajemne oblicze brytyjskiej stolicy. Niedawno tego zadania w Szaleństwie aniołów podjęła się Kate Griffin, zaś do LonNiedynu swoich młodszych czytelników zabrał China Miéville, który uznał chyba, że potencjału tkwiącego w Londynie do końca nie wykorzystał, bowiem w Krakenie ponownie stara się ukazać magię tego pięknego miasta.

Z Centrum Darwina znika zbiornik z kałamarnicą olbrzymią. Nikt nie wie, co się stało – ani Billy, kustosz, który akurat oprowadzał wycieczkę, ani inni pracownicy muzeum, ani policjanci ze służb specjalnych. Nieliczne poszlaki sugerują, że krakenem zainteresowała się dziwaczna sekta, która wierzy, iż istota ze zbiornika jest zwiastunem nadchodzącej apokalipsy. Jak się okazuje, Londyn skrywa dużo więcej podobnych tajemnic, a Billy szybko przekona się, że jego ukochane miasto wcale nie jest tym, na co wygląda.

Warto od razu pochylić się nad rzeczą najważniejszą w twórczości Miéville'a: owocami jego wyobraźni. Kult zorientowany wokół tajemniczego krakena to tylko wierzchołek góry lodowej: czytelnik będzie miał okazję ujrzeć człowieka uwięzionego w tatuażu, postać zamienioną w atrament, tajemniczego mordercę prowadzającego za sobą małego chłopca, londyńskich wróżbitów, piromantów i związek zawodowy magicznych chowańców. Jednak niesamowite pomysły Mieville'a, choć zwykle stanowią olbrzymią zaletę jego tekstów, tym razem nie przyciągają z taką mocą. Dlaczego?

Po pierwsze: można odnieść wrażenie, że elementy humorystyczne są do Krakena wciskane na siłę. Powieść zapowiadana jest jako niesamowicie zabawna, ale to tylko okładkowy blurb – komizm nie współgra z mrocznym klimatem tekstu, a komunistyczne wiece Związku Magicznych Asystentów czy kult zorientowany wokół wojowniczej tchórzofretki wypadają blado na tle pozostałych szalonych tworów wyobraźni autora.

Po drugie: pisarz w pewnym momencie zdaje się tracić kontrolę nad tym, co dzieje się w jego własnej opowieści. Podczas lektury ostatnich kilkudziesięciu stron czytelnik jest świadkiem wkradającego się wszędzie chaosu, ogromnego spiętrzenia kolejnych niezwykłych pomysłów, które wywołują uczucie przesytu. Gdyby streścić fakty przedstawione przez autora w zakończeniu, wyłoniłby się obraz ciekawego, przemyślanego i zaskakującego zamknięcia akcji; jednak nie można się na nich skupić podczas prób przebicia się przez warstwy kolejnych szalonych wizji. To irytujące tym bardziej, że bardzo długo pisarz doskonale radził sobie z łączeniem intrygującej i wielowątkowej, ale klarownej fabuły z kolejnymi niezwykłymi pomysłami na kreację świata.

Trudno też jednoznacznie stwierdzić, czy Londyn przedstawiony przez Miéville'a jest... Londynem. O czym mowa? Pisarz z duża ostrożnością wykorzystuje elementy, które można kojarzyć z angielską stolicą. Gdyby przenieść słoik z krakenem do innego muzeum i przemianować londynamantów, akcja powieści mogłaby mieć miejsce w zupełnie innym mieście. Zabrakło mi u pisarza swobody, z jaką choćby Griffin wykorzystywała kolejne charakterystyczne punkty Londynu, przenosiła wydarzenia do konkretnych alejek i uliczek, kreowała magię tego wielkiego miasta. Miéville zapełnił swój świat niesamowitymi postaciami i miejscami, ale nie można ich uznać za integralną część stolicy Wielkiej Brytanii; jest to raczej potok jego myśli zwyczajnie przeniesiony na ulice, bez próby wytworzenia symbiozy między nimi. To na pewno będzie drażniło czytelników zafascynowanych wspaniałym magicznym Londynem, który serwuje nam autorka Nocnego Burmistrza.

Sporo można mówić o wadach Krakena, ale nie sposób nie docenić jego licznych zalet. Mimo wszystkich psujących odbiór świata przestawionego szczegółów, trzeba przyznać, że jest to książka niezwykła. Zarówno Billy, jego przyjaciele (Dane, Marge), jak i wrogowie (Goss, Subby czy Tatuaż) intrygują i fascynują: czasami swoją nieustępliwością i odwagą, czasami mrokiem, od którego ciarki przechodzą po plecach. Niemały wpływ na to ma świetna historia – Miéville'owi bez najmniejszych problemów udało się połączenie mrocznego śledztwa z szalonymi pomysłami. Gdyby nie irytująco chaotyczna końcówka, można by uznać fabułę za doskonałą. To wszystko zaś opisane zostało językiem, którego nie sposób nie docenić – autor jak zwykle się popisuje: neologizmy, powtórzenia, hipnotyzująca rytmika, obrazowe i krwawe opisy, dziwaczne metafory – to wszystko sprawia, że powieść czyta się z olbrzymią przyjemnością.

Kraken na pewno nie jest najlepszym utworem Chiny Miéville'a. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest wyraźnie słabszy niż Miasto i Miasto czy powieści z cyklu o Nowym Crobuzon. Nie sposób jednak przejść obok tego niezwykłego dzieła obojętnie. Dla każdego czytelnika, który rozmiłował się w miejskiej fantastyce, poznanie Krakena jest absolutnym obowiązkiem. Dla pozostałych może być wyjątkowo mroczną ciekawostką – jeśli tylko nie są uczuleni na wkradającą się gdzieniegdzie twórczą przesadę.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Kraken
Autor: China Mieville
Tłumaczenie: Krystyna Chodorowska
Wydawca: Zysk i S-ka
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 23 sierpnia 2011
Liczba stron: 620
Cena: 39,90 zł



Czytaj również

Kraken - China Miéville
Bóg zakonserwowany w formalinie
- recenzja
Toromorze
Żelaznego przestwór oceanu
- recenzja
Ambasadoria
Słowo "język" znaczy "świat"
- recenzja
La Revolution
Wyróżnienie w konkursie Quentin 2011

Komentarze


~JB

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1
Moim zdaniem zdecydowanie nie jest słabszy od "Miasta i Miasta", które kończyło się wielce rozczarowująco. Fakt - fabuła "Krakena" nieraz się rozjeżdża, wątki bywają poszatkowane i piętrzą się niedomówienia, ale tak już było od "Iron Council". Absurdalność, a jednocześnie pokrętna logika ostatecznego "złego planu" powieści bardzo mi się spodobała, pomimo całej swojej, hm, naiwności. A powiedz - jak tłumaczenie? Knuckleheads, Warsautarchs, Deadists - sporo tam Mievilleowskiej nowomowy.


PS. Wiem, że wskazówka tkwi w imieniu, ale pisząc "(...) postać zamienioną w atrament (...)" chyba nieco spoilujesz ;)
PPS. Rozumiem obawy przed ubóstwem stylistycznym, ale mam wrażenie, że za bardzo lubisz słowo "pisarz".
PPPS. Poza tym zgadzam się z większością uwag, choć wydaje mi się, że powieści Mieville'a były (i są) swego rodzaju "literaturą przesytu" - jego światy (możliwe, że z wyłączeniem "Embassytown") to przecież fantastyczne tygle. Nawet Besźel i Ul Quoma, choć w ich przypadku można mówić raczej o zmianie reguł rządzących naszym światem. Zaczynam lać wodę, a chcę tylko powiedzieć, że podpisuję się pod stwierdzeniem, że zalety tego barwnego świata (Chaos Nazis? Wow... Origami? Drugie wow...) biją jego niedociągnięcia (tchórzofretka).
18-08-2011 23:02
Xaric
   
Ocena:
0
No w końcu :) Kolejny zakup na Polconie :)
18-08-2011 23:42
~lemon

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
mam wrażenie, że za bardzo lubisz słowo "pisarz"

Jako korektor biorę winę na siebie - jakoś mi te powtórzenia nie rzuciły się w oczy.
19-08-2011 09:03

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.