Koniec eksperymentu "Arka" - Arkadij i Borys Strugaccy

O Małyszu słów kilka

Autor: Borys Jagielski

Koniec eksperymentu
W twórczości Arkadija i Borysa Strugackich nie znajdziemy wielusetstronicowych "cegieł". Radzieccy bracia-fantaści gustowali w krótszych formach, zwanych niekiedy mikropowieściami – czyli utworach zbyt długich, by móc określić je mianem opowiadań, ale też nie posiadających dostatecznej ilości wątków, żeby zasłużyć sobie na etykietkę pełnoprawnych powieści. Koniec eksperymentu "Arka" liczy niecałe 150 stron i bez wahania można go do tej kategorii zaliczyć. Ukazał się w roku 1971 - w tym samym, w którym światło dzienne ujrzało jedno z największych dzieł Strugackich, Piknik na skraju drogi. Recenzowany tu Koniec... wydano, i to po raz drugi, w serii Mistrzowie SF i fantasy zaledwie pół roku temu. Pozyskanie go dla swej kolekcji fantastyki radzieckiej nie powinno być trudne. Czy warto?

Koniec eksperymentu "Arka" nie ma szczęścia do tytułów. W oryginale brzmi on Małysz, co budzi niedwuznaczne skojarzenia, a dosłowny przekład – Mały - nie tylko nie sugeruje jakichkolwiek związków z SF, ale po prostu nieciekawie brzmi. Koniec eksperymentu "Arka" nie przystaje z kolei do treści książki, bowiem nie o eksperyment tutaj chodzi, a o zakrojony na skalę globalną projekt. Oto kilkanaście inżynieryjno-badawczych grup z Ziemi wylądowało w różnych miejscach pewnej jałowej planety, by poddać ją biologicznemu przekształceniu. Celem przedsięwzięcia jest przygotowanie globu na przyjęcie uchodźców z innej planety - Panty. W książce śledzimy poczynania jednej z takich grup, której placówka znajduje się na dalekiej północy. Wszystko rozwija się zgodnie z planem... aż do momentu zajścia pewnych ocierających się o paranormalność zjawisk. Zbiegają się one w czasie ze znalezieniem rozbitego kosmolotu z dwoma trupami na pokładzie. Dalsza realizacja "Arki" staje pod znakiem zapytania.

Podstawowa zaleta powieści to błyskawicznie stworzony i zręcznie podtrzymywany klimat wyobcowania. Już na pierwszej stronie dostajemy plastyczne przedstawienie opustoszałej, pozbawionej roślin i zwierząt planety. Złożone formy życia nie zdążyły się tu jeszcze wykształcić, a zróżnicowane, przypominające ziemskie, choć zupełnie wymarłe krajobrazy potęgują wrażenie niesamowitości. Szkoda, że w późniejszych rozdziałach autorzy nie inwestują zbyt wiele słów w dalsze opisy planety i tę parę akapitów, które dostaniemy na początku, musi w zasadzie wystarczyć aż do końca.
jako pożywka dla wyobraźni.

Niestety, summa summarum książka zawodzi stylistycznie. Narracji daleko do potoczystej, a dialogi często wydają się nierealistyczne. Koniec eksperymentu... czyta się szybko, ale nie odnajdziemy tu lekkości pióra, która charakteryzowała wspomniany Piknik..., czy na przykład Trudno być bogiem. I wreszcie dwie najważniejsze wady: fabuła nie porywa, zakończenie jest nijakie. Akcja sprawia wrażenie urwanej przedwcześnie. Nasuwa się wątpliwość, czy zamiast opowieści sensu stricte nie dostaliśmy przypadkiem zakamuflowanych rozważań filozoficznych. W dalszej części książki przewija się bowiem wyraźnie pytanie o istotę człowieczeństwa. Co czyni człowieka człowiekiem? Jednak i pod alegorycznym względem Koniec eksperymentu... jest niepełny, gdyż problem nakreślono niezgrabnie, a Strugaccy wzbraniają się przed próbą konkretnej odpowiedzi.

Dodatkową bolączkę dla czytelnika stanowią liczne archaizmy. Powiecie, że wytykanie archaizmów książce SF sprzed 30 lat to głupota. Też tak myślałem, dopóki nie uświadomiłem sobie, że w powstałej nieco wcześniej Odysei kosmicznej: 2001 Clarke'a techniczne wpadki występują w zdecydowanie mniejszej ilości. Archaizmy pojawiające się w Końcu eksperymentu... postanowiłem obrócić na korzyść utworu. Z usprawiedliwiania ich próbowałem uczynić małą zabawę. Na samym początku narrator wspomina o "przeczyszczaniu układów nerwowych" wielkich robotów budowlanych. Założyłem, że nie należy tego rozumieć dosłownie i że pod określeniem "przeczyszczanie" kryje się na przykład komputerowy przegląd tychże. Moją zabawę szybko diabli wzięli – bohater rychło wszedł bez ogródek do wnętrza robota i zabrał się za czyszczenie zgoła mechaniczne.

Koniec eksperymentu "Arka" nie wytrzymał próby czasu. Książkę już na starcie skazano na literacką śmierć za sprawą mizernej fabuły. W latach siedemdziesiątych pesymistyczny wydźwięk całości prezentował pewnie coś nowego. Obecnie dostajemy tylko cienkie, fantastycznonaukowe czytadło. Zdecydowanie odradzam zaczynanie od Końca... lektury prozy Strugackich. Zniechęcicie się. A przecież jest Piknik na skraju drogi...