» Recenzje » Kongres

Kongres


wersja do druku

Więcej niż science fiction

Redakcja: Kamil 'New_One' Jędrasiak

Kongres
Ari Folman rzucił świat na kolana stylizowanym na dokument, magicznym, a zarazem wstrząsającym Walcem z Baszirem. W Kongresie nie odcina się od animacji, ale próbuje połączyć ją z kinem aktorskim. Jeśli dodać do tego Lema, otrzymujemy wyzwanie o bardzo wysokim poziomie trudności. Czy przyszłe pokolenia zapamiętają film inspirowany Kongresem futurologicznym?

Wiele scen w Walcu sprowadzało się do spokojnego dialogu dwóch postaci. Nie inaczej jest w Kongresie, którego nieanimowana część została zrealizowana za pomocą skromnych środków i opiera się na aktorskim kunszcie Robin Wright i Harvey'a Keitela. Wright gra samą siebie, ponad czterdziestoletnią aktorkę, która zagrała kilka dobrych, obiecujących ról, ale mogła osiągnąć znacznie więcej. Otrzymuje propozycję z wytwórni, która chce ją "zeskanować". Aktorka nie musiałaby już nigdy osobiście pojawiać się na planach zdjęciowych i podejmować trudnych decyzji związanych ze swoim zawodowym emploi. Jej postaci kreowałby komputer, a ona pozostałaby wiecznie młoda.

Taka propozycja budzi u ambitnej aktorki opór i prowokuje pytania o to, kim będzie osoba na ekranie. Za tym pytaniem idą kolejne: o wolność wyboru, o prawdę w sztuce. Dialogi nie są pozbawione autoironii i dystansu do tematu samego filmu – dla głównej bohaterki i jej agenta nie ma bowiem większej hańby niż występ w filmie o nazistach lub w produkcji science fiction. Humor ten jest jednak dość gorzki. W świecie kina wybór pomiędzy spełnianiem chorych oczekiwań producentów a niebytem, jakim byłaby zawodowa śmierć niezatrudnionego artysty, jest w istocie wyborem pozornym.

Warto Kongres obejrzeć chociażby dla sceny "skanowania" głównej bohaterki, która jest proszona o to, by na zawołanie okazywać różne emocje, w zupełnym oderwaniu od jakiejkolwiek fabuły i kontekstu. Gdy sztuczność sytuacji zaczyna ją przerastać, odzywa się jej agent (Keitel) i opowiada o tym, jak stał się reprezentantem różnej maści społecznych wyrzutków, a wreszcie artystów. Historia ciągnie się przez kilka minut, wywołując śmiech, ale i smutną zadumę bohaterki. Jest w tej scenie opowieść o relacji agenta i związanego z nim człowieka, ale także reżysera i aktora. W tej sekwencji zawiera się cała prawda o sile kina, wynikającej ze spotkania dwójki ludzi, którzy – nierzadko poprzez toksyczny związek – powołują do życia coś, czego nie da się wytworzyć za pomocą komputera.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Pierwsza część filmu ironicznie opowiada nie tylko o współczesnym kinie popularnym, z jego obsesją młodości i trafiania w target, ale i odbijających się w nim marzeniach ludzi. Druga idzie o krok dalej. Robin Wright, starsza o dwadzieścia lat, tuż przed końcem swojego kontraktu udaje się na kongres futurologiczny, organizowany przez wytwórnię Miramount. Wielki "konwent" odbywa się w rzeczywistości animowanej, w której każdy może wyglądać tak, jak chce. To już nie ucieczka w schematyczną, plastikową sztampę rozrywkowego kina, ale stopniowe przechodzenie w inny, pozbawiony zmartwień świat.Tę część Kongresu zrealizowano w całości jako film animowany, ogłuszający barwami i surrealistycznymi dekoracjami. Osoby poszukujące rodzimego wkładu w zagraniczne projekty zapewne ucieszy wiadomość, że za sekwencje animowane odpowiada polskie Orange Studio.

Tytułowy kongres, podczas którego zaprezentowana ma zostać kolejna rewolucja technologiczna, wygląda jak narkotyczna wizja (określenie "trip" jest tutaj wyjątkowo adekwatne) i oddaje wizję świata, w którym ludzie świadomie godzą się na manipulację tym, co jest im pokazywane. Zgromadzeni uczestnicy tworzą wielokolorową, trudną do ogarnięcia zmysłami masę, poruszającą się w nadawanym przez organizatorów rytmie.

Jest w Kongresie jeszcze jedna istotna warstwa – poświęcona rodzinie Wright. Jej syn cierpi na Zespół Ushera, rzadką chorobę genetyczną, która sprawia, że chłopiec powoli głuchnie i ślepnie. Przypadłość czyni go jednak niezwykle wrażliwym i pozwala postrzegać rzeczywistość w sposób nieosiągalny dla innych. W kontekście tematu podjętego w filmie pojawia się pytanie, czy ów młodzieniec stanie się wyjątkowym artystą (w) przyszłości? Ta kwestia pozostaje niestety bez odpowiedzi, gdyż wątek rozpływa się w fabule. Odcięta od syna matka próbuje co prawda go odnaleźć, ale wyprawa w poszukiwaniu Aarona stanowi raczej pretekst do jeszcze szerszego zaprezentowania szalonej, rozbuchanej estetycznie animowanej rzeczywistości.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Aktorska i rysunkowa płaszczyzna Kongresu są ze sobą celowo mocno skontrastowane. Ten zabieg spełnia swój cel - ukazania wizji uciekającego w oszołomienie i zapomnienie świata. Odbija się to jednak na spójności i ciągłości fabuły, która cierpi na przeładowanie motywów. To wrażenie potęguje też wielość zagadnień podejmowanych w pojedynczych dialogach podczas kongresu.

Współczesne filmy fantastyczne przeważnie unikają podejmowania trudniejszych tematów. Są nastawione na dostarczanie dopracowanej wizualnie, szybkiej i przyjemnej rozrywki. Najmocniej odczuwamy to w sezonie letnim, gdy do kin trafiają schematyczne produkcje, zaprogramowane na prosty sukces komercyjny. Kongres, jako że konwencja science fiction posłużyła w nim poniekąd za pretekst, nie jest spętany tymi ograniczeniami. Takie podejście twórców pozwoliło im pokusić się o uchwycenie esencji lemowskiej w duchu fabuły i wciągnąć widza w dialog o granicach wolności i poznania.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.0
Ocena recenzenta
8.33
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0

Dodaj do swojej listy:
chcę obejrzeć
kolekcja
Tytuł: The Congress
Reżyseria: Ari Folman
Scenariusz: Ari Folman
Muzyka: Max Richter
Zdjęcia: Michał Englert
Obsada: Robin Wright, Harvey Keitel, Paul Giamatti, Danny Huston, Jon Hamm, Francis Fisher, Sami Gayle, Kodi Smit-McPhee
Kraj produkcji: Belgia, Francja, Luksemburg, Niemcy, Polska, USA, Izrael
Rok produkcji: 2013
Data premiery: 13 września 2013
Czas projekcji: 2 godz. 2 min.
Dystrybutor: Gutek Film



Czytaj również

2013: Top 5 filmów
Podsumowanie najlepszych filmów minionego roku
Kongres
Stanisław Lem przetworzony
- recenzja
Kongres
Piękne kłamstwa i gorzkie prawdy
- recenzja
Walc z Baszirem
- recenzja

Komentarze


Umbra
   
Ocena:
0

Dzięki za, w końcu, szybką recenzję ciekawie zapowiadanego się filmu. I przede wszystkim dzięki za przypomnienie, uleciało mi ostatnio, że to już. Więcej pewnie napiszę jak obejrzę. 

 

17-09-2013 18:08
Szponer
   
Ocena:
0

 To już nie ucieczka w schematyczną, plastikową sztampę rozrywkowego kina, ale stopniowe przechodzenie w inny, pozbawiony zmartwień świat.Tę część Kongresu zrealizowano w całości jako film animowany, ogłuszający barwami i surrealistycznymi dekoracjami

Zjedliście spację ;)

17-09-2013 20:23
Mayhnavea
   
Ocena:
0

Aktorska i rysunkowa płaszczyzna Kongresu są ze sobą celowo mocno skontrastowane. Ten zabieg spełnia swój cel - ukazania wizji uciekającego w oszołomienie i zapomnienie świata. Odbija się to jednak na spójności i ciągłości fabuły, która cierpi na przeładowanie motywów. To wrażenie potęguje też wielość zagadnień podejmowanych w pojedynczych dialogach podczas kongresu.

Wow, kompletnie się nie zgadzam z takim postawieniem sprawy.

To nie jest zwykłe kino popularne, któremu można zarzucić, że ma za dużo motywów i że podjęto za dużo zagadnień w dialogu. To bardzo niebanalny film (obraz) z mnóstwem nawiązań intertekstualnych: w dialogach, w obrazach (od miliona zapożyczeń z jednego z obrazów Boscha, co jest BARDZO znaczące, po secesję i pierwszą europejską awangardę). Jest tam dużo sugestii i niedomówień, które nie są urwanymi czy niedociągniętymi wątkami, ale ścieżkami otwartymi dla widza.

[SPOILER] Jednym z takich niedomówień jest dla mnie to, że bohaterka postanawia się scyfryzować dla swojego syna, aby po utraci wzroku mógł ją widzieć dzięki używanej w przyszłości nanotechnologii (czy co to jest). A w wyniku rozmowy przeprowadzonej w kuli skanningowej przede wszystkim zapisała wszystkie odcienie smutku, rozpaczy, rozczarowania... Ironia losu. I ani słowa więcej na ten temat, jak komuś ten wątek zagrał - to to zobaczył i przeżył.

Ja tę wielość - za którą może pójść potrzeba czy konieczność obejrzenia filmu po raz drugi - uważam za ogromny atut. Co więcej, liczby wątków wypływających w trakcie filmu nie uważam za przygniatającą, miałem wrażenie, że dykcja jest bardzo spokojna i płynna - a wiele fabularnych czy symbolicznych "zahaczek" zostało wmontowanych w bardzo delikatny i nienarzucający się sposób.

Bardzo żałuję, że nie czytałem "Kongresu futurologicznego" Lema, na pewno muszę nadrobić tę lekturę - zwłaszcza, że film fantastycznei wręcz czyta się z "Linią oporu" Dukaja, która odwołuje się do bardzo podobnych obrazów, sięga jeszcze po poetykę Leśmiana i nie traci nic a nic z arcyciekawych filozoficznych dociekań (które nota bene widzę i tutaj).

17-09-2013 20:50
Repek
   
Ocena:
0

@Marheva

Jest tam dużo sugestii i niedomówień, które nie są urwanymi czy niedociągniętymi wątkami, ale ścieżkami otwartymi dla widza.

W moim odczuciu pewna masa krytyczna tematów podjętych na kongresie została przekroczona. Ta część filmu jest słabo pogłębiona psychologicznie, nie ma tu gry aktorskiej, więc są to takie zagadnienia rzucane właśnie do widza. Ale imo zbyt słabo rozwinięte, by stanowiło to atut.

Ten Kongresu nie czytałem przed filmem, celowo.

Pozdro

17-09-2013 21:37
blublu
   
Ocena:
0

[SPOILER] Jednym z takich niedomówień jest dla mnie to, że bohaterka postanawia się scyfryzować dla swojego syna, aby po utraci wzroku mógł ją widzieć dzięki używanej w przyszłości nanotechnologii (czy co to jest). A w wyniku rozmowy przeprowadzonej w kuli skanningowej przede wszystkim zapisała wszystkie odcienie smutku, rozpaczy, rozczarowania... Ironia losu. I ani słowa więcej na ten temat, jak komuś ten wątek zagrał - to to zobaczył i przeżył.

miałam te same odczucia! to piękna scena, dawno nie widziałam takiej w żadnym filmie. potem przez chwilę myślałam, że animowany Dylan to awatar agenta Al'a. I też zastanawiałam się nad tym, czy to dobrze czy źle, że ten wątek się urwał ale chyba rzeczywiście w tej historii nie było już na to miejsca.

18-09-2013 14:33
Repek
   
Ocena:
0

Scena skanowania - the best of the best, o czym zresztą napisałem powyżej. :)

18-09-2013 23:41
R.G
    Czytałem i oglądałem
Ocena:
0

Po przeczytaniu i obejrzeniu stwierdzam, że twórcy się postarali. Było dużo nawiązań do książki, choć fabułę poprowadzono zupełnie inną ścieżką. Zabrakło mi trochę zakończenia z książki, ale mimo to uważam, że film był spójny.

Animacja jednoznacznie kojarzyła mi się z kreską wczesnego Disneya - zwłaszcza wszystkie te surrealistyczne gęby tłumu, który przewalał się przez kongres, nie wiem czy ma to jakąś swoją specyficzną nazwę, ale uważam, że to był jeden z lepszych wyborów, jakich dokonano przy tworzeniu tego obrazu.

[SPOILER] Absolutnie powaliły mnie na kolana karykatury Jobsa i Cruisa, a także postać z "Trio z Belleville", która przyplątała się jakby przypadkiem. Pierwsza połowa filmu, która w ogóle nie jest powiązana z książką zaciekawiła mnie swoim statecznym i dobrze zagranym wprowadzeniem w fabułę.

Polecam po uprzednim przeczytaniu książki. A dla niezdecydowanych polecam samą książkę.

 

22-09-2013 21:12

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.