» Recenzje » Kompleks 7215

Kompleks 7215


wersja do druku

Postapokaliptyczne warszawskie metro

Redakcja: Staszek 'Scobin' Krawczyk

Kompleks 7215
Było metro w Moskwie, Petersburgu, rzymskie katakumby oraz ruiny Königsberga. Przyszedł czas na rodzime, warszawskie metro i powieść Kompleks 7215 Bartka Biedrzyckiego. Czy literacki debiut tego autora chociaż w niewielkim stopniu dorówna poprzednikom?

Od Zagłady minęło dwadzieścia jeden lat. Pogrążony w atomowej zimie świat opanowały mutanty, a ludzie schronili się gdzie mogli – w bunkrach, w podziemiach, w metrze. Borka, rudobrody stalker-najemnik, podejmuje się kolejnych zleceń na rzecz różnych sojuszów władających terenami dawnego metra warszawskiego. Kiedy trzeba, pozyska głowicę nuklearną, przeprowadzi szturm na tereny wrogich sojuszów czy wyeliminuje fanatyków. Wciąż jest niespokojny, wciąż coś go gna do przodu i każe wyrywać się z dusznych tuneli i wędrować po powierzchni... Opętany obsesyjnym pragnieniem odszukania zaginionego w dniu kataklizmu ojca, porucznika, z determinacją poszukuje kolejnych baz wojskowych. Gdy dociera do niego informacja o istnieniu Atomowej Kwatery Dowodzenia w Puszczy Kampinoskiej, organizuje rajd i wraz z grupą oddanych stalkerów wyrusza w podróż w dzikie i niezbadane tereny poza obszarami metra.

To, co przede wszystkim zwraca uwagę podczas lektury Kompleksu..., to jego klimat, zupełnie inny od klaustrofobicznej i przytłaczającej atmosfery książek np. Głuchowskiego. W powieści można dostrzec pewną lekkość i swobodę, a także zauważalny rys awanturniczy. Dzięki temu, iż wiele ważnych dla fabuły wydarzeń dzieje się na zewnątrz, stalkerzy stają się postapokaliptycznymi odkrywcami, poszukiwaczami i pogromcami, nabierają znamion niezwyciężonych i nieulęknionych wędrowców w nieznane, a przez niektórych mieszkańców metra postrzegani są niczym pradawni bohaterowie z dawno zapomnianych mitologii.

Autor nie starał się nadać im cech indywidualnych – najemnicy Borki to grupa twardzieli o niejasnej przeszłości, których połączyło niespokojne pragnienie wyrwania się w świat. Są oddani dowódcy, dobrze wyszkoleni, lecz poza jasno określonymi i kilkakrotnie podkreślanymi funkcjami (Miś – zastępca dowódcy, Strażak – piroman i operator miotacza płomieni) nie mają pogłębionej charakterystyki. Przypomina to trochę kreację bohaterów filmów akcji z lat dziewięćdziesiątych, gdzie w grupie złożonej z dziesięciu osób istotne były tak naprawdę tylko dwie lub trzy, a reszta przeważnie przeznaczona była do odstrzału.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Na tym tle wybijają się tylko dwie postacie – lidera stalkerów oraz Dziadka-Józefa, który przyniósł informację o Kompleksie 7215 i ożywił w najemniku nadzieję na odnalezienie rodzica. Co istotne, obaj bohaterowie pamiętają czas sprzed Zagłady. Dziadek był wtedy studentem (z rozczuleniem wspomina imprezy, dobry alkohol i łatwy dostęp do informacji w Internecie), Borka zaś – malutkim chłopcem, każdego dnia z niecierpliwością wyczekującym powrotu taty. Obu łączy wspomnienie czasu "sprzed", świadomość, że wtedy świat wyglądał zupełnie inaczej, że był czas na marzenia i szansa na ich spełnienie. Misja stalkerów to właśnie taka pogoń za marzeniami, jasna i zrozumiała tylko dla Borki i Józefa, tęskniących za ładem, spokojem i poczuciem bezpieczeństwa.

Dość zróżnicowany, aczkolwiek w dużym stopniu typowy dla wszystkich powieści postapokaliptycznych, jest obraz świata przedstawionego. Wędrówki stalkerów po zrujnowanej Warszawie przedstawiają świat niebezpieczny, dziki i wrogi ludziom. Pełno w nim różnego rodzaju mutantów, zmienionych przez radiację roślin, a także pułapek w postaci ukrytych pod śniegiem pozostałości dawnej cywilizacji. Jednak chociażby pobieżna znajomość topografii Warszawy powoduje, iż lektura nabiera dodatkowego smaku. Oczami duszy można zobaczyć wieżę Pałacu Kultury z gnieżdżącymi się tam mutantami, zdziczałe okolice Dworca Centralnego i zrujnowaną galerię handlową Złote Tarasy. Dzięki plastycznym opisom i geograficznej bliskości opisywanych miejsc lektura nabiera realistycznych rysów i jeszcze bardziej przemawia do czytelnika.

W powieści Bartka Biedrzyckiego może niektórym czytelnikom przeszkadzać nie tylko wspomniana wcześniej typowość w kreacji świata, ale także zauważalna wtórność pewnych pomysłów fabularnych. Pomysł podzielenia terenu metra pomiędzy kilka frakcji i ugrupowań od razu kojarzy się z Metrem 2033, jednak autor nie zabrnął tak daleko jak Głuchowski w rozważania socjologiczne czy filozoficzne. Mimo to Polak ciekawie uzasadnił większość zaistniałych podziałów: Błękitni to dawni policjanci wierni idei ładu i porządku, Kryształowy Pałac zaś tworzą dawni pracownicy naukowi, inżynierowie i ludzie gromadzący dawną wiedzę z korzyścią dla ogółu. Można by polemizować, czy takie podziały na niewielkiej przestrzeni miałyby rację bytu, jednak podczas lektury nie należy za bardzo zżymać się na pewne elementy świata przedstawionego i rozwiązania nieprawdopodobne chociażby ze względu na budowę metra czy też dostępność broni, odzieży ochronnej itp. Biedrzycki w krótkim posłowiu jasno stwierdza, iż celowo naginał rzeczywistość do wymagań fabularnych, gdyż z realistycznej perspektywy zgromadzeni w tym metrze ludzie nie mieliby szans na przetrwanie. Tym samym pisarz prosi czytelników o pewną wyrozumiałość i zawieszenie niewiary, co znacząco zwiększy przyjemność z lektury.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Chyba największą wadą Kompleksu… jest jego zakończenie. Co prawda idealnie wpisuje się w nurt postapokaliptyczny, gdzie nie ma jednoznacznych happy endów, wydaje się też logiczne i prawdopodobne, jednak sprawia wrażenie trochę chaotycznego i zbyt pośpiesznego. Można odnieść nieprzyjemne wrażenie, iż autorowi zabrakło pomysłu na domknięcie głównego wątku i bardziej rozbudowane zakończenie historii. Przez to po lekturze Kompleksu… czytelnika ogarnia poczucie niedosytu i lekkiego rozczarowania.

Na szczęście książka Biedrzyckiego składa się z trzech części, a w niej, poza Kompleksem 7215, znajdziemy jeszcze dwa niewielkie opowiadania I tak warto żyć oraz Ostatnia posługa. Są one ze sobą luźno powiązane, znacznie oddalone w czasie, a skupiają się głównie na przedstawieniu realiów postapokaliptycznego świata. Pierwszy tekst, dziejący się pięć lat po Zagładzie, pokazuje starania grupy ocaleńców, którzy usiłują zdobyć leki uśmierzające ból dla umierającej na białaczkę kobiety. Drugi z kolei, dziejący się w tym samym czasie co Kompleks…, ilustruje krótką przygodę małej dziewczynki, telepatki, w jednym z tuneli metra. Oba opowiadania są krótkie, treściwe i trzymające w napięciu. Pokazują różne postawy ludzi wobec Zagłady (I tak warto żyć), jak również dają nadzieję na to, ze z czasem ludzie mogą zaadaptować się do nowej rzeczywistości (Ostatnia Posługa).

Kompleks 7215 jest naprawdę udanym debiutem literackim. Nie pretenduje do miana opowieści głębokiej, z drugim i trzecim dnem oraz uniwersalnym, ponadczasowym przesłaniem. To tylko (a może "aż") książka rozrywkowa, oferująca czytelnikowi kilka godzin niezobowiązującej lektury.

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
7.5
Ocena recenzenta
6.3
Ocena użytkowników
Średnia z 5 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 4
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Kompleks 7215
Autor: Bartek Biedrzycki
Autor okładki: Dark Crayon
Autor ilustracji: Dark Crayon
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 27 sierpnia 2014
Liczba stron: 332
Oprawa: miękka
Format: 125x195 mm
ISBN-13: 978-83-7574-987-8



Czytaj również

Dworzec Śródmieście
Borka po raz trzeci
- recenzja
Stacja: Nowy Świat
Druga wizyta w warszawskim metrze
- recenzja
Niezwyciężone. Antologia opowiadań science fiction
Celebracja twórczości Stanisława Lema
- recenzja

Komentarze


Johny
   
Ocena:
+1

To bardzo ciekawe, że powstały dwie, tak odmienne w swej ocenie, recenzje tej książki. Druga Fenrisa jest tutaj http://ksiazki.polter.pl/Kompleks-7215-c27462. Widać jak dwoje recenzentów może różnie potraktować to samo dzieło. 

08-11-2014 14:35

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.