» Recenzje » Kod Lucyfera - Charles Brokaw

Kod Lucyfera - Charles Brokaw


wersja do druku

Dan Brown na sterydach

Redakcja: Alicja 'cichutko' Laskowska

Kod Lucyfera - Charles Brokaw
Przepis na udaną powieść sensacyjną w stylu Kodu Leonarda Da Vinci jest dość prosty. Wystarczy charyzmatyczny i niezwykle inteligentny bohater, atrakcyjny obiekt jego westchnień, spisek lub organizacja zagrażająca światu i odpowiednio wredny antagonista. Diabeł tkwi jednak w szczegółach – elementy składowe trzeba jeszcze umieć połączyć. Kod Lucyfera pokazuje, że nie jest to wcale takie proste oraz że łatwo przesadzić.

Akcja powieści rozpoczyna się, gdy doktor Thomas Lourds, wybitny lingwista, przybywa do Stambułu na zaproszenie dawnej przyjaciółki. Na lotnisku zaczepia go pewna atrakcyjna kobieta – bohater nie pozostaje obojętny na jej wdzięki, lecz gdy chce już wsiąść do czekającej na niego limuzyny, zostaje przez dziewoję porwany. Od tego momentu zaczyna się jazda bez trzymanki, a do poszukiwań tajemniczego Zwoju Radości przyłączą się: tajne bractwo, terroryści, służby wywiadowcze oraz wiceprezydent USA.

Fabuła na pierwszy rzut oka wydaje się doskonale pasować do takich powieści sensacyjnych. Jest tu odpowiednia dawka zwrotów akcji, efektownych pościgów, tajemniczych podziemi oraz starożytnych tajemnic. W tle wydarzeń całkiem zgrabnie przedstawiony jest Stambuł – umieszczenie w nim akcji stanowi miłe odejście od typowego sztafażu miast Europy oraz USA. Ciekawostki historyczne i architektoniczne nie są prezentowane nachalnie i wzbogacają lekturę. Do wad należy zaliczyć nagłe przeskoki czasowe – dwa razy zdarza się, że wypadki z kilku dni podsumowywane są paroma zdaniami. Samo w sobie nie byłoby to takie złe, gdyby nie to, że teoretycznie w tym czasie bohaterzy nie powinni mieć spokoju, gdyż ścigani są między innymi przez CIA. Drugie pominięcie ma miejsce blisko finału i wygląda na wynikające z pośpiechu autora – czytelnikowi oszczędzone zostaje odwiedzenie paru miast i poznanie sposobu, w jaki bohaterowie wydostali się ze Stambułu. Podobnie jest w przypadku procesu rozwiązywania ostatniej zagadki, który przedstawiony jest pośpiesznie i ogólnikowo.

Z fabułą wiąże się też główna bolączka Kodu Lucyfera, a mianowicie przesada. Efektowność i patos w umiarkowanych dawkach to chleb powszedni powieści sensacyjnych, lecz tu o umiarkowaniu nie ma mowy. Thomas Lourds zagadki najlepiej rozwiązuje pod ostrzałem, bez większego skrępowania romansuje (bardzo, ekhm, aktywnie) z dwoma kobietami naraz, a przy tym jest nieznośnie zadufany w sobie i szowinistyczny. Wytykanie pomniejszych nieścisłości i absurdów nie ma większego sensu, gdyż są one powszechne w tym gatunku. Nie sposób jednak nie napisać paru słów o zakończeniu. O ile inni autorzy wątki religijne traktują w sposób raczej metaforyczny, to Brokaw postawił na dosłowność. Efekt jednak nie jest oszałamiający, a raczej komiczny.

Kilka cierpkich słów należy się też wydawnictwu. Mniejsza o to, czy winna jest tłumaczka, czy korekta, ale należy tu poruszyć dwie kwestie. Pierwszą są przypisy – odpowiednia ilość w pojedynczych przypadkach nie przeszkadza. Przykładem trafnie zastosowanego przypisu jest tu wykazanie potknięć faktograficznych autora, lecz powieść sensacyjna to nie miejsce na zajmujący pół strony przypis poświecony Gabinetowi Owalnemu lub Aelii Eudoksji, gdyż skutecznie zaburza to płynność czytania. A wystarczyłoby przenieść przypisy na koniec książki. Drugą kwestią jest problem z przekładem angielskiego określenia "Middle East", które w książce tłumaczone jest jako "Środkowy Wschód". Jest to tłumaczenie poprawne na pierwszy rzut oka, lecz pomija zupełnie fakt, iż oryginalne określenie obejmuje także kraje Bliskiego Wschodu, w tym Turcję. Pewnym kuriozum jest zaś "wygibajtus" – polski odpowiednik słowa "twister" obdarzony (jakżeby inaczej) przypisem.

Kod Lucyfera nie jest powieścią bezgraniczne słabą. Wartka akcja oraz ciekawe miejsce wydarzeń sprawiają, że czyta się ją dość szybko (z przerwami na przypisy). Charles Brokaw był na dobrym tropie, lecz pogoń za efektownością nie wyszła mu na dobre – przeskoki w fabule, szowinizm protagonisty oraz zepsute zakończenie sprawiają, że zamiast solidnego czytadła na jeden wieczór otrzymujemy średniaka dla wygłodniałych fanów Dana Browna.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
4.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Kod Lucyfera
Autor: Michael Cordy
Wydawca: Amber
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 9 listopada 2006
Liczba stron: 312
Oprawa: miękka
Format: 145 x 205 mm
ISBN-13: 978-83-241-2678-1
ISBN-10: 83-241-2678-3
Cena: 29,80 zł

Komentarze


earl
   
Ocena:
0
Ja dopiero zabieram się za twórczość Browna - wypożyczyłem "Kod Leonarda da Vinci".
10-05-2012 13:58

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.