Kocham twojego awatara
W działach: rpg, mmorpg | Odsłony: 473Z góry zaznaczam, że poniższy tekst jest tylko zbiorem moich obserwacji i przemyśleń. Nie nadaje mu to naukowego charakteru, nie szperam w książkach pisząc go; powiedzmy, że bawię się w obserwatora.
Grałam głównie w te gry online, w których chodziło o role-playing, więc nie potrafię tego stwierdzić opierając się o World of Warcraft, ale o ten rodzaj rozgrywki, gdzie faktycznie w jakimś tam stopniu wczuwamy się w daną postać. Siłą rzeczy przekazujemy jej część naszej osobowości, wymagań co do formy i treści, jakiej będziemy udziałem. Co za tym idzie - odgrywamy jej życie, a więc i emocje. Jedną z takich emocji jest, oczywiście, miłość.
Widziałam naprawdę wiele różnych związków między różnymi postaciami. W rzeczy samej przeżywają one prawdziwe problemy, które pojawiają się między dwójką zakochanych w sobie ludzi, ale interesujące stało się to, jak przedkłada się to na graczy. Na początku mamy do czynienia z oczywistym sobą zafascynowaniem, graniem po kilka albo i kilkanaście nawet godzin dziennie, gdzie każda sytuacja jest dla nas nowością. Potem przychodzi taki etap stabilizacji - albo znudzenia - gra staje się nieco rutynowa, ale w sumie przyjemna, bo polubiliśmy gracza po drugiej stronie. Źle, jeśli pokochaliśmy jego postać.
Nie zrozumcie mnie źle - widziałam jak parę odgrywały dwie dziewczyny (jedna grała mężczyzną, druga kobietą) lub dwóch facetów (mężczyzna plus kobieta albo dwie kobiety). Są też oczywiście sytuacje, w których jedno to facet, a drugie dziewczyna i też jest ok. Grałam w kilka gier role-playing i za każdym razem schemat wydaje się ten sam. Jeśli druga osoba zaangażuje się za bardzo, pojawia się naprawdę cholernie niezdrowa sytuacja. W przypadku, gdy postać męska jest grana przez chłopaka, a żeńska przez dziewczynę, prawie na pewno jedno zakocha się w drugim już na poziomie realnego życia. W przypadkach, gdy obu graczy jest tej samej płci, sytuacja się komplikuje. Oni zakochują się w swoich postaciach, nie w sobie nawzajem. Na poziomie własnej seksualności zazwyczaj pozostaje tak, jak jest. I w momencie zerwania dochodzi do jakiegoś przedziwnego mechanizmu... u chłopaków wygląda to tak, jakby jedno faktycznie opuściła partnerka... pojawia się też niezręczna sytuacja, w której po prostu głupio jednemu facetowi naciskać na drugiego w tej kwestii czy robić o to awanturę. U dziewcząt sprawa jest prostsza - dochodzi między sobą do regularnej wojny na wyniszczenie. Jak to porzucone kobiety.
Do tego już stopnia, że kiedy widzę nowotworzącą się parę jestem prawie pewna, jaki będzie scenariusz, jeśli już znam gracza. F + M? M się zakocha. F + F? Będzie prawdziwa rzeź, kiedy się skończy. M + M? Awkward.
Teraz mogę się zacząć zastanawiać, z czego to wynika. Oczywiście, wielu z nas oczekuje od życia prawdziwej miłości. To normalne, naturalne i szczęściarzami są ci, którzy mają partnera, co nie jest kawałkiem buraka wyrzuconego z przyczepy. I nie - owe problemy w wirtualnych związkach wcale nie dotyczą tylko tych, którzy są samotni. Widziałam kryzysy w realnych związkach (nawet małżeństwach!) z powodu właśnie takich romansideł po sieci. Mamy swoje oczekiwania. Siłą rzeczy, gdy pojawia się nagle wymarzony rycerz z bajki czy piękna księżniczka (czy rozkładający się zombie - co kto lubi), gdzieś tam serduszko zabije szybciej. Realizujemy swoje marzenia - powiedzmy, że ich namiastkę - żeby zwyczajnie poczuć się szczęśliwi, choćby na pewien czas. Ironicznie zaś, po czasie, będziemy przeżywać te same problemy, które spotykamy w prawdziwym życiu.
After ever after... :)