» Recenzje » Knights of the Old Republic #25-28. Vector (#1-4)

Knights of the Old Republic #25-28. Vector (#1-4)


wersja do druku
Knights of the Old Republic #25-28. Vector (#1-4)
"Nie... to niemożliwe!" mówił Luke Skywalker. A jednak, parafrazując poetę polskiego Stanisława Jerzego Leca – KotOR zaczął pukać w dno od spodu... Po lekturze Knights of Suffering były dla serii jeszcze jakieś nadzieje, jednak po tym, co zobaczyłem w Vectorze nie wiem czy chcę kontynuować przygodę z komiksową wersją Knights of the Old Republic. Ale po kolei.

Vector to międzykomiksowy crossover, który zawita do wszystkich wydawanych aktualnie gwiezdnowojennych serii – od Knights of the Old Republic przez Dark Times, Rebellion aż do Legacy. Nad jego wizerunkiem i fabułą pracowali wszyscy odpowiedzialni za scenariusz w wyżej wymienionych seriach – John Jackson Miller, John Ostrander, Rob Williams i Mick Harrison – oraz redaktorzy Dark Horse – Randy Stradley, Jeremy Barlow i Dave Marshall. Mimo nadchodzącej premiery The Clone Wars panowie ci byli na tyle dumni z rezultatów swoich wysiłków, iż nazwali Vector "największym gwiezdnowojennym wydarzeniem 2008 roku", które to hasło z uporem maniaka powtarzają przy każdej możliwej okazji.

Gra zaś idzie o starożytny sithański artefakt, którego odkopanie przewidziała naczelna (już) trójka czarnowidzów Zakonu Jedi. Członkowie tajnego Paktu, doświadczeni przeszłymi błędami i niepowodzeniami, wyprawiają poń wysłanniczkę, Celestę Morne, a sami zostają na Coruscant. Wspomnianym artefaktem okazuje się zapomniany sithański talizman, który zostaje odkopany przez Mandalorian, Celeste Morne za to miast talizmanu odnajduje Zayne’a Carricka, który sieje wokół spustoszenie wlokąc za sobą swojego odwiecznego pecha.

Trzeba przyznać, że historia ma potencjał. Co prawda kolejny niesamowity i potężny artefakt Sith to nic oryginalnego, jednak odpowiednio poprowadzona fabuła z kilkoma dobrze przemyślanymi zwrotami powinna dać przynajmniej zadowalający efekt. Na takowy można było jeszcze mieć nadzieję po pierwszym zeszycie, który całkiem zgrabnie wprowadził czytelników w ciąg wydarzeń, ale okazało się, że im dalej tym gorzej. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że po mocnym początku, z J.J. Millera niemal całkiem uszło powietrze. Po w miarę zwięzłym i dynamicznym pierwszym zeszycie w kolejnych wszystko się rozmyło. Komiksy w zdecydowanej większości są przegadane, akcja rozmemłana, a postaci przedstawione mocno średnio. Dość wyraźnie widać, że twórcy nie mogli się do końca zdecydować, czy chcą iść w kierunku raczej humorystycznej natury KotORa, czy poważnego wątku Vector, co widać również w dialogach. Efekt jest niezbyt spójny, pozbawiony klimatu, a w połączeniu z mało interesującą akcją i wrażeniem, że autorzy nie mają tak naprawdę nic do powiedzenia, nie zachęca do dalszej lektury.

Całość dobija koszmarna warstwa graficzna. Na to, co pan Scott Hepburn zrobił z postaciami w Vectorze po prostu brak słów. Ja rozumiem, że różne są gusta i nie dyskutuje się o nich, jednak 160 stron karykatur postaci z Knights of the Old Republic (może poza Gryphem, któremu widocznie nic nie jest w stanie zaszkodzić) to jakieś potworne nieporozumienie. Zdecydowanie najgorzej przedstawia się Celeste Morne, posiadająca miejscami żuchwę wielkości "Sokoła Millennium". Dodatkowo jej aparycję psuje w dziwny sposób zastosowane cieniowanie. Zayne przez cały komiks wygląda niczym elf w krzywym zwierciadle. Co ciekawe nie ten sam elf, gdyż wizerunki postaci mają tendencję do zmieniania się w zależności od kadru. Całkiem nieźle Hepburnowi wychodzą Mandalorianie oraz... wszystko co się nie rusza, choć w żadnym wypadku nie ratuje to ogólnego wrażenia. Dawno nie czytałem komiksu, którego warstwa rysunkowa tak bardzo psułaby i utrudniała przebicie się przezeń. Na otarcie łez należy dodać, że miniserię zdobią wspaniałe (może poza pierwszą, całkiem zwyczjaną) okładki – prace Dustina Weavera, to jedne z najlepszych, jakie ostatnio widziałem (i wreszcie zrezygnowano z dymków z dialogami na nich).

Vector, przynajmniej w wymiarze kotorowym, okazał się produktem stanowczo przereklamowanym. Komiks mało oryginalny, bez klimatu, bez głębszej myśli za nim, ostatecznie zmasakrowany przez nieestetyczną i nieadekwatną kreskę Scotta Hepburna. Pozostaje mieć nadzieję, że w Dark Times seria dostanie zwyczajowego "kopa".
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Wektor #1
- recenzja
Knights of the Old Republic #22-24. Knights of Suffering
Cierpienie prowadzi do Vectora
- recenzja
Knights of the Old Republic #19-21. Daze of Hate
Powitań nadszedł czas
- recenzja
Knights of the Old Republic #13-15. Days of Fear
Rozstań nadszedł czas
- recenzja

Komentarze


~Franek Kimono

Użytkownik niezarejestrowany
    Vector w DT
Ocena:
0
Darktimesowy Vector jest awesome.
KotOR: Exalted też jest awesome.
Warto było przecierpieć te cztery marne zeszyty, dla tych czterech wspaniałych.
Coś jak biblijne siedem krów tłustych i siedem chudych, ale w odwrotnej kolejności.
17-07-2008 09:30
SethBahl
   
Ocena:
0
Vector w DT jeszcze przede mną.
Exalted za mną - może nie awesome, ale dobry, naprawdę dobry. Z resztą będzie recka in 1 week time, jak znajdę miejsce, żeby ją w schedule wcisnąć.
17-07-2008 12:18
Jedi Nadiru Radena
   
Ocena:
0
DarkTimesowy Vector wcale nie jest awsome, co zresztą będziecie mieli zaargumentowane w mojej recce - chociaż byłby, gdyby składał się tylko z jednego (pierwszego) numeru.

A co do tej recki: IMO należy Vectora KotORowego traktować jako coś, co nie należy do właściwego cyklu o KotORze (akcja w Vectorze to totalna odskocznia od dotychczasowej fabuły). No i sam KotOR jest moim zdaniem dobrą serią komiksową, zwłaszcza gdy za oprawę wizualną jest odpowiedzialny Dustin Weaver.
17-07-2008 16:39
~Franek Kimono

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
DarkTimesowy Vector jest awesome, co zresztą zaakcentowane, zaznaczone, uargumentowane (nie ma czasownika "zaargumentować") jest w recenzji Rifa, oraz w mojej recenzji, która na ICO wery sun.
17-07-2008 17:30
~Franek Kimono

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Że Exalted jest coolaśny, fpyteu i awesome też na ICU. Zresztą.
17-07-2008 17:32
Jedi Nadiru Radena
   
Ocena:
0
Czytnąłem (no patrz, tego czasownika też nie ma, a bezczelnie go używam) sobie twą reckę i wszystkie argumenty są OK - szkoda tylko, że uznałeś go za "awsome", skoro zaznaczyłeś, że rysunki pana Rossa są do kitu. No i szkoda też, że nie uznałeś za minus wielkiej przewidywalności komiksu tudzież słabej fabuły, która sprowadza się do bijatyki...

Dobra, już nic nie mówię. O gustach się nie dyskutuje, jakby co to zapraszam na The Outer Rim, by poznać inny punkt widzenia na Dark Times 10-11.
18-07-2008 17:12
~Franek Kimono

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Co człowiek, to kultura.
Już czytałem. (to śmieszne pisać, że polskie drogi są zawodne, jeśli dobrze pamiętam ostatni słynny wypadek naszego autokaru nie miał miejsce, gdzieś na południu...)

Jeśli widzisz tylko głupią bijatykę i nie czytasz wszystkiego obok, całej emocjonalnej mocy, wniosków wychodzących poza ramy komiksu, no to nic się nie poradzi więcej. Można tylko składać ofiary "o nawrócenie Rosji".

I radzę dobrze się wczytać, bo nie napisałem, że są do kitu, ani że słabe, tylko, że w porównaniu z dziełem Douga są słabe, a to wcale ich nie dezawuuje.
18-07-2008 20:28
Jedi Nadiru Radena
   
Ocena:
0
Drogi w Serbii są trzy razy lepsze niż w Polsce (tam zawsze dbano o główne arterie komunikacyjne, co kolejny raz przywołuje pytanie: "Dlaczego tak biedny kraj może, a Polska nie może?"), a wypadek, o ile dobrze pamiętam spowodował kierowca. To tak gwoli ścisłości offtopowej.

Wracając jeszcze do DT 11-12: emocjonalna moc była, pisałem o tym. Ale to nie zmienia faktu, że fabuła okazała się miałka i - powtórzę - przewidywalna do bólu w części poświęconej właściwemu Vectorowi.
19-07-2008 10:16

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.