» Blog » Knights of Xentar - recenzja:
28-02-2016 00:14

Knights of Xentar - recenzja:

W działach: gry wideo | Odsłony: 226

Knights of Xentar

Kinghts of Xentar, znane też po japońskim tytułem Dragon Knight III jest dla części otaku grą-legendą. W swoim czasie była bowiem jedną z najbardziej znanych (o ile nie najbardziej znaną) grą hRPG w Polsce.

Jako, że szybko muszę skompletować sześć tekstów o grach dziś zajmiemy się tym tytułem.

Legenda Knigths of Xenthar narodziła się dość przypadkowo, dzięki magazynom Top Secret, Świat Gier Komputerowych oraz Animegaido, które opublikowały opisy oraz solucje tej gry, otwierając przed swoimi czytelnikami podwoje japońskiej pornografii.

Co to jest?

Knights of Xentar

Knights of Xentar jest japońskim erotycznym RPG, pod względem fabuły oraz stylu gry stanowiącym parodię Dragon Questa. Przenosimy się w nim do magicznej krainy, rządzonej przez dobrą Boginię oraz zagrożonej przez ambicje złego Władcy Demonów. Zrządzeniem losu obydwie nadprzyrodzone potęgi dokonały skoku w bok w świecie śmiertelników, czego owocem było dwoje dzieci, których pojedynek zdecydować ma o przyszłych losach świata. Jednym z tych dzieciaków jest Czarny Rycerz, drugim bohater o imieniu Desmond (oryginalnie Takeru) w którego przyjdzie nam się wcielić.

Oryginalnie gra została wydana w Japonii w roku 1991, na zachód trafiła natomiast cztery lata później i powiedzmy sobie szczerze: nawet jak na tamtą epokę nie powalała oprawą. Choć oczywiście były to inne czasy, a cycki podówczas potrafiły sprzedać wszystko. Jednak już wtedy gra wymagała pewnego samozaparcia.

Gameplay:

Knights of Xentar

Jak to z japońskimi RPG bywa mamy do czynienia z bardzo uproszczonym programem. Zaczynamy sterując jednym bohaterem (z czasem przyłączą się do nas jeszcze dwie postacie: wojownik i czarodziejka), którego widzimy z góry. W ten sposób wędrujemy i rozmawiamy. W trakcie wędrówek od czasu do czasu napotykamy na potwory (które tradycyjnie wyskakują znikąd), w efekcie czego pojawia się ekran walki.

W jej trakcie postacie się biją. My z tym nie możemy zrobić za dużo, w zasadzie to głównie patrzyć. Prócz tego możemy zdecydować jeszcze o ucieczce lub używać magicznych przedmiotów (tzn. głównie mikstur leczniczych) i (gdy nasza drużyna wzbogaci się o czarodziejkę) użyciu magii. Tej ostatniej nie ma za dużo, ledwie pięć zaklęć. Trzy z nich to czary ofensywne, jedno jest czarem leczącym, ostatnie natomiast teleportem pozwalającym powracać do raz odwiedzonych miast.

Dodatkowo możemy zdecydować o stylu walki. Postacie mogą więc atakować szybko lecz słabo oraz mocno lecz powoli oraz na kilka sposób pośrednich. Jak łatwo zgadnąć z niektórymi potworami lepiej walczyć w jeden sposób, z innymi w drugi. Są też monstra, które najlepiej potraktować czarami. Ze znaczną częścią potworów bić się natomiast można byle jak, bez znaczenia jaką formę walki przyjmiemy.

O co tyle krzyku?

Knights of Xentar

Dlaczego więc ta gra jest swego rodzaju legendą?

Ponieważ, jak pisałem był to podówczas najbardziej znany hRPG na rynku. Nawiasem mówiąc na tle części innych gier hentai program jest bardzo rozbudowany, stanowi pełnoprawny tytuł, co nie zawsze się w tym gatunku zdarza, więc zapewniał też pewną ilość zabawy.

Jednakże tym, co najbardziej wzmagało zainteresowanie grą była oczywiście golizna. Tytuł ukazał się w latach 90-tych, gdy oczywiście nie było jeszcze Internetu, tak więc była ona jeszcze w cenie.

Należy zauważyć, że jak na japońszczyznę erotyka Knights of Xentar jest raczej delikatna. W zasadzie w grze widać jedynie drugorzędne organy płciowe postaci, a organy pierwszorzędne pozostają zakryte. Pojawiają się one natomiast na ilustracjach pełniących rolę przerywników graficznych. Jeśli chodzi o macki, zboczenia, sadyzm i inne rzeczy, z których nasi skośnoocy bracia zasłynęli, to w grze się nie pojawiają, więc można grać bez obawy o to, że nasze treści żołądkowe znajdą się na ścianie lub podłodze.

Troll dziesięciolecia:

Knights of Xentar

Żeby było śmieszniej firma, która wypuściła Knights of Xentar na rynki zachodnie wydała dwie wersje gry: ratingowaną na 13 plus i na 18 plus. W zasadzie jedynymi różnicami między nimi było to, że w tej pierwszej wszystkie panienki miały swe wdzięki zawsze zakryte.

Wywołało to szereg komicznych scen, bowiem, mimo, że redakcje wymienionych już pism komputerowych miały dostęp do wersji 18 plus i takie zrecenzowały, sowicie okraszając je screenami (czasy były inne i więcej było można) to krążące w Polsce wersje pirackie (podówczas raczej niewiele gier kupowano w oryginałach) były kopiami właśnie z wersji dla 13 latków. Po dziś dzień można więc napotkać w sieci opowieści rozczarowanych, ówczesnych nastolatków, którzy napaleni kupili grę gdzieś na giełdzie, grali po kryjomu nocami i nie zobaczyli ani jednych cycków :D .

Czy warto grać?

Dziś już raczej nie, chyba, że ktoś jest muzealnikiem, żywi sentyment lub pasjonują go stare gry. Niemniej jednak w swojej epoce program był dość przyjemny. O ile gameplayem raczej się nie zestarzał (bo jRPG notowały w ten dziedzinie niezbyt duży postęp), tak dość mocno razi dziś wyglądem grafiki.

 

Tekst, jeśli ktoś ma ochotę można ponownie przeczytać na Blogu Zewnętrznym.

1
Notka polecana przez: AdamWaskiewicz
Poleć innym tę notkę

Komentarze


AdamWaskiewicz
   
Ocena:
0

Polecanka, bo to pierwsza od naprawdę długiego czasu, kompletna notka, a nie tylko zajawka z odsyłaczem do bloga zewnętrznego.

28-02-2016 20:35
Kilik Lodowa Zamieć
   
Ocena:
0

Od dłuższego czasu? Dwie kompletne notki bez odsyłaczy były przedwczoraj...

28-02-2016 22:26

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.