» Teksty » Artykuły » Kino prawnicze - Chicago

Kino prawnicze - Chicago


wersja do druku
Redakcja: Iwona 'Ivrin' Kusion

W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych kino prawnicze było poważne, pełne zasad i walki o równość klasową czy rasową. Kino współczesne podtrzymuje te tradycje, ale czasami serwuje widzom "courtroom drama" z przymrużeniem oka – w konwencji komediowej. Znakomitym przykładem filmu charakterystycznego dla tego nurtu jest musical Chicago. Chociaż od początku wiadomo, iż główna bohaterka jest winna i należy ją poddać karze, to dzięki manipulacji przepisami, przedstawicielami tak prawa, jak i (a może przede wszystkim) mediów, a co za tym idzie opinii publicznej – ostateczny werdykt brzmi "niewinna". And now, ladies and gentleman, the one and only, Billy Flynn!
Roxie Hart, oskarżona o zabójstwo kochanka- oszusta (tego z tych, co to "obiecał wielką karierę, a potem cynicznie stwierdził, że nic z tego"), trafia do więzienia. Jej mąż – za radą naczelniczki Mamy Morton (rewelacyjna kreacja Queen Latifah) – poświęca wszystkie oszczędności i wynajmuje najlepszego obrońcę w Illinois, Billy’ego Flynna, który nigdy nie przegrał sprawy. Jak sam mówi: "Gdyby Jezus Chrystus żył w Chicago i przyszedł do mnie z pięcioma tysiącami dolarów, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej". Do klientek Flynna należy między innymi sławna gwiazda rewii – Velma Kelly, oskarżona o zabójstwo niewiernych: męża i siostry. Dobrze wie, że wróci na wolność, gdyż Billy jest niepokonany. Szans na życie nie ma za to młoda Katalina – chociaż jest niewinna, to brakuje jej pieniędzy na wynajęcie znakomitego obrońcy, nie zna języka angielskiego, toteż zostaje powieszona. Opowieści o dokonanych przez klientki Flynna (oraz Katalinę) zabójstwach to jedna z najciekawszych scen musicalowych – każda z kobiet prezentuje swoją historię, ilustrując ją znakomitym tańcem. Ludzie przejmą się Twoją sprawą sądową, gdy przejmą się Tobą. Film to prześmiewczy instruktaż dla obrońcy prowadzącego sprawę o morderstwo. Młody, żądny wiedzy prawnik dowie się między innymi: jak przygotować oskarżonego do konfrontacji z prokuratorem, jakie pytania zadać, czego należy dowieść w toku procesu, a przede wszystkim, jak zjednać sobie media, ławę przysięgłych i jak zainteresować sprawą opinię publiczną. Manipulowanie prawem, w celu osiągnięcia wyroku "niewinna", wymaga perfekcyjnie przygotowanego planu. I Billy Flynn go ma!
Najłatwiej zainteresować procesem opinię publiczną, toteż Flynn organizuje aukcję, na której sprzedaje wszystkie rzeczy, jakich kiedykolwiek dotknęła Roxie Hart. W ten sposób zbiera fundusze na swoje wynagrodzenie, a jednocześnie uruchamia perpetuum mobile zainteresowania społecznego. "Mission accomplished": wszyscy wiedzą, kim jest oskarżona, interesują się jej losem i śledzą doniesienia prasowe. Kolejna, niezwykle istotna, kwestia to wybór dziennikarza, który – relacjonując wszystkie wydarzenia – będzie opisywał oskarżoną jako "najsłodszą kobietę, jaką kiedykolwiek oskarżono o morderstwo" czy uosobienie niewinności. Flynn bez wahania stwierdza, iż idealna w tej roli będzie panna Sunshine. Na potrzeby prasy i opinii publicznej, adwokat pisze życiorys Roxie od nowa. Sfabrykowana rzeczywistość – wychowywana w luksusie młoda dziewczyna pragnie zostać zakonnicą; kiedy umierają rodzice, zostaje bez środków do życia i decyduje się na ucieczkę od dawnego życia i poślubienie Amosa; małżeństwo jest nieszczęśliwe, a Roxie pochłania magia wielkiego miasta, czyli jazz, alkohol i kochanek – kiedy chce od niego odejść, on jej grozi, oboje sięgają po broń, strzał i kochanka nie ma, a teraz oddałaby wszystko, by przywrócić go do życia – jest ciekawsza niż prawda. And now, ladies and gentlemen, a tap dance. Mając po swojej stronie poparcie mediów i opinii publicznej, Billy przygotowuje się do rozprawy, czyli wielkiego show. Sala sądowa jest teatrem (a może sceną muzycznego show, gdyż Billy stepuje do rytmu wypowiadanych przez siebie słów), a ława przysięgłych publicznością i krytykami, zaś werdykt to recenzja (pozytywna to oczywiście wyrok brzmiący "niewinna"). Obrońca jest perfekcyjnie przygotowany, przewidział wszystkie możliwości. Wie dokładnie, jakie pytania należy zadać – manipuluje wypowiedziami Amosa w taki sposób, iż świadek zgadza się ze zdaniem obrony, wybacza Roxie zdradę, chce wycofać pozew rozwodowy i cieszyć się szczęściem rodzinnym oraz dzieckiem, którego – rzekomo – spodziewa się żona. Oskarżona wyjaśnia, iż chociaż zabiła kochanka, to nie jest przestępczynią, gdyż chciała tylko ocalić życie dziecka – po czym widowiskowo mdleje. Niespodziewanie prokuratura powołuje na świadka drugą z klientek Flynna – aktorkę Velmę Kelly. Zazdrosna o sławę Roxie gwiazda zrobi wszystko, by ponownie zabłysnąć w świetle reflektorów. Przedstawia w sądzie dowód winy oskarżonej – jej pamiętnik, w którym opisano okoliczności zabójstwa świadczące na niekorzyść pani Hart. Zeznaje, iż znalazła go w celi oskarżonej. Okazuje się jednak, że idealny strateg – Billy – przewidział i ten ruch! Najpierw brawurowo udowadnia, iż żądny sławy i władzy prokurator obiecał Velmie wycofanie zarzutów w zamian za złożenie zeznań, a potem oskarża go o fabrykowanie dowodów – cóż za zbieg okoliczności - fragmenty pamiętnika dotyczące okoliczności popełnienia zarzucanego oskarżonej czynu, brzmią jak napisane przez prawnika! Ława przysięgłych udaje się na naradę, a po powrocie ogłasza werdykt. Nagłówki gazet krzyczą: "niewinna"! Po rozprawie obrońca z właściwym sobie cynizmem oświadcza klientce, iż to on dopisał odpowiednie fragmenty w jej pamiętniku i zadbał o przekazanie go w ręce mściwej pani Kelly.
Plan zostaje zrealizowany – kolejny sukces obrońcy, obie klientki uwolnione od wszelkich zarzutów, najgroźniejszy przeciwnik pogrążony – skończyły się jego marzenia o polityce, a kariera prokuratorska zawisła na włosku. Młody prawniku, pamiętaj, że, aby osiągnąć sukces na sali sądowej, należy – zgodnie z planem Billy’ego Flynna:
  • przede wszystkim zjednać sobie opinię publiczną – jeżeli społeczeństwo pokocha twojego klienta (lub chociaż przejmie się jego losem) i zaangażuje się w jego obronę, masz spore szanse na zwycięstwo,
  • poznaj przeciwnika procesowego – każdy ma marzenia i słabości – jeżeli nauczysz się z nich korzystać, twoje szanse na wygraną rosną,
  • przygotuj profil psychologiczny każdego świadka – wiedz, jakie pytania mu zadać i w jaki sposób to zrobić, by odpowiedział tak, jak tego chcesz,
  • stwórz klienta – niech będzie taki, jakim ludzie chcą go widzieć.
Zgodnie z dewizą chicagowskiego adwokata, nie ma spraw nie do wygrania. Film Roba Marshalla w znakomity sposób ukazuje, iż liczy się efekt ostateczny, a nie – prawda. Prawo zaś jest tylko środkiem, który pomaga w manipulowaniu rzeczywistością zgodnie z własnymi potrzebami.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej
Oscarze, Oscarze, któż by cię nie chciał...
Kino prawnicze - Dwunastu gniewnych ludzi (artykuł)
Dwunastu gniewnych ludzi - atypowy dramat sądowy
Chicago
- recenzja

Komentarze


Ezechiel
    Hmm
Ocena:
0
Dziękuję za artykuł, niestety nie bardzo mi się podoba. Zbyt dużo miejsca zajmuje streszczenie a za mało analiza i porównania.

1. Ryzykownym - w tym wypadku nietrafionym - chwytem jest opisywanie musicalu w kategoriach klasycznego dramatu sądowego. Inne medium - inne reguły. Musical - ze swojej natury jest bardziej farsowy i komediowy niż zwykły film.

[Zgodnie z tokiem rozumowania autorki "Deszczową piosenkę" można zestawić z filmami wuxia (też biegają po ścianach)]

2. Autorka nie dotarła do kilku ważnych pytań i odpowiedzi. Wypiszę je poniżej - aby Autorka wiedziała jakiej analizy oczekuję od następnych tekstów.

Co sprawiło, że ewoluował wizerunek prawnika? (Przecież "Billy Flinn" nie jest pierwszym bohaterem tego typu). W jakich filmach ta ewolucja była widoczna? Jak to się stało, że poważny temat obyczajowy (sprawiedliwość) ewoluował w stronę farsy? Jakie filmy / seriale TV dokonały tej przemiany? Gdzie pokazano po raz pierwszy obronę / oskarżenie jako manipulację ławą przysięgłych? W jakich punktach "Chicago" spełnia reguły gatunku, a w jakich wytycza nowe?

Kurcze - jestem prostym "ściślakiem" i chciałbym, aby artykuły analityczne budowały szerszy kontekst i poszerzały moją wiedzę. A cykl "Kino prawnicze" tego nie robi...

Pozdrawiam
MeZi.
12-03-2008 13:57
Drachu
    Tylko u nas wygląda to inaczej
Ocena:
0
Jak w temacie - w Polsce jest zupełnie inny model sądownictwa. Nie ma ławy przysięgłych (są ławnicy, ale to inna bajka) do oczarowania, presja opinii publicznej jest mniejsza, prawnik - nie jest showmanem. No i funkcja casusu jest znacznie mniejsza. Te rady dla młodego prawnika niekoniecznie zdadzą egzamin w Polsce.

Ale Chicago lubię, wersja kinowa była milusia, ale największym sentymentem darzę inscenizację Teatru Muzycznego w Gdyni (im dłużej jestem gdańszczaninem, tym bardziej tęsknię za Gdynią).
12-03-2008 14:44
Marigold
    do Ezechiela
Ocena:
0
1. Aż zacytuję fragment tekstu i to samego początku, który wyraźnie ukazuje, że nie ukazuję Chicago jako klasycznego dramatu sądowego.

"Kino współczesne podtrzymuje te tradycje, ale czasami serwuje widzom "courtroom drama" z przymrużeniem oka – w konwencji komediowej. Znakomitym przykładem filmu charakterystycznego dla tego nurtu jest musical Chicago."

Toteż chyba czytając tekst, można dostrzec, że to klasyczny 'courtroom drama' nie jest.

2. A co do punktu drugiego, przykro mi, ale koncert życzeń mnie zbytnio nie przekonuje, ale oczywiście jeśli taki tekst przygotujesz, z przyjemnością zamieścimy go na stronie.
Artykuły to fragmenty mojej pracy magisterskiej i może na koniec pokuszę się o podsumowanie całej serii i jakieś wspólne wnioski.
17-03-2008 01:27
Ezechiel
   
Ocena:
0
"2. A co do punktu drugiego, przykro mi, ale koncert życzeń mnie zbytnio nie przekonuje, ale oczywiście jeśli taki tekst przygotujesz, z przyjemnością zamieścimy go na stronie.
Artykuły to fragmenty mojej pracy magisterskiej i może na koniec pokuszę się o podsumowanie całej serii i jakieś wspólne wnioski."

"Koncert życzeń" umieściłem, aby pokazać na przykładach, czego oczekuję od tego typu tekstów. Z niecierpliwością czekam na podsumowanie cyklu.

W chwili obecnej nie planuję pisać artykułów przekrojowych dla filmu polterowego. Niestety- za nisko go cenię, aby chciało mi się pracować nad analizami. Jeśli już - pisałbym dla Esensji czy Fahrenheita, gdzie takie teksty trzymają znacznie wyższy poziom.
18-03-2008 13:22
bezbarwnosc
   
Ocena:
0
Skoro cenisz Poltera za nisko to w jakim celu raczysz Nas tutaj swoja obecnoscia wirtualna?
01-04-2008 20:54

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.