» Blog » Kilka postaw ludzkich, których nigdy nie zrozumiem:
05-03-2016 00:04

Kilka postaw ludzkich, których nigdy nie zrozumiem:

W działach: wredni ludzie | Odsłony: 771

Istnieją zachowania ludzi, które obserwuje i których nie potrafię zrozumieć, najczęściej nawet nie dlatego, że są one złe, tylko z tej przyczyny, że całkowicie rozmijają się one z moim poczuciem logiki, wartościami oraz kryterium sensowności. Poświęcony będzie im ten wpis.

Zacznę od sytuacji z ostatniej chwili:

1) Pchajo-palco-w-kontaktyzm:

Moja ulubiona cecha! Część fanów, niezależnie od fandomu zwyczajnie nie we, kiedy powinna się zamknąć i jest pozbawiona instynktu samozachowawczego. W efekcie: im bardziej powinno siedzieć cicho, to tym bardziej pyszczy.

Myślę, że jest to przykład doboru krewniaczego. Dobór krewniaczy działa tak, że genowi nie zależy kto go przeniesie. Tak więc w gatunkach posiadających liczne potomstwo i gatunkach społecznych opłaca mu się tak multiplikować zachowaniem osobników, żeby wyprodukować jedno normalne dziecko i kilku samobójców, którzy polegną gdy ten pierwszy będzie uciekał przed drapieżnikami.

Rezultaty można podziwiać w praktyce.

Rodzice narzekają, że oglądam Grę o Tron zamiast się uczyć i mówią, że tracę czas na bajki? Udowodnię im, że to jest serial dla dorosłych! Puszczę im, jak Tyrion rucha dziwki!”

A potem się dziw, że zabrali Ci kabel od Internetu.

Zjawisko to łączy się czasem z Syndromem Oblężonej Twierdzy, dając coś, co nazwać można Zespołem Partyzanta. Syndrom Oblężonej Twierdzy objawia się tym, że jakaś grupa integruje się między sobą głównie dzięki poczuciu zagrożenia ze strony jakiegoś, mniej lub bardziej wyimaginowanego wroga. Dobrym przykładem są miłośnicy mangi i telewizja TVN.

Zespół partyzanta natomiast objawia się tym, że z Twierdzy czasem ktoś wychodzi, rzuca granatem, za co oczywiście dostaje baty, a potem jest: „Widzieliście? Widzieliście jak mnie uciemiężyli?”

I takie rzeczy odwalają ludzie mający niejednokrotnie po 30 lat.

Serio: nie prościej być normalnym?

2) Brak szacunku do swojej własności:

Jak wiecie interesuje się ostatnio fotografią. Pewnego dnia oglądam sobie aparat Canon EOS 7D Mark II. To maszyna dla tak zwanych entuzjastów, co w języku fotografii oznacza sprzęt dość elitarny, przeznaczony dla osób obeznanym z tematyką. Oznacza to, że – dla kogoś, kto nie wybiera się w Bieszczady, fotografować wilki w nocy – jest zupełnie nieprzydatny. Kosztuje to jakieś 6.000 złotych za sam korpus, tak więc potrzebuje trudnego w obsłudze obiektywu za kolejne 6.000 (lub całego ich zestawu za więcej), bo z tańszymi szkłami i tak nie da się wyciągnąć z tego pełni możliwości, a do tego jest zwyczajnie niewygodny: waży to prawie kilogram, a w pełnym zestawie: dwa kilogramy.

Następnego dnia do mojego miejsca pracy przychodzi kobieta, typ „młoda żona senior managera”. Jeśli nie znacie tego typu: ładna, jak z agencji modelek, do tego ubrana gustownie i drogo, całym swoim jestestwem pokazuje też, że nigdy nie pracowała. Na szyi ma dokładnie ten sam aparat o którym mowa z obiektywem z górnej półki. Idzie i błysk! Błysk! Lampą w obrazy.

Ja: - Proszę pani! Ale tu nie można używać lampy błyskowej!

Ona: - Ale ja nie potrafię wyłączyć...

Odpowiedź: we wszystkich Canonach lampy błyskowe wyłącza się dokładnie tak samo.

Co mnie najbardziej w tym wszystkim razi? Pani pojechała na wczasy na Podkarpacie. U nas, jak wiadomo są wilki. Co jej było potrzebne do pełni kostiumu Barbie-Turystki? Sprzęt za dziesięć tysięcy do fotografowania wilków.

Może jestem dziwny, ale nie lubię patrzyć, jak genialny sprzęt po prostu marnuje się w rękach ludzi, którym nie jest potrzebny. Po drugie: wiem, że z mieszczącym się w kieszeni kompaktem za 300 złotych baba byłaby po prostu szczęśliwsza. Lepszych zdjęć tym swoim EOS-em nie zrobi, bo do tego trzeba nie tylko sprzętu, ale też umiejętności (oraz umieć się posługiwać sprzętem, a powiedzmy sobie szczerze: kompaktem robi się fotografie prościej, niż lustrzankom). A po prostu tamte rzeczy są i tańsze i wygodniejsze w obsłudze i nie łamią kręgosłupa swoim ciężarem.

Po prostu nie potrafię pojąć, jak z narzędzia można robić biżuterię.

3) Brak szacunku dla swojego hobby:

Zjawisko powszechne wśród graczy multi oraz na facebookowych grupach książkowych. „Skopałem, nie umiem grać, przeze mnie cały mój zespół został wybity? Ale to przecież tylko gra!”. Ludzie gadają o książce / grze / filmie / serialu / anime? "Po co poświęcać temu tyle czasu? Przecież to tylko książka!" "Lol! Nerdy!"

Ja rozumiem, że ktoś może nie umieć grać, popełnia błędy merytoryczne albo świadomie stosuje uproszczenia. Jednak prezentowana wyżej postawa jest niedopuszczalna. Powiem uczciwie: moim zdaniem takie zachowanie dowodzi, że ma się zarówno ludzi, jak i swoje hobby w czterech literach.

O ile jeszcze zrozumiem, że można nie przejmować się ludźmi (choć nie czyni to z ciebie lepszego człowieka) i mieć ich gdzieś, o traktowanie w ten sposób hobby jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Serio. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ktoś miały zajmować się czymś, co nie jest A) potrzebne do przedłużenia jego biologicznej egzystencji B) ani wychowywaniem potomstwa C) nie chce być w tym dobry.

Wiąże się to moim zdaniem z punktem numer cztery.

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym.

Komentarze


Exar
   
Ocena:
0

kompaktem robi się fotografie prościej, niż lustrzankom

lustrzanką ?

 

O, nie , jak ja się nudzę :D

05-03-2016 21:36
Xolotl
   
Ocena:
0

trochę bzdury o tych geekach i nerdach, ale śmieszne

05-03-2016 23:08
Podtxt
   
Ocena:
+1

Daję polecajkę ale od "Plastusiowego pamiętnika" wara! To moja ulubiona książka do dziś, chociaż od dzieciństwa trochę minęło.

05-03-2016 23:49
Kanibal77
   
Ocena:
+7

a.d. 1) Nie od dziś wiadomo, że wspólny wróg connecting people.

a.d. 2) Cóż, to też prawda stara jak świat, że czasem panie o odpowiednim wyglądzie decydują się sprzedać swe ponętne ciało samcowi o zasobnym portfelu (niekoniecznie cały czas temu samemu).

Co do samego aparatu- każdy za swoje ciężko zarobione/ukradzione/wyżebrane pieniądze może kupować co tam chce. Face it man. A czym więcej takich idiotek, tym bardziej te aparaty z biegiem czasu potanieją, więc i dla ludzi znających się na rzeczy jest to korzystne.

Jako miłośnik gier bitewnych i komiksów udzielam się czasem na grupach dyskusyjnych z nimi związanych. Pamiętam jak kiedyś ktoś się oburzał, że jakaś parka chcąc w nietypowy sposób ozdobić stół w salonie, nakupiła trochę komiksów i z powycinanych ze stron kadrów powyklejali na blacie stolika kolaż. Ktoś inny oburzał się na noobów, którzy kupują takie piękne, szczegółowe figurki, po czym zapaćkają je farbą, ponieważ poziom ich skilla w malowaniu precyzyjnym jest porównywalny ze znajomością fizyki kwantowej u łowcy mamutów, albo polowania na mamuty u fizyka kwantowego.   

Taki jest trochę problem z nami pasjonatami, że tracimy dystans i zapominamy, że komiks, figurka, czy aparat to taki sam towar jak worek cementu, czy bochenek chleba.

Kiedy ktoś wykłada kesz, może se z tym robić co chce.

a.d. 9) Ja mam inną teorię na ten temat. Otóż uważam, że istnieją dwa rodzaje masturbacji. 

Ta słuszna, polegająca na tym, że przy pomocy swych rąk, narzędzi do tego służących, lub też narzędzi służących do czegoś zupełnie innego, za to kreatywnie wykorzystanych, robimy sobie dobrze majstrując przy tym co mamy między nogami.

Oraz ta niewłaściwa, zwana przeze mnie roboczo masturbacją (pseudo)intelektualną. Ma ona miejsce wtedy, gdy czytujemy wyłącznie klasyków i/lub to co obecnie jest na topie, by móc poczuć się lepszymi od reszty plebsu nie czytającego żadnych książek, tudzież plebsu zaczytującego się literaturą, jak to się teraz mawia, gorszego sortu. Z podobnego względu wiele osób staje się vege, chadza do galerii sztuki nowoczesnej oraz podejmuje inne dziwaczne czynności.

Takim zbiorowiskiem onanistów drugiego typu był np. event na który zaprosiła mnie kiedyś moja była (na szczęście) dziewczyna, dodać należy pani magister ASP, która za cholerę nie umie nic narysować. Polegało to na tym, że na mównicę wychodziły kolejne osoby i nawijały co im w duszy grało w dowolnym znanym sobie języku obcym (of koz nie w ingliszu, bo to nazbyt pospolite). Osoba taka, gdy już skończyła się produkować, dajmy na to, po japońsku, dostawała owację publiki i ustępowała miejsca kolejnej osobie mówiącej, przykładowo, w Swa Hili. 

Rzecz jasna każda trzeźwo myśląca osoba uznałaby coś takiego za bezproduktywną stratę czasu. Moja luba jednak, jak i wszyscy obecni na sali z jednym wyjątkiem, przeżywali wręcz metafizyczną ekstazę. Laska, gdy zapytałem ją po co to wszystko, stwierdziła, że bardzo dużo jej to daje.    

Do dziś tylko nie wiem czego właściwie.

Wracając do literatury mam kumpla od piwa, który czytuje wyłącznie klasyków. Samych jakichś Balzaków, Proustów i inszych takich Mą Pasantów, by w dyskusji rzucać cytatami, których nikt inny nie kojarzy, by móc się dowartościować.

Co nawiasem mówiąc sprawia, że wyjścia na piwo z nim sobie dawkuję raz na jakiś dłuższy czas. Raz na miech, czy dwa mi styka w zupełności. Rzekłbym wręcz po dziurki w nosie.

Taka sprawa. 

07-03-2016 15:11
Exar
   
Ocena:
0

czytuje wyłącznie klasyków. [...], by w dyskusji rzucać cytatami, których nikt inny nie kojarzy

No ale jakby rzucał cytatami z Władcy Pierścieni, Wiedźmina, Akademi Policyjnej i Kevina Samego w Domu to myślisz, że nie czułby się Twój kolega dowartościowany? 

08-03-2016 16:55
Kanibal77
   
Ocena:
0

Nie, bo to właśnie typ gościa, który nie potrzebuje rozmówców, tylko audytorium. Cytując w błyskotliwy sposób powyższe dzieła nie mógłby poczuć się, że jest ponad resztą. 

Jako ciekawostkę dodam, że gość tak brzydzi się kulturą masową, że nie wie kto to jest Steven King. On tylko rozumiesz, wartościowe rzeczy, bo na inne szkoda mu czasu.

 

10-03-2016 17:54
AdamWaskiewicz
   
Ocena:
+1

Ja też nie wiem, kto to jest Steven King. Czy to jakiś krewny Williama Kinga, albo Stephena Kinga, któregoś z tych pisarzy?

10-03-2016 21:55

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.