Kilka postaw ludzkich, których nigdy nie zrozumiem:
W działach: wredni ludzie | Odsłony: 771Istnieją zachowania ludzi, które obserwuje i których nie potrafię zrozumieć, najczęściej nawet nie dlatego, że są one złe, tylko z tej przyczyny, że całkowicie rozmijają się one z moim poczuciem logiki, wartościami oraz kryterium sensowności. Poświęcony będzie im ten wpis.
Zacznę od sytuacji z ostatniej chwili:
1) Pchajo-palco-w-kontaktyzm:
Moja ulubiona cecha! Część fanów, niezależnie od fandomu zwyczajnie nie we, kiedy powinna się zamknąć i jest pozbawiona instynktu samozachowawczego. W efekcie: im bardziej powinno siedzieć cicho, to tym bardziej pyszczy.
Myślę, że jest to przykład doboru krewniaczego. Dobór krewniaczy działa tak, że genowi nie zależy kto go przeniesie. Tak więc w gatunkach posiadających liczne potomstwo i gatunkach społecznych opłaca mu się tak multiplikować zachowaniem osobników, żeby wyprodukować jedno normalne dziecko i kilku samobójców, którzy polegną gdy ten pierwszy będzie uciekał przed drapieżnikami.
Rezultaty można podziwiać w praktyce.
„Rodzice narzekają, że oglądam Grę o Tron zamiast się uczyć i mówią, że tracę czas na bajki? Udowodnię im, że to jest serial dla dorosłych! Puszczę im, jak Tyrion rucha dziwki!”
A potem się dziw, że zabrali Ci kabel od Internetu.
Zjawisko to łączy się czasem z Syndromem Oblężonej Twierdzy, dając coś, co nazwać można Zespołem Partyzanta. Syndrom Oblężonej Twierdzy objawia się tym, że jakaś grupa integruje się między sobą głównie dzięki poczuciu zagrożenia ze strony jakiegoś, mniej lub bardziej wyimaginowanego wroga. Dobrym przykładem są miłośnicy mangi i telewizja TVN.
Zespół partyzanta natomiast objawia się tym, że z Twierdzy czasem ktoś wychodzi, rzuca granatem, za co oczywiście dostaje baty, a potem jest: „Widzieliście? Widzieliście jak mnie uciemiężyli?”
I takie rzeczy odwalają ludzie mający niejednokrotnie po 30 lat.
Serio: nie prościej być normalnym?
2) Brak szacunku do swojej własności:
Jak wiecie interesuje się ostatnio fotografią. Pewnego dnia oglądam sobie aparat Canon EOS 7D Mark II. To maszyna dla tak zwanych entuzjastów, co w języku fotografii oznacza sprzęt dość elitarny, przeznaczony dla osób obeznanym z tematyką. Oznacza to, że – dla kogoś, kto nie wybiera się w Bieszczady, fotografować wilki w nocy – jest zupełnie nieprzydatny. Kosztuje to jakieś 6.000 złotych za sam korpus, tak więc potrzebuje trudnego w obsłudze obiektywu za kolejne 6.000 (lub całego ich zestawu za więcej), bo z tańszymi szkłami i tak nie da się wyciągnąć z tego pełni możliwości, a do tego jest zwyczajnie niewygodny: waży to prawie kilogram, a w pełnym zestawie: dwa kilogramy.
Następnego dnia do mojego miejsca pracy przychodzi kobieta, typ „młoda żona senior managera”. Jeśli nie znacie tego typu: ładna, jak z agencji modelek, do tego ubrana gustownie i drogo, całym swoim jestestwem pokazuje też, że nigdy nie pracowała. Na szyi ma dokładnie ten sam aparat o którym mowa z obiektywem z górnej półki. Idzie i błysk! Błysk! Lampą w obrazy.
Ja: - Proszę pani! Ale tu nie można używać lampy błyskowej!
Ona: - Ale ja nie potrafię wyłączyć...
Odpowiedź: we wszystkich Canonach lampy błyskowe wyłącza się dokładnie tak samo.
Co mnie najbardziej w tym wszystkim razi? Pani pojechała na wczasy na Podkarpacie. U nas, jak wiadomo są wilki. Co jej było potrzebne do pełni kostiumu Barbie-Turystki? Sprzęt za dziesięć tysięcy do fotografowania wilków.
Może jestem dziwny, ale nie lubię patrzyć, jak genialny sprzęt po prostu marnuje się w rękach ludzi, którym nie jest potrzebny. Po drugie: wiem, że z mieszczącym się w kieszeni kompaktem za 300 złotych baba byłaby po prostu szczęśliwsza. Lepszych zdjęć tym swoim EOS-em nie zrobi, bo do tego trzeba nie tylko sprzętu, ale też umiejętności (oraz umieć się posługiwać sprzętem, a powiedzmy sobie szczerze: kompaktem robi się fotografie prościej, niż lustrzankom). A po prostu tamte rzeczy są i tańsze i wygodniejsze w obsłudze i nie łamią kręgosłupa swoim ciężarem.
Po prostu nie potrafię pojąć, jak z narzędzia można robić biżuterię.
3) Brak szacunku dla swojego hobby:
Zjawisko powszechne wśród graczy multi oraz na facebookowych grupach książkowych. „Skopałem, nie umiem grać, przeze mnie cały mój zespół został wybity? Ale to przecież tylko gra!”. Ludzie gadają o książce / grze / filmie / serialu / anime? "Po co poświęcać temu tyle czasu? Przecież to tylko książka!" "Lol! Nerdy!"
Ja rozumiem, że ktoś może nie umieć grać, popełnia błędy merytoryczne albo świadomie stosuje uproszczenia. Jednak prezentowana wyżej postawa jest niedopuszczalna. Powiem uczciwie: moim zdaniem takie zachowanie dowodzi, że ma się zarówno ludzi, jak i swoje hobby w czterech literach.
O ile jeszcze zrozumiem, że można nie przejmować się ludźmi (choć nie czyni to z ciebie lepszego człowieka) i mieć ich gdzieś, o traktowanie w ten sposób hobby jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Serio. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ktoś miały zajmować się czymś, co nie jest A) potrzebne do przedłużenia jego biologicznej egzystencji B) ani wychowywaniem potomstwa C) nie chce być w tym dobry.
Wiąże się to moim zdaniem z punktem numer cztery.