» Recenzje » Kholat

Kholat

Kholat
Kholat jest nietypową produkcją z gatunku horroru skierowaną do bardzo specyficznego grona odbiorców. Od rozwoju fabuły ważniejszy jest tu ciężki klimat i eksploracja świata, a mechanika rozgrywki bardzo przypomina tę znaną z gry Dear Esther. Tym razem twórcy, debiutujące polskie studio IMGN.PRO z Bielska-Białej, przedstawiają opowieść opartą na autentycznych wydarzeniach, niewyjaśnionych zresztą po dziś dzień. Grupa młodych ludzi ginie w tragicznych okolicznościach w czasie wyprawy górskiej, a naszym zadaniem jest rozwikłać tę zagadkę. W samotnej wędrówce po śnieżnych szlakach towarzyszą nam jedynie Sean Bean i Andrzej Chyra jako narratorzy. Czy ostateczny rezultat starań bielskich autorów możemy uznać za udany?

Garść faktów

Motyw przewodni stanowi historia, która wydarzyła się w 1959 roku, chociaż wersja tych wydarzeń zarysowana przez twórców minimalnie różni się od dostępnych źródeł. Dziewięciu rosyjskich studentów pod przewodnictwem Igora Diatłowa udało się w północną część Uralu. Ich celem było zdobycie góry Otorten, ale gwałtowne pogorszenie pogody wymusiło rozbicie obozu na zboczach Kholat Syakhl. Alpinistom nigdy nie udało się dotrzeć do celu wyprawy, wszyscy zginęli. Po trzech tygodniach, gdy nie dawali znaku życia, wysłano ekipę ratunkową. Lecz choć zdołano odszukać ciała, nikt nie potrafił podać przekonywującego wytłumaczenia, co było przyczyną tragedii. Zlokalizowano namiot Diatłowa – został przecięty od środka. Uczestnicy wyprawy rozpierzchli się w panice we wszystkie strony, nieodziani i bosi przy osiemnastostopniowym mrozie. Zwłoki pięciu z nich znaleziono przy resztkach prowizorycznego ogniska. Zmarli z wyziębienia, a rany niektórych dowodziły, że próbowali schronić się na drzewach. Trzy miesiące później odszukano pozostałych. W ich przypadku autopsja wykazała poważne obrażenia wewnętrzne, porównywalne do tych powstałych przy zderzeniu z ciężarówką, ale bez jakichkolwiek, nawet najmniejszych, urazów na zewnątrz. Byli napromieniowani, a ich skóra miała pomarańczowy odcień. Wokół tak nagłej ucieczki narosło mnóstwo hipotez – od ataku dzikich zwierząt i wrogich plemion, przez operacje wojskowe, aż po działanie sił paranormalnych. W ekspedycję śladami Diatłowa i jego przyjaciół wyruszamy teraz i my.

Szczypta spekulacji

Kholat nie ma typowej fabuły, bardziej przypomina interaktywną opowieść niż grę samą w sobie. To, co się wydarzyło, próbujemy odtworzyć na podstawie znalezionych notatek porozrzucanych po całym terenie Przełęczy Diatłowa – potrzeba nam znaleźć ich dziewięć. Odkrywanie tajemnicy przypomina czytanie książki, ale tak naprawdę z tych powyrywanych kartek nie dowiadujemy się wszystkiego. W oparciu o okruchy informacji sami próbujemy zbudować obraz całości. Prócz punktów, które koniecznie musimy odwiedzić, aby popchnąć do przodu rozwój wydarzeń, natrafimy na liczne dodatkowe elementy ukazujące z różnych perspektyw kulisy feralnej wyprawy. Są to przeróżne fragmenty artykułów, raporty, listy i inne osobiste zapiski. Ich odnalezienie nie jest konieczne do ukończenia rozgrywki, ale niejednokrotnie urozmaica wędrówkę przez śnieżną pustynię. Nie mówiąc już o tym, że często są to dokumenty znacznie ciekawsze niż te, które odnaleźć musimy.

Mnóstwo łażenia po górach...

Na początku gry otrzymujemy mapę z listą miejsc do odwiedzenia. Prócz tego do dyspozycji mamy latarkę, kompas... i tyle. Z takim wyposażeniem wyruszamy w drogę. Jednakże próżno szukać tu choćby wskaźnika, który podpowiedziałby, gdzie znajduje się bohater. Jedyne, co nam pomaga w określeniu położenia, to pewne punkty orientacyjne (na przykład w postaci charakterystycznych formacji skalnych), wypisane gdzieniegdzie na kamieniach współrzędne geograficzne oraz fakt, że za każdym razem, gdy znajdziemy notatkę, zostaje to zaznaczone na mapie. Na żadne inne ułatwienia nie ma co liczyć. Ale kto powiedział, że będzie prosto? A chodzenia jest naprawdę co nie miara. Szkoda tylko, że kiedy opadają emocje, wkrada się monotonia i pozostaje tylko szukanie kolejnych elementów łamigłówki, co łatwo przerodzić się może w jednostajne, nudne zajęcie. Skoro mamy do czynienia z ogromną liczbą kilometrów do przebycia, warto zwrócić uwagę, że nasz bohater za prędko nie biega, szybko się męczy, a już na pewno nie potrafi… skakać. Protagonista nie jest w stanie wejść na najniższą półkę skalną. Co więcej, może się zdarzyć, że zablokuje się między drzewami i skałą, a nawet nie będzie mógł przedrzeć się przez gęstsze krzaki, które w rzeczywistości nie przysporzyłyby nikomu większego kłopotu. Natomiast schodzenie z wysokości nie stanowi dlań żadnego problemu. Należy wtedy uzbroić się w cierpliwość, bo może się okazać, że poszliśmy właśnie drogą bez powrotu. Nie da się ukryć – jest to bardzo irytujące rozwiązanie jak na grę, której praktycznie jedynym celem jest eksploracja.

… a tylko jeden slot na zapis

Za każdym razem, kiedy odnajdziemy notatkę bądź inny dokument, gra automatycznie dokonuje zapisu. Jest to dobry pomysł i zachęca do podjęcia wysiłku, by odszukać również i te dodatkowe materiały. Punktami zapisu (i jednocześnie miejscami azylu) są także poukrywane tu i ówdzie obozy. Rozejrzyjcie się za nimi, są bardzo przydatne. Problem z liczbą slotów pojawia się w momencie, gdy będąc gdzieś daleko w terenie, natrafimy na dziwne "elementy przyrody" występujące w tych stronach. Bo przecież poszukiwania nie są wszystkim, co oferuje nam Kholat. Inaczej co byłby to za horror? Nie powinniśmy się czuć bezpiecznie ani w lesie, ani na zboczach górskich, nie jesteśmy tak do końca samotni. W chwili, gdy oświetlamy latarką drogę lub próbujemy ustalić położenie, może wyleźć na nas zjawa, z którą bliższe spotkanie kończy się fatalnie. Ze wszech miar powinniśmy jej unikać (chociaż czasem stoi na ścieżce, którą akurat chcemy przejść). By zapobiec niechybnej śmierci, wystarczy uciec, nie jest to zresztą jakieś wybitnie zwinne monstrum. Ale potrafi podkraść się do nas cicho, kiedy zaaferowani mapą nie rozglądamy się na boki. Innym sposobem na pożegnanie się z życiem jest upadek w przepaść ze stoku. Chociaż właściwie w obu przypadkach wystarczy po prostu uważać, by nie zakończyć przedwcześnie żywota. W żadnym wypadku zresztą zjawa nie jest przyczyną, dla której możemy mówić, że mamy do czynienia z horrorem. Twórcy z IMGN.PRO postawili na opowieść w atmosferze grozy. I chwała im za to, bo tego nie można uświadczyć nigdzie indziej. Straszenie wprost zdarza się może kilka razy. Zdecydowanie bardziej liczy się nastrój, zagubienie i osamotnienie, poczucie emocjonalnej pustki i totalnego opuszczenia w nieprzyjaznym dla życia miejscu. Jest to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju.

Sporo dobrego udźwiękowienia i grafiki

Jedną z rzeczy, na którą podczas gry absolutnie nie można narzekać, jest muzyka. Twórcy wykonali kawał dobrej roboty. Dźwięk bardzo ładnie komponuje się z obrazem, idealnie pasuje do tego, co właśnie widzimy na ekranie. Gdy wędrujemy przez przełęcze, towarzyszy nam odległe wycie wilków, a odpowiednia melodia buduje nastrój niepokoju i grozy. Kiedy dzieje się coś, co przyprawia nas o szybsze bicie serca, także ścieżka dźwiękowa wzbudza odpowiednie emocje. Również narratorzy, w angielskiej wersji Sean Bean, a w polskiej Andrzej Chyra, świetnie się sprawdzili w swoich rolach. Cała warstwa audio jest dopracowana, a i strona graficzna nie pozostawia wiele do życzenia. Choć nie jest bardzo bogata w detale, zachęca do eksploracji, do podjęcia wyzwania, zagłębienia się w mroki Kholatu. A do zobaczenia mamy naprawdę niesamowite widoki: wiszące mosty nad przepaścią, skały w kształcie czaszek, mroczne zagajniki, śnieżne szczyty okraszone upiornym blaskiem księżyca. Dzięki takiemu połączeniu atmosfera jest tak gęsta, że można nożem kroić, i mimo monotonnej kolorystyki oglądanie lasu podczas nocnej śnieżycy nigdy nie było bardziej sugestywne.

I co nam z tej mieszanki wyszło?

Tak naprawdę ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy autorzy w stu procentach osiągnęli swój cel przy tak ambitnych założeniach. Kholat na pewno nie jest grą dla każdego. Jeśli ktoś poszukuje standardowego horroru, srodze się zawiedzie. Takim graczom szwendanie się po górach z mapą zwyczajnie się nie spodoba. Dla każdego jednak, kto oczekuje tajemniczej historii, nastrój wynagrodzi każdą niedogodność. Twórcy, choć nie ustrzegli się różnych wpadek, pokazali, że drzemie w nich olbrzymi potencjał – nie ma się co zresztą dziwić, studio IMGN.PRO zostało założone przez byłych członków CD Projektu RED. Kholat jest piękny w swej surowości klimatu, sposób eksploracji jedyny w swoim rodzaju, a muzyka zakrawa o geniusz. Poszukującym nowych doświadczeń, jak i fanom gier w rodzaju Dear Esther, polecam. 

Plusy

  • znakomita atmosfera niepokoju, zagubienia, osamotnienia
  • oprawa audiowizualna na bardzo wysokim poziomie
  • intrygujące założenia fabularne
  • eksploracja bez żadnych ułatwień

Minusy

  • dłuższa rozgrywka staje się monotonna
  • bierna rola gracza
  • zakończenie rozczarowuje

Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
-
Ocena użytkowników
Średnia z 0 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Kholat
Producent: IMGN.pro
Wydawca: IMGN.pro
Dystrybutor polski: CDP.pl
Data premiery (świat): 9 czerwca 2015
Data premiery (Polska): 10 czerwca 2015
Wymagania sprzętowe: Intel Core i3 3 GHz, 4 GB RAM, karta grafiki 1 GB GeForce GTX 470 lub lepsza, 5 GB wolnego miejsca na dysku, Windows 7
Strona WWW: kholat.com/
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 49,99 zł.
Tagi: Kholat | IMGN.pro



Czytaj również

Kholat
W górach szaleństwa
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.