Trzon tego tomu stanowi jednak wprowadzenie do kolejnej przygody naszego protagonisty, wędrownego samuraja ery Meji. Tym razem Kenshin wybiera się w odwiedziny do sąsiedniego dojo, prowadzonego przez nieco już wiekowego przyjaciela Kaoru. Tymczasem w dojo pojawia się również siepacz Raijuta Isurugi, biegły szermierz, który zamierza niszczyć wszystkie szkoły kenjutsu, które jego zdaniem przynoszą ujmę tej sztuce walki, propagując ćwiczenia bambusowymi mieczami. Gdy poczciwy stary mistrz nie jest w stanie sprostać niezwykłym umiejętnościom napastnika, Kenshin nie ma wyboru – musi raz jeszcze stanąć w obronie słabszych.
Piąta część opowieści o Kenshinie zawiera w sobie wszystko to, za co czytelnicy zdążyli polubić jego poprzednie przygody – coraz to potężniejszych przeciwników, jeszcze ciekawsze techniki i tajne cięcia oraz najniezwyklejsze sceny pojedynków. Ma przy tym wszystkim jedną poważną zaletę – zaczyna w końcu poruszać nieco poważniejszą tematykę. O ile poprzednie tomy zawierały raczej banalne historyjki z pouczającym morałem (nie należy zabijać bez potrzeby, trzeba bronić słabszych, można odpokutować dawne winy itp. itd.), o tyle najnowsza część wreszcie głębiej zajmuje się kwestią zetknięcia dwóch kultur, przemijającego etosu samuraja, odchodzącej w przeszłość drogi miecza dla wielu stanowiącej niegdyś sposób na życie. Po raz pierwszy Kenshin musi stawić czoła osobie, której cel nie jest z gruntu zły...