» Blog » Mortal Kombat Deception
19-01-2013 12:55

Mortal Kombat Deception

Odsłony: 34

Mortal Kombat Deception

INFO:

Gatunek:Bijatyka 3D

Firma:Midway

Rok Produkcji:2004 r. (PAL:2004 r.)

Platforma:PS2

Liczba graczy:1,2

Muzyka : 5/10

Grafika : 7/10

Długość gry : 10/10

Grywalność (miód) : 8/10

Klimat : 7/10

Fabuła : 6/10

Filmiki FMV (ilość/jakość) : 1/8/10

Bajery(sekrety,mini gierki itp.) : 10/10

Rozbudowanie : 8/10

Poziom trudności : 8/10

Ocena: 7+/10

Miejsce na liście:45 +/-

GŁÓWNE POSTACIE:

Raiden, Shujinko, Onaga

 

 

Recenzja:

 

           Nie musiało minąć dużo czasu, aby firma Midway ponownie wyczuła grunt pod nogami po niemałym sukcesie MK: Deadly Alliance, pierwszej odsłony smoczej sagi na konsole PS2. Zawitała bowiem już w roku 2004 jego kontynuacja: Mortal Kombat Deception. Co prezentuje nowa część postaram się przybliżyć w recenzji, bo pare nowości tu mamy, jednak nie da się ukryć, iż w większej mierze nastąpiła tutaj kalka części poprzedniej, co w sumie zaskoczeniem nie jest, biorąc pod uwagę dorobek developera (chociażby cykl MK3-MK Ultimate-Trilogy).

 

Główny wątek fabularny wydaje się nieco naciągany. Końcówka turnieju Deadly Alliance. Raiden walczy samotnie z duetem Shang-Quan. Walka jest zaciekła, lecz bóg piorunów musi ulec i zostaje pokonany. Nagle nowi championi turnieju zaczynają walczyć ze sobą kończąc przymierze. Lecz przerywa im nagłe pojawienie się (w sumie z nikąd) boga imperatorów: Onaga, którego wraz z żyjącym jednak Raidenem (?) próbują obalić. Na nic zdaje się potężny wybuch sprowokowany przez Raidena, z którego Dragon King wychodzi bez szwanku. Pojawiła się nowa, potężna siła… No jak na mój gust trochę to zalatuje zabiegiem siłowym pt. „byle by było”. Skąd nagle ten bóg bogów? I dlaczego pojawił się dopiero teraz? No ale uogólniając Midway musiało jakoś pociągnąć serię dalej i chyba to już powoli norma, że dalsze części bijatykowych hitów przeginają z coraz to nowymi, jeszcze silniejszymi „bad-assami” (książkowy przykład: Jinpachi w T5;). Po za tym wątkiem uświadczymy oczywiście sporą ilość linii fabularnych innych postaci. 

 

Mówiąc wcześniej o kalce miałem na myśli przede wszystkim engine/wygląd gry, oraz jej gameplay. Nie odbiegają one bowiem znacznie od swojego poprzednika, prezentując moim zdaniem podobny poziom. Szczególnie grafika nie ulega większym zmianom, czyli także po części poprawkom. Modele postaci wciąż zahaczają o pewien rodzaj gumowatości, szczególnie w stosunku do ówczesnych, konkurencyjnych „mordoklepek”. Animacja ich ciosów zatem to także w sporej części kalka. Oczywiście nie uwzględniając nowych bohaterów, którzy prezentują nie raz nowe style waki, a trochę tego tu jest.

 

Bogini Astrah, karateka Kobra, czarnoskóry Darrius, dziwny, przypominający He-Man’owego Szkieletora: Havik, wojowniczka Kira, jako taki mnich Dairou, reprezentant sił bojowych Order Realm Hotaru. Oto nowe postaci świata MK! Jak wypadły? Na moje…bardzo przeciętnie! Jest ich jak widać całkiem mnogo i nawet potrafią sporo fajnych rzeczy, jednak nie da się nie odnieść wrażenia, że wepchani są tu na siłe bijąc po oczach swoim brakiem wdzięku i polotu. Dosłownie na chwilę moją uwagę przykuli Astrah i Hotaru, ale i tak się szybko znudzili. Ogólnie: bida! A Kira to już w ogóle wygląda jak jakaś kukła 3-ciej kategorii. ;) Ale mamy oczywiście starą śmietankę, i zacząć można od tego, iż cały zestaw został tu totalnie wymieszany, gdyż spora część postaci poszła w odstawkę (Cage, Sonya, Kano, Kitana, Reptile, Jax, Quan Chi, Shang Tsung, niestety także Kung Lao), wraz z nawet ostatnimi debiutantami (Frost, Nitara, gejowaty Hsu Hao, Mavado, Drahmin…), a niewielu pozostało z części poprzedniej (Sub, Skorpion, Raiden, Bo Rai Cho, Kenshi…). Ortodoksyjnych fanów MK uradował powrót wielu postaci serii sprzed lat. I nie tylko sama ich obecność zadziwia, lecz przede wszystkim ich zagęszczenie! Baraka, Sindel, posiadający mnóstwo ciosów, świetny Nightwolf, Mileena, czy Ermac znakomicie zasymilowali się z nową szatą graficzną i systemem walki i stanowią chyba niezbędne tu uzupełnienie składu z DA. Skrajnym szokiem jest tu bez wątpienia powrót Liu Kanga! Niby zginął i nie ma tu prawa bytu, jednak Midway zaszalało nie tyle ożywiając go, co zamieniając go w…zombie!! Siny, poobdzierany ze skóry, demoniczny Liu. I jak to skomentować? Niby super że wraca, jednak wątek jest totalnie przegięty i wręcz niesmaczny zahaczając o groteskę. Chyba nikt się nie spodziewał takiego hardcore’u. ;) Super pomysłem okazał się za to duet w jednej postaci Noob-Smoke. Wymieniają się oni w systemie tag’owym niczym w TTT i posiadają odrębne ciosy, jednak mają tylko po jednym stylu.

 

Style natomiast to już inny temat do omówienia. Jest ich w sumie tyle co ostatnio. Każda z postaci ma swoje 3 style, w tym jeden z bronią. Postaci jest tu ilość podobna (24), zatem style prezentują przybliżoną liczbę. Wszyscy wymiatają tu jak mogą i ponownie świetnie się to prezentuje. Jak się okazuję nie tylko skład postaci tu wymieszano, ale także owe style. Stare postaci (np. Skorpion) posiadają nawet inne bronie i stanowi to już kompletnie nową paletę możliwości. Co do nowych bohaterów to co prawda jest tu sporo nowych stylów, lecz Midway w większej mierze postanowiło zrobić graczy „w konia” wrzucając wszędzie gdzie się da style nieobecnych bohaterów. Kira to taki Kano pomieszany z Sonią, Liu ma nuchaku Cage’a, Hotaru przejął Pi GuA Scorpa, Havik to pomieszany Shang z Quanem itd. W skrócie: totalna deformacja systemu walki i trochę mydlenie oczu. Ale myślę że twórcu po prostu nie mieli innego wyjścia. ;)

 

Nie mieli go także w temacie wykończeń, bowiem pojedyncze fatale ostatnio wypadły nieco ubogo ilościowo. Tutaj każda z postaci ma już ich po dwa, siejąc masakrę na całego. Nie odbiegają one od tych poprzednich designem i wykonaniem, choć zauważyłem, iż sporo z nich odbywa się tu z udziałem broni postaci. Zabrakło pomysłów? ;) Wykończenia urozmaica tu zdecydowanie całkowita nowość: Hara Kiri. Nie jest to typowy Fatal, a po prostu samobójstwo postaci, które mamy możliwość wykonać na sobie zanim zrobi to oponent! Pomysł ciekawy i można tu robić nieźle „w jajo” komputer, czy kolegę. I vice versa, gdy chcemy wykonać fatalka. Same wykończenia okazują się bardzo różnorodne i wymyślne. Postacie obcinają sobie same głowę, wbijają oręże w przeróżne części ciała, rozrywają się, czy nawet wbijają sobie w oczy własne, wyjęte właśnie kości. Jest smacznie i z mięsem. ;) Ogółem wykończenia wykonuje się na powrót bardzo prosto i sprawnie, więc frustracji tu brak. Nie wszystko to, bowiem istnieją tu jeszcze Stage Fatalities (tutaj Death Traps), jednak te możemy wykonywać w dowolnym momencie walki za pomocą zwykłego ciosu w odpowiednim miejscu. Trochę to głupie i opiera się na szczęściu, lecz idzie to na szczęście wyłączyć w opcjach. Same areny zostały tu natomiast rozbudowane znacznie, gdyż kontynuując konwencję ze starszych części możemy tu posłać oponenta na niższą kondygnację planszy. Wyszło to nawet ciekawie i w zgrabny sposób przywrócono ten element. Pola walki same w sobie są nawet atrakcyjne i potrafią zainteresować. Jakaś rzeźnia, tropikalna wyspa (zmieniająca nagle swój „charakter”;), lub rozpadający się klif. Powracają nawet znane areny takie jak The Pool czy The Living Forest! 

 

Midway nie tylko w tej kwestii zaskoczył ortodoksyjnych fanów, bowiem uświadczamy tu nawet oryginalnych muzyczek z tychże miejsc! I o dziwo się udało. Klasyczne kawałki znakomicie komponują się z gext-genową kontynuacją i nie drażni to ucha, ani nie powoduje niesmaku. Cały OST niestety wyszedł nieco gorzej. Nowe ścieżki nie powodują specjalnego zachwytu i trochę ciężko je zapamiętać. Stare motywy tchnęły co prawda nieco mortalkowego ducha do oprawy, jednak ocena niżej, aniżeli ostatnio.

 

W kwestii trybów rozgrywki nowy Mortal stanowi krok w przód. Niestety bynajmniej nie w temacie standardowej bitki. Postawiono tu bowiem na nietypowe w świecie bijatyk pomysły, a mianowicie mini gierki. Idąc tropem Capcom uświadczamy tu Puzzle Kombat. To oczywiście klon Super Puzzle Fighter. Jest tu na pewno śmiesznie jak i umiarkowanie grywalnie. No bo ile można grać w kolejne wersje Tetrisa? ;) Śmiesznie, gdyż grze towarzyszą karykaturalne modele postaci, które pod wpływem postępów w grze okładają się w najlepsze. ;) Chess Kombat to nieco zdeformowana wersja standardowych szachów. Dobieramy sobie dowolny skład (czyli figury szachowe) i toczymy rozgrywkę na jednej z mortalkowych aren. Wszystko odbywa się tu w sumie standardowo, z tą różnicą, iż mamy do dyspozycji także specjalne komendy takie jak Heal, Teleport, Kill (automatyczne zabicie dowolnego oponenta), czy Protect. Bicie figury natomiast równa się ze zwykłym pojedynkiem. Ile pograłem w tą gierkę? Może z 15 minut. Nie skończyłem nawet jednej gry do końca, gdyż nie tyle mnie znudziła (szachy przeplatane walkami uważam za średni pomysł), co strasznie się dłuży.

 

Bez wątpienia największym szokiem okazał się tu znany z DA tryb Konquest. A właściwie to nieznany, gdyż rozbudowano go do granic możliwości. Zmieniono więc jałową na dłuższą metę wędrówkę anonimowego mnicha, czyli po prostu tamtejszy trening na rozbudowaną fabularnie przygodę pewnego młodzieńca. Shujinko to początkujący wojownik, który ma na celu wzięcie udziału w turnieju MK. Odbędziemy zatem z nim wędrówkę po przeróżnych światach znanych z uniwersum Mortalka. Swobodna eksploracja terenów to pierwsza niespodzianka. Możemy tu chodzić, biegać, obracać kamerą, gadać z ludźmi, a nawet posyłać im piąchy w ryło. ;) Rozbudowania są tu także spore, gdyż nie tylko każdy citizen mówi co innego (mnóstwo dialogów mówionych!), ale także może skomentować nasz atak, bądź nawet nam oddać! Nie zabrakło tu także skrzynek ze specjalnymi kluczami (o tym potem), oraz kolorowych monet. Motyw przygodowy rzecz jasna przeplata się ze znanym już treningiem  poszczególnych postaci, co jest tu uargumentowane fabularnie. Nasz bohater bowiem będzie tu spotykał mnóstwo znanych nam twarzy. Rozbudowań nie koniec, gdyż oni jak i zwykli ludzie będą także zlecać nam proste zadania. A to coś odnaleźć czy też np. przestraszyć na śmierć jakiegoś staruszka! Banalne to wszystko, jednak trzeba pamiętać, iż to tylko dodatek do gry właściwej! Szczególnie trzeba być wyrozumiałym w kwestii tutejszej grafiki. Tu jest kiepsko i strasznie ubogo. Modele postaci to istny koszmarek, a światy wydają się strasznie sterylne. Fabuła przygody miejscami także nie powala i jest bardzo naiwna. No i co z tego? Dla mnie Midway dało czadu na całego tworząc tak rozbudowaną przygodę jako dodatek, która zajęła mi naprawdę sporo czasu i zabawy. A ewolucja samego Shujinko i motyw jego starzenia się to całkiem ciekawy pomysł. Nagroda za ukończenie całego questu jest tu nad wyraz oczywista. ;)

 

O Konquest jeszcze tyle, iż mamy tu wygodne mapki pod przyciskiem oraz prostą kieszeń. Zapodano tu także niczego sobie motyw medytacji naszego bohatera. W każdej chwili mamy możliwość przysiąść w miejscu w owym celu. Wówczas czas nagle przyśpiesza ukazując wspaniały efekt jego ekspresowego mijania. Cała gra jest tu bowiem uzależniona od takich czynników jak dni tygodnia, daty i godziny. W związku z tym uświadczamy tu wszystkich znanych nam pór dnia! Od wschodu słońca (około 5 AM) do zachodu (około 19 PM)! Daje to piorunujący efekt realizmu i wiele wydarzeń i sekretów będzie właśnie od tego uzależnione, bo sekretów tu sporo.

 

Cały Konquest wiąże się ściśle z powracającym tu The Krypt! Prezentuje się on niemal identycznie z tą różnicą, iż mamy już tu nieco mniej trumien do otwarcia. „Zaledwie” od AA, do TT, co i tak jest ilością ogromną! Trumny i tu naładowane są sekretami i bajerami do granic możliwości i mnóstwo rzeczy przyjdzie nam odkryć i oglądać w (nieco bardziej uporządkowanym już) Kontent. Znów masa grafik, szkiców, profilów postaci, czy krótkich filmików. Tutaj zauważyłem, iż skupiono się tu w sporej części na „bajerkach” z MK4. W temacie bajerów fajnie wypadły nieudane sceny z MK: Mythologies. ;) Oczywiście odkryjemy tu także wszystkie postaci, areny, stroje, a nawet ukryte postaci do Puzzle Kombat! Jednak tymże razem nasza 6-rodzajowa waluta nie wystarczy, gdyż do tych lepszych dóbr potrzebne są w/w specjalne klucze, które znajdziemy podczas przygody Shujinko. Ciężkie to zadanie muszę przyznać i o wiele bardziej skomplikowano tu zdobywanie większych atrakcji. Głównie poprzez strasznie poukrywane skrzynie z kluczami, jednak dzięki temu poziom skomplikowania nie wymusza posiadania aż tylu monet. Są więc tego plusy. Na koniec o poziomie trudności, który prezentuje się podobnie, z wyjątkiem Onagi, którego da się normalnie pokonać na Novice (nie robi takiej „chamówy” jak Moloch).

 

Mortal Kombat Deception uważam za świetnie zrealizowaną kalkę pierwowzoru. Szkoda tylko, że to w większej mierze istne ksero, z wymieszanymi postaciami i kilkoma nowościami. Nie oczarowała mnie więc ta pozycja niestety tak jak poprzednik. MKD ląduje więc minimalnie niżej niż DA mimo reaktywacji śmietanki sprzed lat oraz świetnego rozbudowania Konquest. Można było zatem spodziewać się czegoś więcej, ale Midway po prostu już tak ma.

 

 

PIERWSZY KONTAKT:

Styczeń 2012

 

ULUBIONE POSTACIE:

Skorpion - Znowu ten Skorpion…nigdy mi się nie znudzi! ;) Wolę jednak jego poprzedni miecz.

Sub-Zero - Jego tutejszy design woła o pomstę do nieba: Te futerko i hełm niczym Shredder z Żółwi Ninja to chyba najgorsze pomysły w historii Mortala. Jak mogli tak przegiąć? Mimo wszystko to nadal Sub i grywalnościowo w ogóle się nie zmienił ;)

Baraka - Ale on tu brzydki ;) Jego ostrza tną tu jak opętane! Świetny jest!

Kabal - Jego Hook Swords co prawda nieco rozczarowują, jednak cieszy jego powrót. I gdzie jego Fatal z „ryjem”? :(

Mileena - Daje ostro czadu swoimi sztyletami Sai. Świetne combosy, Fatale i…buzia ;)

Raiden - Ciekawą ma tu zbroję. Chyba najdłuższe combosy i jak ostatnio świetnie się nim gra.

Liu-Zombie - Nieco wręcz dziwny powrót Liu. Co to ma być? Paradoksalnie jednak jako umarlak przypadł mi do gustu ;) Wygląd, łańcuchy, nunchaku, style, stare ciosy…to pomogło!  

Noob-Smoke - Tag’owy duet spisał się fantastycznie. Niezły pomysł i sporo ciosów.

Nightwolf - Postać która zrobiła chyba na mnie największe wrażenie. Mnóstwo specjali, combosów, no i w ogóle dopakowali go ;)

Ermac - Świetnie się prezentuje i chyba po raz pierwszy posiada własny, odrębny charakter. Na plus telekineza i toporek ;)

Shujinko - Taki trochę z niego naiwniak i popierdółka, ale dobre ma serce chłopak/facet/dziadek…;)

 

TOP 6 OST:

1. Earthrealm

2. Falling Cliffs

3. Chamber of Artifacts

4. Yin Yang Island

5. The Dead Pool

6. The Living Forest

 

PLUSY:

+ Powrót starej śmietanki sprzed lat! Baraka, Kabal, Sindel, Nightwolf…jest dobrze! ;)

+ Rozbudowany Konquest! Toż to już całkiem sprawna gra przygodowa z elementami tutorialu! Spore zaskoczenie

+ Mini gierki i sekrety! Szachy i puzzle to ciekawe pomysły. I znów prawie tyle bajerów co ostatnio!

+ Rozbudowania podczas walki! Więcej Fatali, The Pit, piętrowe areny

+ Oldskulowe smaczki typu areny/muzyczki z MKT!

 

MINUSY:

- Auto-save!! Boże!! Zmora!! Oraz oczywiście niezapisywalny znowuż Adjust Screen ;)

- Jakoś tu chyba gorzej z klimatem i muzą. Gra traci tu swój urok, jaki wytworzył DA. Wielka szkoda.

- Niepotrzebnie zdeformowane style postaci z DA. Trzeba było to zmieniać? To już nie to samo miejscami.

- Wygląd niektórych postaci! Sub-Zero woła o pomstę do nieba! Parodyjka! :(

- Możliwość nabicia na kolce w każdej chwili walki…Łotafak? A fair play? :(

- Przydługawe loadingi!!

- Mimo wszystko: grafika w Konquest! ;)

 

SCREENY:

 

 

1
Notka polecana przez: Jasny
Poleć innym tę notkę

Komentarze


~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Świetna recenzja :) Ile spędziłeś nad samą grą, a ile tylko w trybie Konquest? Bo trzeba powiedzieć, że ja parę razy przeszedłem ten ostatni, taki czadowy jest :)
19-01-2013 13:00
Kazuya86
   
Ocena:
0
nooo powiem ci, że chyba więcej bawiłem się w konquest ;) Wciągnęło mnie na "amen", ale pod koniec nieco znużyło niestety. Bo trochę długaśne jest hehe ;)
19-01-2013 13:08

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.