Kazaam

Alchemiczny Pikachu

Autor: Szymon 'neishin' Szweda

Kazaam
Cenię wyroby wydawnictwa Wolf Fang z wielu przyczyn, zaś jedną z ważniejszych jest fakt, że w większości wypadków ich gry nie są jedynie zlepkiem różnych popularnych elementów. Ponadto autorzy starają się, aby mechanika i tematyka gry łączyły się w zgrabną całość. I Tain, i Mustang są grami, które nie udają polskich (przez co tańszych) odpowiedników zachodnich gier. Sięgając po Kazaam, z okładki którego zerkały na mnie dziwne kolorowe stworki, miałem nadzieję na to samo – spójną grę o ciekawej, łatwej do przyswojenia mechanice. Czy taki właśnie jest Kazaam? Odpowiedź poniżej.


O co chodzi


Gracze wcielają się w alchemików, którzy próbują złożyć z różnych elementów swojego magicznego pomocnika, homunkulusa. Każdy golemik składa się z dziewięciu części ciała, które różnią się funkcjami i kosztem w alchemicznych składnikach. Gracze losują ze wspólnej puli żetony części ciała, i bądź to wyposażają swojego homunkulusa w dodatkowe organy, bądź przetapiają ową część na nowe składniki, których użyją później. Gra kończy się w momencie wybudowania kompletnego pomocnika przez jednego z alchemików, co wcale nie oznacza jednak, że najszybszy zwycięża.


Wygląd


Już z początku wita nas porządne pudło, które wymiarami sugeruje mnogość elementów znajdujących się w środku. Po otworzeniu przypuszczenia okazują się prawdą – czeka na nas sześć plansz homunkulusów oraz od groma tafli reprezentujących części ciała naszych przyszłych chowańców oraz znaczników składników alchemicznych. Do tego instrukcje w kilku językach.

Graficznie gra jest konsekwentna, choć oprawa nie wszystkim przypadła do gustu. Pastelowe kolory oraz infantylność wyglądu homunkulusów to główne zarzuty, jakie słyszałem w odniesieniu do Kazaam. Trzeba jednak spojrzeć na nią z punkty widzenia osoby, dla której jest przeznaczona – to nie jest gra dla ludzi, którzy namiętnie grają w GoTa czy Twilight Imperium. Jest to gra rodzinna zrobiona tak, aby każdy dwunastolatek znalazł homunkulusa dla siebie. Skojarzenie z pokemonami wydaje się nie do końca przypadkowe.

Inną kwestia są żetony składników alchemicznych, które zostały przygotowane aż nazbyt pieczołowicie i zamiast prostych znaków zaserwowano nam skomplikowane rysunki. Oczywiście większość graczy od razu przejdzie do używania kolorów tła zamiast nazw, niemniej jednak w początkowych partiach zdarzało się, że z wygrzebaniem konkretnego składnika z kupki żetonów był problem. Przy odrobinie wysiłku nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby przed rozgrywką żetony posegregować.


Mechanika


Sama rozgrywka jest prosta i można ją wyjaśnić w 12 minut każdemu zainteresowanemu, łącznie z młodszymi graczami. Każdy alchemik buduje swojego własnego homunkulusa przedstawionego na planszy. Nie musi jednak kolekcjonować części właśnie tego stwora – chowaniec może składać się z różnych homunkulusowych części, o ile będzie miał głowę, tułów, ogon oraz po parze uszu, rąk i nóg. Oczywiście w końcowym podsumowaniu za "swoje" części dostaje się dodatkowe punkty, ale nie jest to warunek wygranej (z przeprowadzonych partii wynika, że można wygrać mając około 3-4 swoich elementów i dobierając resztę jak popadnie).

Do tego każdy wyłożony już element ciała ma swoje specjalne moce – ręka podbiera żetony innym graczom, noga pozwala na przekopanie odrzuconych żetonów i zabranie jednego z nich, ogon pozwala zaatakować element wystawiony przez innego gracza, brzuszek daje trzy dowolne składniki, głowa pozwala blokować użycie akcji innych homunkulusów, uszy zaś pozwalają na obejrzenie żetonów na ręce jednego z graczy. O ile większość z tych akcji jest przydatna, o tle ręka (losowe dobranie ma sens tylko w grze na dwie osoby) i ucho są zasadniczo nieużywane. Są to wprawdzie elementy najtańsze, ale nie znaleźliśmy praktycznie żadnego ich zastosowania podczas dość sporej ilości rozegranych partii.


Rozgrywka


Gra najlepiej sprawdza się przy większej ilości ludzi, optymalnie przy pięciu graczach. Pomaga, jeżeli nie są oni bierni, lecz używają swoich ogonów i głów w celu zaszkodzenia przeciwnikom (oczywiście trzeba się liczyć z ogonową akcją odwetową), bo samo losowanie tafli, spalanie ich i przekopywanie stosu części odrzuconych powoduje, że gra nie rozwija w pełni swoich możliwości. Podstawą są nogi, ogon i głowa, lecz na szczęście nie jest tak, że kto pierwszy dochrapie się tych części, ten wygra – nie pozwolą mu na to rywale, a przynajmniej nie poddadzą się bez walki.

Przy rozgrywce na dwie osoby gra potrafi być frustrująca – wystarczy, że jedna z osób szybko dostanie ogon i właściwie jest już po zawodach, bo może ona trzymać przeciwnika w szachu kasując mu z planszy kolejne części ciała. Sama się przy tym wprawdzie zbytnio nie rozwinie, ale zabawa staje się nużąca. Aby w pełni docenić Kazaam, należy grać w niego z większą ilością znajomych.


Podsumowanie


Kazaam świetnie nadaje się na leniwe popołudnia ze znajomymi, kiedy nie chce się walczyć o galaktyki czy rozmnażać polipów. Gra ja jest łatwa do wytłumaczenia i choć niekiedy zdarza się jej "pasjansowatość", to jednak potrafi przykuć do stołu, zwłaszcza kiedy trzeba pomyśleć, jak szybko powstrzymać przeciwnika przed zwycięstwem. Idealnie wręcz nadaje się na prezent dla starszego dziecka – i zapewne z taką myślą powstała – jednak dorośli bawią się przy niej równie dobrze. Lekka i przyjemna rozgrywka, bardzo porządne wykonanie i przyjemna mechanika sprawiają, że Kazaam jest po prostu dobrze zrobioną planszówką. Ogólnie – polecam.

Dziękujemy wydawnictwu Wolf-Fang za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.