31-07-2008 15:48
Kargul i Pawlak XXI wieku.
W działach: tzw. życie | Odsłony: 4
Będzie krótko bo chyba każdy oglądał "Samych swoich". Ostatnio pracowałem przy budowie "ogrodzenia",które z tym terminem miało mało wspólnego. Ot, niby kolejne zamówienie i szansa na poprawę finansów, niemniej jednak bardzo się cieszę,że już mam wolne.
Jak się okazało "płot" do postawienia wcale nie był płotem, tylko murem z pustaków na wysokość człowieka średniego wzrostu. Oczywiście jego celem było odgrodzenie od siebie niezbyt przychylnie do siebie nastawionych dwojga ludzi. Żeby było oryginalnej byli to brat i siostra, skonfliktowani ze sobą do granic możliwości.
Kawałek ziemi, bo on był( i jest) przyczyną sporu, ma na oko 80 centymetrów szerokości i 8 metrów długości. Cóż można na ten temat napisać więcej jedynie to, że mur czy też raczej murek powstał, co nie przyczyniło się do poprawy stosunków między rodzeństwem. W rezultacie otrzymali coś w rodzaju muru berlińskiego w wersji mini, tylko bez min i snajperów (oraz oczywiście Berlina).
Na placu "boju" pojawił się geodeta, później policja, aż w końcu stanęło na podaniu sprawy do prokuratora. Obydwie strony śledziły swoje kroki, wzajemnie się oskarżając i nagrywając na komórki. Podsumowując sprawę jednym zdaniem: w sądach pracy nigdy nie zabraknie przy takich ludziach i ich sprawach.
A działo się to wszystko w największej polskiej wsi.
Jak się okazało "płot" do postawienia wcale nie był płotem, tylko murem z pustaków na wysokość człowieka średniego wzrostu. Oczywiście jego celem było odgrodzenie od siebie niezbyt przychylnie do siebie nastawionych dwojga ludzi. Żeby było oryginalnej byli to brat i siostra, skonfliktowani ze sobą do granic możliwości.
Kawałek ziemi, bo on był( i jest) przyczyną sporu, ma na oko 80 centymetrów szerokości i 8 metrów długości. Cóż można na ten temat napisać więcej jedynie to, że mur czy też raczej murek powstał, co nie przyczyniło się do poprawy stosunków między rodzeństwem. W rezultacie otrzymali coś w rodzaju muru berlińskiego w wersji mini, tylko bez min i snajperów (oraz oczywiście Berlina).
Na placu "boju" pojawił się geodeta, później policja, aż w końcu stanęło na podaniu sprawy do prokuratora. Obydwie strony śledziły swoje kroki, wzajemnie się oskarżając i nagrywając na komórki. Podsumowując sprawę jednym zdaniem: w sądach pracy nigdy nie zabraknie przy takich ludziach i ich sprawach.
A działo się to wszystko w największej polskiej wsi.