» Recenzje » Kapłanki przeklętych dni

Kapłanki przeklętych dni


wersja do druku

Przeklęci ci, co zmuszeni zostali do oglądania...

Redakcja: Małgosia 'Malgosia' Wilczyńska

Kapłanki przeklętych dni
W moim życiu widziałem całkiem sporo anime przeróżnego rodzaju, a w dorobku tym znalazły się również pozycje z gatunku yuri oraz shojo-ai. O czym piszę? O rodzaju anime, w którym prym wiodą perypetie co najmniej dwóch istot rodzaju żeńskiego powiązanych ze sobą silnym uczuciem nazywanym niekiedy miłością. W przeciwieństwie jednak do yuri shojo-ai pomija erotyczne doświadczenia bohaterek, skupiając się na uczuciowym aspkecie relacji pomiędzy dziewojami. Dzieła te tworzą kategorię „wizualnych Harlequineów” posiadających wszystko, co powinien posiadać porządny „opiekacz policzków” - zakazaną miłość, wewnętrzne rozdarcie uczuciowe, walkę ze złem i występkiem. Dodajmy do tego wielkie mechy, mroczne demony i magiczny miecz – witajcie w świecie Kapłanek przeklętych dni.

Na początku skupmy się może na pozytywach serialu. Strona wizualna serii stoi na przyzwoitym poziomie - sceny akcji są odpowiednio dynamiczne, postacie narysowane technicznie poprawnie i standardowo (za wyjątkiem, naturalnie, wielkich, słodkich ocząt), sceny są malownicze, kolory przyjemne. Da się oglądać bez uczucia zmęczenia – jedynie czasami kadry szwankują, dzięki czemu możemy podziwiać wspaniałe deformacje ludzkiego ciała. Istnieje szansa, że szata wizualna Kapłanek przypadnie komuś do gustu, nie jest to jednak poziom Ghost in the Shell czy chociażby stareńkiego Evangieliona. O muzyce mogę napisać dokładnie to samo, to znaczy, że jest. Nie zachwyca, nie zapada w pamięć, ale też, na szczęście, nie torturuje uszu odbiorcy. Z powyższego tekstu wywnioskować można, iż mamy do czynienia z przeciętną produkcją, którą bez żadnych przeszkód można oglądnąć, by zabić nudę. Niestety, nie jest to prawdą, gdyż w Kapłankach poważnie szwankuje kluczowy element każdego serialu, a mianowicie fabuła.

Zacznijmy może od pierwszych odcinków, które są oparte dokładnie na takim samym schemacie. Najpierw mamy kilkanaście minut radosnych perypetii naszych bohaterek i powolne zagłębianie się w ich uczuciowe problemy. Potem widzimy jak Ten Główny Zły wysyła kolejnego idiotycznego poplecznika, by zniszczył główne bohaterki. Minutę później kapłanki muszą uciekać przed wściekłym atakiem wyżej wymienionego - ale spokojnie, nic złego się nie stanie, gdyż pojawi się zbuntowany zły heros, który z miłości do bohaterki postanowił ją bronić i teraz, z odcinka na odcinek, bezproblemowo łoi kolejnych wrogów. Należy też wspomnieć, iż w czasie jednego odcinka można naliczyć co najmniej dziesięć okrzyków typu "ochronię cię Himeko" (tak nazywa się jedna z kapłanek i zarazem jedna z głównych dramatis personae). Och, całkiem bym zapomniał – zarówno główni źli jak i „teraz dobry, bo zbuntowany były zły” walczą za pomocą tragicznie zaprojektowanych mechów, które są prawdopodobnie jakąś karykaturą gundamowskich robotów. Co do złych popleczników – są oni kolejnym przykładem totalnej głupoty twórców serii. Mamy tutaj całą galerię świrusów: zboczony paker z łańcuchami, zła panienka w stroju zakonnicopodobnym, dziewczynka z wielką strzykawką ubrana w strój pielęgniarki i mówiąca po kociemu, piosenkarka pop, zamknięta w sobie artystka-naukowiec no i oczywiście bardzo zły klasyczny roninopodobny wojownik, główny oponent Samy, naszego „zbuntowanego złego”.

Powyższe cuda powodują, iż Kapłanki przeklętych dni są serialem tragicznym w odbiorze. Dostajemy zlepek przekształconych w pokrętny sposób motywów, które niejako są tłem dla miłosnych uniesień naszych bohaterek. Szkoda tylko, że jest to tło po prostu skrajnie irytujące i powodujące niesmak u widza. Bzdurne dialogi ("kiedy byliśmy dziećmi, też lubiłeś ryż"), nie trzymająca się kupy fabuła, a do tego nieustanne przebłyski scen z przeszłości i przyszłości, w których można się solidnie pogubić. Naprawdę – po pięciu odcinkach mózg człowieka zamienia się w szary twaróg, a zawiedzony widz pyta się świata, kto sprzedał mu coś tak potwornego.

Czy Kapłanki są naprawdę aż tak złe? Należy pamiętać, że tego typu seriale mają ściśle określoną grupę docelową, do której się nie zaliczam, dlatego też moja ocena może być znacznie mniej obiektywna. Nie zmienia to jednak faktu, że seria posiada ogrom paskudnych wad, które po prostu odstraszają od oglądania. Od siebie mogę napisać jedno – absolutnie nie polecam.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 1.5 / 6

Komentarze


~kuba skotarek

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
prosze
20-04-2007 08:27
kaduceusz
   
Ocena:
0
To po co polter ma nad tym patronat?
24-04-2007 23:37
996

Użytkownik niezarejestrowany
    Dobre pytanie :)
Ocena:
0
Chyba kiedy polter go obejmował nie było jeszcze okazji by się z tym zapoznać, ale nie wiem - nie było mnie tu jeszcze.
24-04-2007 23:48
kaduceusz
   
Ocena:
0
Każcie winowajcy zamazać niezmywalnym markerem nasze logo na wszystkich wyprodukowanych egzemplarzach i będziemy kwita ;-)
25-04-2007 00:53
~Izka

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ja oglądnęłam całe. Dla mnie bomba, i wcale nie myślałam, że kto coś takiego sprzedaje. Bardzo mnie sie podobało. I chociaż oglądnęłam wszystkie odcinki, to chciałabym aby to kontynuowali, bo widz pozostaje w niepewności...
05-07-2007 10:17

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.