» Blog » Kanapowa kooperacja
05-02-2011 14:28

Kanapowa kooperacja

W działach: Konsole, Gry PC | Odsłony: 50

  Ostatnio dorwałem się do Army of Two: The 40th Day, drugiej części gry opartej na kooperacji, z 2008 r. Dużo naczytałem się na temat co-op’a w owym produkcie i szczerze mówiąc napaliłem się na grę jak szczerbaty na suchary. Oczywiście pierwsze, co zrobiłem po przyjściu do domu to telefon do znajomego i ustawka na nocne posiedzenie. Kilka godzin później, po wyprawie do hipermarketu i zaopatrzeniu w czteropak pilznera, TV pakę laysów oraz colę(wiadomo, nieodłączny przyjaciel gracza) rozpoczęliśmy grę. Gramy oczywiście „na hardzie”, pełna wczówka i zapał na kawał świetnej gry.

 

  Pewnie spodziewacie się teraz, że napiszę „ nic z tego”… nie, napiszę: już dawno nie grało mi się tak świetnie, a czas nie zleciał tak szybko. Tylko, że ta immersja nie wynikała z dobrze zrobionej gry, a przynajmniej nie bezpośrednio. AoT jest grą dobrą, ale w moim przypadku tego „czaru” nadała mu kanapa, wspomniana wyprawa po zaopatrzenie i, przede wszystkim, drugi gracz siedzący na sofie obok.

 

   Po skończonej grze, jednogłośnie stwierdziliśmy, że przypomniały nam się czasy zamierzchłe (może nie aż tak bardzo), czasy Pegazusa, pierwszego PSX gdzie znajomi z osiedla zlatywali się do jednej osoby, aby popatrzeć jak ta pocina w Gran Turismo, Final Fantasy czy Metal Gear Solid… Czasy, gdy takie nocne granie było na porządku dziennym, ludzie grali po nocach w świetną Contrę na NES’ie czy Tekkena 3, PES’a, Destruction Derby, Fighting force’a (pamięta to ktoś jeszcze?) na PS. To wspólne granie tworzyło niesamowita atmosferę, taki hardziorowy klimat dla wybranych, bo przecież wtedy gry popularne nie były.

 

   W dzisiejszych czasach mamy mega zaawansowane technologie, silniki graficzne, plazmy po 40 cali i dostęp do sieci, do każdego gracza. A jednak dla takich osób jak ja i mi podobni, gra nie jest tym samym, co kiedyś. A przecież teoretycznie powinna być doznaniem znacznie intensywniejszym, bardziej wciągającym i co za tym idzie, powinna zostawić ten sentymentalny stary telewizor CRT w tyle. Dlaczego tak nie jest?

 

   Szczerze powiedziawszy nie wiem czy jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Nawet sobie samemu ;) Chyba najbardziej obwiniam za to dostęp do sieci. Tak, technologię, która zrewolucjonizowała cały świat. Prawdą jest, że Internet daje twórcą gier, jak i samym graczom, wiele możliwości, wystarczy przytoczyć takie LittleBigPlanet(tworzenie i wymiana poziomów) czy niedawno wprowadzone wirtualne światy: PlayStation Home i jego Xboxowy odpowiednik. Te wirtualne platformy zastępują nam kanapy i fotele, ale zabierają ten klimat, stary swoisty ceremoniał umownych nocek, wspólnego rozwiązywania zagadek w grach etc. Ktoś powie, że można przecież się ze sobą kontaktować, są czaty i headsety, ale umówmy się, to nie jest i nigdy nie będzie to samo, a wszystkie próby twierdzenia inaczej wydaja się śmieszne dla „starych” wyjadaczy.  Tutaj trzeba powiedzieć też o systemach multiplayerowej rozgrywki. Często przecież jest tak, że gramy z przysłowiową bandą dzieciaków, rzucającą na lewo i prawo epitetami, których nie powstydziliby się najbardziej doświadczeni kibole. To wszystko składa się na uczucie gry w trybie zaawansowanego single playera, niż pełnoprawnego uczucia co-op’a.

 

   Chciałbym przy okazji napomnieć o podejściu samych developerów, którzy często tworzą gry, które mimo, że nastawione na multi, zawierają więcej elementów czysto singlowych, które na pewno nie pomagają w immersji. Dzięki Bogu to się zmienia.

   Jak widzicie, rozpisałem się tu trochę, a można przecież jeszcze wiele napisać. Tak to jest jak się człowiekowi weźmie na sentymenty. Podsumowując, pomimo tego, że cała nasza branża idzie do przodu i stara się rozwijać pod kątem wygody gracza, nie wszystkie dobre, starsze elementy znajdą swoje miejsce w tej nowej erze gamingu. Wielka to szkoda, bo te nasze wspólne kanapowe granie, nocki i „ceremoniały” postawiły tak naprawdę grunt pod wszystkie społeczności graczy. Co-op na odległość to niestety przyszłość – znak naszych czasów. Miejmy tylko nadzieje, że znajda się wydawcy, którzy jeszcze nie raz, dadzą nam możliwość gry przed jednym telewizorem, bo żadna, nawet najbardziej nowoczesna technologia, nie jest w stanie zastąpić kumpla siedzącego obok.

Komentarze


solcys
   
Ocena:
0
Pamiętam wszystkie z wymienionych gier a szczególnie MGS, Fighting Force i Destruction Derby. Kooperacja to najlepszy tryb multi... po sesji RPG rzecz jasna ;-)
05-02-2011 14:45

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.