» Recenzje » Jehannette - Izabela Szolc

Jehannette - Izabela Szolc


wersja do druku

Jehannette mówię stanowcze NIE


Jehannette - Izabela Szolc
Do najnowszej powieści Izabeli Szolc, podeszłam nad wyraz optymistycznie. Muszę przyznać, że czytałam Wszystkiego najlepszego i Lęk wysokości tejże autorki. Nie przypadły mi do gustu. Płytkie powiastki dla niedowartościowanych kobiet, tak mogłabym w skrócie ocenić obie pozycje.

Po Jehanette sięgnęłam z zaciekawieniem. Dlaczego? Po przeczytaniu opisu wydawcy na ostatniej stronie okładki, liczyłam na coś więcej. Wydawać by się mogło, że kiedy ktoś pisze o takich kobietach jak: Anna Boleyn, Cayetana Alba, Joanna d'Arc, Lukrecja Borgia, Joanna Neapolitańska, Barbara Radziwiłłówna, Lady Macbeth, Izabela Katolicka, Heloiza, Katarzyna Medycejska, Małgorzata Brandenburska czy wreszcie Joanna Szalona, nie sposób stworzyć złych opowieści. Autorka dostała ode mnie kolejną szansę, tym razem ostatnią. Więcej po jej książki po prostu nie sięgnę.

Jehanette jest zbiorem opowiadań o wyżej wymienionych kobietach. Postaci niezwykle fascynujące, poruszające wyobraźnię, i w swoich czasach kontrowersyjne... Izabela Szolc postanowiła sfabularyzować ich historie, opowiedzieć je inaczej. Inaczej to nie znaczy dobrze. Poszczególne teksty są napisane bez większego polotu, brakuje w nich iskry, tego czegoś, co sprawi, że będziemy łaknęli więcej... Książka zamiast sprawiać radość, drażniła niemal na każdej stronie. Ciężko przychodziło skupienie nad samą fabułą opowiadań.

Jedyny tekst, który wywarł na mnie jakiekolwiek wrażenie było Polowanie na zęby. Historia o nadwornym malarzu Burbonów, Goi. Tu autorka pokazała, że pisać potrafi, ale chyba jej się nie chce. Zgrabnie przedstawia sceny, gdzie zło gra główne skrzypce. Sama historia też została w miarę porządnie napisana. Artysta zostaje uwiedziony przez księżną Albę, która kryje w sobie mroczną tajemnicę. Goya natomiast, wbrew Inkwizycji, usiłuje namalować kochankę nagą... Całość ratuje tak naprawdę dobra scena opisu Sabatu.

Poza tym jednym tekstem, pozostałe znudziły mnie. Autorka nie opanowała podstawowych zasad pisarskich. Jej styl jest niezwykle manieryczny. Leksyka czasem wydaje się być zbyt kolokwialna. Rozumiem, że język polski jest ubogi w określenia nazywające stosunek płciowy. Pani Szolc używa za to słów typu "rżnięcie" i "pieprzenie". Nie lubię przesadnych kolokwializmów, zwłaszcza, kiedy są zbędne. Szalenie rozbawiły mnie określenia męskiego członka. Autorka operuje "pałą". Poza tym zaimek "mój" również odnosi się do penisa. Cóż za pomysłowość, subtelność kobiecego stylu! Wulgarność momentami była zupełnie nieuzasadniona, nie ma nic wspólnego z wysublimowaniem, czy dobrymi scenami erotycznymi. Opowiadania zyskały przez to tandetną wymowę, są oklepane, czasem niesmaczne. Myślę, że pewne sceny można by napisać inaczej, z większą dozą kobiecego smaku. Szolc napisała książkę dla czytelników spragnionych literatury "kioskowej", którą zasilają szeregi tanich harlequinów.

Dalej mam sporo zastrzeżeń dotyczących warsztatu. Autorka chyba nie wie, co to jest dobra partia narracyjna. Proponuję poczytać powieści Kaya czy Martina... Tam obszerne opisy nie nudzą, lecz wciągają, tak też powstaje wspaniała proza. W Jehanette 3/4 książki to dialog. Litości! Przecież to męczące. Ileż można gadać i gadać. Akcję poznajemy tylko przez rozmowy bohaterów. W opowiadaniach w ogóle nie czuć klimatu epok o jakich pisze Szolc. Gdyby nie pojawiała się nazwa kraju, w którym dzieje się akcja, nic by nie wskazywało z jakim państwem mamy do czynienia. Obszerniejszych partii narracyjnych mamy zatem jak na lekarstwo. Czytelnik czuje znużenie wieczną gadaniną, mnie to strasznie drażniło.

Dodatkowo, przez zbyt krótkie podrozdzialiki, teksy sprawiają wrażenie chaotycznych. Niby wszystkie elementy do siebie pasują, ale taka forma męczy i nie pozwala się skupić na treści. Jeśli narracja już się pojawia, przypomina raczej didaskalia z dramatów. Przykład? Proszę bardzo:
Jehanette odwraca się od niego. Twarz ma kwadratową, z perkatym nosem. Patrzą z niej wypukłe, orzechowe oczy. Duża, jasna pierś błyska w ciemności, gdy pada na nią światło zapalanej świecy. Jej usta otwierają się. - Zostały mi trzy tygodnie życia. Znika.
I tak w całej książce... Gdyby autorka napisała dramat, wszystko byłoby dobrze...

W zasadzie Szolc pokazała jak bardzo płytką literaturę można stworzyć. Potrafi się tylko użalać nad bohaterkami. Zdaje się pokazywać, że kobieta jest biedna, słaba, podatna na zło, bezradna i wykorzystywana. Poza tym w Jehanette brakuje jakiegokolwiek tła historycznego. Tu mogłaby sięgnąć po Rycerza bezkonnego, książkę swojego kolegi z wydawnictwa, Romualda Pawlaka. On zarysował świetnie epokę... Ale trzeba przecież się męczyć ze źródłami... a i po co? Pani Szolc zatem całkowicie zlekceważyła realia. Stworzyła marne historyjki, które tak naprawdę zapełniła atramentem sympatycznym. Teksty wypadają z głowy, zaraz po przeczytaniu. Pozostaje jedynie niesmak i żal wydanych pieniędzy. Jerzy Stuhr mówił:
Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej
. Może i racja, ale na pisanie się to nie przekłada. W tym przypadku proponuję tworzenie zostawić innym... Dobrze by było, gdyby autorka przeczytała też opinie swoich czytelników, czy innych recenzentów. Myślę, że warto pewne kwestie rozważyć...

Z trudem wypełniłam powinność recenzenta. Miałam momenty, gdy chciałam rzucić książką w kąt i modliłam się, żeby wpadła w czarną dziurę za moim łóżkiem. Niestety. Wszelkie prośby nie zostały wysłuchane, a ja musiałam "zmęczyć" Jehanette do końca. Dla mnie taka lektura jest towarem wybrakowanym. Szkoda, bo materiał pozwalał na pokazanie prawdziwego kunsztu. Widać Izabela Szolc wolała tę szansę zmarnować.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
1.0
Ocena recenzenta
6
Ocena użytkowników
Średnia z 1 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 1
Mają w kolekcji: 0
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Jehannette
Autor: Izabela Szolc
Autor okładki: Dagmara Matuszak
Wydawca: Agencja Wydawnicza RUNA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 3 września 2004
Liczba stron: 304
Oprawa: miękka
Format: 125 x 185 mm
ISBN-10: 83-89595-09-5
Cena: 27,50 zł



Czytaj również

Połowa nocy - Izabela Szolc
Czyli trochę złego gotyku na kolację
- recenzja
Połowa nocy - Izabela Szolc
Połowiczna jakość
- recenzja
Opętanie - Izabela Szolc
Nie kupujcie tego swoim znajomym na gwiazdkę
- recenzja

Komentarze


storm
    ani jednej suchej nitki...
Ocena:
0
...nie zostawiłaś...
a z opisu faktycznie wynikało, że to ciekawa książka, nawet nosiłem się z zamiarem przeczytania...
02-11-2004 20:12
starlift
    Paradoksalnie
Ocena:
0
...mnie chyba zachecilas. Lubie jezykowe eksperymenty i cos czuje ze przeczytam ta ksiazke. Z czystej przekory. :)
02-11-2004 21:44
~Kama

Użytkownik niezarejestrowany
    Zgadzam się!
Ocena:
0
Zgadzam się w 100%!!! Brawo Aga! Bo już myślałam, że troszkę bezkrytyczna jesteś... Cieszę się, że się myliłam.
03-11-2004 08:54
~Stopersson

Użytkownik niezarejestrowany
    Ekhm....
Ocena:
0
Starlift - lepiej od razu sie przyznaj, ze lubisz "literature kisokowa", a nie sie zaslaniasz pragnieniem poznania kolejnego eksperymentu jezykowego. ;oP
A swoja droga "literatura kioskowa" - ciekawe to okreslenie na literature faktu, ze sie tak wyraze lozkowego. Podoba mi sie :o)
03-11-2004 09:26
kudłata
    Sl...
Ocena:
0
Macieju, Ty chyba nie wiesz co mówisz, albo rzeczywiście z przekory... Wiesz, eksperymentów językowych to tam nie ma... No chyba, że "kręcą" Cię "rżnięcia" "pieprzenia" i inne "pały" uuu tego tam sporo! ;-P. Jeśli tylko z prekory... hmm... życzę powodzenia, ja wymiękam ;-)
03-11-2004 10:43
~ronia

Użytkownik niezarejestrowany
    Litości...?!
Ocena:
0
Greetings:)
Słów kilk bo poczułam po raz pierwszy od dawien dawna, że napisać ten kometarz muszę. Dank za to składam autorce. I już pisze w czym rzecz....Recenzent, to jest Panno/Pani "Kudłata" wyrobnik, krytyka literacka to już rzemiosło, a krytyka literacka vel pisanie recenzji od krytykanctwo i recenzanctwo sie już znacząco różnią. Taki mi sie wydaje. Szolc nie aspiruje do Martina czy Kaya - a że sie na nich powołujesz świdaczy o nieodkrytych pokładach wrażliwosći, co do których mozna mieć powazne watpliwosci po zjadliwych, aroganckich, tchnących zwykłą (ujmująco ludzką,kobiecą,hę?) niechęcią. Szolc w wywiadach nadużywa słów takich jak "rozkoszne" "urocze" i bywa bezpruderyjna na granicy niesmaku - to jest autokreacja, image i oczywista bardzo niebezpieczna maniera, vide Gretkowska i to faktycznie drażni. Za autora i o autorze najwięcej mówi tekst, i choć autor traci do tekstu pewne prawo gdy go oddaje do druku, później tekst istnieje głównie w odbiorze czytelników to jednak autor autorem pozostaje i Jemu, znaczy Jej sie szacunek należy. A "Jehanette" to zbiór opowiadań o kobietach wokół których narosły tajemnice, niewyjaśnione i rozdmuchiwane przez antagonistów i Szolc, ni mniej ni więcej tylko te historie fabularyzuje jak chcesz , prze-twarza i nie musi bo ma prawo wyboru, sobie wyobraź, prze-twarzac ich w powiesc historyczna oparta o źródła, nie musi też kreslić tła historycznego boona nie TWORZY BIOGRAFII ANI NIE DEMASKUJE NIKOGO I NICZEGO. Zarzuty Twoje mozna porównać do pretensji 12 latki, która po wyjściu z Gwiezdnych Wojen mówi do mamy: Dlaczego nie było tam niedźwiadków?. Niedźwiadków nie było bo Szolc nie stworzyła dzieła sztuki, NIE MUSIAŁA, napisała o kobietach, które były wyrazistymi nad wyraz i soczystymi postaciami. Co do zgodności historycznej to taka na przykład Anna Boleyn była kobietą pragnącą władzy, przerażoną z powodu niemożności donoszenia męskiego potomka Tudorów a dodatkowo posądzaną o czary ze względu na znamie i szczątkowy szósty palec u prawej dłoni - tak wynika ze źródeł (Bidwell sie na nie powołuje, chociażby) i co za niespodzianka, u Szolc takaż jest Anna Tysiąc Dni. Co do ubogiego w określenia dotyczące stosunków płciowych języka polskiego to kojna niespodzianka. Przybyszewski, Morsztyn, Kochanowski, Tuwim, Sapkowski, Mickiewicz nawet, że tkne i wieszcza używają wielu soczystych określeń: bo i chędorzenie i dupczenie i badanie i głaskanie i ciomkanie i rąbanie ale, zaraz, zaraz, toż to razi uzszy P/P Kudłatej. Ja sie poprawię, Kaczmarski na przykład w Legendzie o miłości tako pisze: "A wręczył Jej tulipan, prężny, łebski,gładki, purpurą nabrzmiały (...) a Ona przed Nim rozchyliła płatki, by po niej spłynęły życiodajne soki" ja wiem kaczmarski jest poeta a Szolc to Szolc jednak oboje z tego samego tworzywa korzystają wybierając te słowa, które im sie wydają adekawtne. Czy nie jest tak, że jako recenzent powinnaŚ ZAPYTAĆ po co są te, jak piszesz wulgaryzmy? Kolokwializmy? Warsztatowo wcale nie jest taka naganna jak sugerujesz - podrozdzailiki kształtują tempo wypowiedzi poprze konstrukcje czasu i częściowo wykorzystując zabieg zwany montażem równoległym w języku filmowym, czyli ukazywanie równolegle wydarzeń z różnych pzestrzeni naprzemiennie, co więcej są mila odmianą bo przydługich partiach narracyjnych, które sie przytrafiają ostatnio pisarką. Nie musi autor partii narracyjnych tak kształtować jak ty sobie tego zyczysz, słowo zucha, że nie musi:P a co do dialogów - właśnie Litości!!! Za dużo dialogów??? Ałłł Nie użala sie nad sobą ani kobietami Szolc, tego właśnie nie robi, nie wzbudzają litości i sympatii tylko bohaterk o wiele są bogatsze - smutne, że nie spróbowałaś siebie nauczyć dystansu do siebie i tego co piszesz. Kobiecy smak?? Bój sie kija i marchewki! A dzielne chwaty nie mają smaku??? Kto tu tworzy iluzję.. no, kto? Mnie drażni naiwne magi i czarów wyobrażanie ale myślę sobie, że celowo takimi wyobrażeniami rytuałów i przywołań sie posługuję, żeby pokazac ich śmieszność i podwójne znaczenie oskarżeń o herezję i bałwochwalstwo. Z zagrozeniami i tym co nieznane radzono sobie najcześciej tak jak to przedstawiła i jak widać nic sie nie zmieniło. P/P Kudłata tak sie składa, że ja sie z P/P opinią nie zgadzam, głównie bo forma mi nie odpowiada, żeś sie nie potrafiła wyzbyć niechęci i rozdrażnienia (nie żebyś musiała, ale mogłabyś byś prawda?) i jadem spływa ta Twoja quasi-recenzja. Shame, shame, shame P/P Kudłata. A Jehanette czyta sie dobrze, zajmująca jest wielce i soczysta, jako i postacie do życia powoływane po raz kolejny przez Szolc. Rzekłam.
06-11-2004 19:41
starlift
    Roniu!
Ocena:
0
Zamiast pisac taki komentarz napisz kontrrecenzje! Naprawde bylby nam bardzo bardzo milo opublikowac zdanie kogos kto ma odmienny poglad. Dasz sie namowic? :)
06-11-2004 20:23
~Cesarr

Użytkownik niezarejestrowany
    kudłata 1 - 1 ronia
Ocena:
0
a tak przy okazji to "niedzwiatki" były w "Powrocie Jedi" ;-)
14-11-2004 12:04
~Popielec

Użytkownik niezarejestrowany
    Zjechane :)
Ocena:
0
Tak, tak, łatwo coś zjechać. Ależ jak śmiesznie ta recenzja wygląda, gdy autorka NIGDY nie napisała poprawie tytułu książki, którą "recenzuje"! Zgroza! Pani Agnieszko, jak coś się chce zjechać to niepisana etykieta wymaga, żeby wiedzieć co to jest :P
24-12-2004 23:06
~kudłata

Użytkownik niezarejestrowany
    dziwne...
Ocena:
0
korekta źle wypadła, co nie znaczy, że NIGDY nie napisałam poprawnie tytułu ;-) bo nawet udało mi się 2 razy to uczynić. A ksiazke "zjechać" jest bardzo trudno. Proszę mi wierzyć.
06-04-2005 09:43
~

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
jiknjmj
31-12-2008 14:46

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.