Jak robią to trollice, czyli rzecz o równouprawnieniu
Odsłony: 15Krótka opowiastka jak to Stolpówna (czyli ja) walczyła z szowinizmem.
Znudziła się niewiasta pracami na zlecenie i zapragnęło etatu. Ale co można robić z zaawansowaną nerdozą maxima, nie mając koneksji? Ano kopać rowy lub zagnieździć się w sklepie figurowy. Jako, że rzeczone dziewczę nakopało w swoim życiu niemało, postanowiło zaryzykować realizację drugiego konceptu.
I tak oto Stolpówna pewnego zimnego dnia podreptała ze Szponer pod pachą (serio… sięga mi niedużo wyżej) do przybytku zwanego Rivendell. Niewiasty wkroczyły do środka dzielnie, dzierżąc w dłoniach arcyprzezajekompetentne CV, każda po jednym. Wnet wyłuskały panu szefowi o co im chodzi, ale o zgrozo… zostały skwitowane kpiącym uśmieszkiem i jakimś burknięciem spod nosa.
Trzeba wam wiedzieć moi drodzy, że Stolpówna feministką nie jest, ale jest piekielnie przewrażliwiona na punkcie swojej przezajekompetentności. No nie po to skończyła szkołę lansu i bansu, żeby jakiś facet fukał na jej CV. Zatem postanowiła zemstę.
Kilka dni potem podreptała ze swoimi figurkami i pudłem z farbami i takimi różnymi cosiami na warsztaty malarskie prowadzone przez wspomnianego wyżej mizogina. Usiadła sobie jak gdyby nigdy nic w kąciku, wyjęła najbardziej OSOM modele i zaczęła malować. HA! Ofiara się dała złapać. Pan mizogin podszedł, popatrzył, popytał i rzekł – Ja Pani więcej nie nauczę. – poczym poszedł zająć się innymi ludkami.
Tak oto moi drodzy, a zwłaszcza Panie należy tępić braki w poszanowaniu. W razie potrzeby użyjcie mantry „Taaak?! To ja ci pokażę!”
A tak przy okazji. Polecam Rivendell i czwartkowe warsztaty.