Na pociemniałym od chmur niebie, doskonały obserwator mógł zauważyć czarny punkt. Ptak, monotonnie machał swoimi skrzydłami. Zmęczony... W oddali, zlewając się z niebem ,trzęsło się morze. Już stąd kruk mógł dostrzec grzywacze fal smaganych wiatrem. Zdobył się na większy wysiłek. Jest już u siebie...
Kruk przysiadł na skale, odgiął głowę do tyłu, wypiął swą opierzoną pierś , rozpostarł skrzydła.. To był niemy krzyk... Słonce zachodziło, a on tak stał. Ostatni promień chował się za granicą morza, barwiąc niebo na czerwono, a on tak stał... Luna zaczynała swą wędrówkę po niebie , a on tak stał.. Tysiące ryb leżące na brzegu, zapomniane tak jak kruki... Morskie ptaki.. Zeskoczył na piasek.. Spojrzał w oko ptaka... Duże, błyszczące przy świetle luny, martwe... Odnalazł też kruka. Piękne czarne pióra, sklejone czarną mazią.. Rozpostarte królewskie skrzydła, wołające o pomoc, której nikt mu nie udzielił . Perłowa łza upadła na piasek.. Nie pierwsza i na pewno nie ostatnia... Ten kruk był stary... Jaką wiedzę posiadał. ? Ile wiedzy mógł innym przekazać...? A teraz król leży jak żebrak, na piasku. Rozpostarł swe wielkie skrzydła w geście szacunku, opuścił głowę i.. odleciał... Musiał jeszcze coś zrobić...
Kruk polegał na siłe wiatru.. Szybował, nie starczało mu sił na czynny lot, musiał odpocząć. Słońce już dawno uzupełniało niebo swoją obecnością. Usiadł na gałęzi , która zdawała się dobijąc do otwartego teraz okna, wydawało się jakby drzewo chciało sięgnąć do klatki, która stała na parapecie. Kruk przekrzywił głowę, by widzieć wyraźniej. Na drążku, lekko huśtając się siedział malutki , żółty ptaszek, patrzący z przerażeniem na ptaka za oknem. Kruk pozdrowił go. Malutki ptaszek tylko zaświergotał cos swoim cichym, piskliwym głosem. Ehh – westchnął kruk... Kto dziś zna język królów ? Język który bronił tajemnic ? Jedyny prawdziwy język, którego strażnikami są dziś kruki ? Zamknął oczy...
Już luna zaczynała ponownie swoją podróż po nieboskłonie, gdy ptak poderwał się do lotu. Leciał i obserwował... Świat zniszczony, zepsuty, poraniony. To już nie był teń świat co dawniej, ten który on znal z legend... Czysty, dziewiczy. Doleciał na miejsce. Budynek pamiętający czasy I Wojny Światowej. Brudny i zaniedbany jak ten świat w którym mu przyszło żyć. Usiadł na najwyższym parapecie, przy maleńkim, brudnym okienku. Uderzył w nie kilka razy, i czekał.. Skrzypnęły zawiasy – Ooo to ty znowu.. tylko ty mnie tu odwiedzasz. W oknie ukazała się wychudła twarz jakiegoś młodzieńca. Ostre rysy i orli nos, na pewno nie pozwalałyby mu zostać niezauważonym w tłumie... Chłopak rzucił ptasiemu przyjacielowi okruch swojego chleba i odwrócił się na chwile. Kruk uniósł głowę. Wyprężył się.. mięśnie nabrzmiały.. Nagle zaczął rosnąć. Zniknął gdzieś dziób dając miejsce wąskim ustom, zniknęły pióra i skrzydła na miejsce których pojawiły się muskularne ręce. Na miejscu ptaka stał teraz mężczyzna, na oko o dziesięć lat starszy od towarzysza... Chłopak odwrócił się i zamarł... – Jak ..ty.. kto?- jąkał się. – Nie przejmuj się, wbrew pozorom niewiele się różnimy, usiądź – powiedział spokojnym głosem mężczyzna – Nazywam się Mknący Przez Wiatr... i jestem Corax, tak jak ty... – mężczyzna usiadł na podłodze. – Corax ? to znaczy kim.. ? – zapytał już mniej przestraszony młodzian. – Człowiekiem krukiem.. Strażnikiem wiedzy.. wojownikiem o gaję, matkę ziemię – Mknący Przez Wiatr wyciągnął krótki flet zza pazuchy kurtki... zagrał... - To te legendy to wszystko prawda ? to ty mi je szeptałeś przez sen.. ? To ja też jestem Corax ? – Młodzian pytał teraz już z powagą, nie z niedowierzaniem.. – No już zmień się w kruka.. Pokażę ci jak to zrobić.. o tak...- Muskularne ciało momentalnie skurczyło się do rozmiarów sporej wielkości kruka.. Oczy zostały te same... – Skup się, wyobraź sobie kruka.. Beztroski lot nad lasem.. wyobraź sobie swą prawdziwą postać ! – rysy twarzy młodziana wyostrzyły się jeszcze bardziej, zniknęło wychudzone dziecko... Teraz stał tam kruk.. król ptaków...
Na pociemniałym niebie doskonały obserwator mógłby zauważyć dwa czarne punkty... Kruki. Lecieli tak skrzydło w skrzydło.. Ojciec z synem, nauczyciel z uczniem... Przygotowani na unikanie kamieni ciskanych w nich przez los....