Jak myślisz?
W działach: Opinie, Prywata, Bełkot | Odsłony: 25Notka o charakterze czysto przemyśleniowo-refleksyjnym. Czyli takie sobie pitu-pitu, choć nie ukrywam, że natchnione obserwowanymi ostatnio dyskusjami i własnymi doświadczeniami.
Więc co mnie boli. Sposób w jaki myślimy. Jak oceniamy. Jak postrzegamy innych. Jak analizujemy i wyciągamy wnioski.
Szufladkowanie i nieelastyczne myślenie. Pierwsze krzywdzi najbardziej postronnych, drugie nas samych. Obie się łączą.
Nie łapiecie się czasem na kategoryzowaniu innych? Wielu ludzi kreuje sobie w głowie takie właśnie szafki, komody, z różnymi szufladami, każda z inną nalepką: „Kobieta”, „Mężczyzna”, „Katolik”, „Czarny”, „Czerwone”, „Ostre”, „Gorzkie”, „Fajne”… I tak można mnożyć. W każdej szufladzie są ciuszki, różne cechy, w które natychmiast ubieramy coś lub kogoś, co pasuje do danej szufladki. Jedna cecha, jeden określnik ma zestaw innych cech, którymi opisujemy kogoś z jedna pasującą. „On jest gruby”, myślimy, i natychmiast dodajemy sobie „brzydki, słaba kondycja, złe odżywianie się, nie lubię, nie pogadam, nie będzie moim kumplem, skreślam”. Łapiecie już o co mi chodzi? Wkładamy ludzi i rzeczy w szufladki, oceniamy na tle kategorii, grupy. A teraz wyobraźcie sobie, że ktoś tak robi z Wami. Ba, na pewno robi. Ocenia nie przez pryzmat tego jacy na prawdę jesteście, ale przez pryzmat pewnych cech które posiadacie. Krzywdzące, prawda? O ileż lepiej by się nam żyło, gdybyśmy potrafili oceniać ludzi jako jednostki. Ileż mniej hejtu i flejmów by było. Pomyślcie tylko co by było gdyby takie cechy jak „kobieta” czy „homoseksualista” były tylko… pojedynczymi cechami. Czymś, co pomaga nam w określeniu osoby, a nie czymś, co ją z góry definiuje.
Ale to nie koniec, bo tu wchodzi nieelastyczne myślenie. Wszystko byłoby nawet okey, ale nie potrafimy zmieniać szufladek, albo przychodzi nam to z wielkim trudem. Przykład z życia wzięty. Miałem kiedyś, dawno, dawno temu kumpli. Może nawet bardziej, bo dostali szufladkę „przyjaciele”. Lata mijały, życie płynęło spokojnie pod znakiem RPGowania i kolejnych etapów edukacji. Ludzie się zmieniają. I powinny zmieniać się szufladki. Ja moim kumplom szufladki nie zmieniłem, bo nie przeszło mi przez myśl, że mogli by przestać nimi być. Albo że mój gust co do ludzi się zmieni. Albo że oni zyskają cech, których ja nie zdzierżę. Ale tak było. A szufladka pozostała ta sama. Ileż stresu, frustracji i kłótni wynikło z tego. „Ale jak to tak, my już nie…?” Kumple dawno stracili cechy w które ubierała je szuflada „przyjaciele”. A ja się zagapiłem.
Co dalej z tego wynika? Krzywdzimy samych siebie. Ktoś, kogo dawno temu zaklasyfikowaliśmy jako „nah, gópi, nie lubię”, po latach mógł się przecież zmienić i dziś byłby naszym najlepszym przyjacielem, gdyby nie fakt jego zaszufladkowania. Dziewczyna, która kiedyś się nam nie podobała, dziś może być superlaską. Ale ciężko nam takie rzeczy przełknąć – nie możemy się pozbyć z głowy szufladek, w które ich ubraliśmy. Dynamiczne ocenianie ludzi wydaje mi się lepszym sposobem, bardziej profitowym dla wszystkich.
Można by pomyśleć, że prowadziłoby to do niekonsekwencji we własnym działaniu, słowach, do hipokryzji. Nie do końca tak jest. Nie mówię, że powinniśmy za każdym razem zmieniać zdanie na temat czegoś, np. ulubionego wystroju mieszkania. Tak się zwyczajnie nie da. Na naszą ocenę i myślenie o czymś/o kimś ma wpływ wiele czynników. Jednym z nich jest nasze doświadczenie oraz to, co pomyśleliśmy wcześniej. Ale właśnie, to tylko czynniki. Jedne z cech. Robienie z nich szufladek daje tylko wyraz naszej niemożliwości aktywnego pomyślunku. To co wiedzieliśmy o kimś, o czymś powinno tylko wspierać naszą ponowną ocenę. Czasem mówi się, że warto dać komuś drugą szansę, ale że ktoś nigdy jej nikomu nie daje. All wrong. To powinno wynikać z naszej dynamicznej oceny.
Popatrzmy: umeblowaliśmy mieszkanie w stylu nowoczesnym, odrzucając styl, powiedzmy, secesyjny (nie znam się na tym, ale do ćwiczenia myślowego to wystarczy). Secesja nam się nie spodobała. Wrzucamy ją do szufladek „pretensjonalne” i „mało praktyczne”. Po kilku latach stwierdzamy, że modern to jednak był błąd. Przypominamy sobie o secesji, która przecież i tak była lepsza od całej gamy innych wystrojów. Z jednej strony odpalają nam się szufladki i natychmiast zapominamy o secesji, bo przecież była pretensjonalna i mało praktyczna, nawet nie jedziemy do sklepu jej ponownie obejrzeć. Źle. Z drugiej zaś mówi się, że powinno dać się czemuś drugą szansę – jedziemy natychmiast i przemeblowujemy mieszkanie na secesję, całkowicie zapominając o szufladkach jakie miała. Też źle. Dobrze by było jeszcze raz ocenić, czy umeblowanie secesyjne nam odpowiada. Bazować powinno się na tym, co już o niej wiemy, że nam się nie spodobała i za jaką ją uważaliśmy. Ale trzeba do tego też dodać nową sytuację życiową, jak zmienił się nasz gust, co się stało, może dowiedzieliśmy się czegoś ciekawego o tym stylu od ostatniej wizyty w meblowym? I dopiero wtedy stwierdzamy czy próbujemy z secesją, czy dalej nie i szukamy czegoś innego. Myślenie elastyczne. Adaptujące się.
To niełatwe. Nie mówię na pewno, że sam nie szufladkuję i że myślę elastycznie. Ani że to co tu wypociłem (w głowie wyglądało lepiej) jest 100% true i właściwe. Ale warto czasem pomyśleć nad własnym sposobem myślenia ;)
Notka jest też eksperymentem na temat tego, jak bardzo ludzie lubią bełkot ;) Oraz na temat tego, czy taki bełkot komukolwiek coś da.