» Blog » Jak grac Korporacją, czyli o zleceniodawcach słów kilka
05-10-2011 00:09

Jak grac Korporacją, czyli o zleceniodawcach słów kilka

Odsłony: 20

Ostatnio zakupiłem sobie Interface Zero ENG, bo nie mogę się doczekac na polską edycję, i potrzebowałem na szybko. To zresztą nieważnie, to nie będzie recenzja ani opinia I0.

Po przejrzeniu podręcznika, poczytaniu sobie różnych recenzji, posłuchaniu streszczenia Morela wreszcie, przypomniał mi się oczywiście Cyberpunk 2020, którym niegdyś zagrywałem się jak szalony.

Przypomniał mi się Cyberpunk i to, jak był grany i prowadzony. A często grany i prowadzony był źle. Źle pod względem logiki, ekonomii, wszystkiego. Choc wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy, będąc nastoletnimi szczylami.
Pewnego razu usiadłem sobie po sesji w CP i policzyłem, ile sprzętu Arasaki (i Militechu) poszło w piach w scenariuszu, ilu ludzi zginęło, ilu poszło na rekonwalescencję, ile trzeba było wydac na prawników i polityków, żeby wszystko zatuszowac - słowem, ile kosztowała cała ta impreza. I to nie graczy, a Korporację, która głupio postanowiła stanąc naprzeciwko nam, drużynie. Czy też nie miała wyboru i została bezlitośnie zaatakowana przez kilku szaleńców z wielkimi gnatami.

Scenariusze jakie graliśmy były zwykle dośc przewidywalne, i z niewielkimi odchyłami wyglądały mniej więcej tak - Wynajmował nas Tajemniczy Nieznajomy, posrednik Kogoś Ważnego i chciał żeby mu coś przewieźc/ukraśc/znaleźc/zabic. Po czym jak się zgłaszaliśmy po zapłatę po wykonaniu zadania to zwykle się okazywało, że rozpętaliśmy kolejną n-dziestą Wojnę Korporacyjną, pośrednik nie żył, a na nas czekał elitarny oddział szturmowy Arasaki, żeby wyeliminowac wszelkich świadków.
Nuuuudy.
Oczywiście zawsze się okazywało, że elitarny oddział Arasaki nie był za bardzo elitarny, więc musiały przyleciec jeszcze trzy kolejne, żeby nas pogonic, co zwykle w końcu się udawało, choc zawsze, ale to zawsze musiały spaśc jakieś AV-ki szturmowe, w tempie kilku na godzinę gry.

Mistrz Gry na to pozwalał, nie dlatego że byliśmy niewiadomo jakimi przepakami, tylko raczej dlatego, że sam się chyba gubił w ilościach wojsk, jakie na nas rzucał, a potem mu było głupio i dawał nam uciec :)

W końcu kiedyś nie wytrzymałem i w heroicznej i prawie że mangowej scenie, na ogromnym placu, pośród płonących szczątków AV-ek (kilkanaście, w tym Arasaki, policyjne i ze dwie Trauma Teamu) i samochodów, jakiś rozdziabanych BWPów, masy trupów szedłem w stronę ostatniego Mega Nindży Zaibatsu, jakiegoś chromowanego megamunchkina, Broni Ostatecznej wyhodowanej czy też skonstruowanej tylko w jednym celu - usunąc naszą drużynę "bo za dużo wie". No więc szedłem żeby skręcic mu kark, na co zbytnio nie miałem szans, bo wiecie, płaszcz kuloodporny już był w strzępach, cyberręka była potrzaskana, Wyglądałem jak Bruce Willis po wszystkich Szklanych Pułapkach razem, amunicja się skończyła, koledzy gdzieś poranieni zwijali się z placu boju. I byłem tylko ja i ten koleś, też troszkę pokancerowany, ale miałem z nim szanse jak T-800 z T-1000. No i tak idę i idę i w pewnym momencie myslę sobie "dośc!" Zaibatsubot się tam pręży, robi jakieś rytualne fikumiku (chciał chyba mi pokazac że jestem godnym przeciwnikiem czy coś, samuraj jeden) a ja stanąłem, rozłożyłem ręce, rozejrzałem się dookoła po tej symfonii zniszczenia i zapytałem:
-"Nie taniej wyszło by po prostu zapłacic te 10.000 E$?"

Dostałem owacje na stojąco od drużyny, MG przyznał mi rację, a zaibatsubot popełnił rytualne samobójstwo, pewnie dorzucając do rachunku Arasaki kilka lat R&D i miliony dolców. Pewnie cała filia Arasaki w Night City popełniła seppuku pałeczkami do ryżu, aż po ostatniego sprzątacza.

Wtedy właśnie policzyłem sobie koszty takiej operacji i przestałem grac w Cyberpunka.

To po tym przydługim wstępie przejdźmy do sedna sprawy.
Ja rozumiem, że wprowadzanie Korporacji jako przeciwnika (już pomijając aspekt wywoływanej u graczy paranoi, jeśli korporacja jest zleceniodawcą) z jej nieograniczonymi zasobami jest fajne, jest miodne i robi się to łatwo.
Ale warto zastanowic się nad paroma sprawami. Przede wszystkim, czy naprawdę Corp wysyłający na drużynę szwadron za szwadronem swoich elitarnych samurajów nie potrafi liczyc? To w końcu Corp, koleś z kasą, a tacy wiedzą jak tej kasy nie przepuszczac, inaczej nie byliby w stanie byc kolesiami z kasą. W powyższym przykładzie - zniszczony został sprzęt wart pewnie kilkadziesiąt milionów eurodolców, by zaoszczędzic kwotę 10.000 E$.
Ekonomiczny absurd. Oczywiście można stwierdzic, że "oni nie wiedzieli że drużyna tak im wymłóci". Czy można? Założę się że taki pan Corp miałby wykalkulowane przez AI czy inny komputer scenariusze powodzenia takiej akcji, wraz z dokładnym rachunkiem PRZED akcją za samą inicjację takiej operacji. Ściągnięcie ludzi z przepustek, zatankowanie AVek, uruchomienie Działu Prawniczego i PR, koszty amunicji, łapówki dla policji żeby się nie szwendała... Nadgodziny sekretarek, odwołane spotkania z kontrahentami, itd, itp. Jasne, nie ma się co zagłębiac w aż takie niuanse, ale warto sobie zadac pytanie - czy to ma sens?
Dla Pana Corpa najważniejsze będą zyski, i każdą akcję traktuje jako inwestycję. Jeśli ktoś posiada chip, który przejęty pozwoli wrzucic na rynek nowy towar, który przyniesie zyski rzędu powiedzmy 100 mln eurodolców, to inwestowanie w niego 200 mln nie ma sensu. Nie ma sensu inwestowanie nawet i 100 mln. A najlepiej zainwestowac jak najmniej. Po co więc ścigac tych biednych graczy, narażac drogi sprzęt i zasoby ludzkie, skoro taniej im zapłacic? Ot, wrzuci się w "koszty reprezentacyjne" i po sprawie.
Dobrze więc, zapłaciliśmy już, kilka AVek więcej w garażu, matki i żony naszych pracowników operacyjnych mogą dziś spac spokojnie. Akcjonariusze także. Kwestia usuwania świadków? Myślę że są subtelniejsze i tańsze sposoby, niż wysyłanie na "kontrahentów" grup szturmowych. Pomyślcie co powie ubezpieczyciel :)
Przekupienie szefa boostergangu, wynajęcie eurosolosa, wysłanie jakiegoś splamionego samuraja na "ostatnią misję", podrzucenie dowodów jakiejś zbrodni, zniszczenie reputacji w skandalu prasowym... tańsze i często skuteczniejsze niż wysyłanie karabinów.

Ten tok myślenia stosuje się do każdego działania Korporacji - jeśli powstaje chroniony kompleks badawczy, to koszt owego "chronienia" jest częścią inwestycji. Razem z kosztami marketingowymi, produkcyjnymi, naukowymi itd. Nikt nie bedzie obstawiał czolgami fabryki penicyliny czy aspiryny.

Jeśli Korporacja postanawia wypowiedziec wojnę innej Korporacji, musi miec do tej wojny biznesplan. Tzn - policzyc ryzyko, ewentualne zyski i możliwe straty - jeśli jest zysk (tereny i surowce, zniszczenie konkurencji), wojnę się wszczyna, jeśli nie ma, albo koszty przekroczą oczekiwane - to się ją przerywa.

Pieniądz będzie powodem, celem i środkiem działań, wiec warto zwrócic na niego uwagę przy rzucaniu na drużynę kolejnych fal szturmowców zaibatsu. Czy prawników. Warto więc zastanowic się nad budżetem, jaki przeznaczyłaby Korporacja na uzyskanie danego efektu.
Proponuję, żeby kwota ta nie przekraczała 10krotności tego, co zarobi drużyna, co znowu jest tylko 10% kosztów uzyskania - innymi słowy, jęsli korporacja ma na czymś zarobic, niech drużyna ma z tego 1%, a dodatkowy budżet w postaci dalszych 9% niech stanowi dodatkowe środki na działania, takie jak skontaktowanie się z ekipą, wynajecie pośredników i ewentualne "problemy" poźniej. Budżet można przekroczyc o dodatkowe 10%, ale zwykle oznacza to już problemy dla odpowiedizalnego za akcję Corpa.
Oczywiście mogą się zdarzyc scenariusze, w których w rękach graczy pojawia się coś tak rewolucyjnego, że postawi cały świat na głowie (patrz: "Johnny Mnemonic", ale film - Chodzi o recepturę na lek na N.A.S.) i Korporacje położą na tym łapę za wszelką cenę - ale znów, stosując zasadę 10% projektowanych zysków jako budżetu operacyjnego (przy takim leku zyski mogłyby wynosic miliardy dolarów) możemy spokojnie rzucic na graczy cały arsenał nuklearny Ukrainy. Tylko ile takich scenariuszy może byc? To już materiał na długą kampanię.

Oczywiście ważnym czynnikiem mogą byc tu osobowości samych CEO - jeśli np. ktoś zabije mu córkę, może się poważnie wkurzyc i nie patrząc na straty, posłac swoich samurajów po zemstę - ale jest spora szansa, że ktoś pod nim dostrzeże swoją szansę w szaleństwie szefa i go wyeliminuje, chocby kablując do Centrali. Albo zagniewani akcjonariusze wyślą mu głowę konia FedExem. Akurat dla drużyny może to nie miec wielkiego znaczenia, czy strzelają do nich Arasaki z konkretnych, finansowych powodów, czy też po prostu z zemsty. Choc byc może będą potrafili to wykorzystac żeby ocalic skórę.

Wycofanie się ze zbyt ryzykownego interesu jest umiejętnością kazdego dobrego Corpa. I każdego dobrego stratega, czy to ekonomicznego czy militarnego. "Sun Tzu w biznesie" to polecana pozycja dla wszystkich MG chcących wprowadzac na sesji Korporację.

Wystarczy więc przyjąc prostą zasadę - jeśli kłopot jest większy niż ewentualne zyski, odpuśc sobie. Jeśli jest porównywalny - zastanów się. Jeśli jest niewielki, a zyski duże - działaj!
A drużyna zarobi z tego góra 1% (mozna im zapłacic i 0.1%, a pozostałe 0.9% użyc do ich eliminacji, jeśli już naprawdę dużymi kwotami operujemy - 9% dodatkowego zysku, Saburo da awans!) i wszyscy bedą szczęśliwi.

Podobne myślenie mozna również zastosowac w co bardziej "realistycznych" settingach fantasy - choc tam "ekonomicznośc" może byc zakłócona poglądami czy ideologiami (choc też sie przecież zdarzało gdy "akcjonariusze" - czyli szlachta - buntowali się przeciwko CEO - królowi - gdy ten wszczynał prywatne niepopularne wojny na ktore trzeba było iśc, zamiast prosperowac).


Tak na koniec, mały przykład z Gibsona:
Pamiętacie, chyba w Mona Lizie Turbo (a może w Grafie Zero?) była sytuacja, w której zaibatsu wykupiło (wykupiła? jak to się odmienia?) cały pasaż handlowy w którym miał się odbyc końcowy deal, żeby uzyskac "legalne" wejście dla swoich szturmowców jako służb ochrony obiektu - pomysł fajny, zwłaszcza że pewnie po samym dealu planowali pasaż sprzedac, nawet ze stratą, ale różnica wciąż byłaby inwestycją w zyski z deala. Takie właśnie myślenie polecam wprowadzic na sesję.

Mam nadzieję, że się te moje przemyslenia do czegoś przydadzą, czy to w starym dobrym Cyberpunku 2020, czy też w Interface Zero. Czy w każdym innym settingu, gdzie liczą się pieniądze, a nie walka Dobra ze Złem.



Komentarze


~Kret

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
12-10-2011 17:45
Tequila Slammer
   
Ocena:
0
Artykuł bardzo trafny, jeśli chodzi o korporację, chociaż wszędzie zdarzają się wyjątki, w grę wchodzi także reputacja. Jeśli gracze nabrużdżą korporacji, to ta nie puści im płazem nawet pomimo dużych kosztów operacji, gdyż może narazić się na inne ataki.

Wiele zależy także od fundamentów korporacji, jakimi rządzą się prawami oraz od Zarządu (czy jak by nie nazwać osób dzierżących władzę). W korporacji działa polityka, brzydkie słowo, która niekoniecznie musie się wiązać z zyskiem dla korporacji, a może się wiązać z zyskiem jednostki. Teoretycznie atak na graczy nie opłaca się korporacji, ale jeśli gracze się wygadają to korp dobijający z nimi interesu wyleci z roboty albo dostanie kulkę. I już nagle jemu się opłaca przeznaczyć ważne środki, przewyższające nawet zyski z przedsięwzięcia aby graczy zlikwidować, jednocześnie fabrykując dowody, że są w posiadaniu informacji, które mogłyby zaszkodzić korporacji.
Nie można traktować korporacji jako całości, to nadal zbiór różnych ludzkich bytów, z których każdy może chcieć czegoś innego.

Ale generalnie artykuł bardzo mi się spodobał.
12-10-2011 18:44
~simtam

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ciekawy tekst, nie grałem dużo w CP2020, ale mam wrażenie że niektórzy w tej dyskusji sądzą, że Arasaka to zwyczajna uczciwa spółka akcyjna notowana na giełdzie, która kieruje się w działaniach bilansem zysków i strat.

Tymczasem w historii świata CP2020 Japonia de facto wróciła do ustrojów nie-demokratycznych i tak się złożyło, że "neo-szogunem" został pan Saburo Arasaka, sprawujący władzę przy pomocy m.in. zaibatsu Arasaka. Chyba nikt nie ma wątpliwości, do czego taki japoński szogun i jego ludzie są zdolni.
10-12-2011 17:04

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.