Jak Nalin Grinimorson i Kirgen Rororson zostali awanturnikami

Autor: Daniel 'karp' Karpiński

Jak Nalin Grinimorson i Kirgen Rororson zostali awanturnikami
- Osuszysz z nami kufelek, Olfen?
Barczysty, nawet jak na krasnoluda, Olfen Guntorson spojrzał w stronę, z której padło zaproszenie. Przy ławie siedzieli Kirgen Rororson i Nalin Grinimorson, gawędziarze i moczymordy, jakich w Karak Azgal nie brakowało, z którymi spędził kilka ostatnich wieczorów.

- A co tam macie? – zapytał.
- Źródlaną wodę, a co żeś myślał? – Nalin uśmiechnął się. – Wszak dziś Pierwszy Kufel, tradycja wybrała za nas.
- Na młot Grimnira, prawie zapomniałem – Olfen przetarł usta. – Nie pytałem jednak, czy żłopiecie piwo, bo was znam, tylko jakie piwo.
- Jak święto, to święto, Królewskie Korbela, prosto z Imperium – Kirgen już nalewał dla kompana złocisty trunek – pięć pensów za kufel, ale obym cały rok takie pił.

Olfen wychylił kufel jednym haustem.
- Zacne – rzekł ocierając wierzchem dłoni usta – choć co tu kryć, do Zhufbarskiego mu daleko.
- Znalazł się smakosz za złamanego szylinga – oburzył się Nalin – jeszcze wczoraj Trolli Sikacz był mu miły, a dziś co? Może Bugmana jaśnie panu przynieść, hę?
- Dobra już, dobra. Nie marudź, tylko polej jeszcze – odrzekł Olfen pojednawczo.
- I to najlepiej nie raz, a tak, żeby się porządnie upił – dobiegł ich kobiecy głos zza pleców Olfena.

Wysoka na półtora metra, urodziwa krasnoludka z warkoczami sięgającymi kolan wyrosła niczym spod ziemi. Balarika Kragellasdotr, karczmarka i właścicielka "Nagrody Górnika", kipiała złością.

- Olfenie Guntorson, ile razy ci mówiłam, żebyś nie pił w pracy? Myślisz, że w Karak Azgal trudno o dobrego wykidajłę? Pijaków lubię, ale jako klientów, w pracy tolerować nie będę!
- A kto tu jest pijany, kobieto? – żachnął się krasnolud. – Skąd ten pomysł, że kufelek czy dwa, a niechby i pięć...
- A nawet dziesięć – weszła mu w słowo. – Pij, ile chcesz, a potem idź snotlingi chędożyć! Mnie to nie interesuje, bo już tu nie pracujesz! Dziś dzień świąteczny, potrzebuję pracowników, a nie obiboków!

Olfen cisnął glinianym kuflem o podłogę i postąpił krok w stronę krasnoludki. Muzykanci przestali grać, umilkły rozmowy i w karczmie zrobiło się cicho. Były ochroniarz poczuł dłonie swoich kompanów mocno zaciskające się na jego ramionach i ciągnące go w dół na ławę.

- Siadaj i piwa się napij – rzekł pospiesznie Nalin. – Zajmiemy się nim Pani Balariko, nie będzie stwarzał problemów. Młody jest, krew nie woda, a do tego jeszcze nietutejszy, to i zachować się nie umie.
- Tuszę, ze wiesz, co mówisz, mości Grinimorson, bo chamstwa tolerować w moim przybytku nie będę – to powiedziawszy, obróciła się na pięcie i odeszła.

Gęśle, dudy i bęben poszły w ruch, skoczna muzyka wypełniła izbę.
- Życie ci niemiłe? Jakbyś na nią rękę podniósł, to by ci ją Froben powyżej łokcia odrąbał, a jakby sam rady nie dał, to połowa klientów tutaj by mu pomogła - Kirgen Rororson strofował Olfena. – To, że z Balariki straszna jędza, to jedno, a to, że my nasze kobiety szanujemy, to drugie.
- Nikt nie będzie mi mówił, że mam gobasy chędożyć!
- Snotlingi – poprawił go Nalin. – Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Teraz przynajmniej czasu masz pod dostatkiem, spieszyć się nie musisz, tedy świętować będziemy jak należy.

Olfen wsparł smętnie głowę na ręce oczekując na nowy kufel, ale pod gęstą rudą brodą zgrzytał zębami, aż mu szczęki "chodziły". Kompani starali się zadbać o jego lepsze samopoczucie, oprócz Królewskiego Korbela dostał jeszcze miskę kapusty kwaszonej z żeberkami wieprzowymi i pajdę chleba, wiele to jednak nie pomogło. Zza okna posąg Skalfa Smokobójcy spoglądał z politowaniem, jak Olfen upija się na smutno.

***

Człowiek zwrócił uwagę Nalina, gdy tylko wszedł do karczmy. Nic w tym zresztą dziwnego, wszak ludzka hołota bawiła się głównie w Martwych Wrotach, Smocza Skała była dla człeczyn za droga, a Prawodawcy pilnowali porządku jak należy. Teraz, gdy człowiek stał przy szynku, zauważył coś jeszcze i zaniepokoił się nie na żarty.

- Ma złotą koronę – wyszeptał Nalin do kompanów.
- Kto? – zapytał Kirgen rozglądając się półprzytomnym wzrokiem po izbie.
- Człeczyna – Nalin skinął głową w stronę szynku – zaraz zamówi.
- I co z tego – wybełkotał Olfen.
- Jak to co z tego? - zapytali jednocześnie Nalin i Kirgen.
- Jestem wojownikiem, a nie oprychem, hep – Olfen wzruszył ramionami. – Tak nisko nie upadłem, żeby za sztukę złota rabować.
- Nietutejszy – rzekł Nalin.
- Nietutejszy – zgodził się Kirgen i dodał – wszak dziś Pierwszy Kufel, elfia klątwa, baranie.
- Co? – Olfen zmarszczył czoło.
- Nie ma czasu długo gadać, bo będzie nieszczęście – rzekł Nalin – ale wygląda to tak – pociągnął z kufla – za czasów praprawnuka Skalfa jakiś elf tu, w "Nagrodzie Górnika", zaczął przekonywać, że ichniejsze szczyny lepsze są od naszego piwa. Co było dalej wiadomo, zdrowo oberwał, no i rzucił klątwę. Powiedział, że w rocznicę tego wydarzenia, a to akurat dziś, zjawi się skrzywdzony przez khazadów, obcy wędrowiec...
- Przybłęda – sprostował Kirgen.
- I zamówi kielich elfiego wina, choćby miał za niego zapłacić i sztukę złota, a wówczas całe piwo w Karak Azgal skwaśnieje.
- Na rok – dodał Kirgen.
- Valayo, łaski – jęknął Olfen. – Gdzież ten elf? Gdzie on? – poderwał się od stołu i ruszył w stronę szynkwasu.

Kompani nie zostawili go samego, chwiejnym krokiem poszli za nim. Chwycili pod ramiona człowieka i wyprowadzili zdziwionego z karczmy, wzbudzając kilka niewybrednych żartów stałej klienteli.

***

- Wystarczy – Nalin odciągał Olfena od leżącego człowieka. – Zabijesz go, a kłopoty nam niepotrzebne.

Olfen nie dawał za wygraną, ponownie kopnął, tym razem trafiając w żebra, człowiek splunął krwią. Trzeba przyznać, że ich przeciwnik ułomkiem nie był, a i do lękliwych nie należał. Mimo że khazadów było trzech, opór stawiał dzielnie, choć krótko... Zanim padł na podwórku za karczmą, zdążył rozbić łokciem nos Olfena, a to nie był najszczęśliwszy pomysł. Kirgan z Nalinem odciągnęli swego kompana.

- Odpuść, powiedziałem – warknął Nalin, szarpiąc go. – Wracamy do karczmy!

Olfen kopnął raz jeszcze, splunął, strącił z siebie ręce towarzyszy, odwrócił się i poszedł w stronę wejścia do "Nagrody Górnika".
- Idziemy – powiedział Nalin.
- Jeszcze chwilkę – Kirgan poprawił ubranie – zastanawiam się, co takiego temu zasrańcowi zrobiły krasnoludy, że taki na nas cięty. Słyszałeś, przybłędo?
- Obiliście mnie jak psa i pytasz gdzie tu krzywda? – człowiek podniósł głowę dysząc ciężko – Zdrowo jesteście pochrzanieni...
- Nie o to pytał mój kompan, a o to co robiłeś w karczmie – sprostował Kirgan – cóżeś robił przybłędo w naszej "Nagrodzie Górnika", hę?
- Mógłbym rzec, że nie wasza zasrana sprawa – wychrypiał – ale to byłaby nieprawda. Wędrowałem do Smoczej Skały z khazadem, który był mi jak brat, zwał się Nurrak Durgarson. Pracowaliśmy razem ramię w ramię w mym rodzinnym mieście – Nuln – przez dziesięć lat, a teraz przybyliśmy w jego rodzinne strony. Nurrak zginął od strzał orków ledwie dwa dni drogi przed Martwymi Wrotami, pochowałem go, jak nakazuje obyczaj waszych przodków, a to – człowiek otwarł zaciśniętą dłoń pokazując złotą koronę – to pierwsza sztuka złota, którą Nurrak zarobił w Imperium. Zawsze mi mówił, że jak tylko wróci na stare śmieci, to postawi za nią kolejkę wszystkim w karczmie nieopodal jego rodzinnego domu, przy posągu Skalfa Smokobójcy. To teraz już wiesz, czego tu chciałem...
- O w mordę – jęknął Kirgen.
- To nie tak, jak myślisz – dodał Nalin wyciągając do leżącego rękę – to przez tę cholerną klątwę. To jest Kirgen Rororson, a ja nazywam się Nalin Grinimorson, znałem Nurraka, jestem twoim dłużnikiem człeczyno, jak cię zwą?
- Dirk Archman – odpowiedział człowiek, ale ręki nie podał, zamiast tego próbował nieudolnie wstać o własnych siłach – jakiej cholera klątwy? Człowiekowi nie wolno kolejki piwa postawić, czy jak?
- No, niezupełnie – Nalin podtrzymał go chroniąc przed ponownym upadkiem, a potem w skrócie opowiedział w czym rzecz, kończąc słowami – nie miej żalu do naszego kompana, ma ciężki dzień, robotę dzisiaj stracił.
- Żalu? – Dirk zacisnął zęby – trzech was było, już ja mu pokażę mój żal.
- Oho, twardy – skomentował Kirgen.
- Hardy – poprawił go Nalin – i głupi. Znasz Grimnara Damirson?
- Grimnara Niedźwiedzia? Pewnie, kto by go nie znał?
- Ludzie – odrzekł Nalin – jakieś jołopy żartowały sobie, że naszczały mu do piwa...
- Niezbyt mądry żart.
- Ano niezbyt, zwłaszcza, że było ich tylko trzech. A teraz biedny Grimnar siedzi...

Powoli, podtrzymując Archmana, ruszyli w stronę karczmy.

***

- Dziwna sprawa z tą waszą klątwą – powiedział Dirk między kolejnymi kęsami pieczeni - nie możecie po prostu nie sprzedawać tutaj elfiego wina?
- A kto mówił, że sprzedajemy? Problem w tym, że w klątwie jest wyraźnie powiedziane, że ów obcy wino zamówi, a nie wypije.
- Na Sigmara, a ja myślałem, że ludzie w Imperium są przesądni – Archman kręcił głową z niedowierzaniem. – Napiłbym się jeszcze tego zacnego trunku, ale wpierwej muszę mu w trzewiach nieco miejsca zrobić.

Nulneńczyk wstał i uśmiechnął się, czując jak kręci mu się w głowie. Wychodząc z izby podszedł do szynku, położył monetę wskazując na ławę, przy której siedzieli jego nowi kompani i złożył kolejne zamówienie. Po tym, jak Dirk postawił wszystkim obecnym kolejkę miejscowego lagera, z toastem za pamięć o Nurraku Durgarsonie, zyskał sobie przychylność brodatego ludu. Teraz, gdy opuszczał karczmę, kilku khazadów przepijało jego zdrowie z wielkich glinianych kufli.

- Kto by pomyślał – rzekł Nalin patrząc za odchodzącym – porządny człek, a myśmy go tak sprawili.
- To przez wasze głupoty omal go nie ukatrupiłem – bąknął Olfen. – Jak byście tak nie biadolili, to by teraz biedak opuchnięty nie chodził – wypił solidny łyk i splunął – Na brodę Grungniego, a to co?
- Co znowu?
- Jakby mi kto do piwa naszczał – jęknął Olfen.
- Tam, gadasz, nawet gdyby, to i tak byś nie poczuł – zaśmiał się Nalin, stuknął kuflem w kufel śpiącego przy stole Kirgena, upił spory łyk i zakrztusił się – Co jest! Toż to gorsze niż szczyny ogra!

Wylał resztę trunku na podłogę. Przy kilku stołach dało się słyszeć szpetne przekleństwa i dźwięk tłuczonych kufli. Młody Fardagorson, który od kilku miesięcy był dumnym posiadaczem meszku uchodzącego za zarost, podszedł do nich z tacą pełną kufli z piwem.
- Wasz kompan zamówił – rzekł stawiając piwa na stole. – Gest ma, ale to dziwak – dodał – chciał trzy kufle Zhufbarskiego Ale i kielich przedniego elfiego wina – młodzieniec splunął przez ramię – wyobrażacie sobie? Elfiego, tu w "Nagrodzie Górnika", jakby nie to, że wasz kompan, to bym go chyba ścierą zdzielił.
- Valayo, ratuj – jęknął Nalin – cały rok...
- Nie mam pracy, pieniądze się kończą, a tu będą dawać najgorsze piwo, jakie zdarzyło mi się pić – rzekł Olfen trzeźwiejąc w jednej chwili. – ja to chromolę, pakuję manatki i się stąd wynoszę.
- Dokąd? – zapytał Nalin.
- Nie wiem, chyba w Góry Szare, słyszałem, że tam jest złoto. Idziecie ze mną?