Jack Reacher. Jednym strzałem [DVD]

Powtórka z rozrywki

Autor: Łukasz 'luke.orlowsky' Orłowski

Jack Reacher. Jednym strzałem [DVD]
Debiutująca na naszym rynku DVD, najnowsza produkcja z Tomem Cruisem, Jack Reacher, to przykład kina, które swoje najlepsze lata ma już dawno za sobą. Zarówno typ bohatera, w jakiego wciela się wymieniony gwiazdor, jak i fabularna konwencja zaproponowana w filmie, swoje największe triumfy świętowały gdzieś pod koniec XX wieku wraz z przebojami pokroju Ściganego, Szklanej pułapki czy Liberatora. Przestarzałe ekranowe wzorce, przy odpowiednio nostalgicznym podejściu, mogą jednak nadal bawić, o ile na czas seansu jesteśmy w stanie zapomnieć o postępie, jakiego w ciągu ostatniej dekady dokonało kino rozrywkowe.

Wywodzący się z kart powieści Lee Childa Jack Reacher to były żandarm Armii Stanów Zjednoczonych. Osobnik o heroicznym charakterze, nieustraszony i nieugięty. Cechuje go niebywała wręcz sprawność fizyczna, znajomość tajników najniebezpieczniejszych sztuk walki, a gdy wymaga tego sytuacja, popisowa wprost przenikliwość i inteligencja. Ten bohater to chodząca maszyną do zabijania, bezkompromisowo wymierzająca sprawiedliwość wszelkiego rodzaju szumowinom, które dybią na społeczny ład i porządek. Tak o to w skrócie, lecz wyczerpująco, opisać można najnowsze filmowe wcielenie Toma Cruise’a. Oryginalne, nieprawdaż?

Odstawiając na bok ironię, trzeba przyznać, że znany z występu w serii Mission: Impossible aktor całkiem nieźle wpasowuje się w rolę hollywoodzkiego półboga bez wad. W końcu to dla niego nie pierwszyzna. Pomimo przerysowanego do przesady nonszalanckiego stylu bycia, jaki cechuje jego bohatera, potrafi on ostatecznie zdobyć sympatię widza. A nie jest to wcale takie oczywiste w czasach, w których nawet Batman i James Bond utracili swoją dawną posągowość na rzecz niezliczonej liczby skaz i blizn. Przedstawiony w Jacku Reacherze wizerunek protagonisty jest więc kompletnym zabytkiem. Pamiętajmy jednak, że zabytki mają to do siebie, iż nierzadko trudno odmówić im pewnego uroku.



Podobnie jest zresztą z całym filmem, któremu łatwo zarzucić można niejedną fabularną bzdurę. Tylko po co to w ogóle robić? Wszelkie mankamenty, jakie zdają się towarzyszyć seansowi, wynikają raczej ze specyficznego charakteru konwencji pozwalającej swobodnie balansować produkcji na granicy naiwności, dopuszczalnej w kinie sensacyjnym. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest niewątpliwie scena, kiedy główny bohater atakowany jest przez dwójkę uzbrojonych w kije bejsbolowe zbirów. Traf jednak chce, że żaden z nich nie potrafi odpowiednio wycelować i skutecznie obezwładnić naszego herosa, nawet pomimo chwilowej niedyspozycji tego ostatniego, który w środku akcji postanowił uciąć sobie krótką drzemkę w wannie. Brzmi absurdalnie, ale przecież nie zmienia faktu, że oglądanie tej szamotaniny to czysta radość.

Jack Reacher nie jest – może wbrew pewnym pozorom – pozycją dla wielbicieli kryminałów. Chociaż jego fabuła kręci się wokół tajemniczego śledztwa, zaś na ekranie nieustannie pojawiają się jacyś detektywi lub prawnicy, daleko mu do kina będącego wyzwaniem dla inteligencji odbiorcy. Odpowiedź na odwieczne pytanie, kto zabił, jest tu w gruncie rzeczy nieistotna, gdyż znamy ją od samego początku. Dlatego też kolejne próby rozwikłania zagadki przez bohaterów wydają się raczej śmieszne i niezbyt zajmujące. Źródłem filmowego napięcia twórcy produkcji uczynili przede wszystkim różnego rodzaju popisy kaskaderskie (na ekranie nie zabrakło takich atrakcji, jak strzelaniny, bijatyki czy stanowczo przydługie pościgi samochodowe).



Skupienie uwagi na technicznej (stojącej na dosyć wysokim poziomie) stronie obrazu przyćmiło właściwie wszystkie inne jego aspekty, w tym nawet bardzo ciekawą i charakterystyczną obsadę. Fachowcy pokroju Roberta Duvalla, Rosamund Pike czy Richarda Jenkinsa grają tu jednowymiarowe postacie, których rola ogranicza się do funkcjonalnego popychania fabuły do kolejnych punktów kulminacyjnych. Czemu miałoby jednak być inaczej, skoro wiadomo, że najważniejszy na ekranie jest przecież Tom Cruise! Proszę nie zrozumieć mnie źle – to wcale nie zarzut ani kpina, a stwierdzenie faktu, który może okazać się znaczący przy podejmowaniu decyzji o wyborze produkcji przez potencjalnych widzów. Sam nie żałuję ponad dwóch godzin spędzonych z tym filmem, choć zdaję sobie sprawę, że w dużej mierze zależy to od naszego osobistego (w moim przypadku raczej pozytywnego) stosunku do wspominanego gwiazdora.

Jack Reacher to kino wtórne i przewidywalne, co jest zarówno jego wadą, jaki i zaletą. Kinomani, mający ochotę na podróż w czasie do dawno przebrzmiałej epoki kina akcji, śmiało mogą się skusić. Nie powinni żałować. Przewiduję, że reszta widowni nie będzie zbytnio zainteresowana sięgnięciem po ten tytuł. Nie zachęci jej na pewno polskie wydanie DVD, które – poza krótkim dokumentem o realizacji obecnych w filmie scen akcji – nie zawiera żadnych sensowych dodatków.