» Recenzje » Inquisitor. Zemsta Azteków - Jacek Inglot

Inquisitor. Zemsta Azteków - Jacek Inglot


wersja do druku

Inkwizycja drugiej świeżości

Redakcja: Wojciech 'Wojteq' Popek

Inquisitor. Zemsta Azteków - Jacek Inglot
Choć nie znajdziecie informacji o tym na okładce, Inquisitor Jacka Inglota wcale nie jest nowością. Pierwsze wydanie tej powieści o samozwańczym inkwizytorze pracującym jako licealny polonista ukazało się już w 1996 roku nakładem wydawnictwa Rebis, a samo było rozwinięciem opowiadania, opublikowanego w 1993 roku na łamach Nowej Fantastyki. Książka była nawet nominowana do Nagrody im. Janusza A. Zajdla, ale przegrała z Kolorami sztandarów Tomasza Kołodziejczaka. Oprócz tytułowej powieści, SuperNOWA do nowego wydania dołączyła również opowiadania Konsumenci i Szalony. One również nie są nowościami – publikowane były w nieistniejącym już miesięczniku Fenix. Opowiadania nie wiążą się bezpośrednio z historią inkwizytora i jego uczennicy, czarownicy Patrycji. Pierwsze z nich to dziejąca się współcześnie opowieść grozy, zaś drugie dzieje się w czasach średniowiecza – z tytułem powieści łączy je występujące w nim Święte Oficjum.

Tytułowa zemsta Azteków to powrót na nasz świat Tezcatlipoki, mrocznego boga Indian, do którego, oczywiście przy pomocy krwawych ofiar, doprowadzić chcą jego wyznawcy, którzy jakimś cudem uchowali się w Meksyku, a zawędrowali nawet do kraju nad Wisłą (a dokładniej do pewnego dużego miasta nad Odrą). Zanim to nastąpi, Tezcatlipoca objawia się zaś w cyberprzestrzeni, ukrywając się pod maską judeochrześcijańskiego demona. Cała ta historia raczej nie brzmi zbyt oryginalnie, ponowne przywołanie Tezcatlipoki przy pomocy ofiar z ludzi opisywała już nawet w 1989 roku Mercedes Lackey, autorka romansideł fantasy. Od zmagań inkwizytora z azteckim demonem ciekawsza jest będąca tłem historii szkoła.

Mimo że jest to wznowienie, powieść nie pozostała bez zmian – choć nie czytałem jej pierwszego wydania, a jedynie opowiadanie, z którego powstał jej pierwszy rozdział (za zgodą autora dostępne w Internecie), widać, że została ona uwspółcześniona. Występujące w niej postacie swobodnie poruszają się po Internecie, używają telefonów komórkowych, uczniowie wysyłają do siebie SMSy na lekcjach. Niestety, czasami te nowoczesne wtręty wydają się dodane na siłę, szczególnie, że sama szkoła jest raczej tą sprzed kilkunastu lat niż obecną, rojącą się od narkotykowych dilerów. Moim zdaniem lepiej by było, gdyby autor został przy realiach początku lat 90. poprzedniego wieku.

Szkoła w powieści oparta jest na własnych doświadczeniach autora, który przepracował dziesięć lat w jednym z wrocławskich liceów, a o jego stosunku do tej szacownej instytucji świadczyć może tytuł jego prelekcji podczas jednego z tegorocznych konwentów – Inquisitor, czyli dlaczego Inglot nienawidzi szkoły. Nauczycieli, z nielicznymi wyjątkami, przedstawia on jako zgraję nieudaczników, którzy skończyli w szkole tylko dlatego, że nie potrafili znaleźć sobie porządnej pracy, a z posady belfra można jako tako wyżyć praktycznie nic nie robiąc. Według Inglota, uczenie w szkole nawet początkowo dobrych nauczycieli doprowadzi w końcu do spsienia - stanu, w którym swoje nieróbstwo i brak zdolności próbują maskować niebotycznymi wymaganiami wobec uczniów. Na tych ostatnich autor również nie zostawia suchej nitki – przedstawia ich jako zdziczałą bandę, z którą nie należy się spoufalać, bo doprowadzi to jedynie do wykorzystania przez nich zaufania nauczyciela i jego ośmieszenia w oczach młodzieży. Aby przetrwać w szkole, belfer musi trzymać uczniów krótko, co najwyżej z czasem poluzowując trochę smycz. Choć widniejące na okładce porównanie do Gombrowicza jest nieco na wyrost, to szkoła z Inquisitora jako żywo przypomina tę z Ferdydurke – przez siedemdziesiąt lat literacki wizerunek polskiego systemu edukacji nie uległ zbyt dużym zmianom.

Realny pierwowzór ma nie tylko będąca miejscem akcji szkoła, ale również pracujący w niej pedagodzy, z tytułowym bohaterem na czele. Jako że dane mi było poznać autora osobiście, a także znam kilka osób, które uczył, z łatwością dostrzegam podobieństwa między nim a cynicznym, surowym wobec uczniów polonistą z jego powieści. Inglot zdradził też podczas pewnego konwentu, że pierwowzór Rybaka, anglisty-alkoholika, po przeczytaniu książki tak przejął się swoim wizerunkiem, że niedługo potem rzucił picie. Występujące na kartach powieści postacie są wyraziste, choć niektóre dialogi, szczególnie te w wątkach metafizycznych, brzmią nieco sztucznie.

Choć nie przekonał mnie zbytnio wątek metafizyczny i nie przepadam za uwspółcześnianiem książek na siłę przez przerabianie wszystkich kaset VHS na płyty DVD i tym podobne zabiegi, mimo wszystko książka jest wciąż sprawnie napisana i warto ją przeczytać choćby ze względu na, choć nieco przejaskrawiony, to niestety często nadal aktualny obraz polskiego szkolnictwa. Podrzućcie ją też swoim spsiałym nauczycielom – może dzięki Inquisitorowi wyjdą z nałogu?
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
6.5
Ocena recenzenta
6.83
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Tytuł: Inquisitor. Zemsta Azteków
Autor: Jacek Inglot
Wydawca: superNOWA
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: kwiecień 2006
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka
Format: 120 x 195 mm
ISBN-10: 83-7054-181-X
Cena: 27,50 zł



Czytaj również

Polska 2.0
Przyszłość w dwóch smakach
- recenzja
Sodomion
Trudna miłość
- recenzja
Quietus - Jacek Inglot
Historyczne bez-chrześcijaństwo
- recenzja

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.