Infinities. A New Hope
Historie alternatywne to temat bardzo gorący i twórczy. Dlatego coraz częściej zastanawiamy się "jakby to było, gdyby...?" Nawet jeśli nasze rozważania dotyczą bardzo dawnych wydarzeń w równie odległej galaktyce. I tak przecież, kiedy już poznaliśmy pierwsze Opowieści (seria Star Wars. Tales), stało się jasne, że nie wszystko w gwiezdnowojennym wszechświecie musiało wyglądać tak, jak wyglądało...
No dobrze, ale Tales to przecież tylko epizody. A gdyby tak zmienić kanon?
W ten oto sposób narodziła się seria Infinities, która stawia sobie za zadanie takie właśnie, rozbudowane rozważania alternatywne. Zgodnie ze swą istotą (w dość dowolnym tłumaczeniu: "bez ograniczeń"), operujący tu autorzy nie podlegają żadnym narzuconym przez chronologię ramom fabularnym. Infinities sugeruje ponadto możliwość powstania właściwie nieskończonej liczby wersji wydarzeń, znanych nam dotąd z przebiegu liniowego... No, prawie liniowego.
Pomysł obrazoburczy. Nic więc dziwnego, że na pierwszy ogień poszła, a jakże, klasyczna trylogia filmowa!
Infinities: A New Hope zaczyna się w miejscu, gdzie... kończy się film. Torpedy wystrzelone przez Luke’a w bitwie nad Yavinem IV nie sięgają celu i baza rebeliantów zostaje zniszczona. To z kolei oznacza koniec buntu przeciw Imperium i naturalnie koniec Rebelii. Leia zostaje pojmana przez Vadera, który chce wyszkolić ją na Sitha. Luke pała żądzą zemsty. Podczas kłótni z Hanem zbliża się niebezpiecznie ku Ciemnej Stronie... Wówczas to objawia się Obi-Wan, który nakazuje im wyprawę na Dagobah. Jedyną i ostatnią nadzieją pozostaje szkolenie...
Tu wydarzenia części IV zaczynają mieszać się z kolejnymi. Mocno zmodyfikowane, toczą się z jednej strony znacznie szybciej, aniżeli w "macierzystej" wersji (a raczej – wersjach). Z drugiej strony, brakuje im nieco świeżości, jaką posiada oryginał. Braki fabularne oraz konieczne skróty scenarzysta stara się zrekompensować dialogami. Cały czas prowadzi z czytelnikiem grę na cytaty z filmów, często i gęsto obecne w wypowiedziach. Jednak jakże inaczej brzmią one, w czasem zupełnie odmiennych, nowych kontekstach!
Rysunek prezentuje przyzwoitą "gwiezdnowojenną średnią". Może nawet więcej, gdyż przy całej komputeryzacji wygląda nader tradycyjnie, bez zbędnych fajerwerków.
Chciałbym zwrócić na ten album szczególną uwagę zwolenników twierdzenia, iż "Imperium było lepsze". Otóż po likwidacji Rebelii, galaktykę ogarnia pokój, a plany Imperatora i jego popleczników zmierzają w kierunku umożliwienia jej dalszego rozwoju. Oczywiście w tle pobrzmiewa cały czas groźna nuta totalitaryzmu, ale jakiż system jest idealny? Long live the Emperor!
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
No dobrze, ale Tales to przecież tylko epizody. A gdyby tak zmienić kanon?
W ten oto sposób narodziła się seria Infinities, która stawia sobie za zadanie takie właśnie, rozbudowane rozważania alternatywne. Zgodnie ze swą istotą (w dość dowolnym tłumaczeniu: "bez ograniczeń"), operujący tu autorzy nie podlegają żadnym narzuconym przez chronologię ramom fabularnym. Infinities sugeruje ponadto możliwość powstania właściwie nieskończonej liczby wersji wydarzeń, znanych nam dotąd z przebiegu liniowego... No, prawie liniowego.
Pomysł obrazoburczy. Nic więc dziwnego, że na pierwszy ogień poszła, a jakże, klasyczna trylogia filmowa!
Infinities: A New Hope zaczyna się w miejscu, gdzie... kończy się film. Torpedy wystrzelone przez Luke’a w bitwie nad Yavinem IV nie sięgają celu i baza rebeliantów zostaje zniszczona. To z kolei oznacza koniec buntu przeciw Imperium i naturalnie koniec Rebelii. Leia zostaje pojmana przez Vadera, który chce wyszkolić ją na Sitha. Luke pała żądzą zemsty. Podczas kłótni z Hanem zbliża się niebezpiecznie ku Ciemnej Stronie... Wówczas to objawia się Obi-Wan, który nakazuje im wyprawę na Dagobah. Jedyną i ostatnią nadzieją pozostaje szkolenie...
Tu wydarzenia części IV zaczynają mieszać się z kolejnymi. Mocno zmodyfikowane, toczą się z jednej strony znacznie szybciej, aniżeli w "macierzystej" wersji (a raczej – wersjach). Z drugiej strony, brakuje im nieco świeżości, jaką posiada oryginał. Braki fabularne oraz konieczne skróty scenarzysta stara się zrekompensować dialogami. Cały czas prowadzi z czytelnikiem grę na cytaty z filmów, często i gęsto obecne w wypowiedziach. Jednak jakże inaczej brzmią one, w czasem zupełnie odmiennych, nowych kontekstach!
Rysunek prezentuje przyzwoitą "gwiezdnowojenną średnią". Może nawet więcej, gdyż przy całej komputeryzacji wygląda nader tradycyjnie, bez zbędnych fajerwerków.
Chciałbym zwrócić na ten album szczególną uwagę zwolenników twierdzenia, iż "Imperium było lepsze". Otóż po likwidacji Rebelii, galaktykę ogarnia pokój, a plany Imperatora i jego popleczników zmierzają w kierunku umożliwienia jej dalszego rozwoju. Oczywiście w tle pobrzmiewa cały czas groźna nuta totalitaryzmu, ale jakiż system jest idealny? Long live the Emperor!
Galeria
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Mają w kolekcji: 0
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Star Wars. Infinities - A New Hope TPB
Scenariusz: Chris Warner
Rysunki: Drew Johnson
Kolory: Dave McCaig
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 6 lutego 2002
Liczba stron: 96
Okładka: miękka
Druk: kolorowy
Cena: 12,95 USD
Scenariusz: Chris Warner
Rysunki: Drew Johnson
Kolory: Dave McCaig
Wydawca oryginału: Dark Horse Comics
Data wydania oryginału: 6 lutego 2002
Liczba stron: 96
Okładka: miękka
Druk: kolorowy
Cena: 12,95 USD
Tagi:
Chris Warner | Dave McCaig | Drew Johnson | Infinities | Infinities. A New Hope | Infinities. A New Hope TPB | Nowa nadzieja