26-08-2006 17:29
Indie-ana Jones
W działach: RPG | Odsłony: 1
Generalnie nie lubię systemów indie, przede wszystkim dlatego, że nie wiem, co to znaczy, a zatem wyrażenie to rodzi we mnie egzystencjalny niepokój.
Poważniej mówiąc, dziwi mnie trochę przeciwstawianie indie i gier mainstreamowych. Jeśli dobrze rozumiem tradycyjną definicję indie to są to gry:
- odpłatnie (nie darmowe)
- profesjonalne (odpadają autorki)
- rozwijające konkretne aspekty teorii gier (odpada w zasadzie wszystko).
Natomiast mainstream podobno zawsze i wszędzie będzie grą do wszystkiego, a jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. W praktyce, tak jak ja to czuję, w każdej grze nieindie rzeczywiście widać takie przebitki. Są wyjątki, np. klasyczne D&D(3, bez driftu), gdzie narratywizm w mechanice ogranicza się do określenia charakteru (który tak naprawdę może być uznany za określenie czysto mechaniczne - co swoją drogą jest interesującym pomysłem w świecie gry). Ale generalnie widać czasem dziwne potworki, choćby mechanikę ran w 7th sea.
Z drugiej strony jednak, rozróżnienie to jest sztuczne. W grze nie liczy się kto podręcznik napisał, ani jak.
Łyse Dogs in the Vineyard czy bezbarwny sorcerer nie wywarły na mnie większego wrażenia. Z drugiej strony, to co czytam o Burning Wheel bardzo mi się podoba.
Poważniej mówiąc, dziwi mnie trochę przeciwstawianie indie i gier mainstreamowych. Jeśli dobrze rozumiem tradycyjną definicję indie to są to gry:
- odpłatnie (nie darmowe)
- profesjonalne (odpadają autorki)
- rozwijające konkretne aspekty teorii gier (odpada w zasadzie wszystko).
Natomiast mainstream podobno zawsze i wszędzie będzie grą do wszystkiego, a jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. W praktyce, tak jak ja to czuję, w każdej grze nieindie rzeczywiście widać takie przebitki. Są wyjątki, np. klasyczne D&D(3, bez driftu), gdzie narratywizm w mechanice ogranicza się do określenia charakteru (który tak naprawdę może być uznany za określenie czysto mechaniczne - co swoją drogą jest interesującym pomysłem w świecie gry). Ale generalnie widać czasem dziwne potworki, choćby mechanikę ran w 7th sea.
Z drugiej strony jednak, rozróżnienie to jest sztuczne. W grze nie liczy się kto podręcznik napisał, ani jak.
Łyse Dogs in the Vineyard czy bezbarwny sorcerer nie wywarły na mnie większego wrażenia. Z drugiej strony, to co czytam o Burning Wheel bardzo mi się podoba.