Incognito

Autor: Krystian 'Krishakh' Pruchnicki

Incognito
Knut usłyszał pukanie do drzwi. Był w mieście od niedawna, nie znał nikogo, nie spodziewał się gości. Przy oknie wychodzącym na rynsztok siedziała Lidka, młoda Kislevitka, którą zabrał z taboru uchodźców, gdzie oddawała się za jedzenie. Machnął ręką, nakazując jej schować się za parawanem w kącie pokoju. Posłusznie wykonała polecenie. Knut wyciągnął spod łóżka wyszczerbiony miecz, który odziedziczył po ojcu i ostrożnie podszedł do drzwi. Pukanie powtórzyło się.
- Czego?- zapytał.
- Knut Hielfler?

Mężczyzna zamarł, ale po chwili ciszy przytaknął.
- No.
- Mam dla ciebie pracę.
- A ktoś ty, do wszystkich demonów?
- Nazywam się Incognito.

Znów zapadła cisza. Przerwał ją dźwięk zdejmowanej zasuwy, drzwi zaskrzypiały cicho. Do wnętrza, niczym cień, wkroczył niski, drobny człowieczek. Twarz skrywał pod kapturem, ubrany był lekko jak na panującą na dworze jesienną pluchę. Knut nie dostrzegł aby przybysz miał przy sobie broń albo sakiewkę. Zamknął z trzaskiem drzwi i odwrócił do niego swoją toporną, zszarzałą twarz. Postanowił przejąć inicjatywę.
- Gadaj po coś przylazł!- warknął.
- Spokojnie, nie mam złych zamiarów. - Mężczyzna wyciągnął przed siebie ręce w uspokajającym geście. - Inaczej nie przyszedłbym tutaj sam, bezbronny.
- No to gadaj z czym przychodzisz, a chyżo!
- Mam dla ciebie ofertę, coś, co może zmienić twoje życie. Wyglądasz na takiego, co umie robić mieczem.

Knut rzucił miecz na łóżko i przysunął się do gościa. Gwałtownie zdarł mu kaptur z głowy, prawą ręką przytrzymując za połę płaszcza. Ujrzał wysuszoną, kościstą twarz. W oczach przybysza nie było lęku. Spokojnie strząsnął ręce olbrzyma i rzekł flegmatycznie, ale dobitnie.
- Ile nocy spędziłeś w tej mordowni? Na ile wystarczy ci jeszcze pieniędzy?
- Kpisz?!

Knut zacisnął w górze pięść. Zdawało się, że ręka urosła nieproporcjonalnie, w migotliwym świetle zatańczyły żyły, na twarzy żołnierza błysnęła purpura. Zamiast uderzyć pchnął jednak swego rozmówcę w tył tak, że ten wpadł wprost w pustą balię, bezradnie machając rękoma. Hielfler podniósł z łóżka miecz i przysunął się do wierzgającego mężczyzny. Wreszcie w jego oczach zobaczył wyczekiwany strach. Uśmiechnął się i wziął zamach.
- Dam ci dom! - wykrzyknął człowiek, zasłaniając się bezradnie rękoma i nogami. Knut oparł ostrze o twarz mężczyzny. Usłyszał, że Lidka wyszła zza parawanu i stanęła za nim. Po chwili poczuł jej małe dłonie opierające się o jego plecy. Uspokoił się, odłożył miecz i zapytał:
- Więc jak się zwiesz? Ikoginko?

***

Knut stał przed niskim, drewnianym budynkiem. Na zewnątrz było już ciemno, przez szpary w okiennicach przeświecał słaby blask świecy. Rozejrzał się uważnie dokoła, nie było nikogo. Podniósł rękę do kołatki, ale zawahał się. Z całą pewnością nie był dumny z tego, co zamierzał za chwilę zrobić, ale tłumaczył sobie, że tak jest urządzony świat wieku wojny i takie jest prawo miasta z jej pogranicza. Poprawił płaszcz i zastukał głośno.
- Kto tam?- odezwał się ktoś wewnątrz.
- Incognito.

Usłyszawszy dźwięk zdejmowanego skobla, błyskawicznie pchnął z całej siły drzwi, przewracając na podłogę postać po drugiej stronie. Wskoczył do środka z obnażonym mieczem. Kątem oka zobaczył w drugiej izbie kobietę, tulącą do piersi kilkuletnie dziecko. Otworzyła usta do krzyku, ale on był pierwszy.
- Mordy w kubeł, psy, to puszczę was żywcem!

Mówiąc to, położył ostrze miecza na gardle leżącego mężczyzny. Człowiek ten był przerażony, w jego głosie brzmiała rozpacz:
- Przecież zapłaciłem! Zapłaciłem!
- Trzymaj język w ryzach, bo ci go utnę! - wysyczał Knut. - Zapłaciłeś, ale późno i mało…
- Zapłacę resztę, panie, zapłacę, jak mi Ulryk miły!
- Ano zapłacisz… Precz stąd!
- Ale panie…
- Bierz sukę i bękarta i won na ulicę! Już!
- Błagam…

Knut zamachnął się i uderzył płazem miecza w ramię mężczyzny.
-Won na podwórze, psy! - wycedził przez zaciśnięte zęby.
- Pozwól chociaż zostać żonie… dziecku… - Mężczyzna chlipał, leżąc.

Knut kopnął go w krocze i poszedł do drugiej izby. Niebrzydka kobieta patrzyła na niego z lękiem, szukając człowieczeństwa w jego pełnych gniewu oczach. Wiele razy widział takie sceny na wojnie. Nie zawahał się ani przez chwilę.

Złapał ją za włosy i wywlekł na ulicę, podobnie zrobił z kwilącym dziecięciem. Gdy wracał po mężczyznę, kątem oka zauważył błysk sztyletu. Zrobił szybki unik i ciął na odlew, instynktownie. Usłyszał jęk, który towarzyszy ostatniemu tchnieniu i ciało upadło na podłogę. Na ulicy rozległ się płacz. Żołnierz zamknął drzwi.

***

Knut czuł, że karta się odwróciła, wreszcie był kimś - miał dom, kobietę, prawdziwe życie. Odzyskał to, co zabrała mu wojna. Wszystko poza spokojem sumienia. Incognito przychodził do niego raz, dwa razy w miesiącu. Czasem przynosił zlecenia, czasem jakieś fanty do przetrzymania. Knut nawet go polubił; był jedyną osobą, jaką znał w Middenheim, człowiekiem, który rzeczywiście odmienił jego życie. Chociażby z tego powodu musiał mu zaufać.

Lidka, dzięki dobremu jedzeniu, jakie teraz mieli, nabrała kształtów i odpłacała chętnie swemu wybawcy za to, co dla niej zrobił, zabierając ją z kislevskiego taboru. Naprawdę się do niej przywiązał, wcale nie przeszkadzało mu to, że nie rozumie ani słowa z jej dziwnego języka. I tak oboje mało mówili.

Tego dnia Incognito spóźniał się, co nie leżało w jego zwyczaju. Knut siedział rozparty na starym krześle, wpatrując się w oblicze śpiącej Lidki otoczone poświatą płomienia łojowej świecy, stojącej na szafce przy kufrze. Wspominał okropieństwa wojny, ból ran, nienawiść i bezradność wobec jej okropieństw. Ludzie mówili, że jest po wszystkim, że to koniec, że trzeba się cieszyć, bo nastała nowa era. Dla niego nic się nie zmieniło. Świat wcale nie był lepszy, życie nie było łaskawsze. Nadal garść pensów decydowała o być albo nie być dla ludzi-śmieci, którzy zalegali na ulicach, śmierdząc i umierając. To, że otarł się o ich los, było przestrogą, której nikt nie musiał mu powtarzać nigdy więcej.

Ojciec powiedział mu kiedyś: Świat, Knut, jest taki, jaki jest. Nikt ci nic nie da za darmo, sam musisz brać to, czego nie chcą ci dać. Masz ten miecz, to jedyne narzędzie, którym można zmieniać świat.

Stukot kołatki wyrwał go z zamyślenia, wstał z trudem. Stara rana na kolanie, która skróciła mu nogę, czasem jeszcze dawała o sobie znać. Poczekał na to, by Incognito zastukał do drzwi po raz drugi. Dwa wolne i dwa szybkie, tak jak się umówili. Zdjął skobel i wpuścił mężczyznę do środka. Zimny, świszczący wiatr wpadł do izby, wdzierając się nieprzyjemnie pod ciepły koc, którym Knut był owinięty.
- Tfu, przeklęta zima…- wycharczał półgłosem żołnierz, zamykając pospiesznie drzwi.

Incognito otrzepał buty i zrzucił płaszcz.
- Knut, mam coś dla ciebie.
- Co takiego?
- Więcej niż zwykle.

Knut kiwnął głową i zamknął drzwi do izby, w której spała Lidka.

***

- Całkiem twardy jak na Reiklandczyka.
- Złamiemy go tak czy inaczej, wszak bez zębów też można mówić.

***

Kolejne wiadro wody, którą chlusnął mu w twarz strażnik, zbudziło go ze snu. Knut przez chwilę wodził oczami po zimnej, ciemnej celi, usiłując zebrać myśli. Czuł smak własnej krwi, ręce miał związane z tyłu. Było mu bardzo zimno. Głos, który słyszał zdawał się dochodzić z wnętrza jego głowy, był jak podszept demona:
- No to jak, przyjacielu, zdaje mi się, że nie zrozumieliśmy się należycie.

Wraz ze świadomością, wracał ból. Knut czuł go coraz wyraźniej, zdawało mu się, że narasta z każdą chwilą, wypełniając jego usta gęstym powietrzem. Zadławił się nim i charcząc, wypluł ząb. Nie upadł na podłogę, przykleił się do brody zalanej na wpół zaschniętą ropą, krwią i gęstą śliną.
- Kto? Kto ci to zlecił, Knut? Powiedz, a damy ci spokój…

Podszept demona… Żołnierz spuścił głowę.
- Nikt… Ja sam…

Ktoś szarpnął go za włosy, kątem oka zauważył drewnianą pałkę, która jakby w zwolnionym tempie przysuwała się do jego twarzy. Usłyszał huk, niczym wystrzał, a potem trzask wewnątrz czaszki i ponownie zapadł w ciemność.

***

- To już szósta godzina, to nie ma sensu.
- A co z Lidką, Knut? Co z nią?
- Powiedz nam.
- Nie zostawiaj tego tak.
- Powiedz.

Mamienie demona…

***

- Co mówisz? Powtórz!
- ...
- Powtórz!
-In…co…gni…to…

Nad głową Knuta rozległ się głośny, pusty śmiech. Śmiech demona.


Mam dla ciebie ofertę... Dam ci dom...


Incognito to człowiek działający dla pewnej organizacji w Middenheim. Niewiele o niej wiadomo, ponieważ, pomimo usilnych prób, nie zdołano dostać się do tego człowieka. Każdy z przesłuchiwanych więźniów, którzy dla niego pracowali, opisywał go inaczej. Pozwoliło to oficerom ustalić dwie możliwe wersje, dotyczące tożsamości tajemniczego Incognito: albo jest to swoista nazwa profesji werbowników jakiejś organizacji, a Incognito nie jest jedną osobą, albo to pojedynczy człowiek - niezwykle utalentowany szpieg, o wprost niebywałych umiejętnościach interpersonalnych. Z całą pewnością Incognito jest jednak brakującym ogniwem pomiędzy zwykłymi pionkami a działającą w mieście tajemniczą organizacją, o której wiadomo bardzo niewiele.

Organizacja stojąca za Incognito wykorzystuje panujący w Middenheim chaos do uzyskania wpływów w strukturach przestępczych miasta. W tym celu werbuje ona ludzi, najczęściej zdemobilizowanych żołnierzy bądź najemników, i wciąga ich w swoje struktury jako bezimiennych siepaczy.

Na koncie podopiecznych Incognito są liczne przestępstwa, takie jak: morderstwa, podpalenia i przede wszystkim osiągające niezwykłą skalę wymuszenia, które zdają się zapewniać finansowy byt organizacji.

Wykorzystując powojenną sytuację w Middenheim, Incognito zdołał bądź zdołali uzyskać niemal całkowite panowanie w przestępczym półświatku, a bardzo możliwe, że ich wpływy sięgają znacznie dalej. Wskutek ataków tej świetnie zorganizowanej grupy tradycyjne gildie przestępcze znalazły się na skraju ruiny.

Trudno określić jak rozwinie się sytuacja w mieście. Strażnicy miejscy robią co w ich mocy, jednak wobec znaczącego spadku morale i braku wsparcia armii, która wyruszyła w pościg za Archaonem, nie mogą zaprowadzić porządku na ulicach Middenheim. Z pewnością nie pomaga też fakt, że większość pieniędzy pochodzących z wymuszeń trafia właśnie w ręce straży, co oczywiście nie jest i nie może być przez nikogo oficjalnie potwierdzone. Niewielu ludzi naprawdę próbuje przełamać zmowę milczenia, tym bardziej, że oficerowie, którzy zdawali się choć na krok zbliżyć do prawdy, zazwyczaj kończyli znajdowani w kanałach z poderżniętym gardłem.

Istnieje wiele hipotez odnośnie tego, czym jest organizacja, która powołała do życia Incognito. Jedna z nich mówi, że organizacja powstała z odłamu Gildii Złodziei. Tworzyło ją początkowo kilku ambitnych i bardziej bezwzględnych członków, którzy postanowili wykorzystać wspaniałą okazję, jaką dla wszelkich szumowin zawsze jest wojna. Wymagało to jedynie pomysłu, wokół którego zdołali oni wszystko sprawnie ułożyć, wykorzystując przy tym słabości swojej starej gildii i rozbijając ją od środka.

Inna teoria głosi, że Organizacja została założona przez szpiegów wrogich Imperium, aby zyskać jak największe wpływy w jednym z najważniejszych jego miast. Można spekulować odnośnie tego, skąd mieliby ci szpiedzy pochodzić, jednak nie od dziś wiadomo, że kraju Sigmara nie otaczają sami przyjaciele. Nawet sojusznicy mogliby chętnie wykorzystać sytuację, gdy Archaon cofnął się spod miasta i nie zagrażał dalszym częściom Starego Świata. Wszak wiadomo, że w polityce nie ma sentymentów.

Pojawiają się nawet głosy, że Organizacja może być kierowana przez szczuroludzi. Z pewnością otwarte głoszenie takiej opinii byłoby bardzo ryzykowne, biorąc pod uwagę oficjalne negowanie ich istnienia. Niemniej wiadomo, że skaveny używają ludzkich niewolników do swoich celów, a niektórzy z nich są w stanie zrobić bardzo wiele dla zyskania wolności i władzy …

Jest jeszcze jedna, najmniej prawdopodobna, ale zarazem najbardziej przerażająca możliwość. Być może ucieczka Archaona spod murów Miasta Białego Wilka nie była zwycięstwem ludzi, a jedynie sprytnym fortelem sług Chaosu. Możliwe, że uszedł on w Góry Środkowe, aby w tajemnicy połączyć się tam z drugim skrzydłem swej armii. Ludzie, upojeni heroicznym zwycięstwem, stracili czujność, szukając spokoju i wytchnienia wmówili sobie, że pokonali Mroczne Potęgi. Czy to nie było zbyt proste? Armia jakiej Stary Świat do tej pory nie widział została rozbita w pierwszej wielkiej bitwie? Dlaczego Imperator ze swymi hufcami nie powrócił jeszcze z wyprawy w Góry Środkowe?

Być może zwolennicy Chaosu uznali, że dużo łatwiej będzie wniknąć w struktury Imperium i pozwolić ludziom wypełniać plan zagłady ich dumnego kraju. Powojenny, chaotyczny przepływ ludności umożliwia kultystom infiltrowanie państwa Sigmara na niebywałą dotąd skalę. Middenheim, które jest w epicentrum tych ruchów, mogłoby zostać w ten sposób zdobyte bez jednego wystrzału, rękoma jego własnych, opuszczonych weteranów i ludzi bez przyszłości. Bezimiennych. Incognito.