Incognegro

Śledztwo w cudzej skórze

Autor: Rafał 'Capricornus' Śliwiak

Incognegro
Kolekcja "XX wiek XIX" prezentuje komiksy zaangażowane społecznie, często o antywojennym przesłaniu, a zawsze skłaniające do – najczęściej niewesołych – refleksji i apelujące do ludzkich sumień. Takie były i Deogratias o ludobójstwie w Rwandzie, i Niebo nad Brukselą o ślepym fanatyzmie i terroryzmie, i Berlin, opisujący tragiczne epizody z historii tytułowego miasta. W podobnym klimacie utrzymany jest też najnowszy album kolekcji, Incognegro.


Lincz jako... rozrywka

Dzieło Mata Johnsona i Warrena Pleece'a porusza temat niewygodny i niepopularny w amerykańskim "imperium wolności", mianowicie rasizmu i związanej z nim przemocy. Już w pierwszym zdaniu wypowiedzianym w komiksie dowiadujemy się, że według oficjalnych danych w latach 1889-1918 w linczach na południu Stanów Zjednoczonych zostało bestialsko zamordowanych 2522 Murzynów. Najczęściej stawali się oni kozłami ofiarnymi, którym przypisywano popełnienie rzeczywistych lub domniemanych zbrodni.

Niezwykle poruszające są opisy takich zdarzeń. Choć obrazy maltretowania, okaleczania i wieszania niewinnych ludzi są przerażające, to ze względu na ich obecność w licznych filmach czy książkach nie robią już tak wielkiego wrażenia, jak ukazanie linczu jako... rozrywki. "Dzielnym" obrońcom białej rasy asystują dystyngowane kobiety, a dzieci traktują torturowanie Murzyna jak dobrą zabawę. Całe wydarzenie ma zaś charakter pikniku, podczas którego można zjeść kiełbaskę i napić się piwa, ewentualnie wymienić się z sąsiadami najnowszymi plotkami. A wszystko to w przerwie pomiędzy wykastrowaniem ofiary a oblaniem jej benzyną i podpaleniem.


Murzyn incognito wśród białych

Jednak Incognegro nie powstało dla epatowania scenami przemocy. Nawiązująca do biografii Mata Johnsona historia jest hołdem złożonym ludziom z narażeniem własnego życia dokumentującym przypadki linczów i prowadzącym bezkompromisową walkę z rasistowską ideologią, w której znaczna część społeczeństwa znajdowała uzasadnienie dla mordowania ludzi za to, że mieli "niebiały" kolor skóry.

Bohaterem komiksu, którego akcja rozgrywa się na początku XX wieku, jest Zane Pinchback, dziennikarz nowojorskiej gazety "New Holland Herald". Specjalizuje się on w śledztwach dotyczących przemocy na tle rasowym. Ułatwia mu to nietypowy wygląd – choć jest Afroamerykaninem, ma na tyle jasną karnację skóry, że może uchodzić za białego. Tacy jak on nazywani są "incognegro" – od "incognito" i "Negro" (ang. Murzyn). To słowo funkcjonuje także jako określenie sposobu prowadzenia dochodzenia przez Mulata udającego białego.


Ktoś zabił, Murzyna powieszą

Kiedy Zane wraca po kolejnej brawurowej akcji, podczas której został zdekonspirowany i ledwo uszedł z życiem, postanawia, że czas zająć się mniej niebezpiecznymi formami pracy dziennikarskiej. Chciałby w końcu występować pod własnym nazwiskiem, mieć stałe miejsce w gazecie i spokojne, nudne życie w Harlemie. Dzięki marce, którą sobie wyrobił, szanse na spełnienie tych planów są spore. Jak się jednak okazuje, nie będzie mu dane wieść sielskiego życia.

W Missisipi, w mieścinie o nazwie Tupelo, zostaje zamordowana biała kobieta. Podobnie, jak setki razy w podobnych przypadkach, miejscowi o zbrodnię posądzają Murzyna. Ten, osadzony w areszcie, czeka na proces, podczas gdy wokół biura szeryfa zbierają się "oburzeni obywatele" coraz głośniej żądający wydania więźnia. Lincz wisi w powietrzu. Zane nie może nie spróbować pomóc uwięzionemu. Tym bardziej, że jest on... jego rodzonym bratem.

Prowadząc śledztwo, dziennikarz trafia w sam środek skomplikowanej rozgrywki, w której uczestniczą: szeryf i jego zastępca, tajemnicza kobieta pędząca bimber w górach, wysłannik z centrali Ku-Klux-Klanu oraz rodzina fanatyków religijnych.


Kryminał i socjologia w jednym

Tematyka poruszana w Incognegro niosła ze sobą ryzyko, że powstanie komiks będący czymś niewiele lepszym od ideologicznie słusznej agitki. Jednak scenarzysta (sam będący Mulatem mogącym uchodzić za białego) nie wpadł w pułapkę uproszczeń i taniego sentymentalizmu, dzięki czemu stworzył pełnokrwistą historię, której osią jest wciągająca kryminalna intryga. Bohater opowieści stara się dociec prawdy o wydarzeniach w Tupelo, nie poprzestając na przekonaniu o niewinności brata. Ma bowiem pełną świadomość, że nie wszystkie oskarżenia kierowane przeciw Murzynom są całkowicie bezzasadne.

Jednocześnie album Johnsona i Pleece’a stanowi doskonałą analizę socjologiczną. Ukazuje mechanizmy funkcjonowania nienawiści – nie tylko rasowej – w społeczeństwie i umysłach tworzących je jednostek, prześwietla proces kreowania kozła ofiarnego i działanie psychologii tłumu. Dzięki połączeniu tych kwestii z ciekawą fabułą, stają się one bardziej wyraziste i mocniej oddziałują na emocje odbiorcy.


"Rzuć tym zgniłkiem"

W tym oddziaływaniu duży udział ma także strona graficzna komiksu. O czarno-białych rysunkach Pleece’a można powiedzieć wiele dobrego. Przejrzyste i dynamiczne kadry nie są przeładowane szczegółami, skupiają się na postaciach ukazywanego dramatu, znakomicie korespondują z dialogami.

Jedyną wątpliwość można mieć co do tych ostatnich, ze względu na dokonaną przez tłumacza interpretację specyficznego akcentu Południowców. W wielu przypadkach zniekształcone fonetycznie słowa brzmią nieco sztucznie. Być może lepszym wyjściem było po prostu skorzystanie z jakiejś polskiej gwary czy języka regionalnego.

Niezależnie od tego Incognegro to dzieło doskonale łączące zaangażowanie ideowe z atrakcyjnością fabularną. Budzi wrażliwość na kwestie prześladowań na tle rasowym i przemocy jednych ludzi wobec drugich, na długo pozostaje w pamięci i zmusza do przemyśleń.

Aby dać przedsmak tego wszystkiego, na koniec wróćmy do początku, czyli do odstręczającego obrazu linczu jako ludowego festynu, podobnego temu, czym były egzekucje skazańców w dawnych wiekach. Kiedy w jednej ze scen chłopiec chce rzucić we wleczonego za samochodem "czarnucha" jakimś owocem, stojąca obok matka strofuje go. "Nie kochanie. Nie rzucaj tym" – mówi, zabierając mu owoc i wręczając inny. "Ten jest dobry, rzuć tym zgniłkiem". I brzmiałoby to jak świetny żart, gdyby nie padło w kontekście publicznego mordowania człowieka.