Imię wiatru - Patrick Rothfuss
O tym, że Tolkien nazywany jest "mistrzem" nikogo informować chyba nie trzeba. Nie wiadomo, jak wyglądałoby fantasy bez Władcy pierścieni i nigdy wiedzieć nie będziemy – powieść ta wywarła ogromny wpływ na gatunek, a debiutancka powieść Patricka Rothfussa jest kolejnym tego potwierdzeniem.
Kote żyje spokojnie, jedynym jego zmartwieniem jest zły stan dróg, który nie sprzyja zbyt wielkiej liczbie klientów w jego karczmie. Wszystko zmienia się pewnego wieczora, kiedy do lokalu wkracza jeden ze stałych bywalców – nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że jest on cały zakrwawiony. Okazuje się, że do krainy "na końcu świata" przybywają legendarne demony. Wraz z potworami pojawia się też ktoś inny – Kronikarz, tajemniczy człowiek, który wie o przeszłości Kotego zadziwiająco dużo.
Każdy, kto ma chociażby najmniejsze pojęcie o do bólu tradycyjnym fantasy, może już podejrzewać, jak mniej więcej wygląda fabuła Imienia wiatru – pozornie zwykła postać, ukrywająca mroczne tajemnice z przeszłości i która jest zapewne wielkim bohaterem. Nietrudno się domyślić, iż jej życiorys poznamy z każdej strony. Jednak z drugiej strony jestem pewien, że wszyscy, którzy czytali powieść, zgodzą się ze mną, iż jest w niej coś niezwykłego. Wydawca nazwał to "nienachalnym klimatem fantasy". Na okładce jest też mowa o "pieśni" – w tym drugim określeniu rzeczywiście coś jest. Kote snuje swą opowieść powoli, w świetnie dobranym rytmie, kilkakrotnie przerywając ją ciekawymi komentarzami. I choć trzeba by być całkowicie odciętym od rynku wydawniczego, żeby nazwać Imię wiatru oryginalnym, to warto zaznaczyć, iż posiada ono pewne cechy charakterystyczne.
Oczywistym jest, iż Kote wciela się w rolę narratora. Co można powiedzieć o nim jako o postaci? Znowu należy przypomnieć o stereotypach, którymi Imię wiatru jest przesiąknięte – mamy więc niezwykle pojętnego, ale psotnego ucznia, któremu życie rzuca kłody pod nogi. Ma wiele talentów, wśród nich ten, który jest wielce przydatny w zniechęcaniu do siebie ludzi. Spodobało mi się, iż autor specjalnie nie "wygładził" tej postaci – Kote ma wiele wad, wśród których szczególnie widoczna jest pycha. Sprawia to, że łatwiej się do naszego bohatera przywiązać – zdecydowanie milej spędzać czas z człowiekiem niż z pozbawioną uczuć maszyną. Trochę gorzej ma się sprawa z postaciami pobocznymi – właściwie nie ma nic, co mogłoby je wyróżniać wśród setek tomów z fantastyką. Mamy poważnych mistrzów, mamy dobrodusznych przyjaciół, mamy archetypicznego przeciwnika – jak zwykle.
W stylu Rothfussa nie mogę wskazać na nic szczególnego, poza jednym – nie nuży on nawet w najmniejszym stopniu. Jak już wspomniałem, historia toczy się niespiesznie, jest przy tym rozłożona na grubo ponad osiemset stron – a mimo to nie miałem ani razu uczucia znudzenia czytaniem. A nie jest to zaleta wynikający tylko i wyłącznie z intrygującej budowy – wpływa na to także stylistyka tekstu. Pisarz w lwiej części tekstu posługuje się językiem prostym, używając dobrze wszystkim znanych związków frazeologicznych i popularnych chwytów, oddziałujących choćby na napięcie. Wszystko to pozwala bezproblemowo pędzić przez opowieść, nie zmuszając do znanego z niektórych książek samozaparcia, aby tylko przewrócić kolejną kartkę.
Wydanie zaskoczyło mnie pozytywnie. Choć okładka nie grzeszy ani pięknością, ani oryginalnością, to jednak też nie szpeci książki. Pochwalę natomiast Rebis za przygotowanie tekstu – bardzo dobre tłumaczenie w połączeniu z porządną korektą (w końcu!) w pełni zadowalają. Śmiem twierdzić, że ktoś wreszcie zauważył, że tekst trzeba przejrzeć przed wydaniem, żeby nadawał się do czytania.
Dla kogo jest ta książka? Powiem przewrotnie: dla fanów tradycyjnego fantasy – raczej nie. Wy poznaliście takie historie już wzdłuż i wszerz, więc ta może was znudzić. Jeśli jednak nie boicie się schematyczności – możecie spróbować, nie powinniście być zawiedzeni. Jeżeli natomiast gustujecie w innych rodzajach fantastyki (tak jak niżej podpisany), to polecam – ja sam znalazłem w książce kilka godzin naprawdę porządnej rozrywki, która pozwala odpocząć od cięższych dzieł.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Kote żyje spokojnie, jedynym jego zmartwieniem jest zły stan dróg, który nie sprzyja zbyt wielkiej liczbie klientów w jego karczmie. Wszystko zmienia się pewnego wieczora, kiedy do lokalu wkracza jeden ze stałych bywalców – nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że jest on cały zakrwawiony. Okazuje się, że do krainy "na końcu świata" przybywają legendarne demony. Wraz z potworami pojawia się też ktoś inny – Kronikarz, tajemniczy człowiek, który wie o przeszłości Kotego zadziwiająco dużo.
Każdy, kto ma chociażby najmniejsze pojęcie o do bólu tradycyjnym fantasy, może już podejrzewać, jak mniej więcej wygląda fabuła Imienia wiatru – pozornie zwykła postać, ukrywająca mroczne tajemnice z przeszłości i która jest zapewne wielkim bohaterem. Nietrudno się domyślić, iż jej życiorys poznamy z każdej strony. Jednak z drugiej strony jestem pewien, że wszyscy, którzy czytali powieść, zgodzą się ze mną, iż jest w niej coś niezwykłego. Wydawca nazwał to "nienachalnym klimatem fantasy". Na okładce jest też mowa o "pieśni" – w tym drugim określeniu rzeczywiście coś jest. Kote snuje swą opowieść powoli, w świetnie dobranym rytmie, kilkakrotnie przerywając ją ciekawymi komentarzami. I choć trzeba by być całkowicie odciętym od rynku wydawniczego, żeby nazwać Imię wiatru oryginalnym, to warto zaznaczyć, iż posiada ono pewne cechy charakterystyczne.
Oczywistym jest, iż Kote wciela się w rolę narratora. Co można powiedzieć o nim jako o postaci? Znowu należy przypomnieć o stereotypach, którymi Imię wiatru jest przesiąknięte – mamy więc niezwykle pojętnego, ale psotnego ucznia, któremu życie rzuca kłody pod nogi. Ma wiele talentów, wśród nich ten, który jest wielce przydatny w zniechęcaniu do siebie ludzi. Spodobało mi się, iż autor specjalnie nie "wygładził" tej postaci – Kote ma wiele wad, wśród których szczególnie widoczna jest pycha. Sprawia to, że łatwiej się do naszego bohatera przywiązać – zdecydowanie milej spędzać czas z człowiekiem niż z pozbawioną uczuć maszyną. Trochę gorzej ma się sprawa z postaciami pobocznymi – właściwie nie ma nic, co mogłoby je wyróżniać wśród setek tomów z fantastyką. Mamy poważnych mistrzów, mamy dobrodusznych przyjaciół, mamy archetypicznego przeciwnika – jak zwykle.
W stylu Rothfussa nie mogę wskazać na nic szczególnego, poza jednym – nie nuży on nawet w najmniejszym stopniu. Jak już wspomniałem, historia toczy się niespiesznie, jest przy tym rozłożona na grubo ponad osiemset stron – a mimo to nie miałem ani razu uczucia znudzenia czytaniem. A nie jest to zaleta wynikający tylko i wyłącznie z intrygującej budowy – wpływa na to także stylistyka tekstu. Pisarz w lwiej części tekstu posługuje się językiem prostym, używając dobrze wszystkim znanych związków frazeologicznych i popularnych chwytów, oddziałujących choćby na napięcie. Wszystko to pozwala bezproblemowo pędzić przez opowieść, nie zmuszając do znanego z niektórych książek samozaparcia, aby tylko przewrócić kolejną kartkę.
Wydanie zaskoczyło mnie pozytywnie. Choć okładka nie grzeszy ani pięknością, ani oryginalnością, to jednak też nie szpeci książki. Pochwalę natomiast Rebis za przygotowanie tekstu – bardzo dobre tłumaczenie w połączeniu z porządną korektą (w końcu!) w pełni zadowalają. Śmiem twierdzić, że ktoś wreszcie zauważył, że tekst trzeba przejrzeć przed wydaniem, żeby nadawał się do czytania.
Dla kogo jest ta książka? Powiem przewrotnie: dla fanów tradycyjnego fantasy – raczej nie. Wy poznaliście takie historie już wzdłuż i wszerz, więc ta może was znudzić. Jeśli jednak nie boicie się schematyczności – możecie spróbować, nie powinniście być zawiedzeni. Jeżeli natomiast gustujecie w innych rodzajach fantastyki (tak jak niżej podpisany), to polecam – ja sam znalazłem w książce kilka godzin naprawdę porządnej rozrywki, która pozwala odpocząć od cięższych dzieł.
Mają na liście życzeń: 18
Mają w kolekcji: 24
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Mają w kolekcji: 24
Obecnie czytają: 1
Dodaj do swojej listy:



Tytuł: Imię wiatru (The Name of the Wind)
Cykl: Kroniki królobójcy
Tom: 1
Autor: Patrick Rothfuss
Tłumaczenie: Jan Karłowski
Wydawca: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 11 września 2008
Liczba stron: 888
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7510-060-0
Cena: 43,90 zł
Cykl: Kroniki królobójcy
Tom: 1
Autor: Patrick Rothfuss
Tłumaczenie: Jan Karłowski
Wydawca: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Data wydania: 11 września 2008
Liczba stron: 888
Oprawa: miękka
ISBN-13: 978-83-7510-060-0
Cena: 43,90 zł