» Opowiadania » Ian McCoverty cz.IV

Ian McCoverty cz.IV


wersja do druku
   W granicach godziny 22 opuściliśmy knajpę i ruszyliśmy w kierunku miejsca spotkania. Z nomadami mieliśmy zaaranżowaną wymianę poza miastem, na parkingu przy zjeździe z autostrady. Na wszelki wypadek, tak gdyby kolesie mieli dziwne pomysły, półgodziny wcześniej zadzwoniliśmy do nich, aby zmienić miejsce spotkania. Wybraliśmy parking przy następnym zjeździe, dając im akurat tyle czasu, żeby zdążyli na czas dojechać.

   Stałem przy samochodzie, paląc kolejnego papierosa, gdy w końcu się pojawili. Potężna ciężarówka GM 2006 i dwa dżipy obok niej. Okazali się być słowni, przyjechali w pięciu. Jednakże to, iż wydawali się być słowni, nie oznaczało jeszcze że są uczciwi. Tak więc na wszelki wypadek wciąż ściskałem w dłoni swój 5mm pistolet maszynowy, który już nie raz udowadniał mi swoją przydatność i skuteczność. Moje obawy na szczęście okazały się bezpodstawne, Sill szybko i gładko wszystko załatwiła i nie wiedzieć kiedy znów byliśmy na parkingu tylko my, tyle że teraz już bez walizki, ale z nowym pojazdem, w środku którego znajdowało się 300 nowiutkich ciężkich karabinów maszynowych M249.

   Drugą część transakcji mieliśmy do zrealizowania w dzielnicy przemysłowej, na złomowisku. Pojechaliśmy tam na pewniaka, Sill informowała nas bowiem, że pójdzie to równie łatwo, gdyż naszymi partnerami będą jakieś szychy, które żadnych przekrętów nie robią. Niestety, jak się okazało, wcale nie było tak różowo.

   Porównując całe tereny przemysłowe z tym fragmentem, zajmowanym przez złomowisko, dostrzega się jedną podstawową różnicę - oświetlenie. Tak jak większość fabryk i hut tonie w ciemnościach, rozjaśnianych jedynie przez płomienie buchające z dziwną częstotliwością w różnych miejscach, z różnych otworów, tak złomowisko wygląda jak stadion. Potężne, punktowe halogenowe światła zapewniają tam prawie dwudziestoczterogodzinny dzień na wszelkich skrzyżowaniach, przy taśmach transportowych i w innych strategicznych miejscach. Nie za bardzo tylko rozumiem, jaki jest tego cel, gdyż przecież znaczna większość pracujących tam maszyn i urządzeń jest w pełni zautomatyzowana. Zresztą robi to niesamowite wrażenie, gdy patrzy się na te kolosy, na kołach wyższych niż człowiek, które z niesamowitą dokładnością i precyzją poruszają się po terenie przewożąc tony złomu z miejsca na miejsce. Pełna komputeryzacja, wykluczająca jakiekolwiek błędy w pracy złomowiska, właśnie ze względu na wyeliminowanie z tego procesu czynnika ludzkiego.

   Umówieni byliśmy na jednym z nieuczęszczanych przez ciężarówki skrzyżowań. Wokół nas piętrzyły się starty złomu, sprawiające wrażenie jakby za chwilę miały runąć na nas grzebiąc nas pod swoja masą.

   Gdy dotarliśmy na miejsce, kontrahenci już na nas czekali. Przyjechali dwoma ekskluzywnymi jeepami. Z tego co zaobserwowałem, było ich chyba, tak jak nomadów, pięciu. Jeden mężczyzna, szpakowaty, elegancko ubrany, najwyraźniej odpowiadał za całość transakcji razem ze swoim asystentem, zdecydowanie młodszym, o niesamowicie wrednym wyrazie twarzy. Pozostała trójka, to oczywiście ochrona i to raczej niezła, do czego można było dojść obserwując płynność ich ruchów i na siłę tłumioną szybkość. Rzuciłem okiem na naszych milusińskich, których przytargaliśmy na życzenie Igora. Różnica była kolosalna. To tak jakby porównywać świeże, prawie naturalne żarcie ze standardowym prepakiem. Sill w międzyczasie przywitała się ze starszym mężczyzną, zamienili kilka słów, po czym w trójkę, razem z owym asystentem, weszli do naczepy ciężarówki, aby sprawdzić towar. Najwyraźniej zadowoleni przekazali Sill walizkę z kasą i w tym momencie zaczął się cyrk. Nagle ze wszystkich stron zawyły syreny, zapaliły się dodatkowe reflektory, oślepiając nas zupełnie. Nad swoją głową usłyszałem ryk silników nisko przelatujących AVek i terkot puszczonych w ruch pokładowych karabinów maszynowych. Zaczęła się najgorsza od dawien dawna noc w moim życiu.


Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.