» Blog » I żyli długo i szczęśliwie: Baśnie Na Wygnaniu
12-02-2016 19:07

I żyli długo i szczęśliwie: Baśnie Na Wygnaniu

W działach: komiksy | Odsłony: 232

Kilka miesięcy temu dobiegł końca jeden z najciekawszych i najinteligentniejszych cykli komiksowych, jakie miałem okazję czytać: Baśnie Na Wygnaniu (ang. Fables). Jako, że właśnie zakończyłem lekturę jego ostatniego zeszytu postanowiłem poświęcić mu kilka słów.

Fabuła i akcja:

Dawno, dawno temu było sobie tysiąc, niezależnych królestw rozrzuconych po stu, magicznych świata, a my byliśmy królami i poddanymi, czarodziejami i cieślami. Mieliśmy swych grzeszników, swych świętych i dorobkiewiczów, lecz od największego lorda, po najskromniejszą dziewkę służebną byliśmy, przynajmniej w większości przypadków, obcy jeden dla drugiego. I dopiero inwazja nas zjednoczyła.

Za siedmioma górami i siedmioma lasami, w dalekim królestwie żył bowiem Adwersarz, ignorowany długo przez inne potęgi, acz jego siły i ambicje rosły przez długie stulecia.

Niektórzy powiadają, że był marnym, leśnym duszkiem, podczas, gdy inni twierdzą, że był kiedyś bogiem, strąconym z niebiosów, gdy jego zepsucie urosło tak bardzo, że nie dało się już dłużej tolerować...

Jakiekolwiek było jego prawdziwe pochodzenie obrósł w mroczną potęgę o niezaspokojonym głodzie. I po tym, jak podbił swój świat, kładąc wszystkich jego byłych władców pod topór zwrócił swój niezaspokojony apetyt w naszym kierunku.

Gdy upadł Szmaragdowy Gród my szeptaliśmy tylko między sobą w naszych domach, smutni z powodu losu tych nieszczęsnych dusz, lecz nie kusiło nas, by interweniować. Koniec końców, byli oni tylko ludem dziwaków, a ich kraj leżał tak daleko...

To po prostu nie była nasza sprawa.

Potem upadło Królestwo Wielkiego Lwa i ponownie nie zrobiliśmy niczego, ponieważ Wielki Lew zawsze był jak na nasz gust zbyt pompatyczny i świętoszkowaty.

I tak jeden za drugim nasze rozproszone światy padałały pod władzę Adwersarza, pochłonięte przez jego rosnące imperium. Gdybyśmy zjednoczyli się wtedy, może bylibyśmy w stanie go powstrzymać. Jednak, gdy zauważyliśmy, że nie jest on zainteresowany jedynie podbiciem tego kraju, czy tamtych ludzi, tylko chce podporządkować sobie nas wszystkich było już za późno.

Jego potęga wzrosła za bardzo.

Wielu z nas nie miało szans nawet, by uciec.

Opowieść rozpoczyna się w sposób skrajnie typowy i mało wciągający. Otóż: w Nowym Jorku, wśród licznych innych, podobnych mniejszości istnieje sobie enklawa uchodźców ze świata (czy raczej światów) baśni. Schronili się tam oni wygnani przez Adwersarza, tajemniczą potęgę, która podbiła ich rodzinne królestwa. Bohaterowie licznych opowieści jak i ich statyści żyją razem udając zwykłych ludzi. Oraz egzystując w warunkach, jakie dyktuje im ich nowa ojczyzna.

Pierwsze trzy tomy serii są dość typowym urban fantasy. Tak więc w Fabletown dochodzi do morderstwa: ginie siostra jednej z najbardziej prominentnych postaci, a lokalni stróże prawa badają sprawę używając sprytu i swych baśniowych mocy. Na Farmie, położonym daleko za miastem miejscu, gdzie ukryto Baśnie nie mogące uchodzić za ludzi (smoki, olbrzymy, mówiące zwierzęta etc.) zaczyna dochodzić natomiast do rozruchów i zbrojnej rebelii, gdyż jej mieszkańcy żądają równouprawnienia.

Z czasem jednak fabuła zaczyna zataczać coraz szersze kręgi. Oto w Doczesnym Swiecie pojawiają się agenci Adwersarza, pragnący przywrócić „zbuntowanych poddanych” na łono jego imperium. W trakcie konfrontacji do której dochodzi okazuje się, że nowoczesna broń palna i granaty dają dużą przewagę w walce ze złymi czarami (zwłaszcza, jeśli je też wspiera magia).

Jednocześnie wiadomo, że słudzy adwersarza powrócą. Rozpoczyna się, pozornie nierówna walka między dwoma potęgami.

 

Ciąg dalszy na Blogu Zewnętrznym:

1
Notka polecana przez: jakkubus
Poleć innym tę notkę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.