» Blog » I am back!
19-03-2022 14:56

I am back!

W działach: Literaturta/promocja | Odsłony: 168

Dla zainteresowanych (a trochę też dla siebie) tekst-podsumowanie mojego powrotu do literacko-marketingowej działalności.

 

Na początek małe „w poprzednim odcinku”. Napisałem i wydałem kilka książek (m.in. fantasy  Najemnicy cz. I i II, czy postapokaliptyczną Kopułę.) Niektóre ukazały się w 
wydawnictwie tradycyjnym, w inne włożyłem niemało pieniędzy. A ponieważ pracowałem w handlu, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i sprzedawać własne tytuły na konwentach i targach książki. Był czas, że przynosiło to wcale niezłe efekty (jakoś sprzedałem te ok. 700 egzemplarzy Najemników ) i zacząłem atakować wszystkie imprezy, jakie tylko dałem radę. Część z Was czytała moje polterowe sprawozdania na ten temat. Po tłustym roku przyszły jednak chudsze lata. Kolejne wyjazdy zwracały się słabo lub wcale, a co się umordowałem to moje. W końcu doszedłem do wniosku, że muszę odpuścić, bo się najzwyczajniej w świecie zajadę. I ucichłem na dwa lata czy nawet dłużej. Nie znaczy to, że przestałem pisać, ale o tym za chwilę. Przestałem robić cokolwiek w kierunku promowania swoich tekstów. Z rzadka tylko wrzucałem coś na fanpage’a.

 

A jednak ogień nie zgasł. Po długich przemyśleniach we wrześniu tego roku podjąłem decyzję, że wracam do swojej książkowej działalności. I nie wracam z pustymi rękami, a z nowym tytułem – Duchem Miasta. W związku z tą książką planowałem kolejną zbiórkę na wspieram.to i wiele innych działań. Na to energii nie starczyło, ale pomimo kryzysu, zależało mi, żeby  Ducha  napisać oraz wydać. I doprowadziłem sprawę do końca. Po przerwie spojrzałem na swoją działalność świeżym okiem. To, co zobaczyłem, okazało 
się całkiem interesujące… 

 

Kilka słów o Duchu Miasta. Jest to książka, której nie polecam każdemu ze względu na ciężki klimat (choć nie pozbawiony humoru, co zauważyła jedna z Czytelniczek) i kilka szokujących (dla niektórych) scen. Gatunkowo tytułowi najbliżej chyba do urbanfiction. Jest to zarazem dramat i romans. Oraz hołd dla mojego miasta. „Miejskość” przejawia się nie tylko w treści, ale także w zdjęciach tajemniczych miejsc, intrygujących napisów na murach i szczecińskich graffiti, które ilustrują stany emocjonalne głównego bohatera. Bo Duch  to poniekąd także album (książka ma format A-4.) Jeśli kogoś zaciekawiłem, odsyłam do recenzji no i do mojej strony. W kontekście niniejszego wpisu istotne jest, że moi Czytelnicy są gotowi zapłacić 100zł za tę książkę. Kolorowy druk, obróbka zdjęć, skomplikowane przygotowywanie tekstu do drukarni i niewielka liczba egzemplarzy sprawiają, że cena jest wysoka - mam tego świadomość. Uwzględnia ona też czas, jaki poświęciłem na stworzenie tego tytułu. Było sporo pracy poza samym pisaniem, choćby wielogodzinne szukanie ciekawych miejsc i murali, liznąłem nawet nieco urbexu (w tym miejscu pozdrowienia dla Sebastiana :) ) Przy stu złotych za egzemplarz, oczywiście, nie wychodzę na zero. Takiej kwoty na książkę nie przeznaczy raczej ktoś, kto mnie nie zna, chociaż dzięki ilustracjom Duch  nieźle sobie radzi z autopromocją. Natomiast to mocno energetyzujące, że moi odbiorcy tak wysoko cenią to, co robię. Dodam, że nie zamierzam drenować moich fanów a ich nagradzać. Chcę, aby przyszłe książki w przedsprzedaży (czyli dla tych, którzy zdecydują się wesprzeć mnie na wczesnym etapie twórczym) były tańsze, nie droższe. Dygresja: w obliczu strasznie rosnących cen papieru, tania książka może okazać się nie lada wyzwaniem, ale jak się chce, zazwyczaj można znaleźć rozwiązanie – być może będą nim ebooki. Ducha Miasta traktuję jako wyjątek od reguły ze względu na jego oprawę wizualną i na to, jak inna była przy nim praca. Niemniej to niesamowite, co się dzieje wokół tej książki – czuję, że moje działania procentują.
Wspomnę, że Ducha możecie spróbować nabyć taniej na licytacji na Grupie Wiewiór – przyłączyłem się do akcji wsparcia Ukrainy. W momencie pisania tych słów wylicytowana cena to 60zł, podbijamy o 10zł, więc książkę możecie teoretycznie nabyć za 70zł.

 

Płynnie przechodzimy do mojej społeczności, czyli do Was! :) Nie mam tłumu wyznawców (650 polubień fanpage’a), ale sam fakt, że nie rozpłynęliście się przez te dwa, trzy lata mojego milczenia i nadal jesteście zainteresowani moimi tekstami jest dla mnie wzruszający! Wasze zaangażowanie jest bardzo motywujące. Dzięki! 

 

Obiecałem sobie, że już nie będę się tak fiksował na finansowym aspekcie mojej twórczości, będąc selfpublisherem, trudno jednak od tego uciec. Ale i tu zauważam kolejny pozytyw – od września, miesiąc w miesiąc sprzedaję jakieś książki. To spory postęp a należy wziąć pod uwagę, że nie jeżdżę już na konwenty (z nielicznymi wyjątkami) i koncentruję się na działaniach w Internecie. Wszedłem w Instagrama, delikatnie i powoli próbuję swoich sił na TikToku (muszę jednak zaopatrzyć się w telefon z lepszą kamerką), myślę i o innych social mediach w przyszłości. Kwestia dobrego rozpoznania wymaganych nakładów czasu i potencjalnych zysków. Najwięcej sprzedaży, przynajmniej na ten moment, mam jednak wciąż ze starego dobrego facebooczka :)  Jest sporo materiałów na youtubie z poradami, jak się promować w socialmediach. Aż sam się sobie dziwię, czemu wcześniej nie edukowałem się w tej dziedzinie. Ale nie ma co lamentować, lepiej patrzeć w przód a na naukę nigdy nie jest za późno. Jeśli miałbym polecić jeden prosty trick sprzedażowy (konkurencja mnie nienawidzi :P ), którego nauczyłem się w ostatnim czasie, to pokaż siebie ze swoim produktem. Czyli nie wrzucaj na social media samej okładki książki (lub innego produktu.) Wrzuć zdjęcie, jak trzymasz książkę w ręku. A na Twojej twarzy powinny malowały się jakieś emocje. Zła wiadomość, dla tych którzy chcą sprzedawać, ale cenią swoją prywatność. Nie wiem, czy to kwestia algorytmu, czy emocji właśnie, tak czy inaczej, to działa! A jak już jestem przy youtubie i finansach... Da się żyć z pisania w Polsce! Nie jest to łatwe, ale jest możliwe – udowadnia to pisarz i youtuber w jednej osobie - Krzysiek Piersa. Zainteresowanych odsyłam do jego kanału, my lecimy dalej.

 

Kolejną bardzo dobrą dla mnie wróżbą jest współpraca z Uniwersytetem Szczecińskim. Pod koniec września zadzwoniła do mnie moja dawna wykładowczyni z Filologii Polskiej i zaproponowała poprowadzenie zajęć „Narracja fantastyczna” na kierunku Studiów Pisarskich. Niefortunnie złożyło się, że akurat wyprowadzałem się ze Szczecina do innego miasta, ale umówmy się – nie mogłem nie przyjąć takiej propozycji. Współpraca jest wymagająca logistycznie i organizacyjnie, ale kto wie, jakie możliwości mi przyniesie. Już teraz widzę, że wzmianka o prowadzeniu zajęć dla studentów Studiów Pisarskich robi spore wrażenie (także na mnie samym.) Czytałem kiedyś artykuł, że promowanie swojej twórczości na konwentach to ciężka i niewdzięczna praca, że właściwie nie można wyjść na swoje, bo nawet jak zarobisz, to więcej wydasz na benzynę i piwo. Sporo w tym prawdy, ale słyszałem też, że jak działasz, nie poddajesz​ się i próbujesz, to koniec końców musi coś wyjść. Telefon od Pani profesor potwierdził, że ta druga teza jest prawdziwa. Mam poczucie, że wskoczyłem o poziom wyżej. Dobrze, tylko żebym nie popadł w samozachwyt :)   

 

Oczywiście,   jest   też   mnóstwo problemów. Pierwsza rzecz – pomyślałem o wrzuceniu swoich e-booków w szerszą dystrybucję. Funkcjonuje mnóstwo platform, które sprzedają książki elektroniczne w tym także autorstwa selfpublisherów, a twórca płaci tylko prowizję od sprzedaży – idealne rozwiązanie dla mnie. Nie przewidziałem niestety, że ebooki TKopuły   należą do wydawnictwa nie do mnie. Do  Najemników mam pełne prawa, ale książka fizyczna ukazała się nakładem Poligrafu, a wersja elektroniczna nakładem nieistniejącego Studia Truso – to trochę odstrasza. Przy Ducha Miasta dystrybutorzy niekoniecznie chcą się zgodzić na moje warunki (a mi w tym przypadku nie zależy, żeby się do nich naginać.) Lubię być  niezależny od wydawców, ale jak widać, ma to swoje konsekwencje. Uporządkowanie spraw związanych z e-bookami będzie kosztowne i czasochłonne.

 

No właśnie – czas. To chyba moje największe wyzwanie (a czyje nie?) Pracując na etat (z zawodu pisarz hobbystycznie pracownik korporacji – w tym  temacie nic się nie zmieniło), jeżdżąc na zajęcia uniwersyteckie, samodzielnie promując swoje teksty, niełatwo znaleźć jeszcze czas na pisanie (nie mówiąc o tym, że poczytałoby się, zagrało na kompie w jakiś fajny tytuł lub zwyczajnie odpoczęło.) Po co mi powrót do literackiej działalności, jeśli nie miałbym czasu pisać? Na razie udaje mi się wszystko pogodzić (chyba że mój komputer wyleci w powietrze, co ostatnio miało miejsce, na szczęście  nauczony  doświadczeniem, tym razem zrobiłem kopię bezpieczeństwa.) Pomaga mi wiedza zdobyta po lekturze Get things done Davida Allena, Czas to skarb. 24 zasady zarządzania czasem Jima Muncy’ego (polecam!) i duuuuuża porcja samodyscypliny. Natomiast nie jestem w stanie wydostać się z zaklętego kręgu – nie sprzedaję więcej książek, bo nie mam czasu, nie mam czasu, bo pracuję na etat, pracuję na etat, bo potrzebuję pieniędzy, potrzebuję pieniędzy, bo sprzedaż książek nie jest na wystarczająco wysokim poziomie... i tak dalej. Wychodzi na to, że aby przerwać błędne koło powinienem rzucić pracę ;) Tego na razie nie zamierzam robić, ale wizja bycia zawodowym pisarzem rozpala moją wyobraźnię. Jak bardzo mógłbym ulepszyć swój warsztat, pisząc codziennie po kilka godzin? Kilka kolejnych mógłbym poświęcać na kontakt z Czytelnikami. Wizję tę zaszczepił mi w jednym ze swoich materiałów wspomniany Krzysiek Piersa. Nie wiem, czy uda mi się kiedyś żyć z pisania, ale wiem, że warto do tego dążyć! :)

 

Mógłbym jeszcze długo pisać o innych trudnościach, ale i tak w większości sprowadzają się one do braku czasu. Dlatego, zbędnie nie przedłużając, przejdę do podsumowania. 
Idę na przód! :) Robiąc małe kroki, możemy nie widzieć, że w ogóle zbliżamy się do mety. Potrzeba spojrzenia z dystansu. I właśnie ten dystans dała mi moja przerwa. Znam swój
cel, teraz potrzebuję opracować plan, jak ten cel zrealizować. Pomysłów mi nie brakuje, ale czuję, że powinienem ułożyć je w jakąś spójną strategię. Z drugiej strony współpraca z uniwersytetem nie wynikła z planowania – była raczej uśmiechem losu. I może płynie z tego dla mnie jakaś nauka? Dobre rzeczy też potrafią przyjść niespodziewanie. Czas pokaże, czy suma moich małych kroków złożyła się na rozbieg do skoku. Wpis rozrósł mi się co nieco (i pochłonął​ więcej godzin niż zakładałem – to tak a propos zarządzania czasem ;) )  więc może tym optymistycznym akcentem zakończę.
Jeszcze raz dzięki, że jesteście ze mną!
3
Notka polecana przez: Exar, Kaworu92
Poleć innym tę notkę

Komentarze


82284

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0

Jakie jest próg wejścia w Ducha Miasta? Tj. czy osoba, który była w Szczecinie dwa razy w życiu i poza Wałami Chrobrego oraz Muzeum Techniki i Komunikacji niewiele pamięta połapie się fabule?

PS: Tytuł notki skojarzył mi się z TYM ;)

19-03-2022 20:54
Exar
   
Ocena:
+1

Jak zawsze fajny tekst :). 

20-03-2022 07:26
Paweł Jakubowski
   
Ocena:
+1

@Exar a dziękuję, miło mi, zwłaszcza, że napisanie go, zajęło mi znacznie dłużej, niż przewidywałem.

@Aesthevizzt, zacny filmik :) Ja myślałem o tym. W fabule spokojnie się połapiesz, jedna z Czytelniczek spoza Szczecina stwierdziła, że dzięki książce bardzo zachciało jej się to miasto odwiedzić. Bardziej mam wątpliwości dot. wspomnianych mocniejszych scen i przytłaczającego klimatu, ale jeśli takie rzeczy w literaturze Ci nie straszne, to nie powinno być problemu. Nie widzę też przeszkód, że jeśli książka Ci się nie spodoba, to po prostu zwrócę Ci kasę (chyba, że myślisz o licytacji, ale i tu możemy się jakoś dogadać.)

20-03-2022 09:36
Henryk Tur
   
Ocena:
+2

Heh. Mam podobnie. Zdecydowałem się sam wydać książkę - to kwestia najbliższych tygodni. Również sprzedaż via Internet, ew. także ktoś, kto jeździ po wszelakich konwentach. Na fortunę nie liczę, mam jednak nadzieję, że koszty wydania się zwrócą. Mam o tyle dobrą sytuację, że nie muszę na tym zarabiać - żyję z czego innego, a to takie moje hobby.

A wydaję samodzielnie, ponieważ dla tradycyjnych wydawnictw powieść za krótka - będzie mieć mniej, niż 200 stron. No i wiem także, ile wydawcy płacą autorom, a to często śmiech na sali :) Prowadzę również rozmowy na temat wydania wersji e- oraz audio-. Tak więc można działać samemu.

Aczkolwiek zawodowo nie chciałby z tego żyć. Ja i tak żyję z pisania (innych rzeczy). I żyję nieźle. Ale uzależniać standard życia od pstrej łaski czytelników to mocno nie teges.

20-03-2022 10:22
82284

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1

Na razie robię tylko rozeznanie. Te mocniejsze sceny mnie odstraszają (tym bardziej, że książka trafiła w ręce mojej żony, która co prawda lubi kryminały, ale niekoniecznie w bardzo ciężkich klimatach).

20-03-2022 10:22
Paweł Jakubowski
   
Ocena:
+1

@Henryk Tur no i elegancko, gratuluję! Nie tylko wydanie, ale i podjęcia decyzji jak to zrobić. Wprawdzie nie do końca się zgadzam, że łaska Czytelnika jest pstra... w sumie to jest, ale można też Czytelnika do siebie przekonać i wtedy będzie zainteresowany wszystkim, co napiszesz. Natomiast jasne, ja też roboty nie zamierzam rzucać pochopnie, wszystko trzeba robić z głową. I mieć świadomość swoich celów i priorytetów - nie każdy chce i nie każdy musi koniecznie być zawodowym pisarzem.

@Aesthevizzt, to może inaczej - Kopuła? Jest bliższa kryminałowi niż Duch Miasta, bez żadnych drastycznych scen i zawsze ją polecam osobom, które chcą dopiero zapoznać się z moją twórczością. Jest też znacznie tańsza - ebooka (moby) puszczę za 14zł. Jedyne co, to aktualnie nie mam wersji papierowej i dopiero działam w kierunku dodruku. A Ducha Miasta, tak jak pisałem, nie polecam każdemu a szanownej małżonki nie znam, więc też trudno mi polecić z czystym sumieniem.

20-03-2022 11:38
82284

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
+1

Z jednej strony jakoś nigdy nie gustowałem w postapo, ale z drugiej do niedawna erpegie kończyło się u mnie na "dedekach". Co tam, złożyłem zamówienie :)

20-03-2022 11:50
Henryk Tur
   
Ocena:
+2

Wiesz, jeśli coś, co sprawia Ci przyjemność, staje się zawodem, to wtedy przestaje być przyjemne. No i jak sobie doskonale zdajesz sprawę, do pisania potrzebna jest wena, nie mówiąc o samym pomyśle. Jeśli masz - piszesz, jeśli nie masz - nie piszesz. A tu musisz pisać, bo trzeba zarobić na życie, nieprawdaż?

Co do łaski czytelników - możesz przekonać, owszem, jeśli trzymasz się jednego gatunku, jak np. kryminał. Jednak jeżeli poruszasz się w różnych gatunkach, tu musisz przekonać do siebie miłośników każdego z nich. A to już różnie bywa :)

20-03-2022 11:55
Paweł Jakubowski
   
Ocena:
+1

@Henryk z weną to się nie do końca zgadzam, bo nad nią można pracować. Oczywiście wena na zawołanie nie jest weną, bo powinien być w tym pierwiastek tego, co spływa na twórcę niezależnie od jego woli. Ale im częściej aktywizujesz swój umysł do kreatywnej pracy, tym częściej osiągnie on odpowiednio wysokie obroty, żeby weny doświadczyć. Muzyk, który ćwiczy codziennie, łatwiej zaimprowizuje coś pod wpływem chwili. Z pisaniem jest podobnie. Zresztą, napisałeś książkę ok. 200 stron - sam odpowiedz sobie na pytanie, ile potrzebowałeś weny, a ile ciężkiej pracy i konsekwencji, żeby napisać ten tekst do końca. King twierdzi, że pisze codziennie, ale jest wyjątek od tej reguły. Kiedy napisze powieść do końca robi sobie kilka tygodni przerwy od pisania. Wyobrażam sobie, bazując na doświadczeniu, że jak najbardziej mógłbym funkcjonować w takim trybie, gdybym tylko utrzymywał się ze swojego pisania.

Co do reszty, pewnie, zgoda. Po prostu patrzymy każdy ze swojej perspektywy, ale i ja przyzwyczaiłem do określonego standardu życia i nie zamierzam go obniżać. Pewnie też gadałbym inaczej, gdybym na przykład miał dzieci. Inna sprawa, że wcale nie trzeba się uzależniać od gustu Czytelników. Zajęć na uniwersytecie za uśmiech nie prowadzę, a liczę to jako wpływ wynikający bezpośrednio z mojej twórczości. Wspomniany przeze mnie Krzysiek Piersa też w niewielkim stopniu utrzymywał się z samej sprzedaży książek, a bardziej z honorariów za spotkania autorskie. Te sposoby znowu angażują czas i generują inne trudności, ale chcę tylko pokazać, że jest możliwe znalezienie optymalnej dla siebie drogi.
A z tym, że jak zaczynasz zarabiać na swoim hobby, to przestaje ono być przyjemnością a zaczyna być zobowiązaniem - mam tego świadomość. Tylko że wg mnie to nie tyle bezwzględne prawidło, co zagrożenie, z którego trzeba zdawać sobie sprawę. Bo znam ludzi, którzy się przez to wypalili, ale znam też ludzi, którzy pogodzili przyjemność z zarabianiem.


 

20-03-2022 15:03
Henryk Tur
   
Ocena:
+1

Trochę źle tę wenę odczytałeś :) Miałem na myśli, że warsztat czy nie, sam chyba wiesz, że czasem pisze się idealnie, a czasem męczysz godzinę jeden akapit, prawda? Będąc swoim wydawcą mam ten komfort, że nie mam terminu i nie muszę siedzieć i wiercić, gdyż umowa przewiduje oddanie tekstu za tydzień.

Ta książka na 200 stron to bardzo mały kaliber - 350 k zzs. Debiutancka miała ponad 600 k. Ja po prostu nie lubię lania wody i jak nie muszę, to nie leję. A wydawcy mają swoje minima co do powieści - np.FS to co najmniej 500k. Jeden mój tekst im się spodobał, ale... miał 250k. Zapytali, czy bym nie dociągnął do 500. Nie, podziękowałem. Nic na siłę.
A co do tej książki na 200k - ile w tym było weny,a  ile warsztatu? Pół na pół. Pomysł to wena, scenariusz to wena, dialogi to wena. Warsztat jest niezbędny, aby opisać pomysły, nie odwrotnie. Mając sam warsztat, a nie mając pomysłów, sklecisz co najwyżej poprawnie językowe nudziarstwo :)

Ach, Kinga lubię, ale czasami straszliwie leje wodę :)

Co zaś do honorariów za spotkania autorskie - żeby ktoś na nie przyszedł, autor już musi być znany. Więc najpierw dobre książki, a potem rozmyślanie, jak na takich meetingach zarobić.

Jeśli chodzi o mnie, żyję z pisania (redaktor, copywriter) i codziennie klepię w klawiaturę kilkanaście h. To jest właśnie warsztat. Ale jak po tych 10 h pisania chcę coś swojego zrobić... cóż... Po ludzku brak siły. A brak siły, bo to nie jest wyuczone, tylko kreatywne. Tutaj różnica.

PS. Jedna znajoma mnie rozbawiła. Rozmawialiśmy właśnie o życiu z pisania i mnie pyta, czy nie chciałbym żyć tylko z pisania i mieć 5k PLN na miesiąc. Zdziwiła ją odpowiedź, że zdecydowane nie.

20-03-2022 18:37
Paweł Jakubowski
   
Ocena:
0

@Henryk, z tą weną to odczytałem jak odczytałem. Nie wiem, jak Tobie, ale mi najczęściej długo pisze się jakiś akapit czy fragment, jeśli nie jestem "rozpisany" (w sensie rozgrzany.) Jak jestem, to raczej idzie gładko - stąd wniosek, że gdybym pisał codziennie, szłoby mi jeszcze lepiej. Ale to ja, mi tam weny nie brakuje, tylko właśnie czasu. Rozumiem, że u kogoś może to wyglądać inaczej. I na pewno u Ciebie wygląda - piszesz zawodowo, jak rozumiem teksty użytkowe, odpocząć od pisania też trzeba, piszesz swoje rzeczy, jak masz czas i ochotę. Odpoczynek w pisaniu też jest ważny (jak chyba we wszystkim zresztą.)

Z byciem swoim własnym wydawcą, to się podpisuję obiema rękami. Jestem selfpublisherem i bardzo to sobie chwalę. Twoje zdanie o Kingu też podzielam, aczkolwiek po przeczytaniu "Gry Geralda" uznałem, że gość może napisać dla mnie i sto nudnych powieści - za te kilka genialnych i tak będzie dla mnie mistrzem. Poza tym traktuję go też jako autorytet w dziedzinie zarabiania na swojej twórczości.

Co do Krzyśka Piersy, to właśnie paradoksalnie nie jestem przekonany, czy w jego przypadku było tak, jak to opisałeś. Oczywiście, to brzmi logicznie - dobrze piszesz, ludzie czytają Twoje książki, to masz spotkania autorskie i honoraria. Wydaje mi się jednak, że Krzysiek odwrócił ten model - atakował biblioteki (zapewne komunikował, że zajmuje się uzależnieniem od gier komputerowych i napisał na ten temat poradnik, proponował też warsztaty pisarskie dla dzieciaków - to mogło być kluczem do sukcesu), przekonywał pracowników bibliotek, że warto zorganizować z nim spotkanie i dopiero na spotkaniach pozyskiwał czytelników. I to jest ciekawa droga, bo ludzie nie mają mało czasu na czytanie, a książek i pisarzy jest zatrzęsienie, więc możesz pisać i genialnie, a nikt Cię nie przeczyta. Jak widać, są jednak na to sposoby.

Żeby nie było - ja absolutnie nie krytykuję Twojego podejścia. Nawet się z nim zgadzam, zwłaszcza po tym, jak się zajechałem, jeżdżąc na te wszystkie konwenty. To nie jest zabawa dla każdego i ja nikomu tego nie polecam - mogę tylko opowiedzieć o plusach i minusach. Bardziej podzieliłem się wnioskiem, że ja sam widzę siebie piszącego codziennie.

A tak w ogóle to możesz uchylić rąbka tajemnicy, jaką książkę napisałeś?

21-03-2022 19:05
Henryk Tur
   
Ocena:
+1

No to kolejno: z pisaniem u mnie jest różnie. Jak mam wenę to walę ile wlezie. Mój rekord to 6 stron A4 (times new romance 12) w jeden dzień. Ale zwykle 1-2 strony na dzień.
Co do Kinga - bardzo go lubię i ma świetne pomysły. Ale wody przy tym leje, ile wlezie. Najbardziej mnie rozwalają u niego teksty typu: "Przyjechał Fordem rocznik '64". Takie puste informacje, które osobom zainteresowanym nic nie mówią :) Albo wymienianie jakiej marki kupił konserwy. Gdybym był jego redaktorem, książki zostałyby odchudzone tak z 50% :)
Krzysiek P - no widzisz, on gryzł temat z całkiem innej beczki. A mówiąc szczerze, mi po ludzku nie chciałoby się spotykać z ludźmi, aczkolwiek mam już zapowiedzianą premierę swojej książki w zaprzyjaźnionym pubie. No i wówczas ruszy sprzedaż. A potem.. się zobaczy. Raz na lokalny konwent zaproszenie otrzymałem - było milutko na spotkaniu autorskim.
Książka "W sercu otchłani" - tu na blogu znajdziesz jej trailer. Hard s-f w stylu Lema. Poprzednie to fantasy "Z Krwi i ognia" (2015, wydawnictwo Kameleon) oraz "Antologia" (2022, wydawnictwo Egmont SAGA) - zbiór opowiadań w różnej stylistyce z lat 2002-2017. Tak więc teraz będzie pozycja numer 3 w moim oficjalnym bio. A zarazem najkrótsza.

Zobaczymy, jak wyjdzie - na tym nie chciałbym poprzestać.
 

21-03-2022 20:48
Paweł Jakubowski
   
Ocena:
0

To może miałbyś ochotę na jakąś wymiankę? Elektroniczną lub papierową. Przeczytałem trailer "W sercu otchłani" i jak najbardziej mnie zaciekawił. Daj znać, czy pisałbyś się na coś takiego. Jeśli miałbym polecić coś swojego, to bez fałszywej skromności myślę, że Kopuła powinna Cię zainteresować (z tym że na ten moment mam tylko wersję elektroniczną.)
 

22-03-2022 16:16
Henryk Tur
   
Ocena:
+1

Jasne, nie ma problemu. Ozwij się na priva w wolnym momencie.

22-03-2022 20:49

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.