» Opowiadania » Huragan

Huragan


wersja do druku

Czekali na niego. Grisza i jakaś młoda dziewczyna, której nie znał. Na swój sposób była ładna. To ona podeszła pierwsza, wyciągnęła rękę i przedstawiła się. Miała na imię Eva. Eva Kristiansen. Ku zaskoczeniu Dyffyna nie była Wilkołakiem, choć była spokrewniona. W trakcie kilkugodzinnej jazdy samochodem prawie się nie odzywała. Grisza za to, co było kolejnym zaskoczeniem, mówił dużo. Powód, który zmusił Niedźwiedziołaka do gadulstwa był znany Dyffynowi tylko z pobieżnej relacji posłańca. Teraz był czas aby zrozumieć wszystko dokładniej. Wedle relacji Griszy sytuacja miał się tak: przed trzema laty dwie watahy Synów Fenrisa pod wodzą Jorunda Kamiennej Pięści ruszyły do Grecji. Oficjalnie jechali tam zniszczyć wyjątkowo duże skupisko Synów Nocy, z którym zamieszkujące tamten teren Czarne Furie nie mogły sobie poradzić. Zagadką było, dlaczego zwróciły się o pomoc do Wilkołaków z północy. Nie było tajemnicą, iż te dwa plemiona Wilkołaków sympatią się nie darzą. Dlaczego więc to właśnie z tego plemienia wywodzili się sprzymierzeńcy? Inne plemiona nie dociekały i nie mieszały się do tego (oczywiście oficjalnie), wierząc, że może to być korzystne dla poprawy stosunków między tymi dwoma szczepami. W rzeczywistości walka z Wampirami była tylko pretekstem. Chodziło, bowiem o starożytny przedmiot mocy, który to znajdował się na terenie Czarnych Furii, a do którego Jorund i jego bracia rościli sobie prawo. Niebezpodstawnie. Przedmiot ów zaginął całe wieki temu i dopiero niedawno udało się trafić na jego trop. Aby nie robić niepotrzebnego rozgłosu wymyślono historię z Synami Nocy. Tyle Grisza wiedział na pewno, gdyż były to sprawdzone osobiście przez niego informacje, Dyffyn nie dowiedział się jednak, w jaki sposób Niedźwiedziołak tego dokonał. Nie dociekał, znał Griszę i wiedział, że nie musi tego wiedzieć. Gdyby było to konieczne Grisza na pewno by mu powiedział. Reszta informacji pochodziła od Wilkołaka, którego Dyffyn znał osobiście.

  • * *


- Pochodzę z dalekiej północy, z wielkiego Caernu, którego nazwy nie wolno wyjawiać mi nikomu, kto nie jest mojej krwi. Jestem Księżycowym Tancerzem, lecz odwagą nie ustępuję żadnemu z Ahrounów. Naszym wodzem jest potężny wojownik, zwie się Władający Siłą. To on wysłał nas, dwie watahy starannie dobranych, należących do najdzielniejszych w naszym plemieniu wojowników, pod wodzą mego przyjaciela Jorunda w daleką podróż. Nie czas i miejsce na dokładne opisywanie tej długiej i niebezpiecznej wyprawy. Nie pamiętam ani jej celu, ani dokąd dokładnie zmierzaliśmy. Ostatnie co potrafię sobie przypomnieć to Caern, głęboko w lesie. To, co stało się później zanika we mgle. Wyruszyliśmy rano, wszyscy razem, nasze dwie watahy i dwie Furie, jako przewodniczki. Weszliśmy we mgłę. Od tego czasu pamiętam... nie pamiętam już nic. Zgromadzeni pokiwali głowami. Nie wszyscy. Część patrzyła się na niego wciąż podejrzliwie. W głównej mierze byli to ci, których spotkał na samym początku, zaraz po tym jak pojawił się tutaj. Korzystając z chwili ciszy po raz kolejny spróbował przebić zasłonę niepamięci. Bez problemu przywoływał obrazy z całego życia, pamiętał dokładnie ponad dwuletnią podróż do Grecji, podróż będącą tak na prawdę jedną wielką bitwą, mającą być zaprawą przed... no właśnie, przed czym? Pamiętał duży, dobrze ukryty i chroniony Caern, w którym były tylko Wilkołaczyce. Nie było to jednak ostatnie co pamiętał. Nie chciał jednak mówić przy wszystkich, to co pamiętał doskonale, a co wydarzyło się po opuszczeniu Caernu. Nie chciał mówić o zdradzie, podstępie i nieuczciwości. O tym, że zostali wciągnięci w pułapkę, i o szaleństwie swoich towarzyszy. Z zadumy wyrwał go głos jednego z tutejszych starszych. Nazywał się chyba Samotne Drzewo Targane Wichrem czy jakoś tak. - Dziękujemy ci Huraganie. Rozumiemy, że jesteś znużony i chcesz odpocząć. Później dokończysz opowieść. Spokojnym gestem pokazał kto zajmie się gościem. Huragan odszedł od ogniska w ślad za młodą dziewczyną, na oko chyba siedemnastoletnią. Gdy odeszli spory kawałek odwróciła się gwałtownie. - To tutaj. Możesz odpoczywać do woli. Gdybyś czegoś potrzebował, krzyknij. Śpimy niedaleko Wskazała ręką kierunek. - Dziękuję. Także za towarzystwo. Uśmiechnęła się, a potem obróciła i poszła we wskazanym wcześniej przez siebie kierunku. Huragan położył się na przygotowanym dla niego posłaniu. Było na tyle ciepło, że można było spokojnie spać pod gołym niebem. Zwłaszcza w wilczej formie. Huragan jednak nie chciał dokonywać przemiany, chciał spokojnie pomyśleć. Zanim jednak znalazł wygodniejszą pozycję usłyszał trzask, a potem jednocześnie odgłos upadku i przekleństwo w jakimś dziwnym języku. Podniósł się na łokciach i z zaciekawieniem spojrzał w tamtą stronę. Po chwili pojawił się nadchodzący z stamtąd wysoki, potężny, choć nieco otyły mężczyzna. Był także nieco sponiewierany przeprawą przez gęste zarośla. Przy jego rozmiarach musiała to być istna katorga. Huragan wiedział co nieco na ten temat. Sam należał do najwyższych i najpotężniejszych. Wyróżniał się tym nawet wśród słynących z tego Synów Fenrisa - Dobry Wieczór. Wybacz że zakłócam ci spoczynek. Nazywam się Grisza. Jak ty jestem tu gościem. Chciałbym porozmawiać. Mężczyzna podszedł bliżej. Huragan wstał i wyciągnął prawicę. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Grisza niewiele ustępował mu wzrostem (choć jak się wydawało, “nieco” przewyższał wagą), a po uścisku wnieść można było, że dorównywał siłą. - Witam. Zauważyłem, że bacznie mi się przyglądałeś. - Jak reszta Wieczorny gość usiadł. I sapnął. Huragan nie doczekawszy się szerszej wypowiedzi kontynuował. - Ty jednak, jako jeden z nielicznych zdawałeś się być moim sprzymierzeńcem od samego początku, gdy mnie przedstawiono. Grisza pokiwał głową i uśmiechnął się. Huragan odpowiedział uśmiechem w swoim stylu, lekko uniósł kącik ust. A potem kontynuował - Jesteś Niedźwiedziołakiem. Pierwszym jakiego widzę na własne oczy. Cóż cię do mnie sprowadza? - Dyffyn opowiadał mi o tobie. Ufał ci. Huragan pokiwał głową. Grisza przyjrzał mu się uważnie. - Nie powiedziałeś mu, że polujecie na twojego brata. Huragan spojrzał Griszy prosto w oczy. Niedźwiedziołak zobaczył w nich dumę, spokój i smutek. I ogień. Tak samo jak u Ragnara, tyle że u Huragana ogień zdawał się ledwie tlić, podczas gdy u jego starszego brata płonął potężnym ogniem. - Nie zrozumiesz tego Niedźwiedziołaku. Nikt tego nie zrozumie, kto nie jest naszej krwi. Grisza pokiwał głową. - Przyszedłeś tu rozmawiać o Dyffynie? Czy o moim bracie? Pierwszy pewnie gardzi mną, a drugi... Huragan machnął ręką. - Nie chciałem tego. Ani wprowadzać w błąd Dyffyna, ani polować na Ragnara. Zwłaszcza po tym co dla mnie zrobił. Ale nie miałem wyboru. Musiałem okłamać Dyffyna, abym nie musiał polować na własnego brata. Wiedziałem, że Ragnar pomoże Dyffynowi i wtedy będzie musiał uciec od Władców Cieni. Nie wiedzielibyśmy, gdzie go szukać. I gdzie szukać Dyffyna. Uprzedzałem go, że Jorund będzie jego wrogiem jeżeli zrobi to co mu radziłem. Grisza pokiwał głową. - Rozumiem. Dyffyn ci wybaczy. Jeżeli już tego nie zrobił. A Ragnar? To zupełnie inna historia. Nie przyszedłem tu mówić o nich. Niedźwiedziołak rozejrzał się bacznie na boki i ściszając głos do szeptu kontynuował. - Wiem co stało się w Grecji. Huragan zmarszczył brwi. - Nie wszystko. Powiem to co wiem, resztę mam nadzieję usłyszeć od ciebie. Huragan uśmiechnął się odsłaniając zęby. Ci, którzy znali go dobrze wiedzieli, że uśmiech ten nie oznacza nic dobrego. Grisza, choć widział go pierwszy raz w życiu zaniepokoił się. Huragan bowiem uśmiechnął się dokładnie tak samo jak Ragnar.

  • * *


Powinieneś to wiedzieć Grisza. Skoro wiesz już tyle... Wyruszyliśmy rankiem. Pamiętam dokładnie. Jedna z Furii wyprzedzała nas znacznie, miała nas ostrzec gdyby coś było nie tak. Druga szła razem z nami. Wszyscy byliśmy czujni i gotowi do walki w każdej chwili. Mimo to zaskoczyli nas. Najpierw ta z Furii, która szła z nami zaatakowała Jorunda. Mimo, że to potężny wojownik nie wytrzymał gradu ciosów, które były nad podziw celne. Część z nas rozproszyła się by znaleźć tę drugą, a reszta dopadła tę, która zaatakowała Wodza i rozszarpała ją. Byłem wśród nich i własnoręcznie wyrwałem jej serce. Zdaje się, że im chodziło właśnie o to. Nie usłyszeliśmy strzałów. Nils Trzy Kły i Swen Gładkogęby zwalili się na ziemię nagle. Z głowy Nilsa nie zostało prawie nic, Swen dawał jeszcze oznaki życia. Mimo to na pierwszy rzut oka była widać, że to precyzyjne strzały. A amunicja była z czystego srebra. Wiedzieliśmy co robić. Walczyliśmy już z takimi. Ja znalazłem swojego przeciwnika po kilku sekundach. Jak zwykle był gotowy do walki z Wilkołakiem. Ale nie z takim jak ja. Nie wiedział, że Fenris dał mi niespotykaną siłę i odporność. Nie wiedzieli, bo niby skąd, że prawdziwe imię Bjorna Świńskiego Ryja brzmi Wielbiący Srebro, nie mieli pojęcia, że zanim dotarliśmy tutaj rozbiliśmy dwie drużyny takich jak oni. Nie baliśmy się ich sławy. Nie baliśmy się Pierwszych Drużyn. Tym razem jednak było ich zbyt wielu i nie byli sami. Po zabiciu pierwszego zaatakowało mnie dwóch wampirzych sługusów. Mimo, że byli dobrymi wojownikami nie mogli mi sprostać. Nasz Totem, nasz opiekun był tego dnia z nami do samego końca. A my po raz kolejny udowodniliśmy, że jesteśmy godni by opiekował się właśnie nami. Nikt z nas nie oddał pola, mimo, że kilku z nas widziało szaleństwo Haralda Walczącego Po Zmierzchu, gdy odstrzelono mu pół głowy, a on przeżył jeszcze dobre dwadzieścia sekund, nim Fenris zabrał go do swej watahy. Mimo, że w pewnym momencie stało się jasne, że nie chcą nas pozabijać, tylko pojmać. I pomimo tego, że istniała szansa ucieczki, nikt z nas nie zhańbił się tchórzostwem, a za pojmanie każdego z nas zapłacili ogromną cenę. Dla mnie walka zakończyła się gdy szedłem z pomocą Krwawemu Młotowi. Sam bił się z trzema przeciwnikami. Mimo, że nie miał już lewego ramienia i prawej nogi, od kolana w dół. Cały czas grzmocił swym młotem, a pioruny i ogień biły z niego na wszystkie strony. Dziwi cię to? Każdy z nas miał co najmniej jeden potężny Fetysz. Błogosławieństwo Gaii, odwaga i gniew Fenrisa, opieka i pomoc naszego opiekuna - Wilkołaka i moc naszych Fetyszy dawały nam zwycięstwa. Pędziłem z rykiem do Młota. Była to chwila, szalona chwila, kiedy wierzyłem w zwycięstwo. Może na moment straciłem kontrolę i nie byłem wystarczająco czujny? To było niesamowite, na Gaję niesamowite! Krwawy Młot, a dookoła oni. We trzech mogliby pokonać całą watahę, a on walczył z nimi sam! Dostałem w plecy. To hańba dla wojownika. Mam bliznę, o tutaj. Tak, zraniono mnie Klaivem. Zabiłem tą, która zadała mi zdradziecki cios. Ale rana była poważna. Słabłem. Nie dałem rady tym, którzy się na mnie rzucili w chwilę później. Od tego czasu pamiętam tylko migawki. Wielką salę, pełną świateł... Słowa dochodzące z wielkiej odległości, słowa w dziwnym języku... Ból, niesamowity ból w głowie... I głos. Glos powtarzający wciąż to samo - ZABIJAJ! A potem jak przez mgłę, kobietę i potężnego mężczyznę, kobieta wykrzykiwała jakieś dziwne słowa, a mężczyzna wrzucił mnie w ciemność, tak czarną, jakiej nie widziałem nigdy. Zanim to zrobił, mówił do mnie. W moim ojczystym języku. Nie pamiętam dokładnie. Coś jakby “spłacam część długu, za krzywdę przodków” czy jakoś tak. A potem? Potem ocknąłem się w jakimś zaułku w mieście. Byłem cały obolały. Ale to pewnie już słyszałeś. Nie? Wiedzą o tym wszyscy, którzy tu mieszkają. Bo ocknąłem się w mieście, które jest niedaleko stąd. Dobrze, opowiem skoro chcesz. Ocknąłem się. Bolało mnie wszystko, a najbardziej głowa. To był dziwny ból. Ruszyłem przed siebie. Ludzie schodzili mi z drogi. Musiałem okropnie wyglądać. Po jakimś czasie, jeszcze przed świtem usłyszałem wycie. Wycie Wilkołaka, który jest sam i walczy. Popędziłem w tamtą stronę, zapominając o bólu. Zrobiłbym to nawet, gdyby wzywał ktoś inny niż mój przyjaciel - Jorund.

  • * *


- W samą porę. Powiedział Jorund. Mówienie sprawiało mu najwyraźniej wysiłek. Powiódł wzrokiem po pięciu ciałach zabitych wrogów. Powalił dwóch, zanim zjawił się Huragan. Leżeli w dużym oddaleniu od siebie, częściowo, bądź całkowicie zasypani przez gruzy okolicznych budynków. Zniszczeń których dokonał Huragan nie powstydziłby się żaden z wiatrów, od których wziął swe wilkołackie imię. - W samą porę Eryk. Świetnie, że i tobie się udało. Huragan podtrzymywał głowę swojego przyjaciela. Był spokojny i opanowany. Jak zwykle. Jak zwykle, gdy widział umierającego towarzysza. Rany się nie regenerowały. Zadano je srebrem, ci którzy tu zginęli polowali na Wilkołaki. Jorund umierał z upływu krwi, która sikała mu z poharatanych tętnic. Między innymi z udowej. Mimo starań Huragana nie udało się powstrzymać krwawienia. Jorund machnął ręką dając znać by Huragan go posłuchał - Zabiliście te Czarne Suki, które nas zdradziły? - Jasne Jorund. I całą masę innych Żmijów. Mówię ci, to była świetna walka. - Że też dałem się powalić tej suce. Gdybym walczył z wami, to byśmy wygrali. - Jasne Jorund. Na pewno. - A nasz totem? Huragan pokręcił głową - Tak myślałem. Nie wiesz co z resztą? - Nils, Swen, Harald i młody Swen biegają już za Fenrisem. To wiem. Widziałem. Ranny wilkołak kiwnął głową. Przymknął oczy. A potem zaczął szeptać - Młoda dziewucha i silny chłop. Uwolnili mnie i poszli do ciebie. Widziałem jak ten facet gołymi rękami rozrywa kajdany, którymi byłeś skuty. To nie był wilkołak, nie raniło go srebro. Dał mi moją broń. A potem ta dziewucha krzyknęła. A potem wszystko zaczęło się rozwalać. Pojawiły się takie dziwne czarne drzwi. Facet krzyknął do mnie po naszemu, żebym tam wlazł i obiecał, że ty też wleziesz, a on uwolni resztę, a ja będę mu tylko przeszkadzał. Nie chciałem, ale przyszła jeszcze jedna baba. Machnęła ręką, a ja wiuut! I byłem w ciemności. No a potem to Kiwnął głową w stronę ciał. - Świetnie, że jesteś. Jorund zamknął oczy. - Trzymaj się stary. Zaraz pewno ktoś tu przyjdzie. Pomogą ci. Umierający uśmiechnął się słabo. - Gówno. Już po mnie. Weź Miektiglyna. Jesteś jego godzien przyjacielu. Huragan ledwo go usłyszał - Jeszcze będzie ci potrzebny. Jorund znowu się uśmiechnął. Lekko otworzył oczy. - Odwaga i honor. Dla Gaii Powiedział całkiem wyraźnie, a potem znieruchomiał. - Odwaga i honor. Dla Gaii. Do zobaczenia przyjacielu. Potem wziął go na ręce. Niemało się natrudził i zdyszał, Jorund był przecież potężnym wojownikiem. Wszedł z nim do Umbry. Położył go na ziemi i oddalił się po drewno na stos. Gdy układał zmarłego na przygotowanym miejscu, pojawili się. Szli w szóstkę. Kobieta i pięciu mężczyzn. Zatrzymali się i patrzyli. A gdy zaczął mówić o Jorundzie Kamiennej Pięści, wodzu watahy Mrozu Północy, słuchali, choć nie rozumieli słów. A gdy podpalał stos zawyli. Tak jak i on. Ludzkie języki różnią się od siebie. Żałosny wilczy skowyt po zabitym Wilkołaku jest jednak wszędzie taki sam.

  • * *


- Poszedłem z nimi. A potem przybyłeś ty. Grisza pokiwał głową. Pomyślał odruchowo o tym jak bardzo Huragan i Ragnar się od siebie różnią, jednocześnie będąc do siebie tak bardzo podobni. - Teraz wiemy wszystko obaj. Wygląda na to, że moje obawy się potwierdzają. Muszę zawiadomić Dyffyna. Bądź gotowy Huraganie. Huragan spojrzał się mu prosto w oczy. Słowa nie były potrzebne. Grisza pokiwał głową.

  • * *


Spotkali się w przydrożnym barze. Eva została na zewnątrz przy samochodzie. Huragan uścisnął prawice Griszy i Dyffyna. Chciał coś powiedzieć, lecz Dyffyn go ubiegł - Wybaczam. Ze szczerego serca. Rozumiem i wybaczam. - Nie kłamałem wtedy przy jeziorze. Naprawdę jestem ci przyjacielem. Dyffyn uśmiechnął się - Wiem. Wiem Huraganie. Grisza chrząknął znacząco. Usiedli. Dyffyn przez całą drogę zastanawiał się jak powiedzieć Huraganowi o tym, że wie co stało się z jego towarzyszami z wyprawy. Zdecydował się niczego nie zatajać wierzył, że tak będzie lepiej i Huragan dobrze to zniesie. Nie zawiódł się. Choć wyraźnie wstrząśnięty Wilkołak z północy zniósł to dobrze. Był zdecydowanie bardziej opanowany od swojego starszego brata. Dyffyn był przyjemnie zaskoczony. Potem pojechali do lasu. Znaleźli odpowiednie miejsce i weszli do Umbry. Eva miała po nich przyjechać za dwa dni. Tyle dali sobie czasu na zaplanowanie tego co musieli zrobić, a co wydawało się prawie niewykonalne. Nie bali się jednak podjąć wyzwania, choć każdy robił to z innych względów. Los jednak szykował już kolejną niespodziankę.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.