» Recenzje » Honor Poległych - Robin D. Laws

Honor Poległych - Robin D. Laws


wersja do druku

Płaszcz i szpada Warhammera

Redakcja: Karolina 'Viriel' Bujnowska-Brzezińska

Honor Poległych - Robin D. Laws
Honor Poległych autorstwa Robina D. Lawsa (autor znany na rynku angielskim z napisania wielu książek, m.in. House of Tremere, The Rough and the Smooth) to jedna z najnowszych pozycji z serii Czarnej Biblioteki. Sama powieść ma 350 stron i nie powiem, by była to książka na jeden wieczór. Dlaczego? Otóż Honor Poległych początkowo czyta się "powoli", a nawet z lekkim znudzeniem. Na szczęście wraz z dalszą lekturą owo wrażenie mija. Dlaczego tak jest i co sprawiło, że od pewnego czasu jest to moja ulubiona książka wśród Warhammerowych pozycji, dowiecie się czytając dalej.

Długo musiałem się przekonywać by przeczytać tę powieść. Dwa razy odkładałem ją na półkę z powodu początkowo niezrozumiałej fabuły, dziwnych postaci i przygnębiającego początku, jaki serwuje nam większość powieści ze świata Warhammera. Jednak patrząc na to wszystko z perspektywy czasu widzę, że znudzenie Starym Światem także miało niemały wpływ na moje zniechęcenie.

Po jakimś czasie, zgodnie z zasadą, iż do trzech razy sztuka, znów zabrałem się za czytanie. Tym razem coś mnie tknęło i z początku na siłę, brnąłem w niezrozumiałą fabułę, jednak po kolejnych rozdziałach przekonałem się do postaci głównych bohaterów, Angeliki i Franziskusa. Ta nietypowa para w ogóle nie pasuje do uniwersum Warhammera, a przynajmniej nie do takiego, jakie prezentują nam inne powieści z cyklu Czarnej Biblioteki. I tym samym autor Robin D. Laws sprawił, że poczułem się jakbym czytał coś nowego. To nie jest książka, w której co rozdział główni bohaterowie zabijają kogokolwiek, byle by tylko zaserwować czytelnikowi ładny i krwawy opis walki. Owszem, okrucieństwa i trupów nie brakuje, choćby dlatego, że główna bohaterka żyje z ograbiania poległych żołnierzy. Angelikę cechuje niemały spryt, dzięki czemu łatwo dostosowuje się do niezwykłych sytuacji, działa bardzo szybko i bez wahania. Natomiast Franziskus stanowi jej wyraźne przeciwieństwo. To były żołnierz Averlandu, mężczyzna o szlachetnym sercu i dobrych manierach. Dzieląc wspólny los podczas niebezpieczeństw podróży, Angelika i Franziskus zaczynają zmieniać się pod swoim wpływem. W ciągu całej powieści widzimy jak w bezwzględnej "hienie bitewnych pól", zaczynają odzywać się uczucia i coś więcej niż tylko chęć zysku. Z drugiej strony Franziskus zaczyna nabierać pewnych cech swojej towarzyszki, staje się bardziej przebiegły i zaczyna lepiej dbać o swoje sprawy.

Główni bohaterowie to nie są jacyś wielcy herosi. Są to ludzie, którzy także dostają w skórę, którzy nie chcą się wplątywać w żadne gry polityczne. To małe pionki na arenie walczących frakcji Księstw Granicznych.

Oprócz kreacji głównych bohaterów, bardzo podobają mi się postacie drugo i trzecioplanowe, a w szczególności Gelfrat i Benno von Kopf, drużyna Goatfielda oraz pewna bretońska szlachcianka. Zacznijmy od tych pierwszych. Panowie von Kopf to bracia, synowie szlacheckiego magnata. Gelfrat jest gburem, chce być honorowy i przypodobać się ojcu, niestety częściej korzysta z siły niż z mózgu. Beno jest zaś jego całkowitym przeciwieństwem. Sprytny i podstępny na sam koniec naprawdę pokazuje, na co go stać. Drużyna Goatfielda to zwykli rozbójnicy, ale skład tej kompanii złożonej z elfa i dwóch niziołków jest niecodzienny jak na Warhammera. Do tego warto dodać, że jeden z halflingów posługuje się dwuręcznym toporem, a cała grupa kłóci się i docina sobie niczym przekupki handlujące jajkami. Jeszcze nie spotkałem się z tak oryginalnym podejściem do drużyny zabijaków. Jeśli chodzi o tajemniczą bretońską damę, to trzeba przyznać, że jest to postać intrygująca od samego początku. Zaś do samego końca czytelnik nie jest pewny, komu tak naprawdę służy ta niebezpiecznie piękna kobieta. Śmiało można ją porównać do Lady Winter z Trzech Muszkieterów Aleksandra Dumasa.

Fabuła, która z początku wydaje się zagmatwana i bezsensowna, z czasem zaczyna tworzyć logiczną całość. Tak jak w Teorii Chaosu zaskakuje nas pod sam koniec, przez całą powieść pozostawiając pewną dozę wątpliwości. O co chodzi w samej historii? Otóż, mamy ród von Kopfów, którego władca ceni honor i poświęcenie ponad wszystko. Nie może on zdzierżyć, że jeden z jego synów (a wiedzcie, że jest ich wielu) zhańbił się ucieczką z pola bitwy i dlatego skazuje potomka na karę śmierci. Bracia Benno i Gelfart za wszelką cenę chcą dopaść biednego Lukasa (tak ma imię nieszczęsny dezerter) i zaprowadzić go przed oblicze ojca. Mają nadzieję, że w ten sposób otrzymają sowitą nagrodę z rąk Pana von Kopf oraz zyskają przychylność w jego oczach. Natomiast Angelika i Franziskus zostają wplątani w poszukiwania, jednak postanawiają nie dopuścić do uśmiercenia Lukasa. Do tego dochodzi Davio, książę jednego z państw granicznych, który także ma swoje zamiary wobec dezertera von Kopfów.

Szczególnie podobają mi się sceny w stylu tej, gdy młody żołnierz Werter Weiss zaczyna ładować pistolet, a jednocześnie na szczycie wieży trwa zażarta walka. W tym momencie autor świetnie buduje napięcie i czytanie idzie wartkim tempem, dokładnie tak, jak opisywana akcja. Zaś czytelnik cały czas zadaje sobie pytanie "czy ten żołnierz zdąży naładować pistolet?"

Plusem powieści jest klimat Księstw Granicznych, który naprawdę czuje się podczas lektury. Wiecznie ścierające się armie goblinoidów i ludzi, brak poszanowania dla zmarłych żołnierzy, nieustanne kłótnie pomiędzy rodami i władcami tamtejszych ziem. To w tej powieści naprawdę widać. Moje wyobrażenie Księstw Granicznych spełniło się co do joty.

Jeśli chodzi o tłumaczenie, to jest ono naprawdę dobre. Nie zauważyłem jakichś rażących literówek. Gdzieś na początku pojawiły się dwa, czy trzy błędy, ale nic ponad to. Korekta spisała się bardzo dobrze, o wiele lepiej niż w przypadku np.: Szponów Chaosu.

Zdecydowanym minusem powieści jest postać Lukasa. Owszem, rozumiem jaka jest jego rola – ma być przygnębiony, denerwujący i wyglądać jak siedem nieszczęść. Ale dobrze by było, gdyby ten chłopak w końcu się na coś przydał. Pochodzi on z rodziny von Kopf, służył w armii, ma umiejętności i doświadczenie, lecz w powieści wcale tego nie widać. Zamiast ciekawej postaci mamy wiecznego nieudacznika, który nie potrafi nic prócz stękania i marudzenia.

Co do wydania, to uważam, że ma szansę przetrwać dłuższy czas. Pomimo miękkiej okładki i kleju, strony trzymają się mocno. Przydałby się jednak spis treści ułatwiający czytelnikowi orientację.

Zatem czy warto przeczytać Honor Poległych? Jak najbardziej tak. To ciekawa lektura, dająca mnóstwo pomysłów na scenariusze przygód. Znajdziemy w niej również nowe podejście do powieści ze świata Warhammera i wartką akcję. Szkoda, że dopiero po kilkudziesięciu stronach książka zaczyna naprawdę wciągać. Ale tak to już jest, że skomplikowane zagadki staja się ciekawe dopiero wtedy, gdy sami zaczynamy dostrzegać światełko rozwiązania. Nie jest to może powieść wybitna, ale z pewnością taka, którą przyjemnie się czyta i która na długo pozostaje w pamięci. Porządna rzemieślnicza robota.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.0
Ocena recenzenta
7.67
Ocena użytkowników
Średnia z 3 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 3
Obecnie czytają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie czytam
Tytuł: Honor Poległych
Autor: Robin D. Laws
Wydawca: Copernicus Corporation
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 2006
Liczba stron: 352
Oprawa: miękka
Format: 125 x 190 mm
Seria wydawnicza: Warhammer Fantasy
ISBN-10: 83-86758-73-2
Cena: 29,00 zł



Czytaj również

Hillfolk
Dramaty prehistoryczne i nie tylko
- recenzja
Dying Earth RPG
Baśnie o końcu świata
- recenzja
Ashen Stars
Sherlock Holmes na gwiezdnym pograniczu
- recenzja
The Trail of Cthulhu
Zupełnie nowy Zew?
- recenzja
The Esoterrorists
- recenzja

Komentarze


~Anton

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Bardzo dobra recka, Halfling.
Co prawda nie mialem zamiaru zakupic, ale moze sie skusze...
13-12-2006 19:57
~Mopek

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Autor recenzji albo nie ma pojecia o korekcie, albo mial jakie inne wydanie ksiazki.
Literowka (czasem 2-3 na jednej stronie) co kilka stron, to chyba przegiecie ? Poucinane literki, czasem brak calych slow, problemy z interpunkcja, wielkie litery w srodku zdania itp...Jeszcze NIGDY nie widzialem tak spapranej roboty korektora...
21-03-2007 04:28
~Vard

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Tak, literówki, spacje w środku słowa czy nawet akapity w dziwnych miejscach (znalazłem jeden takowy) i do tego masa literówek czy "zjedzonych literek" sprawiają że czyta sie "mniej komfortowo". Ale samej książce nie mogę nic zarzucić oprócz zakończenia. Spodziewałem sie czegoś "głębszego" ale mimo to książka jest bardzo dobra.
01-08-2007 21:33
Xeel
   
Ocena:
0
Co do samej książki, bo już o wszelakich literówkach było, nie jest to moim zdaniem arcydzieło ani pod kątem fabuły i jej prowadzenia ani klimatu. W sumie pozycja po prostu przeciętna, ale warto się chyba z nią zapoznać.
05-11-2007 00:54

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.