» Recenzje » Hitman: Krwawa Forsa

Hitman: Krwawa Forsa


wersja do druku

Łysy zabójca uderza po raz czwarty

Redakcja: Jan 'gower' Popieluch

Hitman: Krwawa Forsa
Hitman: Rozgrzeszenie zapowiada się jako jedna z najgorętszych tegorocznych premier. Jeśli spełni pokładane w niej wysokie oczekiwania, zyska sporą szansę na uzyskanie tytułu gry roku. Jednak z oceną najnowszego dzieła IO Interactive musimy wstrzymać się jeszcze co najmniej do listopada. Oczekiwanie warto sobie umilić przypomnieniem poprzedniej odsłony opowieści o Agencie 47.
____________________________
W grze Hitman: Krwawa Forsa już po raz czwarty przyjdzie nam wcielić się w rolę płatnego zabójcy działającego na zlecenie organizacji ICA. Okazuje się, że nasz łysy bohater tym razem sam staje się jednym z celów pewnego ugrupowania, co oczywiście nie przeszkadza mu w podejmowaniu kolejnych zadań. Cała akcja toczy się na tle politycznych rozgrywek, których celem jest legalizacja klonowania. A że 47 to jeden z najdoskonalszych klonów, nic dziwnego, że jest w to wszystko zamieszany.
Hello, 47
Misji jest w sumie dwanaście, a każda z nich osadzona jest w innym otoczeniu. Odwiedzimy między innymi paryską operę, klinikę uzależnień i typowe amerykańskie osiedle. Oczywiście zmiana miejsca pracy wymusza na nas dobór odpowiedniej strategii. Karabin snajperski raczej nie sprawdzi się na luksusowym jachcie, kiedy indziej zaś lepiej jest zlikwidować cel z daleka, niż mozolnie przedzierać się przez stado ochroniarzy. Zwłaszcza, że nie jest to takie proste, bowiem nasi przeciwnicy działają w całkiem przemyślany sposób. Postronni świadkowie bez wahania zawiadamiają policję lub ochronę o podejrzanych hałasach, a ślady krwi na ziemi mogą doprowadzić przeciwników do ukrytego przez nas ciała. O tym, jak bardzo jesteśmy zagrożeni zdemaskowaniem, informuje nas specjalny czujnik znajdujący się w rogu ekranu. Jego kolor zmienia się w zależności od naszych poczynań. Możliwości na wykonanie zadania jest co najmniej kilka, jeśli nie kilkanaście, i to, jakimi środkami osiągnie cel, zależy jedynie od pomysłowości gracza. Zmiany kostiumów, wstrzykiwanie trucizny, podkładanie bomb, fingowanie wypadków – kombinować można do woli. Jeśli ktoś jest leniwy i nie ma ochoty główkować, może oczywiście wyrżnąć wszystkich w pień, ale nie oszukujmy się: najwięcej przyjemności przynosi takie rozwiązanie sprawy, kiedy nikt prócz nas i ofiary nie dowie się o tym, co zaszło.
Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie
Jeśli ktoś uważa, że dwanaście misji to mało, uspokajam – lokacje są na tyle duże i rozbudowane, że na pewno wystarczą na przynajmniej kilka godzin zabawy. A jeśli jesteśmy perfekcjonistami i za każdym razem dążymy do uzyskania wysokiej rangi, czas gry wydłuża się nawet do kilkunastu godzin. Po każdej misji jesteśmy bowiem rozliczani i oceniani z tego, jak sobie poradziliśmy. Jeśli zostaliśmy nagrani na kamerze, zbytnio hałasowaliśmy lub ktoś przypadkowo był świadkiem naszych grzesznych poczynań, dostajemy punkty ujemne, a ocena za wykonane zlecenie spada. Nie tak łatwo zatem uzyskać najwyższy stopień "Silent Assassin". Co ciekawe, po zakończeniu zadania oprócz obejrzenia przerywnika filmowego możemy przeczytać w gazecie artykuł o dokonanym przez nas zamachu. Gdy dowiadujemy się, że policja nie ma żadnego punktu zaczepienia i "nikt nic nie wie, nikt nic nie widział", odczuwamy prawdziwą satysfakcję.
Say hello to my little friend
Arsenał dostępny w grze jest spory. Chociaż nasze standardowe wyposażenie nie jest zbyt duże, to podczas każdego zadania możemy znaleźć dodatkowe uzbrojenie (w tym takie ciekawostki jak pistolet na gwoździe czy sekator). Jeśli po zrealizowaniu wszystkich celów uda nam się uciec razem z nową bronią, to w przy następnych zleceniach będziemy mogli z niej skorzystać. Prawie wszystkie znaleziska trafiają na półkę w naszej kryjówce, do której możemy się udać przed lub po zadaniu. Takie rozwiązanie na pewno zachęca do powtórnego przechodzenia misji, tym razem z wykorzystaniem innych "środków". Poza tym, ekwipunek i niektóre z broni możemy modyfikować za zarobione pieniądze. Jeśli chcemy, dokupujemy tłumiki, lunety czy amunicję przebijającą ściany. Likwidacja celu jeszcze nigdy nie była tak przyjemna.
Zabójca doskonały?
Czwarty Hitman nie jest pozbawiony wad. Denerwował mnie zwłaszcza system zapisywania gry. Jestem jeszcze w stanie zrozumieć, że w zależności od wybranego poziomu trudności dysponujemy inną liczbą save'ów. Nie mam za to pojęcia, kto wpadł na pomysł, aby zapis w trakcie misji kasował się po wyłączeniu gry. Innymi słowy: każde zlecenie trzeba wykonać w trakcie jednego posiedzenia przy komputerze; nie ma możliwości, aby rano przejść pierwszą, a wieczorem drugą połowę misji. Dopiero po zakończeniu zadania możemy zapisać nasz postęp w grze tak, że nie zniknie on po wyłączeniu Krwawej Forsy. Stopień frustracji gracza wzrasta wprost proporcjonalnie do długości danej misji. Irytują także modele postaci, które zbyt często się powtarzają. Można odnieść wrażenie, że nie tylko agent 47 jest klonem. Poza tym, denerwował mnie nieco nieudany ragdoll, czyli tak zwany "system szmacianej lalki" odpowiadający za realistyczną animację upadania ciał. Czasem zdarza się, że ofiary przewracają się w taki sposób, że niemożliwe jest skuteczne ukrycie ich zwłok na przykład w toalecie. Jednak największym grzechem czwartego i w zasadzie każdego Hitmana jest pozorna nieliniowość. Owszem, misje możemy zaliczyć na sporo sposobów, co nie zmienia faktu, że kolejne zadania wykonujemy według planu: pobiegać po mapie, sprawdzić, które elementy czy przedmioty możemy wykorzystać, pomyśleć chwilę, zrestartować misję i wykonać zlecenie. Przyznam jednak, że mnie ten schemat nie przeszkadzał zbytnio, ponieważ przyjemność płynąca z kombinowania jest mimo wszystko bardzo duża.
Kanciasta łysina
Grafika nieco już się zestarzała i choć nie ma szans dorównać najnowszym produkcjom, to i tak prezentuje się całkiem nieźle. Lokacje zaprojektowane zostały z rozmachem i dbałością o szczegóły, a w gabinetach niektórych z naszych ofiar możemy nawet dostrzec wiszące na ścianach zdjęcia ich rodzin. Czyżby twórcy chcieli wzbudzić u graczy wyrzuty sumienia? Z pewnością dużym plusem jest fakt, że gra zadziała także na starszych komputerach. Jeśli chodzi o udźwiękowienie, to w tle słyszymy muzykę symfoniczną skomponowaną przez Jespera Kyda, która dodaje patosu, a w odpowiednich chwilach odpowiednio buduje i wzmaga napięcie (choć moim zdaniem wypada gorzej od kapitalnej ścieżki z drugiej części).
Darmowy płatny zabójca
Hitman: Krwawa Forsa to jedna z najlepszych skradanek jakie dotychczas ukazały się na PC. Nawet po upływie paru lat od premiery potrafi na długo przykuć do monitora. Jeśli jeszcze nie poznaliście agenta 47, proponuję zacząć od tej części. Zwłaszcza, że możecie to zrobić za darmo za pośrednictwem przeglądarki. Plusy:
  • możliwość wykonania zadania na wiele sposobów
  • kombinowanie daje mnóstwo satysfakcji
  • duże, ładnie zaprojektowane lokacje
  • AI przeciwników
  • modyfikacje sprzętu
  • można zagrać za darmo
Minusy:
  • system zapisywania gry
  • nieco schematyczna
  • ragdoll i modele postaci
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
8.5
Ocena recenzenta
8.5
Ocena użytkowników
Średnia z 2 głosów
-
Twoja ocena
Mają na liście życzeń: 0
Mają w kolekcji: 2
Obecnie grają: 0

Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Tytuł: Hitman: Blood Money
Producent: IO Interactive
Wydawca: Square-Enix / Eidos
Dystrybutor polski: Cenega
Data premiery (świat): 26 maja 2006
Data premiery (Polska): 25 sierpnia 2006
Wymagania sprzętowe: Pentium 4 2,4 GHz, 1 GB RAM, karta graficzna 256 MB (GeForce 6800 lub lepsza), 5 GB wolnego miejsca na dysku, Windows 2000/XP
Nośnik: 1 DVD
Strona WWW: www.hitman.com/
Platformy: PC
Sugerowana cena wydawcy: 99,90 zł

Komentarze


~Ragga Lama

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Allan Alcorn dzwonił, pytął się czy zrecenzujecie Ponga.
12-10-2012 21:02
bianco
   
Ocena:
0
Jeśli nie interesują Cię recenzje starszych gier, to ich po prostu nie czytaj.
14-10-2012 15:14

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.