» Blog » Higurashi no Naku Koro ni
08-04-2013 11:15

Higurashi no Naku Koro ni

W działach: Różne | Odsłony: 59

Higurashi no Naku Koro ni
Zawsze lubiłem opowieści grozy. Mroczne historie o duchach, klątwach i szaleństwie. Niestety świat anime rzadko kiedy oferował mi w tej kategorii jakieś sensowne tytuły, a jeśli już to były to raczej historie, w których elementem zasadniczym była przelewająca się krew i skrajna przemoc. Można się przy tym dobrze bawić, ale raczej ciężko przestraszyć. Parę lat temu, usilnie szukając czegoś, co wyłamałoby się z tego schematu trafiłem wreszcie na anime, które przykuwało uwagę już samym tytułem – Higurashi no Naku Koro ni.

Z krótkich komentarzy i czytanych pobieżnie recenzji wynikało, że może to być coś czego tak usilnie szukałem. A jednak niełatwo było mi zabrać się do jego obejrzenia. Przede wszystkim ze względu na prezentowane kadry, które uderzały cukierkowatością, pastelowymi tłami i postaciami, które można było opisać na wiele sposobów, ale na pewno nie jako przerażające, czy mroczne. Gdybym nie wiedział powiedziałbym, że te kadry i przytaczane opinie tyczą się zupełnie innych tytułów! Oczywiście każdy kto choć trochę zna japońskich rysowników wie, że nawet z najsłodszej lolitki potrafią oni zrobić krwiożerczego, skrzywionego psychicznie potwora, ale tutaj nie widziałem absolutnie nic, co mogłoby wskazywać na takie zabiegi. Ostatecznie postanowiłem przezwyciężyć obawę przed cukierkowatością i obejrzałem pierwszy odcinek.

Kilka pierwszych sekund i świetny opening skutecznie wybijały mi z głowy myśli, że będę miał do czynienia ze zwyczajną komedią, gdy nagle… zaczęła się zwyczajna komedia! Maebara Keichi, który dopiero niedawno przeprowadził się do urokliwej wioski Hinamizawa, właśnie wybiera się do maleńkiej szkoły, w której poznajemy jego koleżanki (a tym samym pozostałe główne postaci tej historii), oraz ich zamiłowanie do wszelkiego rodzaju gier i zabaw. Możemy podziwiać jak Maebara przegrywa z kretesem grę znaczonymi kartami, a następnie w ramach kary, wraca z całą grupą do domu przebrany w cudaczny kostium.

To już prawie połowa odcinka, a mnie ze śmiechu boli brzuch (tak, te gagi są rzeczywiście przyjemnie zabawne!), jednak atmosfera powoli zaczyna się zmieniać. Słońce powoli zachodzi, cienie stają głębsze, a płacz cykad, który do tej pory był w zasadzie niezauważalny zaczyna wywoływać dreszcze. Wkrótce odkrywamy, że z pozoru zwyczajna wioska ma także swoje mroczne sekrety. Dowiadujemy się, że kilka lat temu planowano wybudować tu tamę, co wiązałoby się z przesiedleniem mieszkańców i zatopieniem części wioski. Budowa ostatecznie została wstrzymana ze względu upór mieszkańców i dziś tamten okres zapisał się w pamięci miejscowych jako Wojna o Tamę. Stało się wtedy jednak coś jeszcze – w czasie tutejszego święta, i wyprawianego przy jego okazji festiwalu Watanagashi, jeden z pracowników tamy został brutalnie zamordowany, a jego ciało poćwiartowane. Część sprawców schwytano, ale jednego nigdy nie udało się odnaleźć. Od tamtej pory każdego roku, dokładnie w czasie festiwalu dzieje się to samo - jedna osoba znika, a inna zostaje znaleziona martwa. Powszechnie uważa się, że to klątwa Oyashiro-sama – boga czczonego w tej okolicy, na którego cześć wyprawiana jest cała zabawa. Właśnie zbliża się dzień Watanagashi, czy klątwa ujawni się i w tym roku? A jeśli tak, to kto tym razem padnie jej ofiarą?

Pod względem fabularnym Higurashi jest naprawdę unikalne, niestety także z powodu tej unikalności ciężko jest pisać o nim cokolwiek nie narażając się na potężne spoilery. Kolejne tajemnice mnożą się z odcinka na odcinek, pojawiają się planowane dziury logiczne, dramatyczne niekonsekwencje w działaniach bohaterów, czy wręcz kompletne paradoksy. Już w czwartym odcinku widz ma mózg przerobiony na papkę, a to co robi z nim odcinek piąty powinno wystarczyć do tego, by na pudełku z DVD widniało ostrzeżenie o tym, że po zbyt długiej sesji z anime warto skonsultować się z psychiatrą. Dobre koleżanki częstujące Keichiego przekąską z ukrytą w środku igłą? Osoba, która teoretycznie od 24 godzin powinna być już martwa, a jednak żyje i rozmawia z bohaterami? Człowiek, który rozszarpał sobie gardło własnymi rękami? Ciało, które w niewyjaśniony sposób zniknęło z miejsca, w którym zostało zakopane? To ledwie kilka przykładów na to jak wiele tajemnic czeka na to by wyjść z cienia. Jednak nigdzie nie jest powiedziane, że kiedykolwiek odkryjemy je wszystkie. Tak naprawdę jakiekolwiek wytłumaczenia pojawiają się w drugiej serii. Pierwsza do samego końca pozostawia nas z całą masą pytań i kompletnym mętlikiem w głowie.

Najciekawsze w tym wszystkim jest jednak to, że na pierwszy plan wcale nie wysuwają się te wszystkie dziwne zdarzenia, ani szczegółowo wykreowana i ciekawa historia wioski, a bardzo osobiste dramaty grupki naszych bohaterów. Szybko okazuje się, że każda z tych roześmianych twarzy skrywa jakąś ponurą historię i czasem nawet największy drobiazg, może doprowadzić do zaburzenia kruchej psychicznej równowagi. Nie trzeba chyba dodawać, że może to mieć wyjątkowo nieprzewidywalne i tragiczne konsekwencje. Problemy rodzinne, przemoc w domu, czy wreszcie wciąż żywa miłość do zaginionego kolegi. Rzeczy, z którymi naprawdę ciężko jest sobie poradzić samemu stają się osią scenariusza, całą resztę odsuwając w miejsce należne dla tła.

Przy tym wszystkim, od czasu do czasu, raczeni jesteśmy krótkimi komediowymi wstawkami, takimi jak opisana wcześniej gra w karty. Nie ma tego wiele, ale bardzo pomaga w rozładowaniu całej atmosfery i (zaryzykuję podpuszczalskie porównanie) zrestartowaniu umysłu przed kolejną dawką grozy i makabry. Niektórzy mogą bojkotować takie podejście, bo przecież jak to być może, żeby dawać gagi do horroru? Na początku też bardzo się tego bałem. Obawiałem się, że niebezpiecznie rozrzedzi to cały klimat opowieści i w konsekwencji wyjdzie jakiś potworek ni to horror ni komedia. Okazało się jednak, że gra to ze sobą bardzo dobrze i nie tylko w niczym nie przeszkadza, ale wręcz pozwala bardziej zżyć się z bohaterami. Ze swych RPGowych doświadczeń wyniosłem bardzo ważną lekcję – nie można bez przerwy straszyć ludzi, bo w końcu przestaną się bać. Czasem trzeba dać im na chwilę odpocząć, nim zada się kolejny cios. Twórcy tego anime zrobili to w sposób wzorowy pozwalając widzowi od czasu do czasu złapać spokojny oddech.

Gdyby za wspaniałą atmosferą i historią w parze szła jeszcze oprawa graficzna, można by tu mówić o anime doskonałym. Niestety w tym wypadku już od pierwszego odcinka w oczy rzuca się zbyt mały budżet. Uproszczone tła, toporna animacja i nierzadko brzydkie deformacje postaci. Z pewnością potrafi to mocno wpłynąć na odbiór produkcji, zwłaszcza jeśli mowa o takich osobach jak ja, które za brzydką oprawę potrafią praktycznie z miejsca skreślić daną pozycję. Na szczęście jednak obietnica ciekawej fabuły i postaci, z którymi człowiek wspólnie przeżywa wszystkie dramaty i (to znów coś niesamowitego!) współczuje im nawet mimo tego, do czego potrafią się posunąć, w zupełności wynagrodziła mi wszelkie niedostatki techniczne.

O muzyce ciężko mi napisać cokolwiek, bo zupełnie się na tym nie znam i o ile jakiś motyw nie wybija się wyraźnie na pierwszy plan, jest dla mnie całkowicie niesłyszalny. Tak naprawdę jedyny odgłos tła, który jestem w stanie zawsze i wszędzie przywołać w pamięci to tytułowy płacz cykad. Zakładam jednak, że skro wtedy kiedy trzeba po plecach przechodziły mi ciarki, to warstwa muzyczna spełnia swą rolę w sposób dostateczny. Na duży plus zapisuję za to wspomniany już wcześniej opening oraz ending, który wprowadza widza w nastrój odpowiedni do tego by wysłuchać klimatycznej zapowiedzi tego, co nas czeka w następnym odcinku. Domyślacie się, która postać za każdym razem pyta się nas „ czy jesteśmy w stanie w to uwierzyć”?

Czy więc Higurashi jest czymś co mógłbym wam polecić? Do diabła, oczywiście, że tak! I gdybym tylko mógł to wprowadziłbym obowiązek, który nakazywałby zapoznanie się z nim każdemu kto kiedykolwiek powiedział, że lubi czasem obejrzeć jakieś anime. To jeden z naprawdę niewielu seriali, które sprawiły, że całkowicie olałem szpetną grafikę i bezgranicznie wsiąknąłem w kreowany nastrój. Gdy oglądałem kolejne odcinki wieczorem, w delikatnym świetle nocnej lampki bez przerwy miałem wrażenie, że rzucane przez nią cienie poruszają się gdzieś poza zasięgiem wzroku, a tuż za plecami słyszę odgłos czyichś kroków - niechybny znak, że Oyashiro-sama i na mnie zwrócił swoją uwagę. Niestety wiem także, że taka historia nie każdemu może podpasować. Niespieszne tempo akcji i prawdziwy nawał robiących wodę z mózgu zagadek, podlane psychopatycznymi popędami uroczych postaci, to może być dla niektórych bariera nie do przeskoczenia. Polecam jednak spróbować. Przynajmniej do czwartego odcinka. Jeśli do tego momentu uznacie, że to pozycja nie dla was, całkowicie odradzam włączanie piątego. Możecie przy nim całkowicie odlecieć i nie pomoże tu już żadna psychoterapia. :)

Jesteście pewni, że nikt teraz za wami nie stoi?

Opening

Komentarze

Autor tego bloga samodzielnie moderuje komentarze i administracja serwisu nie ingeruje w ich treść.

~Nex

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Skończyć po 2 sezonie, nie tykać oavek. Zamiast zekranizować poboczne historie z mangi, alternatywne zakończenie z PS2 albo nowe chaptery z reedycji na DS'a po skończeniu głównej linii wydają tandetne, nic nie wnoszące haremówki.

Być może Kaku/Outbreak coś nowego wniesie, ale jeszcze nie wyszedł.

Później zostaje jeszcze Umineko, ale zdecydowanie lepiej sięgnąć go oryginału (grę przetłumaczono na angielski), bo anime mimo że wygląda wspaniale, ale jest straszliwie chaotyczne. Umineko jest bardziej rozbudowane, więc dużo trzeba było wyciąć, a z tym co twórcy uznali za bardziej wartościowe od reszty można by długo dyskutować. Ale też nie jest to złe anime, po prostu bardzo nierówne.
08-04-2013 11:59
nerv0
   
Ocena:
0
Skończyć po 2 sezonie, nie tykać oavek.

Ja bym nawet powiedział, że anime warto skończyć po pierwszym sezonie bo drugi jest mocno nierówny. Z jednej strony mamy zmianę nacisku z klimatu grozy na dramat, i to udało się całkiem nieźle. Z drugiej ładują nam zupełnie nieciekawy spisek, który co prawda w jakiś sposób tłumaczy wszystko co się dzieje, ale wypada po prostu blado w porównaniu z całą resztą.

OAVek nie neguję. Jako coś co powstało w oderwaniu od zasadniczej historii spisują się całkiem nieźle, zwłaszcza Nekogoroshi-hen, które choć króciutkie znów pozwoliło poczuć na plecach ten charakterystyczny dreszcz. Rei było zaś całkiem ciekawym ukazaniem tego jak Rika podchodzi do swojej rodziny. Odrzućmy wątki komediowe, zostawmy sam środek z uwzględnieniem tego, że było to dla Riki rozgrzeszenie dane od Hanyu i mamy coś co całkiem spokojnie może się mieścić w kanonie.

Teraz też czekam Outbreak. Wątek zarazy może być całkiem ciekawy.

Co do Umineko muszę zgodzić się, że jest mocno nierówne. Na początku liczyłem, że będziemy mieć do czynienia z historią w stylu Dziesięciu Murzynków Agathy Christie, ale później strasznie namnożyło się wątków i po wszystkim człowiek czuje się jeszcze dziwniej niż po pierwszej serii Higurashi. :) Nie orientujesz się czy ma powstać druga seria, która rozwinie jakoś niedokończone wątki?

Co zaś się tyczy gier to niestety w żadne nie grałem z tej prostej przyczyny, że jedyną konsolą jaką kiedykolwiek dysponowałem był Pegasus, a później to już tylko komputer stacjonarny. Nie powiem, ciekawi mnie jak tam została poprowadzona fabuła, ale nie na tyle by starać się to jakoś szczególnie zgłębiać. Uniwersum Higurashi jest tak zakręcone, że i tak w życiu nie wyłapałbym wszystkich niuansów fabularnych. :P
08-04-2013 12:18
~Nex

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ale pamiętaj, że produkcje 07th Expansion to bardziej książki niż gry. Masz parę obrazków i ciągle tylko klikasz "dalej, dalej, dalej". I jako książki są na całkiem dobrym poziomie.

No i zarówno Higurashi jak i Umineko wyszły na PC. Higurashi doczekało się nawet oficjalnego wydania po angielsku, natomiast tłumaczące patche do Umineko przygotowała grupa Witch Hunt za zgodą autora oryginału, tak więc polecam.

W przypadku Higurashi wymieniłem wersje PS2 i DS tylko dlatego że stworzono dla nich dodatkowe chaptery, które są niestety tylko po japońsku, a podobno reprezentują znacznie wyższy poziom "kanoniczności" niż przeważająco komediowe oavki. Dodając do tego mangę, mają tyle dobrego materiału z którego w ogóle nie korzystają. Może kiedyś...

Co do anime Umineko dla chapterów 5-8 z odpowiedziami, to ponoć "ma być", ale kiedy i czy na pewno to nikt nie wie. A przyczyną są oczywiście słabe wyniki finansowe pierwszej części. No cóż, w przypadku Umineko próba upchnięcia 4 gier w 24 odcinki okazała się karkołomna. A szkoda, bo intryga na prawdę dobra, zmarnowany potencjał.

A jeśli mimo wszystko jednak nie gry, to nawet manga Umineko jest na lepszym poziomie niż anime. Każdy Arc robił kto inny, więc wychodzą trochę nierówno. 1-5 są skończone, 6, 7 i 8 ciągle jeszcze wychodzą.

Na angielski tłumaczy to grupa When They do Not Deserve. 1, 2 i 4 są skończone, trójka jest na finishu. Ale skoro anime widziałeś to możesz przeczytać je w złej kolejności.

A z nowych rzeczy 5tkę mają rozgrzebaną w 3/4, ale czekam aż będzie cała żeby przeczytać. No a 6, 7 i 8 lepiej sobie odpuścić i zabrać się za grę, dlatego, że zaczęły wychodzić dopiero w zeszłym roku, a znając tempo wydawnicze w Japonii, to skończą je za dwa lata.
08-04-2013 14:41
~nerv0

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Ale pamiętaj, że produkcje 07th Expansion to bardziej książki niż gry. Masz parę obrazków i ciągle tylko klikasz "dalej, dalej, dalej". I jako książki są na całkiem dobrym poziomie.

Hehe, wiem co visual novel. Powiem, że zaskoczyłeś mnie, że to wyszło na PC. Może kiedyś się zainteresuję, ale jeśli już to tylko Higurashi. Umineko mocno mnie od siebie odrzuciło właśnie ze względu na to, że anime było po prostu nieciekawie poprowadzone i nie dziwią mnie słabe wyniki sprzedaży. Po Higurashi spodziewałem się tam co najmniej mocnego kryminału z bohaterem detektywem, który rozwiązuje zbrodnie związane z magią. To jest oczywiście po części prawda, ale akcenty zostały położone w kompletnie niewłaściwych miejscach. Naćkano za dużo i zmarnowano potencjał. Z całego Umineko najlepiej zapamiętałem ponownie genialne opening i ending. :)

Generalnie to fajno, że na polterze znalazł się ktoś żywo zainteresowany tą pozycją. Gdy publikowałem tutaj tą notkę nie sądziłem, że się tego doczekam. ;)
08-04-2013 14:49
~Nex

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Są, są. Po popularności adaptacji trudno uwierzyć, ale to są półamatorskie, niskobudżetowe produkcje, a takie najłatwiej było zrobić na PC. Chociaż wersje na konsole mają masę bajerów, są narysowane od nowa, mają więcej grafik, czasem voice acting itd itd. to jednak oryginały na komputer były. Rysunki są często dosyć paskudne, ale jak na to przymknąć oko to warto czytać.

Chociaż przyznam, że wolałbym wersję w ebooku, z rozpisem na postacie jak w dramatach. Było by znacznie szybciej i wygodniej. A ani grafiki ani przewijanie jakoś nie wzbogaciły szczególnie mojego odbioru. Ale mimo wszystko, jak się ma czas na długie czytanie, to polecam.

No i moim zdaniem Umineko jest jednak znacznie lepsze niż Higurashi, jeśli chodzi o oryginalny materiał. Źle położone akcenty to kwestia wyboru przy adaptacji, nie błąd twórców fabuły. Dlatego tak reklamuję, bo na prawdę warto, zwłaszcza, że ludzie z Witch Hunt zrobili genialną robotę.

A twórcom anime za ich decyzje powinno się zrobić... krzywdę. Ja z Umineko najlepiej poza openingiem i endingiem wspominam motyw muzyczny kiedy pojawiają się Siesty, z resztą jest to IMHO jedna z niewielu udanych scen po pierwszym Arcu. No i kreska była ładna, ale to trochę za mało, żeby porwać.

No, jak widać po braku konta, na polterze jestem tylko częściowo. Ale też mam wrażenie, że manga i anime nie cieszą się tutaj zbytnią popularnością. ;)
08-04-2013 16:21
Rysia777
   
Ocena:
0
Skończyłam po pierwszym sezonie, podobało się. :)
09-04-2013 00:24
Krzyś
   
Ocena:
+1
Higurashi jakoś nigdy mnie do siebie nie przyciągnęło.
Ale polecam za to wypróbować Mononoke - bardzo ciekawe graficznie. I bardzo intrygujący główny bohater.
09-04-2013 01:03
lemon
   
Ocena:
0
Dzięki za polecankę, obadam przynajmniej do czwartego odcinka. :)

@Krzyś
Też dzięki. Kiedyś oglądałem Ayakashi i było niezłe, więc Mononoke powinno mi się spodobać.
09-04-2013 09:20
Czarna Owca
   
Ocena:
0
Też chyba oglądałam tylko pierwszy sezon, nieźle zakręcone :)
09-04-2013 10:59
nerv0
   
Ocena:
0
@Nex
kiedy pojawiają się Siesty, z resztą jest to IMHO jedna z niewielu udanych scen po pierwszym Arcu. No i kreska była ładna, ale to trochę za mało, żeby porwać.

Ciężko mi sobie przypomnieć czym były te Siesty, dawno już Umineko nie widziałem na oczy. Jeśli zaś chodzi o to co po pierwszym archu na nowo wróciło mi wiarę w anime to wprowadzenie reguł deklaracji Prawdy. Cholernie fajny i całkiem nieźle zrealizowany pomysł, który na pewien czas sprawił, że notowania Umineko podniosły się do poziomu z pierwszych odcinków. Niestety później znów zrobiło się dziwnie. ;P

Ale też mam wrażenie, że manga i anime nie cieszą się tutaj zbytnią popularnością. ;)

Ja bym wręcz powiedział, że ludzie mają tu na ich punkcie lekką paranoję. ;)

@Rysia i Czarna Owca
Możecie sobie obadać jeszcze drugi. To nie jest tak, że on jakoś psuje odbiór tego pierwszego. Po prostu nie wszystko w nim zagrało tak jak powinno, ale całościowo jest całkiem udany. Polecam jeśli chcecie się dowiedzieć o co chodzi i dlaczemu. :)

@Krzyś
Mononoke, już mi to ktoś kiedyś polecał, ale nigdy nie miałem okazji żeby się za to zabrać. Może niedługo to nadrobię.

@lemon
Tak samo z Ayakashi, sporo czytałem, nic nie widziałem. :)

Z dobrych animcowych horrorów polecam jeszcze Another. Obłędna grafika, interesująca fabuła i klimat rodem z The Ring. Trochę zepsuta końcówka, ale całościowo naprawdę pozytywne doświadczenie. :)

Fajnie, że naleźli się jeszcze jacyś zalogowani, którzy mają jaja przyznać się na poltku, że oglądają anime. ;)
09-04-2013 11:02

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.