» Recenzje » Hellboy

Hellboy


wersja do druku

Piekielna strata czasu


Hellboy
Od czasu gdy zobaczyłem trailer Hellboya czekałem na ten film z wypiekami na twarzy. Wiedziałem, że reżyserowi nie będzie się chciało przedstawiać kolorystyki i kadrowania rodem z komiksów Mignioli. Wiedziałem, że film to nie komiks, że rządzi się innymi prawami. Wiedziałem, że pójdę do kina jak tylko wejdzie na nasze ekrany. Jedyne czego nie wiedziałem to to, że tak srodze się zawiodę.

Scenariusz filmu nie jest tak znowu dziwny czy niemożliwy, przynajmniej z komiksowego punktu widzenia. Pod koniec drugiej wojny światowej Niemcy chwytają się brzytwy i przy pomocy Rasputina otwierają przejście do miejsca, gdzie śpią Wielcy Przedwieczni. Gdy na scenę zdarzeń wpadają Alianci wszystko wyrywa się spod kontroli, portal się zamyka, ale zostawia jedną pamiątkę – dziecko-diabła z ogromną prawą ręką. Akcja filmu przenosi się w przód, do czasów współczesnych. Hellboy, razem z innymi “wybrykami natury”, pracuje dla tajnego Biura Badań Paranormalnych i Obrony, które ochrania zwykłych śmiertelników przed rzeczami, które czają się w ciemnościach. Nadchodzi jednak czas na ostateczny pojedynek z Rasputinem i wypełnienie swego przeznaczenia jako demon, który rozpocznie Apokalipsę.

Brzmi dobrze, prawda? Niestety tylko brzmi, na ekranie wygląda to strasznie. Niemniej zacznijmy od plusów: charakteryzacja postaci jest naprawdę dobra. Ron Pearlman jako Hellboy wygląda świetnie, a Abe Sapien (Doug Jones) jest nawet lepszy niż w komiksie. Selma Blair jako Liz Sherman także pasuje jak ulał. Rasputin też nie jest taki zły, szkoda, że nie pozostał w swoim mnisim wdzianku, tylko wzorował się na Matrixsie. To tyle plusów, zacznijmy się pastwić.

Scenarzysta i reżyser w jednej osobie, Guillermo del Toro, chciał wykorzystać zbyt wiele motywów z komiksu, jednocześnie zmieniając je tak, by wyglądały dobrze na ekranie. W ten sposób w kinie podziwiamy Hellboya, który zachowuje się jak piętnastolatek z problemami hormonalnymi, Abe Sapien nagle stał się telepatą, a dr Manning cholernym biurokratą. Do tego Piekielny Chłopiec pałający gorącą miłością do Liz Sherman – to już troszkę za dużo. Po pierwszym zaskoczeniu fani na sali kinowej czekali co będzie dalej.

Dialogi. Bardzo drewniane. Bardziej niż w pierwszej części Spidermana. Hellboy podobno ma kilka zabawnych kwestii, ale musiały mi uciec, bo nie uśmiechnąłem się ani razu. Może byłem zbyt przejęty, jak ktoś mógł zniszczyć taki potencjał. Nie, wróć! Pod koniec, kiedy narrator mówi poważnym głosem, że człowieka poznaje się nie po tym jak zaczyna, a jak kończy, cała sala ryknęła śmiechem. Niemniej scenarzysta chyba nie przewidział tej kwestii jako gagu.

Wiadomo, żaden film, a zwłaszcza film o superbohaterach, nie może się obejść bez “tych złych”. Co my tutaj mamy? Ano, całkiem nienajgorsza zbieranina postaci. Mechaniczny gestapowiec Karl Ruprect Kroenen, wiecznie młoda pani Ilsa z SS zakochana w Rasputinie oraz on we własnej postaci. Jako bonus dołożono nam mackowatego potwora, który reprodukuje się jak króliki po Viagrze. Wiem, co przyszło scenarzyście do głowy: skoro wykorzystujemy już jednego mackowatego dziwaka, to możemy go przecież wykorzystać kilka razy więcej. Podniesie to ilość bezsensownych walk, wydłuży film, a obniży koszta efektów specjalnych. Cóż, może tak, ale ja mówię takim praktykom stanowcze nie.

Muzyka nie wybija się specjalnie na tle innych produkcji tego typu. Tak naprawdę to nie pamiętam ani jednego motywu muzycznego z całego filmu, a to nie wróży dobrze. Jedynym smaczkiem jest użycie kawałka Nicka Cave’a Right Red Hand.

Jest jeszcze wiele rzeczy, które można by temu filmowi zarzucić (jak na przykład kilkupoziomowe lochy pod zwykłym cmentarzem czy dłużące się niekiedy sceny). Jednak jedyną rzeczą, która naprawdę boli jest takie zmarnowanie dobrego pomysłu, spłycenie go i brak mistycyzmu, który charakteryzuje komiks. Aż szkoda, że Mike Migniola pozwolił, żeby coś takiego ujrzało światło dzienne. Zwłaszcza jeżeli popatrzymy na Sin City – i kto powiedział, że kadrowanie komiksowe jest niemożliwe?


Tytuł: Hellboy
Reżyseria: Guillermo del Toro
Scenariusz: Guillermo del Toro
Obsada: Ron Pearlman (Hellboy), John Hurt (Trevor 'Broom' Bruttenholm), Selma Blair (Liz Sherman), Rupert Evans (John Myers), Karel Roden (Grigori Rasputin), Jeffrey Tambor (Tom Manning), Doug Jones (Abe Sapien)
Muzyka: Marco Beltrami
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2004
Czas projekcji: 122 min
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę


Ocena: 1 / 6

Komentarze


~Wiecznie Zajęty

Użytkownik niezarejestrowany
    Hmm
Ocena:
0
Każdy ma prawo do swojego zdania, jednak takie rozjechanie Hellboy'a wydaje mi się co najmniej wyolbrzymione. Podobnie minimalna możliwa ocena również jest dość krzywdząca.

Wizualnie film pozostaje bez zarzutu, sam wygląd postaci jest wybitnie komiksowy i to się chwali. Sam o tym piszesz!

Dialogi - cóż, wiem że to kwestia gustu, ale wprost nie moge uwierzyć, że uznajesz je za drewniane bardziej niż w tym czymś co ma być Spidermanem. Razem z Tarkiskiem, po obejrzeniu filmu wciąż przerzucamy się cytatami Hellboy'a.

Co do fabuły - cóż, nie są to większe głupoty niż w Spidermanach :) A przynajmniej jest fajna akcja (nie szajska jak w spidermanach :) ).
Co do tego jak męszczyzna kończy- cóż, nie każdy zna ten tekst :D
25-09-2004 21:11
MidMad
   
Ocena:
0
Ja poniekad zgodze sie z Cravenem: rozumiem, ze film moze sie nie podobac, choc ja akurat naleze do osob, ktore przyjely film pozytywnie... ale uwazam, ze zrownanie 'Hellboya' ze 'Spidermanem jest mocno dla filmu krzywdzace.

Mi rowniez wizualizacja i Hellboya jako postaci i jako komixu przypadla do gustu, trzyma klimat tworczosci Mike'a Mignolii (przyznam, ze dosc rozwodniony jak na hollywodzkie wytowory przystalo, ale zawsze). Laczy dosc plynnie kilka watkow znanych z komiksow, wraz z dobrymi tekstami !

No, ale jak mawiali starozytni: 'De gustibus...' :)
25-09-2004 21:52
neishin
    moi drodzy
Ocena:
0
Gra aktorska? Jaka gra aktorska? Liz się stara, Abe'owi parwie się udaje. Tyle. Koniec. Fin. Finito.

CHarakteryzacja, owszem, fajna. Dlatego film dostał tyly ile dostał. Ja na filmie się wynudziłem - i dlatego też dostał ile dostał.

Teksty a Sprawa Polska... eee Spiderman. Wiecie, ja tam różnicy nie widziałem. Nie mówię o wszystkim, tylko o tekstach. Przy czym na Spdiermanie (pierszym) na przykład kilka razy się uśmiechnąłem (1 połowa filmu). Na Hellboyu nie, ni razu.

Hellboy a Migniola. Dla mnie Mignioli tam nie było. Bo to, że użyto jego postaci i kilku pomysłów (które nota bene były wymieszane i pocięte niekiedy bez sensu) mnie nie wystarcza. Gdzie nastrój, gdzie strach przez rzeczami, które czają sie poza postrzeganiem? NIe mówię, że Hellboy ma się bać, tylko czytelnik/widz. W komiksie panuje taka atmosfera. Film zamienił ją na kilka quasi-zabawnych tekstów i niebieska krew Wielkiego Przedwczesnego.

Dygresja: wiecie, byłem właśnie na Riddicku. Było tam więcej zabawnych tekstów niż w Hellboyu. Ale o tym w następnej recce.

Wiecznie Zajęty Cravenie - chyba mnie nie zarzucisz nieznajomości Hellboya:> Mnie, panowi Law:P Zresztą Bagheera też była zrozpaczona po filmie (tak samo jak Migniolofaniak, który siedział obok. Zupełny nieznajomy, ale prychał w tych samym momentach co my). Tarkis widział jak byliśmy zawiedzeni. ZapytaJ:)
25-09-2004 22:49
Zeus
    Dołączam...
Ocena:
0
...do osób, którym film się podobał. Odsyłam też do recki Bartka Sztybora w Esensji (www.esensja.pl) :)
25-09-2004 22:55
~Wiecznie Zajęty

Użytkownik niezarejestrowany
    ejże :)
Ocena:
0
gdzie ja Ci zarzucam nieznajomość? Tobie, Tarkisowi czy Repkowi bym raczej nie zarzucił tego :)

ale cóż, mnie spiderman irytował, nie bawił, natomiast Hellboy dostarczył mi masy rozrywki... Różny widać odbiór.
25-09-2004 23:24
~Neratin

Użytkownik niezarejestrowany
    stwierdzenie
Ocena:
0
że film spłycił komiks i pozbawił go 'mistycyzmu' mam za przesadzone. Komiks naprawdę nie był aż taki głęboki, więc naprawdę nie było co spłycać. Czego nie uważam za zarzut - film i komiks podobały mi się bardzo.
25-09-2004 23:54
Rebound
    IMHO.
Ocena:
0
Neishin - przesadzasz. W swoim osobistym rankingu stawiam Hellboya tuż za X2, a przed X1, jeśli chodzi o okreanizacje pomysłów. Film bardzo mi się podobał - i BYŁO parę śmiesznych wstawek... Może to ty jesteś jakiś "drewniak" :P.
27-09-2004 14:26
neishin
    i kto to mówi
Ocena:
0
ktoś, kto tnie moje arty, bo muszą być 'profesjonalne':>

A co z Batmanami Burtona? Poza tym mnie się drugi Spiderman bardziej podobał niż HB.
27-09-2004 19:56
Miroe
   
Ocena:
0
Ze wszystkich ekranizacji komiksów podobały mi się tylko pierwsze dwa Batmany. W związku z tym po Hellboyu nie spodziewałem się zbyt wiele i dzięki temu się nie rozczarowałem. Pewne nadzieje wiążę co najwyżej z Constantinem.
28-09-2004 12:38
Calix
   
Ocena:
0
Zgdze sie z Neishinem.
Hellboy jako Film jest mierny... jako ekranizacja komiksu potrafi sie bronic. Szczegolnie od strony wizualnej. Ale to wszystko (az!!).
Za komiksowym Hellboyem nieprzepadam (nie ma to jak zdanie odmienne dla pobudzenia dyskusji) wiec nie bede staral sie wnikac czy oddano glebie bohaterow i na ile te postacie sa spojne z komiksem. Jesli oddano wiernie to "cala glebia" tego komiksu jest plycizna. Jesli nie... coz moglo byc gorzej wide Derdebil...

PS:"To ze moglo byc gorzej" nie jest zadnym usprawiedliwieniem szczegolnie w sztuce i wojsku.
29-09-2004 00:16
~El Magnifico

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nie rozumiem stwierdzenia o "naprawdę dobrej charakteryzacji". Przecież jest beznadziejna! Wieje plastikiem na kilometr! Już wcześniejsza o 30 lat Planeta Małp miała 20x lepszego charakteryzatora... geez...
04-10-2004 12:50
Rebound
    ;).
Ocena:
0
O Batmanach Burtona zapomniałem, bo trochę wymykają się zwykłym, holywoodzkim ekranizacjom :). Resztę podtrzymuję :). A Spiderman... eh :P.
09-10-2004 00:09

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.