Heavy Rain
Jeszcze niecały rok temu byłem jednym z ludzi popierających tezę o wyższości PC nad konsolami, a jeśli już musiałbym jakąś wybrać, to stawiałbym na Xboxa 360. Wszystko zmieniło się w momencie, kiedy przeczytałem o Heavy Rain, a moje mocne postanowienie o wierności PC zostało zdruzgotane przez dopisek „PS3 exclusive”. Założenia gry, klimat zwiastunów oraz powtarzane do znudzenia stwierdzenie „interaktywny film” zmiotło resztki mojej słabej silnej woli niczym huragan amerykański domek. Niedługo później mój komputer zaczął patrzeć na mnie bykiem – dokładnie od momentu, kiedy podłączałem w domu sprzęt firmy Sony, ale nic nie mogłem na to poradzić.
Następnie przyszedł czas oczekiwania na demo, a gdy to się pojawiło, byłem nim zachwycony. Moje oczekiwania co do pełnego wydania wzrosły jeszcze bardziej, choć i tak były wysokie. Nie zdziwi wiec nikogo, jeśli napiszę, że w dniu premiery już miałem upragniony tytuł i zniknąłem dla świata, dając się pochłonąć strugom ciężkiego deszczu. Od tego momentu upłynęło już sporo wody w niejednej rzece i przyszedł czas na spokojnie, z dystansem ocenić dzieło Quantic Dream.
Niech rozpocznie się wyścig
Fabuła opiera się na tym samym szkielecie, co wiele powstałych już wcześniej filmów, gier, czy książek. W mieście grasuje seryjny morderca, zwany „Zabójcą z origami”. W porze dużych opadów porywa chłopców, których ciała znajdywane są kilka dni później. Schemat działania zawsze jest taki sam – brak śladów przemocy, przyczyną zgonu jest utonięcie w wodzie deszczowej, ofiara w dłoni trzyma origami, a na ciele położony jest kwiat orchidei. Policja jest bezradna, ludzie w mieście przerażeni, media podsycają atmosferę grozy i za chwilę polecą głowy.
Właśnie w tym momencie zostaje porwane kolejne dziecko. Odliczanie rozpoczęło się od nowa. Ojciec, Ethan Mars, otrzymuje widomość od porywacza – jeśli chce odzyskać syna, musi wykonać zadania, które ten dla niego wyznaczył. Za każde z nich otrzyma kolejne litery adresu, pod jakim znajdzie syna. Oprócz niego w pościg ruszają również: posługujący się sprzętem wykorzystującym rzeczywistość rozszerzoną agent FBI Norman Jayden, dziennikarka Madison Paige oraz Scott Shelby, prywatny detektyw. Graczowi przyjdzie poprowadzić każde z nich ku szczęśliwemu, bądź nie, finałowi.
Świat to suma szczegółów
Jednak zanim rozpoczniemy szalone zmagania z czasem i własnymi możliwościami, poznajemy otaczający nas świat i bohaterów. Szybko orientujemy się, że w tej grze liczy się więcej niż tylko bieganie i szukanie poszlak, tutaj nic nie mamy podane na tacy. Trzeba wykonywać najprostsze, banalne rzeczy: takie jak wzięcie prysznica, ubranie się czy golenie. Jest to nietypowa rzecz i muszę przyznać, że niesamowicie wzbudza poczucie realności i pomaga stworzyć więź gracza z postaciami. Tego rodzaju wyzwania i zadania stawiane są przed bohaterami nie tylko na początku, ale i w późniejszych etapach. Mimo że twórcy nie pozwolili na interakcję z całością otoczenia, to możliwość np. napicia się soku z lodówki czy usmażenia jajecznicy jest miłą odmianą, pozwalającą na chwilę odpocząć napiętym nerwom - zarówno bohaterów jak i gracza.
Wrażenie realności wzbudza też sam wygląd gry. Pod względem grafiki wszystko wygląda bardzo dobrze. Lokacje w jakich się poruszamy są bogate w szczegóły, ulice pełne ludzi, samochody zachowują się jak samochody, a nie pchnięte bezwładnie klocki. W grze zastosowano motion capture, dzięki czemu sekwencje, poza pewnym wyjątkiem, wypadają świetnie. Dokładne zeskanowanie twarzy aktorów dało rewelacyjny efekt jeśli chodzi o mimikę. Ma się wrażenie, że widać nawet niewielkie drgania mięśni twarzy. Niestety jest jedno ale – kiedy w pełni przejmujemy postać i poruszamy się nią, efekt płynności ruchów znika całkowicie. Nagle bohaterowie z niewiadomych przyczyn zachowują się jakby połknęli kij i przypominają bardziej roboty niż żywych ludzi. Ale jest to jedyny mankament jaki zauważyłem.
Zabawię się twoim kosztem
Skoro wspomniałem wcześniej o zwyczajnych czynnościach i więzi z postaciami, muszę napisać, co się z tym łączy. Scenarzyści Heavy Rain mocno postarali się o to, żeby rozchwiać psychikę graczy i najmocniej jak się da utrudnić podejmowanie decyzji. Zapewne mistrz Hitchcock byłby zadowolony z początku, jaki tutaj zgotowano. Wszystko rozpoczyna się od radosnego, sielankowego wręcz dnia z życia Ethana, a dokładnie urodzin jego starszego syna. Gracz od razu zostaje wciągnięty w ten idylliczny obrazek, chce tam być, chce uszczknąć odrobiny tego szczęścia dla siebie. Ale gdy tylko mu się uda, od razu to traci i z zaciśniętymi szczękami obserwuje jak świat Ethana, wraz ze śmiercią jego syna, pęka niczym bańka mydlana. A to dopiero początek.
Jeśli ktoś szuka łatwego i przyjemnego tytułu, przy którym można się zrelaksować, to na pewno tutaj go nie znajdzie. Ciężki, duszny, czasami klaustrofobiczny klimat gry nie zmienia się nawet na chwilę. Jeśli pojawia się promyk nadziei to tylko po to, żeby nas podrażnić, pokazać ile jeszcze przed nami. Czemu więc się męczyć? Czemu poddać się huśtawce nastrojów? Odpowiedź jest prosta - bo nie mamy innego wyjścia. Jeśli nie wyłączymy gry w przeciągu pierwszej godziny, zostaniemy wciągnięci w bagno stworzone przez ludzi z Quantic Dream, a jedyną opcją będzie brnąć do przodu.
Tropem ludzkich zbrodni
Parę oddzielnych zdań należy też poświęcić fabule, bo to ona gra tutaj pierwsze skrzypce. Historia jaką poznajemy jest bardzo dobrze przemyślana. Scenarzyści zręcznie żonglują wątkami, podsuwając kolejne informacje, które działają jak krew wpuszczona do basenu z rekinami. Zdaje się, że nigdy nie mamy nic konkretnego, ledwie poszlaki, ale trop zdaje się na tyle świeży, że nie można go odpuścić. Wzbudza to ciekawą mieszankę uczuć: niecierpliwości, ciekawości i zawziętości.
Bardzo dobrze przemyślano samych bohaterów oraz postacie poboczne. Właściwie nie ma takiej, obok której można by przejść obojętnie. Każdy ma jakieś demony, które go ścigają, nikt nie jest bez skazy i mrocznej strony - jak w prawdziwym życiu. Choć minęło tyle czasu, od kiedy ścigałem Zabójcę z origami, to nadal potrafię wymienić każdą postać, która pojawiła się w grze - aż tak dobrze zapadają w pamięć.
Na ogromne uznanie zasługuje ilość dostępnych zakończeń. W zależności od podjętych decyzji, tropów i działań zakończenia mogą być skrajnie różne – od typowo hollywoodzkich happy endów, do ponurych i zachęcających do przegryzienia sobie żył. W trakcie rozgrywki trudno jest ocenić, co o czym decyduje i jakie będzie miało konsekwencje. Zastanawiamy się, czy przejść obok czegoś obojętnie, pomóc, przeszkodzić, pociągnąć za spust, czy darować życie – nie ma nic pewnego. Do tego ciekawym zabiegiem jest to, że wszyscy bohaterowie mogą zginąć lub przeżyć. W Heavy Rain nie ma mamy co liczyć na przybycie kawalerii i ratunek w ostatniej chwili, jesteśmy zdani tylko na siebie.
O Kapitanie, mój Kapitanie
Na koniec czas przyjrzeć się samej rozgrywce i sterowaniu, które różni się delikatnie od standardowego. O ile zazwyczaj stopień trudności gry oznacza jak twardzi i sprawni są nasi przeciwnicy, tutaj jest uzależniony od znajomości pada, a dokładniej jak trudne kombinacje wciskania klawiszy oraz ruchów drążka będzie trzeba wykonać aby coś zrobić. Oczywiście nie jest to nowość i tego rodzaju elementy pojawiają się i w innych grach, ale tutaj stanowią esencję rozgrywki, a nie mini gry. Jeśli ktoś grał we wcześniejszy twór Quantic Dream jakim jest Fahrenheit, dobrze wie o czym piszę. Dodatkowym elementem jest tutaj wykorzystanie możliwości, jakie daje czujnik ruchu w padach Sixaxis. Niektóre rzeczy wykonujemy potrząsając padem w górę i w dół lub w prawo i lewo – z boku wygląda to komicznie (albo, jak określił to mój znajomy, „żenująco”), ale daje niezłą frajdę. Niestety nie miałem przyjemności wypróbować Playstation Move, dlatego na chwilę obecną nie wiem jak sprawdza się w tym przypadku.
W przerwach między elementami zręcznościowymi i uczeniem się kolejnych kombinacji klawiszy, jakie można na raz wciskać (jest ich zadziwiająco dużo), mamy do dyspozycji różne lokacje, które w mniejszym lub większym stopniu są do naszej dyspozycji. Tutaj właśnie pojawia się wcześniej wspomniany problem ze sztywnością ruchów, ale dla mnie jest to mało istotny szczegół. Najważniejsze, że możemy chodzić i myszkować do woli. Co ciekawsze, możemy poruszać się nawet w trakcie rozmowy z kimś. Dzięki temu możemy na przykład oprzeć się o ścianę, przysiąść na stole itp. Robi to na prawdę pozytywne wrażenie.
Prawie jak film
Dzieło Quantic Dream jest bez wątpienia jedną z najlepszych pozycji jakie ukazały się na Playstation 3. Wcześniejsze porównania z filmami okazały się być jak najbardziej prawdziwe i określenie „interaktywny film” pasuje tutaj jak ulał. Największym minusem Heavy Rain jest długość - zaledwie 10 godzin gry. Z drugiej strony to 10 godzin daje więcej satysfakcji niż inne tytuły przez 20, albo i więcej. Do tego mogę zagwarantować, że jeden raz nie wystarczy i każdy da się zalać strugom ciężkiego deszczu kolejny raz.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę
Następnie przyszedł czas oczekiwania na demo, a gdy to się pojawiło, byłem nim zachwycony. Moje oczekiwania co do pełnego wydania wzrosły jeszcze bardziej, choć i tak były wysokie. Nie zdziwi wiec nikogo, jeśli napiszę, że w dniu premiery już miałem upragniony tytuł i zniknąłem dla świata, dając się pochłonąć strugom ciężkiego deszczu. Od tego momentu upłynęło już sporo wody w niejednej rzece i przyszedł czas na spokojnie, z dystansem ocenić dzieło Quantic Dream.
Niech rozpocznie się wyścig

Właśnie w tym momencie zostaje porwane kolejne dziecko. Odliczanie rozpoczęło się od nowa. Ojciec, Ethan Mars, otrzymuje widomość od porywacza – jeśli chce odzyskać syna, musi wykonać zadania, które ten dla niego wyznaczył. Za każde z nich otrzyma kolejne litery adresu, pod jakim znajdzie syna. Oprócz niego w pościg ruszają również: posługujący się sprzętem wykorzystującym rzeczywistość rozszerzoną agent FBI Norman Jayden, dziennikarka Madison Paige oraz Scott Shelby, prywatny detektyw. Graczowi przyjdzie poprowadzić każde z nich ku szczęśliwemu, bądź nie, finałowi.
Świat to suma szczegółów

Wrażenie realności wzbudza też sam wygląd gry. Pod względem grafiki wszystko wygląda bardzo dobrze. Lokacje w jakich się poruszamy są bogate w szczegóły, ulice pełne ludzi, samochody zachowują się jak samochody, a nie pchnięte bezwładnie klocki. W grze zastosowano motion capture, dzięki czemu sekwencje, poza pewnym wyjątkiem, wypadają świetnie. Dokładne zeskanowanie twarzy aktorów dało rewelacyjny efekt jeśli chodzi o mimikę. Ma się wrażenie, że widać nawet niewielkie drgania mięśni twarzy. Niestety jest jedno ale – kiedy w pełni przejmujemy postać i poruszamy się nią, efekt płynności ruchów znika całkowicie. Nagle bohaterowie z niewiadomych przyczyn zachowują się jakby połknęli kij i przypominają bardziej roboty niż żywych ludzi. Ale jest to jedyny mankament jaki zauważyłem.
Zabawię się twoim kosztem

Jeśli ktoś szuka łatwego i przyjemnego tytułu, przy którym można się zrelaksować, to na pewno tutaj go nie znajdzie. Ciężki, duszny, czasami klaustrofobiczny klimat gry nie zmienia się nawet na chwilę. Jeśli pojawia się promyk nadziei to tylko po to, żeby nas podrażnić, pokazać ile jeszcze przed nami. Czemu więc się męczyć? Czemu poddać się huśtawce nastrojów? Odpowiedź jest prosta - bo nie mamy innego wyjścia. Jeśli nie wyłączymy gry w przeciągu pierwszej godziny, zostaniemy wciągnięci w bagno stworzone przez ludzi z Quantic Dream, a jedyną opcją będzie brnąć do przodu.
Tropem ludzkich zbrodni

Bardzo dobrze przemyślano samych bohaterów oraz postacie poboczne. Właściwie nie ma takiej, obok której można by przejść obojętnie. Każdy ma jakieś demony, które go ścigają, nikt nie jest bez skazy i mrocznej strony - jak w prawdziwym życiu. Choć minęło tyle czasu, od kiedy ścigałem Zabójcę z origami, to nadal potrafię wymienić każdą postać, która pojawiła się w grze - aż tak dobrze zapadają w pamięć.
Na ogromne uznanie zasługuje ilość dostępnych zakończeń. W zależności od podjętych decyzji, tropów i działań zakończenia mogą być skrajnie różne – od typowo hollywoodzkich happy endów, do ponurych i zachęcających do przegryzienia sobie żył. W trakcie rozgrywki trudno jest ocenić, co o czym decyduje i jakie będzie miało konsekwencje. Zastanawiamy się, czy przejść obok czegoś obojętnie, pomóc, przeszkodzić, pociągnąć za spust, czy darować życie – nie ma nic pewnego. Do tego ciekawym zabiegiem jest to, że wszyscy bohaterowie mogą zginąć lub przeżyć. W Heavy Rain nie ma mamy co liczyć na przybycie kawalerii i ratunek w ostatniej chwili, jesteśmy zdani tylko na siebie.
O Kapitanie, mój Kapitanie

W przerwach między elementami zręcznościowymi i uczeniem się kolejnych kombinacji klawiszy, jakie można na raz wciskać (jest ich zadziwiająco dużo), mamy do dyspozycji różne lokacje, które w mniejszym lub większym stopniu są do naszej dyspozycji. Tutaj właśnie pojawia się wcześniej wspomniany problem ze sztywnością ruchów, ale dla mnie jest to mało istotny szczegół. Najważniejsze, że możemy chodzić i myszkować do woli. Co ciekawsze, możemy poruszać się nawet w trakcie rozmowy z kimś. Dzięki temu możemy na przykład oprzeć się o ścianę, przysiąść na stole itp. Robi to na prawdę pozytywne wrażenie.
Prawie jak film

Mają na liście życzeń: 2
Mają w kolekcji: 6
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:
lista życzeń
kolekcja
obecnie gram
Mają w kolekcji: 6
Obecnie grają: 0
Dodaj do swojej listy:



Tytuł: Heavy Rain
Producent: Quantic Dream
Wydawca: Sony Computer Entertainment
Dystrybutor polski: Sony Computer Entertainment Polska
Data premiery (świat): 23 lutego 2010
Data premiery (Polska): 24 lutego 2010
Platformy: PS3
Strona WWW: www.heavyrainps3.com/
Producent: Quantic Dream
Wydawca: Sony Computer Entertainment
Dystrybutor polski: Sony Computer Entertainment Polska
Data premiery (świat): 23 lutego 2010
Data premiery (Polska): 24 lutego 2010
Platformy: PS3
Strona WWW: www.heavyrainps3.com/
Tagi:
Heavy Rain