Harry Potter i Insygnia Śmierci: część II

Wielki finał

Autor: Krzysztof 'Azgaroth' Pietrzyk

Harry Potter i Insygnia Śmierci: część II
To już definitywny koniec wielkiej przygody czarodzieja Harry'ego Pottera, na którym zdążyło wychować się całe pokolenie. Najpierw były książki, które zawładnęły wyobraźnią milionów czytelników na całym świecie; pomysłowa fabuła, ciekawi bohaterowie i lekki styl sprawiły, że powieści o przygodach młodego maga rozchodziły się w niewyobrażalnie wielkim nakładzie. Taki sukces nie mógł pozostać niezauważony przez Hollywood i kilka lat po premierze pierwszego tomu, fani otrzymali jego adaptację.

Niestety, w porównaniu do poziomu, jaki trzymały powieści, filmy prezentowały się różnie; ja sam uważam je za jedynie dodatek do książek. Jak zatem wypadł wielki finał i czy dorównuje choć odrobinę pierwowzorowi?

Film podejmuje wątki nierozwiązane w pierwszej części – Harry Potter wciąż szuka horkruksów, których zniszczenie ma umożliwić mu pokonanie Czarnego Pana. Z kolei Voldemort czuje, że zaczął przegrywać tę wojnę, dlatego decyduje się na frontalny atak na mury samego Hogwartu.

W wielkim finale serii skupiono się przede wszystkim na ostatecznej konfrontacji Harry'ego z Voldemortem. Akcja nabiera zawrotnego tempa by zakończyć wszystko pośród wybuchów czarów i walących się ścian Hogwartu. Niestety, reżyserem kolejnej części pozostał David Yates, który ponownie udowodnił, że jest jedynie sprawnym rzemieślnikiem pozbawionym wyobraźni. Dysponując takim materiałem wyjściowym nie mógł stworzyć nieudanego filmu, ale też mógł zrobić coś o wiele lepszego, niż to, czym ostatecznie jest filmowy Harry Potter i Insygnia Śmierci – część II. W ostatniej części bohaterowie odgrywają najmniejszą rolę, sprowadzeni jedynie do funkcji statystów. Wszystko dzieje się tak szybko, że ciężko znaleźć czas, by zastanowić się nad postępowaniem postaci, czy też ukazać jakiś dłuższy dialog. I choć tym razem poświęcono więcej "miejsca" profesorowi Snape'owi, to i tak szkoda, że zdecydowano się na to tak późno, oraz że jest to tylko jedna retrospekcja. O zaniedbaniach dokonanych w stosunku do innych bohaterów aż żal wspominać.

Od momentu, kiedy przeczytałem książkę, wiele oczekiwałem od Bitwy o Hogwart. Niestety, nie jest ona tak epicka i dramatyczna jak sobie wyobrażałem. Oczywiście wiele scen robi bardzo dobre wrażenie, ale odczułem niedosyt. Wszystko trwało za krótko, działo się zbyt szybko i nie zostało tak dobrze nakręcone, jak mogło. Również pojedynki czarodziejów nie wywołały we mnie większych emocji. Na szczęście Yates tym razem ograniczył scenki humorystyczne, jednak nie byłby sobą, gdyby – niestety – jakichś nie wcisnął na siłę.

Przyszło nam żyć w czasach, w których do każdego tytułu "dokleja się" to nieszczęsne 3D. Nie byłoby może problemu, gdyby ów trzeci wymiar robiono za każdym razem starannie i od podstaw, a nie zadowalając nas jedynie cyfrową konwersją. W przypadku Harry'ego Pottera mogę opisać efekt trójwymiaru jako kpinę i bezczelne wyciąganie pieniędzy od widzów. Głębi obrazu praktycznie nie ma; zauważyłem może ze trzy sceny, w których faktycznie coś tam było w 3D i to wszystko. Różnica pomiędzy 2D a 3D jest w tym przypadku prawie niezauważalna, co innego różnica w portfelu.

Harry Potter i Insygnia Śmierci: część II to z pewnością nie najlepszy, ale także nie najgorszy film z całej serii. Można było poczuć emocje, akcja była efektowna, a finał odpowiednio duży. W rękach lepszego reżysera istniałaby szansa na coś zdecydowanie lepszego, ale i tak nie jest źle. Jednak mimo wszystko lepiej zawsze przeczytać książki jeszcze raz, bo ekranizacje Potterów to ledwie półśrodek.