» Recenzje » Harry Potter i Insygnia Śmierci: część I

Harry Potter i Insygnia Śmierci: część I


wersja do druku

Początek końca

Redakcja: Kamil 'New_One' Jędrasiak

Harry Potter i Insygnia Śmierci: część I
Harry Potter w wersji filmowej towarzyszy widzom na kinowych ekranach już od dziewięciu lat. Przez ten czas ekranizacja przeżywała wzloty i upadki, lepsze i gorsze chwile. Z każdym kolejnym filmem seria dojrzewała, a młodzi aktorzy odgrywający główne role dorastali. Wszystko ma swój początek, ale również i koniec, a Harry Potter i Insygnia Śmierci: część I jest pierwszym aktem wielkiego finału.

Decyzja o pozostawieniu Davida Yatesa na stanowisku reżysera nie wzbudziła we mnie wielkiego entuzjazmu. Zakon Feniksa i Książę Półkrwi były zdecydowanie gorsze od filmów Newella i Cuarona. Dodatkowym utrudnieniem mógł być fakt, że w tej części stosunkowo niewiele się dzieje. Yates zrealizował obraz, który dobrze charakteryzuje całą serię. Jest bardzo nierówny: z wieloma świetnymi momentami, ale także takimi, które były kompletnie niepotrzebne i tylko psuły efekt całości.

W świecie Harrego Pottera zaszły ogromne zmiany. Lord Voldemort zdobywa coraz większą władzę. Rozpoczynają się represje i prześladowania, a Ministerstwo Magii to marionetka na usługach Czarnego Pana. To już nie jest radosny, magiczny świat, który poznali mali czarodzieje. Teraz jest to świat brutalny, mroczny, któremu blisko do państwa totalitarnego. Nasza trójka bohaterów: Harry, Ron i Hermiona stale muszą się ukrywać i uciekać przed Śmierciożercami. Pozostawieni sami sobie odkrywają swoją bezradność i zagubienie w sytuacji, która zaczyna ich przerastać.

Decyzję o rozdzieleniu na dwie części ekranizacji ostatniego tomu uważam za słuszną. Niemożliwe byłoby przeniesienie całej fabuły książki do jednego filmu. Dodatkowo, dzięki takiemu zabiegowi reżyser mógł wyraźnie wyróżnić stylistycznie tę część, która pod pewnymi względami jest inna od pozostałych. Pewnym zaskoczeniem może być tak mała ilość magii w Insygniach Śmierci. Zdjęciom, lokacjom oraz scenografiom bliżej do realizmu, niż fantazyjnego gotyku, przez co można się lepiej wczuć w przedstawiony świat. Wszystko skąpane jest w zimnych barwach, co jeszcze bardziej podkreśla ponury charakter oglądanych scen. Oprócz zdjęć, dobre wrażenie podczas seansu robi również montaż. Scen akcji jest niewiele, ale każda zrealizowana jest perfekcyjnie.

Jednak nie akcją Harry Potter stoi. W dużej mierze jest to film o relacjach między trójką głównych bohaterów. Tempo narracji jest powolne, ale na tyle dobrze wyważone, żeby nie nudzić widza. Niestety, już tutaj można napotkać pierwszy zgrzyt. O ile dorosła obsada jest dobrana perfekcyjnie, a sceny z Heleną Bonhan Carter czy Imeldą Satuton to istne perełki, o tyle odtwórcy głównych ról już tacy dobrzy nie są. Mimo, że Emma Watson w roli Hermiony prezentuje w miarę niezły poziom, to aktorstwo Ruperta Grinta i Daniela Radcliffe'a pozostawia – kolokwialnie rzecz ujmując – sporo do życzenia. Niestety, zarzut ten nie dotyczy tylko Insygniów Śmierci, ale całej serii.

To, co przeszkadzało mi najbardziej to humor. Reżyser na szczęście zdołał go ograniczyć i ta część nie przypomina komedii, niczym Książę Półkrwi. Problem nie leży w ilości żartów, ale w momentach, kiedy je zastosowano. Yates wykazuje się kompletnym brakiem wyczucia w tej kwestii. Nawet najbardziej dramatyczna i straszna scena zostaje spointowana dowcipem. To kompletnie psuje efekt i po prostu denerwuje. Największa w tym zasługa postaci Rona. Chyba jako jedyny nic się nie zmienił przez te wszystkie filmy. Nadal jest to fajtłapowaty rudzielec z zabawnymi – przynajmniej w założeniu – kwestiami.

Mimo reżyserskich potknięć, mogę zaliczyć Insygnia Śmierci do filmów zgoła udanych i określić jednym lepszych w całej serii. Świetna realizacja i przesunięcie środka ciężkości filmu na bardziej dramatyczne aspekty zaowocowało całkiem niezłym efektem końcowym. Oczywiście wolałbym, żeby reżyser nie upychał scen humorystycznych tam, gdzie są niepotrzebne, a aktorstwo głównych bohaterów było lepsze, jednak nie są to na tyle duże zastrzeżenia, by przekreśliły w moich oczach cały film. Jest to jedna z lepszych i na pewno mroczniejszych odsłon przygód Harrego Pottera, którą warto zobaczyć.

PS. Film oglądałem z polskim dubbingiem.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


7.0
Ocena recenzenta
Tytuł: Harry Potter and The Deathly Hallows: Part I
Reżyseria: David Yates
Scenariusz: Steve Kloves
Muzyka: Alexandre Desplat
Zdjęcia: Eduardo Serra
Obsada: Daniel Radcliffe, Emma Watson, Rupert Grint, Tom Felton, Jason Isaacs, Ralph Fiennes, Helena Bonham Carter, Alan Rickman, Michael Gambon, Robbie Coltrane
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2010
Data premiery: 19 listopada 2010
Czas projekcji: 146 min.
Dystrybutor: Warner Bros. Entertainment Polska Sp. z o. o.



Czytaj również

Komentarze


Iman
   
Ocena:
0
Nie mogę się zgodzić z zarzutem wobec humoru. Moim zdaniem humor właśnie dość dobrze równoważył te trudne dla bohaterów sceny. Ciężko było by wytrzymać tyle śmierci i mrocznej atmosfery przez dwie godziny filmu. Co nie zmienia faktu, że rzeczywiście było kilka (ale nie sądzę, żeby więcej niż 2) scen, w których humor nie był raczej zamierzony, tylko tak przypadkiem wyszło (tutaj też się zgodzę, że przez Ruperta).
06-12-2010 10:34
karp
   
Ocena:
0
Nie czytalem książek o Harrym Potterze, ale na kolejne częsci chadzam regularnie do kina. Insygnia śmierci to moim zdaniem jedna z najsłabszych, o ile nie najsłabsza część cyklu. Nie zgadzam siez recenzentem w kwestii podzialu filmuu na dwie części, jak dla mnie chodziło tylko i wyłącznie o wyciągnieci kasy dwa razy, dobro obrazu, czy oglądacza nic do tego nie ma. Film jest pełen dłużyzn i nudy, jakd dla mnie spokojnie możnaby wyciąć z niego 30-45 minut.

[spoiler]Na scenie "tańca w namiocie" nie bylem w stanie powstrzymać sie od śmiechu, czym zrobiłem obciach siostrzenicy. Nawet Nick Cave nie był w stanie uratować tej sceny[/spoiler]
06-12-2010 11:14
Scobin
   
Ocena:
0
Trudno mi porównać z innymi częściami cyklu (filmowego), bo skończyłem oglądanie na 3 czy 4, a teraz poszedłem z ciekawości. Ale poza tym zgadzam się z karpiem, film jest strasznie przeciągnięty. A szkoda, bo pierwsze sceny (zaklęcie zapomnienia!) czy film animowany były naprawdę dobre.

Chociaż akurat scena w namocie mi się podobała. :-)
06-12-2010 13:45
nimdil
   
Ocena:
+1
Film jest beznsensownie przeciągnięty pod tytułem "nasza kura znosząca złote jaja zdycha - dajmy jej jeszcze rok!"
06-12-2010 14:38
~Sakiyansi

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Zgadzam się z opinią autora w 100%. Fanem Harrego nie jestem ale przynajmniej po tej częsci nie miałem odruchów wymiotnych w połowie oglądania. Wszystko jest całkiem nieźle wyważone dzięki czemu film wypada dobrze na tle chociażby poprzedniej częsci.
06-12-2010 14:53
~Sikor

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Po części się zgadzam z recenzentem. To przeciąganie w niektórych momętach filmu było usypiające jak kawały sztrasburgera. Scena z tańcem była troche dziwna, jak na mój gust, ale nie można powiedzieć, że zła (inna). Powinni wyciąć sceny z "patrzeniem sobie w mordę" i zmieścić film w jednej cz. Ale powiedzcie szczerze, kto nie pójdzie na 2. część ? :p Ja też na to nażekam, ale nie wyobrażam sobie, ominięcia tego filmu. To właśnie zbijanie kasy
07-12-2010 00:27
ThimGrim
   
Ocena:
0
Ja czytałem cały cykl i oglądałem wszystkie filmy. I każda kolejna część filmu jest w zasadzie gorsza (no okej: powiedzmy tak od 4 części)- może nie jakoś diametralnie gorsza bo nie spada poniżej przyzwoitego poziomu ale jednak. A ostatnią część rozłożyli na dwie części pewnie dlatego żeby wyciągnąć kasę ale chyba również dlatego, że nie chcieli robić z tego "Powrotu Króla"- bo mnie odbytnica po tej części Harrego już bolała a film nie był w sumie taki długi...

Ps. A propos sceny w namiocie- jakkolwiek śmieszna by ona nie była, to w książce chyba był podobny motyw i miał on związek z tym "horokruksem"- trzeba było robić coś wesołego żeby nie popaść w deprechę. Ale może źle pamiętam...
08-12-2010 15:05

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.