» Wampir: Requiem » Bohaterowie niezależni » Hank 'Black Dog' Pierce

Hank 'Black Dog' Pierce


wersja do druku
Redakcja: -1
Ilustracje: Anna 'Otai' Kmiecik

Hank 'Black Dog' Pierce
Tam. Tam ją postaw. Nie, kurwa. Spójrz na mój palec. Gdzie wskazuje? Kurwa, przecież na pewno nie tam, gdzie stoisz. Bierz tę skrzynię i spierdalaj mi z nią na zaplecze. Sam, sam, kurwa, wszystko powinienem robić. Dziwne, że jeszcze przy was nie osiwiałem, jełopy. E! Jak już zaniesiesz tę skrzynię, to przyjdź do mnie na moment.

Historia
Pierce urodził się w londyńskiej rodzinie robotniczej. Z dumą mówi o warstwie z której się wywodzi, o miejscu w którym stawiał swe pierwsze kroki tak wiele lat temu. Przekroczył już bowiem czterdziestkę, a i to nie przed rokiem, bynajmniej. Ludzie o tym wiedzą - każdy w okolicy wie - ale nikt by mu tyle nie dał. Zapytaj obcego, kogoś kto nie zna Pierce'a. Nikt nie da mu więcej niż 35. A przecież już od kilkunastu lat prowadzi knajpę "The Gryphon and the Hammer" o której można śmiało powiedzieć, że stanowi całe jego życie i nie będzie w tym stwierdzeniu cienia przesady. Hank nie ma żony, dzieci. Owszem, jakieś kobiety bywają, raczej nie narzeka na samotność, żadnej jednak nie traktował do tej pory poważnie. Black Dog wciąż czeka na tę która nim wstrząśnie, choć zapewne sam by tak nie powiedział. Krążą plotki, że ma na koncie jakiś wyrok, ale brak na to dowodów. Nikt nic konkretnego nie wie, po prostu ktoś słyszał od kogoś, że jeszcze ktoś inny dowiedział się od kuzyna, który pomieszkiwał z gościem z Newham, że Pierce miał swego czasu problem z sądami i prokuratorem. Może ma to coś wspólnego z faktem, że w pewnym okresie kariery Hank był fałszerzem?

Charakter
Jest cierpliwy. To znaczy - jest cierpliwy na swój sposób. Nie oznacza to jednak, że jest spokojnym facetem. Wręcz przeciwnie - owszem, potrafi poczekać. Nie należy jednak się pomylić i przyjąć, że lubi to robić. Nie można byłoby być bardziej odległym od prawdy. Jeżeli istnieje jakaś możliwość przyspieszenia spraw (czy będzie chodziło o kolejkę w sklepie, dostawę piwa, czy paczkę na którą od kilku dni czeka), to Pierce skwapliwie z niej skorzysta. I "jakaś" oznacza tu naprawdę dowolną - brutalną siłę, perswazję, pieniądze.

Black Dog nie znosi czekać - czuje się wtedy jakby życie mu przeciekało przez palce. Dopóki sytuacja go do tego nie zmusi, będzie stosował uniki, ale jeśli okaże się, że po prostu musi czekać, wtedy cóż, w porządku, skoro nic się nie da zrobić, to należy spokojnie czekać. Ale nie wtedy, gdy pozostają jeszcze jakieś opcje do wykorzystania. Wszystko, co może zaprocentować czasem, jest mile widziane. Potrzebujesz zapewnić sobie dobre układy z Black Dogiem? Pomóż mu oszczędzić czas który jest potrzebny do wykonania jakiejś sprawy. Hank o takich przysługach nie zapomina.

Pierce nie przepada za skinami do których sam niegdyś należał, a przynajmniej za tym odłamem który głosi rasistowskie hasła. Newham było bardzo zróżnicowane etnicznie i gang skinów, w którym Hank się w młodości udzielał składał się z głównie z białych i czarnych - na jednych i drugich zawsze mógł liczyć, jedni i drudzy nieraz udowodnili mu swoją wartość tak fizyczną, jak i umysłową. Stąd niechęć Black Doga którą w otwarty sposób okazuje skinom związanym z prawą stroną sceny politycznej. Ruch z czasów jego młodości stał się czym innym, nie oznacza to jednak, że musi być z tego faktu zadowolony.

Wygląd
Dobrze zbudowany facet, o bujnych włosach, które często ułożone są w jakiś ciekawy sposób. U prawej dłoni brakuje mu dwóch palców - małego oraz serdecznego. Zapytany jak je stracił odpowiada coś na temat picia przy maszynie drukarskiej i zbytniej pewności siebie, gdy był "pierdolonym gówniarzem". Z lewej strony klatki piersiowej ma tatuaż "E15", czyli kod pocztowy West Ham, skąd się wywodzi. Najczęściej nosi jeansy o prostym kroju, koszulę w kratę. Zawsze jest czysty, a ubranie ma starannie wyprasowane i świeże. Z tylnej kieszeni spodni wystaje mu zazwyczaj metalowy grzebień o naostrzonych zębach. Bywalcy knajpy przekonali się już parę razy, jak skuteczny może on być w roli broni.

"The Gryphon and the Hammer"
To miejsce stanowi centrum życia Hanka. Cokolwiek robi, robi to z myślą o swoim małym klubie. Właśnie tutaj można go zazwyczaj spotkać. Widać po nim wyraźnie, że "Gryf i Młot" nie jest dla niego tylko sposobem na zarobienie pieniędzy. On w to miejsce wkłada własne serce, całą swoją duszę. Powoduje to rzecz jasna pewne komplikacje, gdy ktoś wypowiada się o jego interesie w niepochlebnym tonie. Chcesz nadepnąć Pierce'owi na odcisk? Wygłoś jakiś głupi komentarz na temat nazwy. Efekt gwarantowany. A skoro o tym mowa - co właściwie sprawiło, że Black Dog właśnie w ten sposób nazwał klub? Połączył w ten sposób swoje dwie pasje, dwa elementy swojej bogatej przeszłości. Pierwszy człon nazwy - Gryf - wywodzi się od zajęcia, którym wcześniej Hank zarabiał na życie - był poligrafem. Bardzo dobrym, właściwie można powiedzieć, że za dobrym. Gdyby był nieco słabszy w swoim fachu, to zapewne nie zabrałby się za fałszerstwa. To z kolei oszczędziłoby mu wielu kłopotów, w które jego życie zaowocowało gdy swoją "robotę" wcisnął w dość dużej ilości kilku chłopakom z East Endu. Nie można powiedzieć, żeby byli zadowoleni, kiedy zorientowali się, że zapłacił im zadrukowanym papierem wartym mniej więcej tyle samo, co kolumna Marjorie Proop z "The Daily Mirror", gdyby została pocięta na banknoty. Ciekawy jest fakt, że choć Pierce lubi opowiadać o różnych rzeczach których dokonał w swoim życiu, to jakoś nikt do tej pory nie usłyszał z jego ust historii pt.: "Jakim cudem kilku bardzo zdenerwowanych panów z East End nie urwało mi dupy". A wielu chciałoby ją usłyszeć. Równie wielu, jak tę o tytule: "Skąd wziąłem pieniądze na kupienie starego magazynu i jego całkowitą renowację, a następnie otwarcie w tym miejscu klubu, skoro nie pracowałem i żaden bank nie dałby mi kredytu". Co bardziej podejrzliwi są zdania, że te opowieści mogą się ze sobą w jakiś sposób łączyć. Hank jest na razie niechętny udzielaniu informacji. Mniej więcej tak samo, jak niechętny jest osobom, które narzekają na jego knajpę. Dla stałych bywalców to wystarczający powód, żeby nie być zbyt dociekliwym.

Druga część nazwy - Młot - łączy się z miastem, z którego wywodzi się Pierce. Z klubem, któremu Hank pozostaje wierny od dzieciństwa. "The Gryphon and the Hammer" stanowi bastion West Ham United w okolicy. Naturalnie nie wszystkim klientom odpowiada ta drużyna i takie afiszowanie się ze strony Pierce'a, ale jak wielu dokładnie - ciężko powiedzieć. Ludzie odczuwają pewien dyskomfort, gdy mają mówić co im się nie podoba u Black Doga, więc radzą sobie z nim w prosty sposób - po prostu na ten temat się nie wypowiadają.

Co powoduje, że knajpa Hanka jest tak bardzo popularna? Co sprawia, że wszyscy tak bardzo się liczą z jej właścicielem? Po pierwsze - z nieznanych przyczyn policja tu nie zagląda. Naloty, przeszukania - u Black Doga tego nie uświadczysz. Przekroczenie progu jest tożsame z przejściem pewnej granicy, wkroczeniem do azylu, jakim w średniowieczu był kościół. Bójki są niezmiernie rzadkie - głównie dlatego, że zazwyczaj kończą się osobistą interwencją właściciela. Nie chodzi nawet o to, że można być wówczas pewnym pojawienia się braków w uzębieniu (Hank ma naprawdę potężne ciosy lewą). Prawdziwym problemem byłoby usłyszenie, że nie ma się po co przychodzić, bo knajpa będzie dla delikwenta zamknięta na głucho. Zbyt wiele Black Dog oferuje swoim klientom. No właśnie, to jest drugi i główny powód popularności "Gryfa i Młota". Tutaj można dostać wszystko, absolutnie wszystko. Musisz tylko wiedzieć czego szukasz, a i to nie zawsze.

Większość ludzi zadowala się alkoholem, ewentualnie lekkim ćpaniem - ci przychodzą do Hanka rzadko, a jeśli już to tylko po to, żeby mieć pewność, że nie przyczepi się do nich jakiś nadgorliwy glina. Szukający czegoś poważniejszego przyłażą do Pierce'a nieco częściej, ale istnieją też inni ludzie w okolicy, którzy mogą im sprzedać to, czego pragną. "Koneserzy", ludzie mający chęć spróbować czegoś wyjątkowego - oni są przez Black Doga przyciągani jak ćmy przez płomień, to oni ciągle tu bywają. Przychodzą raz, w poszukiwaniu czegoś innego niż znają i... I potem wracają. Wracają do Hanka i wracają do drzwi prowadzących do Pokoju.

Pokój znajduje się na w piwnicach klubu - ma on bowiem dwa poziomy: naziemny i podziemny. Na górze życie toczy się jak w dowolnym innym miejscu tego typu - oglądanie meczy, picie piwa, czasem poskakanie przy jakiejś muzyce. Na dole wygląda to już nieco inaczej. Teoretycznie każdy może tutaj zejść, ale praktycznie... Cóż, niewiele osób to robi. Właściwie tylko ci, którzy dostają od Hanka jego legendarny towar i ci, którzy chcą wejść do Pokoju, ale nie mogą. Nikt nie wie czym kieruje się Hank przy selekcji osób, którym pozwala przekroczyć próg, ale większość z jego bywalców to nietutejsi. Z kolei żadna z osób, które weszły do środka nie ma chęci podzielić się swoimi przeżyciami. A Pokój rozpala wyobraźnię zgromadzonych coraz bardziej.

Klub Hanka obrósł legendą także z innego powodu. Był on jednym z pierwszych miejsc, w których występował słynny, tragicznie zmarły, DJ Nut. Bywał tu często i należy przyznać, że całkiem sporo nowych osób zaczęło tu ściągać właśnie ze względu na jego sławę. "Gryf i Młot" jest miejscem o całkiem niezłej opinii. Może dlatego, że klienci nie mają nawyku mówienia o rzeczach, których bywają tam świadkiem. Black Dog nie przepada za gadułami. Zresztą, chyba nie należy się dziwić - mogłoby zaszkodzić interesowi, gdyby rozeszło się po okolicy, że już parę osób z "Gryfa i Młota" wyniesiono nogami do przodu. Pamiętaj o tym, gdy następny raz wybierzesz się tam, żeby zaćpać coś "niesamowitego", coś "nie z tego świata, słowo, kurwa, daję".

Zahaczka - "Chłopie, wciskanie trefnej kasy gościom trzęsącym East Endem, to naprawdę kurewsko zły pomysł..."
Pierce może być wampirem, ghulem, może Uratha... Możliwości są różne. W zależności od wyboru, pojawiają się następujące opcje.

Historia z panami z East End wcale nie skończyła się tak bezboleśnie, jak Hank o tym mówi. Rzeczywiście - swoje dwa palce stracił za sprawą picia przy maszynie. Może gdyby tej nocy się nie nachlał, panowie z którymi robił wtedy interesy nie zorientowaliby się, że wciska im fałszywe banknoty własnej roboty. Może coś zepsuł z pasowaniem, może źle dorobił kolor... To już nieistotne. Dość, że zepsuł tę partię i wpadł. Na początku kosztowało go to dwa palce. Później doszło kilka lat z życia. Chłopcy postarali się, żeby to Hank trafił do więzienia gdy jakiś czas później umoczyli. Obecnie zaś... Może od początku.

Panowie, których Pierce chciał wykiwać pracowali dla wampira. Sami, naturalnie, nawet o tym nie wiedzieli, ale stanowili część jego "zaplecza finansowego". Black Dog swoim niefortunnym posunięciem popełnił dramatyczny błąd - wkroczył bardzo raźnym krokiem w obszar zainteresowań pewnego Ventrue. Tylko dlatego zakończyło się na utracie dwóch palców, a nie ostatecznym zgonem. Przynajmniej na razie. Hank otworzył lokal za pieniądze, które otrzymał od swojego "przewodnika" i zrobi wszystko, żeby go prowadzić jak należy. Zdaje sobie sprawę, że gdyby coś mu nie wyszło, bardzo łatwo mógłby zostać przesunięty z kategorii "obiecujący" do "niezadowalający" lub - co gorsza - "bezużyteczny". A raczej żaden ghul nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji. Jeśli uznać, że Hank należy do Spokrewnionych, to należy zrezygnować z tych kilku lat więzienia na rzecz kilku lat w społeczności wampirów. Innych istotnych różnic raczej nie ma.

Gdyby jednak Hank był Uratha... Panowie z East Endu z którymi Pierce zadarł wszystkie te lata temu, to Nieskalani z plemienia Płomiennych. Trzeba przyznać, że poczuli się bardzo dotknięci tym, iż próbował ich okłamać. Oni zawsze byli szczerzy, tego wymaga od nich przecież Gurim-Ur, a spotkali się w zamian z fałszem. Czy mogli zostać bardziej utwierdzeni w swojej opinii o Odrzuconych? Zdradzieckich, kłamliwych psach, niegodnych wywodzić swą linię od Ojca. Faktycznie, bliżej im do Matki - dziwki nieustannie odmieniającej swoje oblicze.

Pierce miał sporo szczęścia, że zakończyło się tylko na utracie dwóch palców. Jednak jego wpadka kosztowała życie dwóch Odrzuconych. "Gryf i Młot" to próba spłaty długu wobec społeczności Uratha. Tutaj można się schronić przed wszelkimi problemami - stary Pierce dba o to, żeby w jego lokalu panował spokój, za dobrze wie co oznacza ten nieznośny ból w środku. Ale co jeśli pewnego próg przekroczy jeden z wilkołaków z East Endu? Nieskalani mają przecież znakomitą pamięć, gdy chodzi o urazy lub zdradę. Co jeśli Hank, który odrzucił już plemię i jest jedną z Wilczych Zjaw, zdecyduje się - o ile dana mu będzie taka szansa - odrzucić także Patronat?

Przez te wszystkie lata naoglądał się fałszu, widział intrygi jednych Odrzuconych przeciw innym, był świadkiem kłamstw prowadzących do dramatów. Może Nieskalani mieli rację, gdy te wszystkie lata temu ostrzegali go, że spadkobiercy Luny nie mogą zwać się też spadkobiercami Wilka? A może Hank postanowi zostawić na jakiś czas knajpę i wrócić do Londynu, aby wyrównać porachunki z dawnych lat? Pewnie przydałaby mu się pomocna dłoń Uratha, którzy często przesiadywali w jego lokalu.

Zahaczka - "Nie podoba mi się to, co tam u siebie wyczyniasz, Hank. Bardzo nie podoba mi się, co robisz z tym miejscem..."
Jak było wcześniej wspomniane, to właśnie w "Gryfie i Młocie" zaczynał swoją muzyczną karierę Tobias Alister Tosh. Z biegiem lat przekonał się, że jego pobyt w tym miejscu zaowocował nie tylko sławą DJ-a, ale też przyjęciem w szeregi Spokrewnionych. I trzeba przyznać, że bardzo mu się nie spodobało to, czego się dowiedział.

Black Dog jest ostatnio dość nerwowy. Słyszał o końcu Madame Cathré i zdaje sobie sprawę, kto może za Alisterem stać. Wolałby, żeby chłopak nie złożył mu wizyty. Szkoda, że w życiu zwykle nie układa nam się tak, jak sobie tego byśmy życzyli - prawda? A Tobiasowi bardzo się nie podoba, że Hank żeruje na jego legendzie i przyciąga w ten sposób rzesze potencjalnych ofiar wampirów i ma naprawdę dużo do powiedzenia na ten temat.

W wariancie wilkołaczym sytuacja prezentuje się w bardziej skomplikowany sposób. Być może istotnie Alister został wyłapany przez Spokrewnionych u Hanka, być może nie - tak naprawdę to nie ma znaczenia. Istotne jest, że Tosh wierzy, że właśnie tak było. A to powoduje, że knajpa "Gryf i Młot" staje się cholernie gorącym miejscem. Najpierw mamy Odrzuconych, którzy najchętniej utrzymaliby obecne status quo - nie jest może najlepiej, ale od wielu lat sprawdza się taki model azylu, jaki tutaj stosują. Lokalne Beshilu (jeśli w pobliżu są) bez wątpienia mają zdanie wprost przeciwne i będą dążyć do zaognienia sytuacji. Nieskalani z chęcią skorzystają z każdej sposobności, żeby pozbyć się kolca w dupie którym od dawna jest dla nich Hank ze swoją knajpą. Tosh stoi w opozycji zarówno do wampirów, jak i wobec Pierce'a i Uratha - za sprawą swoich rojeń o roli "Gryfa i Młota" w jego Przeistoczeniu. Wreszcie same wampiry są niezadowolone z obecności wilkołaków, a niepokoi je możliwość połączenia sił przez Odrzuconych i Alistera. Kto kogo kim poszczuje? W garze wrze. Pokrywka raczej długo nie wytrzyma. Tosh staje się dziką kartą, a zasady rozgrywki zaczynają zmieniać z minuty na minutę. Możliwości Uratha mają mnóstwo. Trzeba tylko podjąć decyzję, co jest priorytetem.

Zahaczka - Pokój
Bywalców dolnej kondygnacji klubu Black Doga to miejsce wręcz fascynuje. Obrosło już mitami. Ci wszyscy ludzie, którzy pojawiają się tutaj raz na jakiś czas - zdarza się, że w dwie soboty z rzędu, bywa też, że przez kilka tygodni nic się nie dzieje, a potem, w pewną sobotę - znowu tu są. Spotkania w Pokoju zawsze mają miejsce w sobotę. Zawsze zamykany jest wtedy dół i lepiej, żeby nikt nie próbował tam zejść w czasie, gdy Pierce przyjmuje swoich gości. Można dołączyć do państwa, którzy wyszli z klubu po cichu, w czarnym worku. Hank jest wtedy bardzo drażliwy jeśli chodzi o prywatność. I schodzą się oni. Różny wygląd, różny wiek - ciężko byłoby wskazać co może ich wszystkich łączyć. A jednak coś takiego istnieje, musi istnieć. Może to krew, którą wszyscy muszą spożywać? A może wręcz przeciwnie, może to coś podobnego, a jednak całkiem innego - Krew, Wilcza Krew, która płynie w żyłach ich wszystkich? Może owładnęły nimi duchy? Może po prostu są to ludzie, którzy zajmują się rynkiem narkotykowym? A skoro o tym mowa, to właściwie czemu ograniczać się do tej jednej części półświatka? Może z racji tego, że policja nigdy nie wkracza do "Gryfa i Młota" zbierają się tutaj różni decydenci przestępczości, żeby w całkowitym spokoju i warunkach tymczasowego rozejmu gwarantowanego przez Hanka omówić różne sprawy, interesy? A może to po prostu znajomi Hanka z dawnych lat, którzy raz na jakiś czas wpadają tu z Londynu, a sam Hank jest zwykłym gościem prowadzącym bar? Owszem - z kartoteką, okresem aktywności w gangu, ale teraz starającym się żyć w zgodzie z prawem? Dlatego współpracuje z policją, dlatego nie ma nalotów na jego bar, dlatego w Pokoju azyl mogą znaleźć policyjni tajniacy albo osoby objęte programem ochrony świadków, gdy są transportowane z jednego miejsca na drugie?

Zahaczka - "Szukam czegoś... Wiesz? Takiego konkretnego. Rozumiesz? Staaary, coś nowego mi daj, a nie to samo gówno, co wszyscy..."
U Black Doga jest zatrzęsienie ćpania. Musisz tylko wiedzieć na kogo się powołać w rozmowie z Hankiem. I liczyć z tym, że zostaniesz sprawdzony. Dla twojego dobra - lepiej, żebyś nie próbował oszukać Pierce'a. Źle to znosi. Jest tutaj wszystko - poczynając od marihuany (której nie traktuje się w tym klubie poważnie, ale dla studencików z Oxfordu mają coś na stanie), haszyszu poprzez amfetaminę, LSD, do morfiny, heroiny. Naturalnie, jeśli szukasz czegoś, hmm, tradycyjnego. Tyle że szkoda się po te rzeczy fatygować do Hanka - można je dostać także w innych miejscach. Chyba, że bierzesz ja przy okazji, razem z "prawdziwymi" zakupami. Widzisz, jeśli chcesz czegoś nowego, masz ochotę na ciekawe wrażenia - stary Black Dog umie to zagwarantować. Szkoda, że czasem ludzie schodzą z tego padołu, gdy popróbują jego specyfików, ale tak to już jest. Jak się ma pecha, to możne serducho stanąć i z głupszego powodu niż lekki trip. Nikt nie ma pojęcia na bazie jakiej substancji są dragi, które sprzedaje Hank. Najlepsi studenci chemii z pobliskiego uniwersytetu oxfordzkiego nie są w stanie rozszyfrować formuły. Dość powiedzieć, że wszyscy wracają po więcej. A jeszcze nie było takiej sytuacji, żeby Pierce był bez towaru. Może to właśnie jest też tajemnica Pokoju - może tam Black Dog ma swoją małą pracownię, w której warzy swoje cudeńka?
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę



Czytaj również

Prawa ręka Pana
Adrian Szyszko
Antagonista do Wilkołaka: Odrzuconych
Xin
Xin

Komentarze


~vh

Użytkownik niezarejestrowany
    Śliczne.
Ocena:
0
Takie jungowskie. Powiedziałbym nawet: urban jungowskie ;). Jeden szczegół, którego jakoś nie doszukałem się w tekście (a wiadomo, w czym tkwi diaboł) - kolor skóry naszego Black Dog'a.
11-04-2007 12:29
~Bartosz 'Kastor Krieg' Chilicki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Wszystko, co nie jest powiedziane, jest zamierzonym niedopowiedzeniem - do uzupełnienia wedle woli przez Narratora.
11-04-2007 12:57
~vh

Użytkownik niezarejestrowany
    Aye.
Ocena:
0
To może ciut inaczej ujmę sprawę: oczywiste, że każdy-sobie-ustawi. Jeśli jednak czytam opis BNa, to (dla przyjemnego uczucia 'kompletności') chciałbym obok ubioru i uczesania zobaczyć też kolor skóry. Ot, drobna uwaga.
11-04-2007 13:18
~Bartosz 'Kastor Krieg' Chilicki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Umm, tak - tu jednak (choćby z racji wątku ze skinheadami) obie opcje dają inne możliwości. No i ksywka ma inne brzmienie w obu przypadkach.

Osobiście, wolę widzieć to niedopowiedziane.
11-04-2007 13:32
shav
   
Ocena:
0
Jest jak napisał Kastor - chciałem zostawić jak najwięcej furtek, możliwości swobodnego wykorzystania tego, co napisałem. Mogę powiedzieć jaki ma kolor skóry w mojej wizji, ale po co? :) Tak samo mógłbym napisać kim dla mnie naprawdę jest - Uratha, ghulem, wampirem czy jeszcze kimś innym, ale po co narzucać swoją interpretację?

Ale spokojnie, czasem powinny się też pojawiać postacie, które będą miały bardziej sprecyzowane wygląd, rolę itd. Taką mam nadzieję lol.
11-04-2007 15:22
~Bartosz 'Kastor Krieg' Chilicki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Tylko się nie zmuszaj - pamiętaj że wielowątkowość pozwala nam na dopisywanie większej ilości modularnego materiału ;)
11-04-2007 15:33
15939

Użytkownik niezarejestrowany
    Hmm...
Ocena:
0
Ładnie, ładnie.

Ja jednak wolę jak BNi są wyraziści. Mają wszystko sprecyzowane i nie trzeba się zastanawiać, co począć z tym kolorem skóry. Jest tak i już. A jak komuś nie pasuje to i tak sobie przerobi.

Po prostu w ten sposób wrabia się pewne pojęcie o BNie i łatwiej jest takiego odegrać. Natomiast w przypadku Black Dog'a tak nie ma. Do tej pory nie wiem, czy jest on chamowatym, nieco brutalnym i niecierpliwym murzynem, czy jednak białym raperem, który śpiewa jak to mu niedobrze na świecie bez dwóch palców i kroi swoich gości w pokoju na dole.

Choć ogólnie art jest bardzo dobry, a szczególnie początek. Oby tak dalej.
11-04-2007 18:22
~Bartosz 'Kastor Krieg' Chilicki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
A kto ci broni zrobić z niego jednego albo drugiego?

Co to znaczy "jest on XX albo YY"? Jest tym, co z niego zrobisz, kropka. Może być wszystkim, nawet pedofilem fetyszystą różowych tutu.
11-04-2007 19:03
15939

Użytkownik niezarejestrowany
    Innaczej
Ocena:
0
Gdy masz wyrazistą postać, lepiej ją czujesz. Ten koleś u góry nie jest wyrazisty. Jest wielowątkowy, taki "weź go i zrób z nim co chcesz". Oczywiście ma to swoje plusy, aczkolwiek gdy postać jest mocno nakreślona i opisana, może być niezwykle barwna na sesji. Po prostu MG, który będzie chciał takową wprowadzić podczas scenariusza, lepiej ją odegra, będzie miał ją jak na talerzu, co sprawi, że BN utkwi Bohaterom w myślach.

Teraz lepiej? :)
11-04-2007 20:54
shav
   
Ocena:
0
Moim zdaniem lepiej odegra właśnie postać, przy której pozostawiono mu swobodę decydowania o pewnych szczegółach - dzięki temu nie jest to dla niego (Narratora) twór całkowicie obcy. Zamiast tego ma BN-a, o którego różnych cechach sam zadecydował, dzięki czemu lepiej może go "poczuć" - nie musi się dostosowywać do przykazania: "odgrywasz tak i tak", tylko pozostawia mu się swobodę... Postać będzie wyrazista w taki sposób, w jaki sam Narrator zechce ją zarysować. I o to - wg mnie - chodzi.

Ale to już sprawa podejścia i oczekiwań wobec otrzymywanego materiału. Ja szukam właśnie uchylonych furtek, a nie samych suchych konkretów.

P.S. Raperem nie jest z całą pewnością - nie podejrzewałbym o to faceta w sile wieku, który aktywnie działał w ruchu skinheadowskim ;)
11-04-2007 21:12
~Bartosz 'Kastor Krieg' Chilicki

Użytkownik niezarejestrowany
   
Ocena:
0
Nie, a nawet gorzej.

Jeśli MG z powyższego nie potrafi zrobić samodzielnie wyrazistej postaci i musi mieć wszystko podane na talerzu, to jest lebiega, a nie MG.

Koleś powyżej jest wyrazisty, jest tak diablo wyrazisty że jestem na poczekaniu w stanie zrobić z niego trzech przekonujących NPCów. W pożądanym przez ciebie wypadku miałbym tylko jednego NPCa, przystosowanego ciasno do jednej wersji wydarzeń i okoliczności. W powyższej masz możliwość uczynienia go takim jakim chcesz przez proste decyzje, bez dopisywania czegokolwiek.

Do powyższego NPCa można napisać tony materiału dodatkowego, do ciasno zdefiniowane znacznie mniej.

Naprawdę nie widzisz, że jeśli masz NPCa o trzech możliwych rasach (wampir, ghul, wilkołak), dwóch możliwych podłożach etnicznych (biały, czarny), wieloznacznej moralności, to jest to znacznie mniej ograniczające i krępujące niż "czarny ghul bogatego Ventrue, jednoznacznie negatywna postać"?

Wystarczy zdecydować czy jest czarny, czy biały, czy jest Uratha, Spokrewnionym czy czymś innym, może zwykłym człowiekiem, a może Wilczej Krwi? Tak trudno to zrobić?

Naprawdę musisz mieć to powiedziane co do litery? :/
11-04-2007 21:29
Szczur
    Drogą stwierdzeń
Ocena:
0
że niedopowiedzenia w artykule są lepsze od informacji szybko dojdziecie do tego, że najlepszy NPC to taki, o którym nie ma napisanego nawet słowa - MG może z nim już zupełnie zrobić co chce, żaden opis go nie 'ogranicza' i w ogóle miodzio.
Bo na razie coś takiego postulujecie - że każda dodatkowa umieszczona informacja jest wadą a nie zaletą.

I przy okazji - naprawdę większość MG nie ma problemów z wykreślaniem/zmienianiem czegoś co im się nie podoba z NPCa.


Co do samego artykułu - szkic co najwyżej a nie postać, strasznie po łebkach napisane, jedyne co przedstawia IMHO realną wartość to story hooks.
12-04-2007 20:48
15939

Użytkownik niezarejestrowany
    Nie rozumiesz
Ocena:
0
Ja nie potrzebuję mieć rozpisanego BeENa :)

Gdybym chciał takiego, który jest mi potrzebny, to sam bym go stworzył. Twórcy BeENów często tworzą ciekawe postacie, na których można oprzeć całe przygody, które potrafią tchnąć nowego ducha w ograny scenariusz. Idąc tropem najnowszego Gwiezdnego Pirata i pewnego artykułu tam zawartego, można by rzec, że to swego rodzaju "Piękna Forma". Dlatego jeśli BN jest ładnie opisany i z klimatem, to ja wiem czego się ode mnie oczekuje podczas odgrywania takowego. W przypadku Black Dog'a nie mam zielonego pojęcia jak odegrać tego białego murzyna, bo to nie zostało wyraźnie nakreślone.

Ja po prostu lubię wyraziste postacie, które nadają przygodzie kolorytu. A jeśli już dajemy na net jakiegoś BNa, to niech będzie on zrobiony do końca, tak abym mógł go wziąć i wstawić do scenariusza, bez niepotrzebnego myślenia czy będzie on wilkołakiem czy magiem. Po to się właśnie robi takie artykuły, by zwolnić MG z tego obowiązku.

A nawet jeśli Black Dog byłby wilkołakiem, a na sesji byłby mi potrzebny ghul w skórze Black Dog'a to przecież nie problem to zmienić.

Co do uniwersalności postaci. Znasz takie przysłowie "Jak coś jest do wszystkiego..." wiadomo co dalej.

Zaznaczam, że to jest jedynie moja opinia, każda inna osoba lubi co innego.
12-04-2007 21:55
Jeremiah Covenant
   
Ocena:
0
Halfling +1
13-04-2007 00:05

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.