» Film » Recenzje » Gwiezdne wojny – Epizod 3: Zemsta Sithów

Gwiezdne wojny – Epizod 3: Zemsta Sithów

Gwiezdne wojny – Epizod 3: Zemsta Sithów
Szeroka reklama w Internecie premiery Zemsty Sithów w największym kinie Europy - Kinepolis w Poznaniu, była dla mnie sygnałem, że nie mogę przepuścić takiej okazji. Jako fan gwiezdnej sagi i zagorzały zwolennik Imperium zacierałem ręce na myśl o szturmowcach, gadżetach, setkach fanów z całej Polski i oczywiście premierze wyczekiwanego epizodu, w którym wreszcie Sithowie pokażą, na co ich stać.

W środę wróciłem z pracy, by szybko coś przekąsić i zabrać aparat, a potem ruszyłem wraz z Evą 'Senmarą' Haferkorn środkami miejskiej komunikacji do oddalonego na obrzeżach miasta Kinepolis. W autobusie jechali niemal sami fani Star Wars i czuć było atmosferę oczekiwania na premierę. Po drodze mijaliśmy wiele billboardów informujących o imprezie, a już z daleka kino witało fanów wielką flagą z Darthem Vaderem rozpiętą nad wejściem. Dotarliśmy na miejsce przed dziewiątą.

Pierwsze wrażenia nieco nas zdezorientowały. Totalne pustki w Kinepolis. W hollu brak jakichkolwiek gadżetów i wystawy, jedynie tabliczka ze strzałką i napisem "Strefa fanów Star Wars".

Dopiero dzisiaj dowiedziałem się, że w oszklonej gablocie z plakatami cały czas były jakieś materiały. Niestety, ani ja, ani żaden moich znajomych nie dostrzegł ich na premierze. Odebraliśmy bilety i pomknęliśmy do sali bankietowej, dokąd prowadziły nas strzałki informacyjne. Tutaj kolejne rozczarowanie - kilka tablic ze zdjęciami Legionu 501, współorganizatorami i jednocześnie największym oficjalnym fanowskim klubem Star Wars oraz jedno niewielkie stoisko sprzedające gadżety. Koszulka upamiętniająca premierę ("I was there") kosztowała 30 zł, ze stormtrooperem - 40, i z tego, co widziałem, szły jak ciepłe bułeczki. Sam kupiłem jedną, a jak!

Większość przybyłych przesiadywała w sali nr 20, oglądając amatorskie filmy Star Wars. Tutaj mieliśmy powtórkę z rozrywki, gdyż na większości konwentów istniała okazja poznać wiele z tych filmów, chociaż ludzie niezwiązani z fandomem oglądający je po raz pierwszy byli zachwyceni poziomem niektórych produkcji.

Do godziny 22.00 obserwowaliśmy konkurs wiedzy o Star Wars. Trudno jest mi ocenić jego poziom trudności, gdyż jestem skromnym miłośnikiem jedynie filmowej sagi i moja wiedza nie wykracza poza nią. Niemniej pytania o to, jaka jest szansa na przeżycie w pasie asteroidów (można się pomylić o 100), jaki numer miało stanowisko, na którym wylądował Sokół Milenium w bazie Imperium w Nowej nadziei, czy ile zniszczył myśliwców klasy TIE w całej sadze, rozłożyły mnie zupełnie na łopatki, chociaż uczestnicy dosyć dobrze radzili sobie nawet z trudniejszymi zagadnieniami. Po zakończeniu konkursu o godzinie 22.00 w sali bankietowej pojawiła się grupa przebrana w kostiumy - siedem osób z Polish Outpost 501 Legion, członkowie Poznańskiego Fanklubu Star Wars oraz kilku przebranych miłośników Gwiezdnych wojen - łącznie około kilkunastu osób. Wtedy dopiero poczuliśmy, ilu ludzi przybyło na premierę, gdyż fani, niczym azjatyckie hordy, przepychając się i tratując, rzucili się do robienia zdjęć. Któż po przybyciu na premierę przepuściłby taką okazję, by nie zrobić sobie fotki z Lordem Vaderem? Wszyscy przekonali się, że oficerowie Imperium (w tym urocza pani oficer), stormtrooperzy, lordowie Vaderowie, Chewbacca, Boba Fett, Darth Maul, imperialny gwardzista oraz grupa Jedi bardzo chętnie pozują do zdjęć. Przez godzinę byli całkowicie do dyspozycji przybyłych, za co należą się im wielkie podziękowania.

W chwili otwarcia sal kinowych byliśmy świadkami dantejskich scen. Zakupione bilety nie miały rezerwacji miejsc - każdy mógł usiąść, gdzie chciał, zatem konsekwencja tego była prosta - chcesz mieć dobre miejsce, musisz wejść jak najwcześniej. Szkopuł w tym, że salę otwierano godzinę przed premierą, zatem w korytarzu ustawiła się wielka kolejka. Na tym nie koniec, bowiem przed jej otwarciem ducha kolejki opanowała Ciemna Strona Mocy i cały tłum rzucił się przed siebie. Zaczął przewracać odgradzające barierki, tratować się nawzajem - kto pierwszy ten lepszy. Horror. Jako, że jesteśmy doświadczonymi weteranami podobnych scen, weszliśmy na salę jako jedni z pierwszych. Ze spokojem zajęliśmy miejsca w pierwszych rzędach (krótkowidze!) i przez około 40 minut czekaliśmy z niecierpliwością na film.

Wspomniałem już wcześniej, że od dawna kusiła mnie Ciemna Strona Mocy. Dlatego z utęsknieniem czekałem na Zemstę Sithów. Stronnikom Imperium należał się odwet za lata upokorzeń - za infantylizm Jar Jar Binksa, za Dartha Maula osaczonego przez dwóch Jedi, stormtrooperów padających jak muchy od pierwszego lepszego strzału, wyborowy odział piechoty imperialnej zmasakrowany przez pluszowych Ewoków. Mit Dartha Vadera - jednego z najpotężniejszych Jedi, który skłonił się ku Ciemnej Stronie Mocy za namową kanclerza Palpatine'a - nareszcie miał się nam objawić!

Film to feeria efekciarstwa. Ewidentnie, niektóre sceny i ujęcia Lucas zaserwował nam jako popis możliwości technicznych speców od efektów. Nie niosą one ze sobą żadnej treści, a trwają długie minuty. I to, niestety, da się mocno odczuć. Fabuła mocno kuleje, ważne dla historii motywy zostały potraktowane po macoszemu, a tymczasem wszelkie walki i pościgi są przeciągnięte ponad miarę.

Porażają wspaniałe obrazy - panoramy baz kosmicznych, statków, miasta, budowli. Bardzo pozytywnie wypadają Wookee ze swoją "technofeudalną" technologią. Możemy znów zobaczyć Yodę w akcji, jak również samego Lorda Sidiousa (Ian McDiarmid). Pierwsze minuty pojedynku mistrza i ucznia - Anakina (Hayden Christensen ) z Obi-Wanem (Ewan McGregor) zniewalają dynamika i dramatyzmem. Niestety, Lucas, zamiast szybko zakończyć ten pojedynek, zanudza widza efektowną, choć już zupełnie pozbawioną dramatyzmu walką przez kilka dobrych minut. Operowanie Anakina i składanie mu sławetnej czarnej zbroi uważam za bardzo dobrze opracowaną scenę. Ból Anakina, przeplatany ujęciami rodzącej Amidali, to smaczek, jakich niewiele w tym "odcinku". Innym smaczkiem jest rozkaz nr 66 - likwidacja Jedi przez klonów-szturmowców podniesie ciśnienie niejednemu fanowi.

Za to przejście Anakina Skywalkera na Ciemną Stronę Mocy wygląda po prostu mało wiarygodnie. Waga, jaką Anakin przykładał do koszmaru sennego, oraz determinacji, z jaką pragnął "oszukać śmierć", przypominają nam bełkot chorego psychicznie, a już na pewno osobę, która ma problemy ze zrozumieniem świata. Namawianie Skywalkera przez kanclerza do Ciemnej Strony Mocy jest tak naiwne, że nawet 7-latek wyczuje w tym blef. Daleko mu do emocji i dramatyzmu, jakie zawierało kuszenie Luka w Powrocie Jedi, opierające się na oddziaływaniu na niskich pobudkach: potędze, sile, agresji. Tutaj mamy banały typu: "zapewnimy wieczny pokój", "razem oszukamy śmierć", "jestem biedny i słaby" z chrapliwym i upiornym śmiechem po każdej deklaracji. W filmie nie uświadczymy szkolenia Anakina przez nowego mistrza - w zasadzie ważne sprawy dzieją się bardzo szybko. Wszak, jeśli wyrzucić efekciarskie wątki, na historię upadku zostaje niewiele czasu.

Z góry rozczarują się osoby, które chciałyby ujrzeć Vadera, rozprawiającego się z Radą Jedi. Nie zdradzając treści filmu - powiem Wam tylko, że poczułem się srogo rozczarowany. Anakin, po którym tyle się spodziewaliśmy, symbol postrachu Jedi w pierwszej trylogii, jako zły Darth Vader, w Zemście Sithów nie stacza ani jednej zwycięskiej walki z równorzędnym mu przeciwnikiem, dopuszcza się za to czynu, który wydaje się do cna podły i niegodny. Dla osłody muszę dodać, że Hayden Christensen w czarnym płaszczu i z lśniącymi oczyma wyglądał naprawdę mrocznie i niesamowicie, zachowując się jakby zupełnie opętała go Ciemna Strona Mocy. Przechodziły mnie wtedy ciarki na plecach, takie same jak otwarcie windy z Darthem Maulem w Mrocznym widmie, czy scenie pojedynku Luke'a z ojcem w Imperium kontratakuje.

Wątek romansowy Skywalkera i Amidali (Natalie Portman) można zakwalifikować do typowego serialu brazylijskiego. Obmierzły wstręt, jaki napawa panią senator do rządów niedemokratycznych, został nam tak ukazany, że mam spore wątpliwości, czy Amidala bardziej kocha Ankina, czy demokrację. Taka romantyczna matka-Polka, tylko w wydaniu amerykańskim.

Podsumowując, według informacji pozyskanych od współorganizatorów - poznańskiego klubu Star Wars - na premierę przybyło około dwóch i pół tysiąca osób. Nie było wielu atrakcji; wielka szkoda, że termin ten nie został zgrany z jakimś konwentem w klimacie Star Wars - byłby to znakomity czas ku temu. Organizatorzy starali się jak mogli, ale dobra reklama zwodniczo wygórowała nasze oczekiwania. Wielką pomyłką są bilety bez numerów miejsc, ale to już kwestia samej organizacji Kinepolis.

Jaka premiera, taki film. Oczekiwania przerosły rzeczywistość. Zemsta Sithów jest filmem dobrym, ale nic ponadto. Jest logicznym i dobrym łącznikiem pomiędzy Atakiem klonów a Nową nadzieją, podejmuje wszystkie nitki historii i z mniejszą lub większa gracją łączy je ze sobą. Doskonały pomost między stara trylogią, a nowym częściami. Lucas wpisał go w kino "fali komiksowej" - skierowanej dla typowych nastolatków ery gier konsolowych. Mamy zatem wspaniałe efekty i wielką dynamikę - tak obrazu jak scen walk i pościgów - kosztem opowiadanej historii.
Zaloguj się, aby wyłączyć tę reklamę

Galeria


Tytuł: Gwiezdne wojny - Epizod 3: Zemsta Sithów (Star Wars Episode III: Revenge of the Sith)
Reżyseria: George Lucas
Scenariusz: George Lucas
Muzyka: John Williams
Zdjęcia: David Tattersall
Obsada: Ewan McGregor, Natalie Portman, Hayden Christensen
Kraj produkcji: USA
Rok produkcji: 2005
Czas projekcji: 140 min.



Czytaj również

Komentarze


Jeszcze nikt nie dodał komentarza.

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.