Grzech zaniechania
W działach: Eintopf, Malkontentka na zakupach | Odsłony: 1
Grzech zaniechania popełnia biblioteka, zaopatrując się w cześć 3, 4 5 jakiegoś cyklu, nie dbając o nabycie pierwszego i wpuszczając tym samym klienta przybytku w maliny. Zwłaszcza wtedy, gdy jest on /ona ( homo bibliothecus) niekompetentny i nie wie, czy to cześć I , II czy któraś z kolei ( tak, ja tez mogę popatrzeć na okładkę, lecz nie zawsze tam umieszczą informacje). I dziwić się, że czytelnictwo w kraju kuleje na obie nogi ( lub media znów kłamią na ten temat, to jest możliwe. Chociaż w tym wypadki jestem skłonna im wierzyć). Kiedy system organizacji w bibliotece jest beznadziejnie wprost chaotyczny, bo szuka człowiek narodowością autora a nie gatunkiem literackim. I pół biedy mamy, kiedy książki są właściwie podpisane i ustawione. Cała zaś bieda z nędzą na dokładkę wychodzą z ukrycia, gdy na półeczce panuje bajzel, Sodoma i Gomora, i diabli wiedza, co jeszcze. A zawiadujące przybytkiem osoby nie maja pojęcia, gdzie co jest ( mimo że teoretycznie wiedzą, gdzie stać powinno). O zachęcaniu do czytelnictwa w wydaniu polskich bibliotek szkoda mówić, spotkania z autorami są rzadkie, a tzw. "kluby książki" to, przynajmniej w znanych mi przypadkach, kolejny przybytek gdzie
- propaguje się durne czytadła, Grocholę czy inne Szwaje.
- skupia na gadaniu o bzdetach przy kawie i ciastkach, a każdą próbę wprowadzenia czegoś nowego kwituje durnowatym chichotem .
Nie mówiąc już o tym ,że najbardziej zniechęca stosunek bibliotekarzy do interesantów....
Grzech zaniechania popełnia księgarnia, gdy na witrynie sklepowej stawia w jednym rzędzie kalekie płody domorosłych pisarzyn klonujących "Zmierzch" i przyzwoitą literaturę. Zaniechanie polega tu na tym, że paskudztwo ilościowo dominuje nad pożyteczną literaturą ( nad takim Komudą na przykład), zasłaniając je swoimi pretensjonalnymi, pseudo klimatycznymi okładkami. Jak ludzie mają być zainteresowani literaturą, jeśli osoba mająca zachęcać do jej kupna (gdy klient prosi o polecenie czegoś) zdanie rozpoczyna od " Eeee... ", a potem udaje, że wie, o co chodzi. A nie wie nawet, że ma stos książek autora, o którego potencjalny kupujący pyta. Do momentu, w którym klient przyniesie pod nos panu sprzedawcy i nie wyciągnie mamony, by uiścić rachunek. Osobiście znam tylko jedną księgarnie, gdzie pan za ladą wie, co posiada na składzie, co ma sie ukazać i kiedy oraz służy porządną pomocą ( bo sam chyba tez lubi czytać). Poza tym rozpacz ogarnia.
Limit zakupów książkowych na najbliższe miesiące ( jeszcze jeden wyjątek się zrobi) wyczerpany. Ale tak sobie mówię tylko, obiecuję, oszukuję się. Zobaczę jakaś ciekawą recenzję, zapowiedź.. Zakupoholizm ukierunkowany na dobro papierowe z drukiem..... Trzeba podwyższyć średnią krajową chociaż w jednym względzie...