25-06-2012 16:30
Gry z dreszczykiem
W działach: gry, konsole, PC, horror | Odsłony: 70
Chciałbym zrobić mały, subiektywny przegląd 6 gier z dreszczykiem, w które warto zagrać. No to zaczynamy!
Miejsce 6: ...
Miejsca szóstego nie okupuje żadna gra. Chciałbym tym gestem podkreślić jaka panuje posucha w temacie growego horroru. W zasadzie można by powiedzieć, że gatunek jest jak zombie - niby martwy, ale jeszcze się rusza. Rynek mainstreamowy podzielony przez największych deweloperów dąży do totalnej przystępności. To już nawet nie jest zwykła casualizacja i upraszczanie gier, które wyraża się w tym, że gry są coraz łatwiejsze i coraz jest mniej w nich grania, na rzecz oglądania bzdurnych animacji i skryptów. Przystępnąść do której dążą deweloperzy to też brak wszelkich ambitnych treści. No i niedopuszczalne jest robienie horrorów. Jeszcze jakiś casual się przestraszy i gry nie kupi, nie?
Dążeniem panów w garniturach dzierżących teczki z pieniędzmi jest oczywiście maksymalizacja zysku, i minimalizacja kosztów. Gier, które nie mają szans trafić do kilku milionów graczy się nie robi. Nikt nie zamierza organizować 10 ekip deweloperów tylko po to, żeby swoimi niszowymi 10 grami zarobić tyle, co jedno duże studio na jednym dużym sequelu, który w zasadzie jest mission packiem do gry, która wyszła 8 lat temu. Jedyny wyjątek, kiedy wielkie studia łaskawie zgadzają się finansować małe gry to produkcja crapów na licencjach. Wszak wiadomo, że tytuł jakieś badziewnego filmu na okładce swoje zrobi i crap się zwróci.
Panowie w garniturach znaleźli też sobie nową rozrywkę: napierdalanie się z graczy niemainstremowych. Robienie sobie jaj z fanów horroru jest na porządku dzienny zarówno u garniturkowców z Capcomu jak i z Electronics Arts. Otóż taki garniturkowiec staje przed ludźmi na prezentacji strzelaniny, po czym wmawia im, że to horror. Świetny żart, doprawdy.
Miejsce 5: Alan Wake
Napiszę to prosto z mostu: gra jest nudna i słabo straszy. Jej charakter jest dość zręcznościowy, mamy sporo strzelania, ale mimo wszystko klimat jest dość mroczy. Nasi przeciwnicy to jacyś wieśniacy opętani przez ciemność. Gra ma fajny patent, gdyż najpierw należy przeciwników potraktować latarką, żeby wygonić z nich ciemność, która daje im siłę, a dopiero potem zaczyna się klasyczna sieczka. Ciemność może też opanowywać przedmioty, no i mamy latające ptaszory utkane z mroku. Klimacik momentami jest i do czasu gra się przyjemnie, ale od połowy gry daje o sobie znać mała ilość przeciwności losu i to całe strzelanie staje się strasznie monotonne. Mimo wszystko dla kilku momentów i dobrej fabuły można zagrać. Jak to mawiają: na bezrybiu i rak ryba.
Miejsce 4: Dead Space
Żeby wszystko było jasne - piszę o Dead Space 1, która to gierka jest zgrabnym mariażem strzelaniny i horroru. Mam pewną teorię dotyczącą tego, co oznacza liczba w poszczególnych częściach Dead Space. Otóż w Dead Space (niby bez numerka, ale domyślnie 1) straszenie było na pierwszym planie. Wespół ze strzelaniem, to prawda, ale jednak. W Dead Space 2 straszenie zeszło na drugi plan. Sądząc po materiałach jakie widziałem z Dead Space 3, tam straszenie będzie na trzecim planie. I coś mi mówi, że powstanie Dead Space 4. I wiecie co? Czwarty plan będzie poza kamerami i tam straszenia już w ogóle nie będzie. No, ale wróćmy do pierwszej części gry. Mamy opcję wskoczenia za stery kosmicznego górnika, którego ruchy krępuje ciężki kombinezon. Tam, w przyszłości mają dość wielofunkcyjne górnicze narzędzia, które świetnie nadają się do ćwiartowania. I mają też nielichy problem, który sprawia, że jest co ćwiartować. I tak pół gry to owe ćwiartowanie, a drugie pół eksploracja i całkiem nieźle drażniące nerwy motywy straszące. Nieźle.
Miejsce 3: Silent Hill Downpour
Downpour to wyjątkowa część Silent Hilla. Najlepsza część serii od czasów kultowego Silent Hill 2, i jednocześnie część, która ma najgorsze recenzje. Przez wiele (podobno) prestiżowych zagranicznych serwisów gra została uznana za crap. Ja się nie dziwię, bowiem za casualizacją rynku gier musiała pujść też casualizacja recenzentów. Wszak, jeśliby przyłożyć do Downpoura wymagania odnośnie gry akcji to faktycznie - Downpour to crap. Raz, że przez niski budżet w porównaniu do najlepiej sprzedających się serii grafa nie taka, dwa, że walka jest jednym ze słabszych elementów gry. Tym, że są ciekawe zagadki, klimat nawiedzonego miasta, któe można swobodnie eksplorować, wątki poboczne, ciekawie zaprojektowane miejscówki, rewelacyjna fabuła, genialna wręcz muzyka i sporo udanych, dziwacznych, surrealistycznych momentów nie ma co sięprzejmować. Ja jednak Downpoura faną mrocznych klimatów chciałbym polecić, choć jednej rzeczy nie mogę przeżyć. Otóż maszkary, które stają na naszej drodze często, gęsto mają żenujący wręcz design. Wstyd, tym bardziej, że jest ich niewiele. Sytuację ratuje nieco ostatni boss, który daje radę, ale to kropla w morzu potrzeb.
Miejsce 2: Silent Hill 2
Na początek przestrzegę wszystkich konsolowców przed wersją HD, która graficznie prezentuje się 2 klasy gorzej niż wersja z PS2. Nie dajcie się nabić w butelkę. Dwójeczka ma strasznie przestarzały system ubijania maszkar, ale nie o to przecież chodzi. Świetne monstra, świetna, momentami wzruszająca fabuła, zamglone klimatyczne lokacje, inspirujące zagadki. Jak ktoś nie grał, niech się nie wacha, to gra, która nie daje o sobie zapomnieć.
Miejsce 1: Amnesia: The Dark Descent.
To wstyd. To wstyd, że niskobudżetowa, niezależna gierka, stworzona przez pięcioosobową ekipę bez problemu potrafi bardziej nastraszyć, niż jakakolwiek znana mi gra w historii. Czy naprawdę żaden garniturkowiec z zasranego wielkiego świata nie wpadnie na pomysł, żeby zatrudnić 30 osobową ekipę i kosztem 1/3 budżetu dużego tytuły zrobić porządny horror, który bez ściemy trafi w niszę fanów strachu? Przyzwoita sprzedaż gwarantowana - na rynku growych horrorów panuje taka posucha, że nie może być inaczej. Ale skoro duzi wydawcy olali temat, to na szczęście znalazł się ktoś, kto postanowił coś z tym zrobić. Amnesia wygrywa przede wszystkim bezkompromisowym podejściem. Tu, jak nam wyskoczy jakieś monstrum, to nie umieszczamy go w środku celownika i nie wciskamy przycisku odpowiedzialnego za spust. Tu nie mamy broni. W tej grze się ucieka. Ale to nie jedyny powód, dla którego Amnesia straszy najbardziej. Drugim jest udany zabieg identyfikacji gracza z głównym bohaterem. Po pierwsze, gra posiada widok z pierwszej osoby. Po drugie zaś, prozaiczne czynności w stylu otwierania drzwi wykonujemy nie jednym wciśnięciem guzika, a ruchem myszy, przez co mamy nad nimi kontrolę. Kiedy podchodzimy do drzwi możemy albo zamaszyście je otworzyć na oścież, albo powoli je uchylić, bo zobaczyć, co jest za nimi. Uciekając, jeśli chcemy za soba zamknąć drzwi błyskawicznie się oglądamy i zatrzaskujemy je nerwowym machnięciem gryzonia. Drobna rzecz, a daje wczówkę! Sama gra jest klonem klasycznych przygodówek point & click, rozwiązujemy więc zagadki poznając przy okazji całkiem ciekawą fabułę. Sama eksploracja zaś jest urozmaicona faktem, że kiedy pozostajemy w cieniu nasz protagonista dostaje bzika. Tymczasem nie możemy mieć ciągle włączonej lamy, gdyż oliwa do niego się szybko kończy, masowe podpalanie kandelabrów i pochodni także odpada, bowiem krzesiwo to także towar deficytowy. Gierkę polecam, bo nie dość, że naprawdę straszy, to jeszcze nie jest droga.
Miejsce 6: ...
Miejsca szóstego nie okupuje żadna gra. Chciałbym tym gestem podkreślić jaka panuje posucha w temacie growego horroru. W zasadzie można by powiedzieć, że gatunek jest jak zombie - niby martwy, ale jeszcze się rusza. Rynek mainstreamowy podzielony przez największych deweloperów dąży do totalnej przystępności. To już nawet nie jest zwykła casualizacja i upraszczanie gier, które wyraża się w tym, że gry są coraz łatwiejsze i coraz jest mniej w nich grania, na rzecz oglądania bzdurnych animacji i skryptów. Przystępnąść do której dążą deweloperzy to też brak wszelkich ambitnych treści. No i niedopuszczalne jest robienie horrorów. Jeszcze jakiś casual się przestraszy i gry nie kupi, nie?
Dążeniem panów w garniturach dzierżących teczki z pieniędzmi jest oczywiście maksymalizacja zysku, i minimalizacja kosztów. Gier, które nie mają szans trafić do kilku milionów graczy się nie robi. Nikt nie zamierza organizować 10 ekip deweloperów tylko po to, żeby swoimi niszowymi 10 grami zarobić tyle, co jedno duże studio na jednym dużym sequelu, który w zasadzie jest mission packiem do gry, która wyszła 8 lat temu. Jedyny wyjątek, kiedy wielkie studia łaskawie zgadzają się finansować małe gry to produkcja crapów na licencjach. Wszak wiadomo, że tytuł jakieś badziewnego filmu na okładce swoje zrobi i crap się zwróci.
Panowie w garniturach znaleźli też sobie nową rozrywkę: napierdalanie się z graczy niemainstremowych. Robienie sobie jaj z fanów horroru jest na porządku dzienny zarówno u garniturkowców z Capcomu jak i z Electronics Arts. Otóż taki garniturkowiec staje przed ludźmi na prezentacji strzelaniny, po czym wmawia im, że to horror. Świetny żart, doprawdy.
Miejsce 5: Alan Wake
Napiszę to prosto z mostu: gra jest nudna i słabo straszy. Jej charakter jest dość zręcznościowy, mamy sporo strzelania, ale mimo wszystko klimat jest dość mroczy. Nasi przeciwnicy to jacyś wieśniacy opętani przez ciemność. Gra ma fajny patent, gdyż najpierw należy przeciwników potraktować latarką, żeby wygonić z nich ciemność, która daje im siłę, a dopiero potem zaczyna się klasyczna sieczka. Ciemność może też opanowywać przedmioty, no i mamy latające ptaszory utkane z mroku. Klimacik momentami jest i do czasu gra się przyjemnie, ale od połowy gry daje o sobie znać mała ilość przeciwności losu i to całe strzelanie staje się strasznie monotonne. Mimo wszystko dla kilku momentów i dobrej fabuły można zagrać. Jak to mawiają: na bezrybiu i rak ryba.
Miejsce 4: Dead Space
Żeby wszystko było jasne - piszę o Dead Space 1, która to gierka jest zgrabnym mariażem strzelaniny i horroru. Mam pewną teorię dotyczącą tego, co oznacza liczba w poszczególnych częściach Dead Space. Otóż w Dead Space (niby bez numerka, ale domyślnie 1) straszenie było na pierwszym planie. Wespół ze strzelaniem, to prawda, ale jednak. W Dead Space 2 straszenie zeszło na drugi plan. Sądząc po materiałach jakie widziałem z Dead Space 3, tam straszenie będzie na trzecim planie. I coś mi mówi, że powstanie Dead Space 4. I wiecie co? Czwarty plan będzie poza kamerami i tam straszenia już w ogóle nie będzie. No, ale wróćmy do pierwszej części gry. Mamy opcję wskoczenia za stery kosmicznego górnika, którego ruchy krępuje ciężki kombinezon. Tam, w przyszłości mają dość wielofunkcyjne górnicze narzędzia, które świetnie nadają się do ćwiartowania. I mają też nielichy problem, który sprawia, że jest co ćwiartować. I tak pół gry to owe ćwiartowanie, a drugie pół eksploracja i całkiem nieźle drażniące nerwy motywy straszące. Nieźle.
Miejsce 3: Silent Hill Downpour
Downpour to wyjątkowa część Silent Hilla. Najlepsza część serii od czasów kultowego Silent Hill 2, i jednocześnie część, która ma najgorsze recenzje. Przez wiele (podobno) prestiżowych zagranicznych serwisów gra została uznana za crap. Ja się nie dziwię, bowiem za casualizacją rynku gier musiała pujść też casualizacja recenzentów. Wszak, jeśliby przyłożyć do Downpoura wymagania odnośnie gry akcji to faktycznie - Downpour to crap. Raz, że przez niski budżet w porównaniu do najlepiej sprzedających się serii grafa nie taka, dwa, że walka jest jednym ze słabszych elementów gry. Tym, że są ciekawe zagadki, klimat nawiedzonego miasta, któe można swobodnie eksplorować, wątki poboczne, ciekawie zaprojektowane miejscówki, rewelacyjna fabuła, genialna wręcz muzyka i sporo udanych, dziwacznych, surrealistycznych momentów nie ma co sięprzejmować. Ja jednak Downpoura faną mrocznych klimatów chciałbym polecić, choć jednej rzeczy nie mogę przeżyć. Otóż maszkary, które stają na naszej drodze często, gęsto mają żenujący wręcz design. Wstyd, tym bardziej, że jest ich niewiele. Sytuację ratuje nieco ostatni boss, który daje radę, ale to kropla w morzu potrzeb.
Miejsce 2: Silent Hill 2
Na początek przestrzegę wszystkich konsolowców przed wersją HD, która graficznie prezentuje się 2 klasy gorzej niż wersja z PS2. Nie dajcie się nabić w butelkę. Dwójeczka ma strasznie przestarzały system ubijania maszkar, ale nie o to przecież chodzi. Świetne monstra, świetna, momentami wzruszająca fabuła, zamglone klimatyczne lokacje, inspirujące zagadki. Jak ktoś nie grał, niech się nie wacha, to gra, która nie daje o sobie zapomnieć.
Miejsce 1: Amnesia: The Dark Descent.
To wstyd. To wstyd, że niskobudżetowa, niezależna gierka, stworzona przez pięcioosobową ekipę bez problemu potrafi bardziej nastraszyć, niż jakakolwiek znana mi gra w historii. Czy naprawdę żaden garniturkowiec z zasranego wielkiego świata nie wpadnie na pomysł, żeby zatrudnić 30 osobową ekipę i kosztem 1/3 budżetu dużego tytuły zrobić porządny horror, który bez ściemy trafi w niszę fanów strachu? Przyzwoita sprzedaż gwarantowana - na rynku growych horrorów panuje taka posucha, że nie może być inaczej. Ale skoro duzi wydawcy olali temat, to na szczęście znalazł się ktoś, kto postanowił coś z tym zrobić. Amnesia wygrywa przede wszystkim bezkompromisowym podejściem. Tu, jak nam wyskoczy jakieś monstrum, to nie umieszczamy go w środku celownika i nie wciskamy przycisku odpowiedzialnego za spust. Tu nie mamy broni. W tej grze się ucieka. Ale to nie jedyny powód, dla którego Amnesia straszy najbardziej. Drugim jest udany zabieg identyfikacji gracza z głównym bohaterem. Po pierwsze, gra posiada widok z pierwszej osoby. Po drugie zaś, prozaiczne czynności w stylu otwierania drzwi wykonujemy nie jednym wciśnięciem guzika, a ruchem myszy, przez co mamy nad nimi kontrolę. Kiedy podchodzimy do drzwi możemy albo zamaszyście je otworzyć na oścież, albo powoli je uchylić, bo zobaczyć, co jest za nimi. Uciekając, jeśli chcemy za soba zamknąć drzwi błyskawicznie się oglądamy i zatrzaskujemy je nerwowym machnięciem gryzonia. Drobna rzecz, a daje wczówkę! Sama gra jest klonem klasycznych przygodówek point & click, rozwiązujemy więc zagadki poznając przy okazji całkiem ciekawą fabułę. Sama eksploracja zaś jest urozmaicona faktem, że kiedy pozostajemy w cieniu nasz protagonista dostaje bzika. Tymczasem nie możemy mieć ciągle włączonej lamy, gdyż oliwa do niego się szybko kończy, masowe podpalanie kandelabrów i pochodni także odpada, bowiem krzesiwo to także towar deficytowy. Gierkę polecam, bo nie dość, że naprawdę straszy, to jeszcze nie jest droga.